Dojechałem
4:46 -> 20:10
czyli 39:24 brutto
3 zdania:
Jest to mój powrót do roweru (do roweru wróciłem w sierpniu zeszłego roku) i do dłuższych dystansów po 9 latach przerwy. Co gorsza, w czasie 3 tygodni poprzedzającyh KH zrobiłem tylko 70km na rowerze (pływanie, kajaki, bieganie, góry to nie rower). I ten brak objeżdżenia było czuć. Trasa planowo miała 540.6 km i 7060 podjazdów. Jechałem na 20 letnim MTB na slickach prawie w oryginalnej specyfikacji (takie mam hobby). Wszędzie gdzie się dało wkładałem skróty terenowe.
Kiedy co wysiadło:
Stopy po 120km
Kolana po 290 km
Przestałem przyjmować słodycze po 350 km i musiałem tracić czas na schabowe i hotdogi na każdej napotkanej stacji.
Totalny brak mocy po 400km (na magurę wilkowicką 2/3 musiałem podprowadzić)
Całość wytrzymały: głowa (tylko na chwilę miała przerwę 15 minut na 500km), żołądek, ręce i plecy (tydzień kajaków przed KH bardzo dobrze poprawił dwa ostatnie elementy)
Co ciekawe miałem nagły powrót sił na końcówce i wały w Krakowie przejechałem ze średnią 32 km/h na tym swoim MTB. A 1,5h wcześniej siedziałem na przystanku i zastanawiałem się jak dojechać.
Nie spałem nic i nie potrzebowałem.
Zjeżdżałem bardzo ostrożnie. Z Velickiego Stawu mam rekord 13 minut, a w czasie KH zjeżdżałem 20 minut.
Skróty były pełne niespodzianek:
- najpiękniejsza to może chmur a ja na szcycie o wschodzie słońca w okolicy wsi Malatina
- spotkałem też nowiutki asfalt na czymś, co miało być drogą pełną kamieni poniżej Podbanskego
- Przehyba terenowo spoko. szutr powyżej Czardy lepszy niż w maju - zmyło trochę kamyczków i trzymało przyczepność, a zjazd do Szlachtowej to jeden z moich ulubionych zjazdów
- najbardziej ujechałem się na podejściu na Halę Boraczą zielonym szlakiem (jakoś inaczej pamiętałem ten szlak)
Wpadnę na chwilę na afterparty dzisiaj