Każdy miesiąc rozdzielam na 4 tygodnie, tzn 1 tydzień 300, 2 tydzień 330, 3 tydzień 350~400 (dystans 200, 250, etc. wypadły raz w miesiącu w tym tygodniu), 4 tydzień 250~270 jako odpoczynek. Kiedyś w ten sposób biegałem (nie taki kilometra ale zwiększając w en sposob obciazenie) i było ok. Co myślicie o takim planie?
Mnie osobiście na samo słowo trening robi się niedobrze. Kojarzy mi się z obowiązkiem, a nie chciałbym się zmuszać do jazdy na rowerze. Już całkiem nie wyobrażam sobie jakichś regularnych sesji na dusznej siłowni. Zamiast tego wolę pojechać 200 km na kawę do Sandomierza, czy przejechawszy 400 km pokazać towarzyszce życia jak wygląda o północy rynek w Zamościu... Podczas takiej dziesiątej czy piętnastej jazdy wiesz więcej niż po przeczytaniu kilku mądrych książek. I nawet BBT da się przejechać. Ale trzeba nauczyć się słuchać swojego ciała. Reagować, zmieniać, testować, nabierać doświadczenia. Najczęściej samotnie - ale to też przyjemne. Czasem w towarzystwie. Tak też można i pewnie wielu z nas tak robi. Niekoniecznie z treningami rozpisanymi co do minuty. I tak jak napisał Michał: to powinno sprawiać przyjemność - inaczej nie widzę w tym sensu. Ale to tylko moja opinia...
Cytat: Mateusz105 w 4 Maj 2018, 18:21Każdy miesiąc rozdzielam na 4 tygodnie, tzn 1 tydzień 300, 2 tydzień 330, 3 tydzień 350~400 (dystans 200, 250, etc. wypadły raz w miesiącu w tym tygodniu), 4 tydzień 250~270 jako odpoczynek. Kiedyś w ten sposób biegałem (nie taki kilometra ale zwiększając w en sposob obciazenie) i było ok. Co myślicie o takim planie? To jest czysto indywidualne podejście. Jedni lubią właśnie w ten sposób - "matematycznie", wszystko wyliczone co do kilometra, tego dnia jazda, tego regeneracja, tu tyle watów, tam takie tętno. A innych (w tym mnie) takie podejście zabija, generalnie jeżdżę dużo, ale żadnego większego konkretnego planu nie mam, wyjazdy ustalam w zależności od chwilowych chęci, wolnego, pogody itd. I to w zupełności wystarczy by kończyć długie maratony i często z lepszym wynikiem od tych trenujących bardziej profesjonalnie.Bo myśląc o ultra musisz zdawać sobie sprawę z tego, że im dłuższy wyścig - tym bardziej ważniejsza jest głowa i doświadczenie. I to jest prawdziwa specyfika ultra, tym się różnią długie dystanse od krótkich - że właśnie o te elementy trzeba zadbać. Po 500km w nogach tych sił już nie tak wiele zostaje - i wtedy trzeba nadrabiać psychiką.
Jeszcze tylko pytanie.. Jak sobie radzicie z tirami, agresywnym kierowcami na drogach?