Z Wisłą też w sumie nie miałem większych problemów, aby prywatnie sobie pokręcić z ekipą. No i co nieco z jej dzikości udało się zobaczyć. Że o atmosferze nie wspomnę Jak Troków nie będzie to pojadę na całą Wisłę już w roku 2020. Grunt, to dobrze zaplanować urlop ...
No nie wiem. Raps, który jechał gravelem stwierdził, że najbardziej dostały popalić dłonie, przez brak amortyzacji. Zysk z jazdy po asfalcie znikł, gdy zrobiło się dziurawo. Powiedział, że się wybierze za rok, fullem.
W moim gravelu mam amortyzację przód tył i z dobrą owijką i wkładkami żelowymi nie mam żadnych problemów z rękami.
W terenie miałem te same prędkości co koledzy jadący (na równi ze mną) MTB
na asfalcie komfort lemondki sprawdził, że mogłem odpocząć.
Sam myślałem, by się wybrać gravelem, ale znane mi osoby, choćby wspominany Raps, czy miszcz PeGieERa, Olo, twierdzą, że lepiej mtb.
Trochę czasu zostało do podjęcia decyzji. Choć w sumie ważniejsza jest ta, czym jechać Tuscany Trail...
Wisła 1200 przejechana wspólnie z Kotem - jak dla mnie kapitalna impreza. Trasę tego wyścigu oceniam jako świetną, bardzo urozmaiconą, z wszelakimi typami nawierzchni, ale w takich ilościach by nie zniechęcić żadną z nich. W porównaniu z zeszłym rokiem zaszło parę sporych i istotnych zmian, trasa była też trudniejsza, z większą liczbą górek. Doszły kopce krakowskie z największymi na tej imprezie podjazdami, doszedł przejazd przez centrum Krakowa, doszły fajne sekcje MTB przed Kazimierzem Dolnym, zamiast nudnego kawałka po lewej stronie Wisły. Doszedł wreszcie niesamowity Grudziądz - kapitalny przejazd przez miasto i długi, wymagający interwałowy singiel przed nim, a wreszcie przejazd przez fort za miastem.Bardzo przypadły mi do gustu przejazdy przez ładne miasta nadwiślańskie, tak by pokazać ich liczne zabytki, jedynie Warszawa tutaj do poprawki, bo przejazd Pragą po krzakach nic piękna stolicy nie pokazuje. Duży szacunek dla organizatora za tak opracowaną trasę, bo wymagało to kupę roboty i objazdów terenowych. IMO ta trasa świetnie ukazuje piękno Polski, pokazuje, że nie tylko w górach potrafi być ładnie.Jazda samego maratonu to coś zupełnie innego niż maratony szosowe, przede wszystkim nieporównanie większe urozmaicenie nawierzchni, powodujące, że spektrum sprzętu jest niesamowite - od szosówek po fatbike, sam jechałem na amortyzowanym rowerze i dla mnie był to dobry wybór. Także z polskich imprez - to najbardziej "żywy" maraton, mnóstwo kibiców, ileś osób tworzących spontanicznie punkty wsparcia, świetna atmosfera. Można się i ścigać i jechać zupełnie turystycznie. Organizacyjnie wyścig świetnie zrobiony, na mecie wielki namiot, możliwość prysznica, ciepły posiłek itd.