Jak widać z namiotu niewiele korzysta. Ale myślę, że daje jej taki komfort psychiczny, że w każdym momencie, każdym miejscu i warunkach może sobie go rozłożyć i mieć schronienie
Te 200 km/dzień to jakaś magiczna liczba?
To chyba powinno zależeć od możliwości, kondycji danej osoby...
Ten namiot to chyba bardziej Marzenę obciąża niż pomaga; mówiłem jej przed startem żeby z niego zrezygnowała i zrobiła sobie dokładną listę z lokalizacją urzędów pocztowych przy trasie. Przy pewnym poziomie zmęczenia nie chce się rozkładać namiotu, wygodniej i szybciej jest położyć się na podłodze w budynku, a nawet jak pokazują wpisy Marzeny przeczekać deszcz w kiblu toi-toi.
Ten namiot to chyba bardziej Marzenę obciąża niż pomaga;
Namiot ma sens jak się go uzywa, a ona chyba raz tylko w nim spala. Powtórzyła błąd z MRDP, gdzie miała namiot a czas na szukanie kwater traciła
byłem w Decathlonie popatrzyć na namioty, maty i śpiwory. Jak sobie policzyłem ile ten minimalistyczny sprzęt kosztuje
"Nie mieszajmy myślowo dwóch różnych systemów walutowych".Decathlon to jest supermarket i takiż jest też sprzęt tam oferowany. Nie umniejszając funkcjonalności tego sprzętu do wielu popularnych zastosowań oraz szerokiej dostępności z uwagi na stosunkowo niskie ceny, daleko oferowanym tam produktom do tego, czego używa się w turystyce "specjalistycznej".PABLO
... Wątpię, żeby mi się to zwróciło, wliczając pozostałe planowane maratony...
Na taką trasę nie wybrałbym się bez [...]
Jak szczęście sprzyja to docierają do mety, na lekko, z dobrym czasem, na dobrym miejscu. Jak cokolwiek pójdzie nie tak - pogoda, awaria, zaopatrzenie, itp. po prostu się wycofują (zawsze da się to jakoś szumnie uzasadnić). Turystycznie bez sensu, ale sportowo jest to jakaś koncepcja.
Ekwipunek się kupuje zwykle na dłuższy okres. Wtedy ma większą szansę na zwrócenie się w postaci większej przyjemności z działania albo większego bezpieczeństwa.Może być też tak, że już na pierwszym maratonie się "zwróci", czyli przyda tak bardzo, że bez niego byłoby trudno.Na taką trasę nie wybrałbym się bez żadnej ochrony przed deszczem i choćby minimalnej izolacji od podłoża. Głupia awaria roweru podczas silnego deszczu może sprawić kłopot, nie wnikając w takie sytuacje jak gorsze samopoczucie albo kontuzja. Inna sprawa, że nie przyglądałem się trasie maratonu i jeśli z każdego miejsca jest w miarę dogodny dojazd do cywilizacji, to nie ma sensu panikować.
Zależy od taktyki. Zauważyłem na podstawie relacji, które przeczytałem, że są tacy, co jadą niemal zupełnie na lekko. Jak szczęście sprzyja to docierają do mety, na lekko, z dobrym czasem, na dobrym miejscu.