Udało się wyrwać na kilka dni w góry. Pogoda piękna, wyjazd super udany. Trasa i kilka fotek w linkach poniżej, tak na szybko kilka zdań komentarza.
Wyjazd na rowerze MTB , spakowany w przednią torbę na kierownicę Apidura ( namiot, materac i jakieś ciuchy) dwie torebki na ramę Apidura i Zefal Frame. Obie bardzo fajne, sprawdziły się i wbrew pozorom sporo szpejów można tam zapakować. Z tyłu bagażnik na sztycę i worek Crosso 20 litrów. Było już sporo dysksusji w innym temacie o takim rozwiązaniu. Z premedytacją zrezygnowałem z torby podsiodłowej ( mam Ortlieba 15l). Powodów jest kilka - dla mnie najważniejsze to całkowita wodoszczoelność worka oraz łatwiejsze kulbaczenie oraz doracie do ekwipunku wewnątrz.
Idea była tak aby być samowystarczalnym w kwestii noclegów. Plan spełniony w 100%, mogę śmiało powiedzieć, że w takiej konfiguracji mogę spokojnie lecieć nawet na dłuższy wyjazd. Jedynym ograniczeniem jest jedzenie, w tym przypadku nie było problemów żadnych, ale w mniej cywilizowanych rejonach tzreba by to jakoś rozsądnie rozegrać.
Tak jak pisałem miałem namiot ( Minima - 1kg) , materac i matę alu. Do tego śpiwór cumulusa 200g i kurtkę puchową Cumulusa ( nie przydała się). Zestaw Campingaz i trochę ciuchów oraz szpejów rowerowych.
Co do trasy to leciałem z Krakowa na rowerze. Pierwszy nocleg wypadł na polanie Stumorgi pod Mogielicą. Super miejscówka, moja ulubiona górka w Beskidach. Na upartego można się tam dostać nawet rowerem z sakwami. Drugiego dnia kierowałem się w strone Beskidu Sądeckiego. Cały czas asfalt, dopiero za Obidzą gdy wjechałem na szlak wiodący stronę Przechyby zrobiło się wesoło. Długie i bardzo uciążliwe podejście na Przechybę. Dalej w strone Radziejowej już spoko, natomiast sam zjazd z Radzijowej bardzo trudny. Kiedyś na lekko tam zjechałem, teraz z objuczonym rowerem nie ryzykowąłem i te 100 metrów sprowadziłem rower. Za to z przęłęczy Obidza cudowny zjazd do Piwnicznej.
Z Piwnicznej poleciałem na Wierchomlę, chciałem dotrzeć wyżej w góry żeby się spokojnie rozbić na jakimś zadupiu. Tam też błąd logistyczny bo zamiast jechać wygodną, szutrową wpakowałem się na stromy i błotnisty szlak. No nic trudno. Za to miejscówka była super, w sumie tuż poniżej bacówki.
Kolejny dzień to fajny zjazd do Szczawnika, potem Muszyna i atak na Góry Leluchowskie. Nic ciekawego, sporo błota więc z zadowoleniem zleciałem do Tylicz skąd już tylko skok do Krynicy.
Tam wiadomo jakiś obiadek i przez Krzyżówkę w stronę Kamiannej. Tutaj kolejny nocleg na fajnym miejscu biwakowym.
Czwartego dnia szybko przeleciałem przez Nowy Sącz i fantastycznymi dróżkami przeleciałem przez okoliczne górki i wylądowałem Chomranicach skąd wbiłem sie niebieski szlak na Jaworz w Beskidzie Wyspowym. Fantastyczny podjazd w fanttastycznymi widokami na Tatry i Jezioro Rożnowskie. Chwilę spędziłem na wieży widokowej tuż pod szczytem Jaworza.
Tutaj też pojawił sie problem bo miałem tu w planie kolejny nocleg. Sporo fajnych miejsc, ale była dopiero godzina 14. Przez pasmo przeleciałem szybko, nie czułem potrzeby zjeżdżać do miasta więc ominąłem Limanową i zleciałem czarnym szlakiem do Laskowej. Szybko pokonałem przełę Widoma i wylądowałem koło 16 w Żegocinie. Stąd do Krakowa jakieś 55 km więc nie było sensu rozbijać namiotu. Depnąłem mocniej i już najkrótszą drogą doleciałem do domu.
W sumie pyknąłem 350 km, ponad 6500 m podjazdów. Na rowerze spędziłem 24 godziny.
O tym, że pogoda, plenery i widoki były obłędne to nawet nie piszę boć to oczywista oczywistość. Widok na ośnieżone Tatry towrzyszył mi przez cały czas.
https://ridewithgps.com/trips/22739975https://photos.app.goo.gl/XUqFtFYktuhCLUbs6