Pomysł na wycieczkę zrodził się parę lat temu gdy stałem przy jazie na Wołkuszku i gapiłem się na znikający po stronie białoruskiej Kanał Augustowski. I myślałem że fajnie byłoby zobaczyć właśnie tę część Kanału. Wówczas pomysł bardzo trudny do zrealizowania. Ale czasy się zmieniły, Łukaszenko poluzował przepisy wjazdowe i za 50 złotych można teraz wjechać na parę dni na Białoruś. W okolice właśnie Kanału Augustowskiego.
No to się zebrałem i pojechałem.
Na początek zrobiłem sobie powtórkę z polskiej części Kanału. Po kolei śluzy: Augustów, Przewięź, Swoboda, Gorczyca, Paniewo, Mikaszówka, Sosnówek, Tartak, Kudrynki i Kurzyniec.
Śluza Perkuć się mi pominęła - dałem się ponieść asfaltowej ścieżce Green Velo i nie chciało mi się wracać :)
Po drodze jeszcze pyszne pierogi w Rudawce w Barze Pod Słowikiem (wiem, reklama - ale naprawdę są rewelacyjne) i wtaczam się na przejście graniczne na śluzie w Kurzyńcu.
A tam cisza, spokój, wszystko pozamykane. Okazało się że Straż Graniczna ma zepsute kamery i trzeba się głośno dobijać żeby wpuścili na przejście :)
Po stronie polskiej - SG sprawdziła poszport, z panią celniczka porozmawialiśmy o pogodzie i suszy w lesie - i po 5 minutach byłem już po stronie białoruskiej.
Tam też musiałem się dobijać żeby mnie odprawiono. I tu ciekawostka - ani przy wjeździe ani przy wyjeździe nikt nie żądał ode mnie dokumentów z biura podróży - czyli dokumentu wjazdowego, ubezpieczenia ani wypełnienia karty migracyjnej . Kwestia bałaganu czy sprawnego przepływu informacji między biurem podróży gdzie wykupiłem usługę a strażą graniczną? W każdym bądź razie pani celniczka sprawdziła czy faktycznie jadę rowerem (wyszła przed budynek i popatrzyła na rower), zapytała czy nie boję się dzików jak śpię w lesie i już było po wszystkim.
Przy okazji przypomniał mi się cały mój rosyjski wkuwany w szkołach a nie używany od lat :))
Stempelek w paszporcie i można jechać. No to w drogę.
Od przejścia jedzie się wzdłuż takiego płotu. Przy wyjeździe ze strefy nadgranicznej (pod mostem koło śluzy Wołkuszek) jest budka ze strażnikiem który otwiera metalową kratę i wypuszcza ze strefy. Pan żołnierz trochę miał pretensje że tak długo na mnie czekał bo juz dawno miał telefon z granicy - ale po drodze robiłem zdjęcia i generalnie nie śpieszyło mi się.
A potem to czego nigdy w życiu nie spodziewałem sie zobaczyć - czyli białoruska część Kanału Augustowskiego. Po kolei śluzy Wołkuszek, Dąbrówka i Niemnowo.
Spotkani ludzie bardzo sympatyczni. Językową mieszanką polsko-rosyjską dało sie dogadać w każdym temacie.
Najbardziej zaskakującym pytaniem było w jakim wieku w Polsce przechodzi się na emeryturę :) Widać że to nie tylko nasz problem.
Wzdłuż kanału są bunkry tworzące Linię Mołotowa - ja akurat nie jestem miłośnikiem zbrojonego betonu ale jak ktoś lubi to może pozwiedzać.
Nocleg na polu namiotowym w Niemnowie. Trochę pechowo trafiłem bo akurat imprezę mieli bankowcy i dopiero po 3 w nocy wyłączyli głośniki.
Rano drogami szutrowo-asfaltowymi
docieram do Grodna. Kręcę się trochę po mieście. A że akurat niedziela - to w kościołach i cerkwiach msze i nici ze zwiedzania. A warto zajrzeć do środka.
Wzdłuż Niemna wyjeżdżam z miasta i za Hożą ładuję się w totalny piach. Ponad trzy godziny ciągania roweru przez las. Za każdym nastepnym zakrętem miałem nadzieję że to już koniec - ale nie ...
Także jeżeli ktoś w przyszłości zaproponuje wam wycieczkę tą trasą - strzelajcie pierwsi. Na pewno ten ktoś czycha na wasze życie ;)
Nad Niemen też nie można zjechać bo:
Ale w końcu udaje mi się dojechać do przejścia Priwałka – Raigardas i na nocleg zalegam w Druskiennikach.
I tak jak pisałem wcześniej - na granicy oprócz paszportu nie pokazywałem żadnych innych dokumentów. Pani z litewskiej SG zapytała mnie tylko czy mam kamizelkę odblaskową bo to
teraz wymagany element wyposażenia rowerzysty na Litwie. Nie miałem i pomimo paru mijań się z policją na drodze - nikt tego nie egzekwował.
Następny dzień - to cały dzień jazdy, głównie lasami. Oczywiście z moim zamiłowaniem do unikania asfaltu znowu ładuję się w piachy i znowu pcham rower.
Ale docieram do Wilna i cały następny dzień snuję się po mieście.
Dzisiaj kierunek Kowno. Po drodze mijam Troki
I po krótkim epizodzie asfaltowym - znowu zbaczam na szutry.
Kowno rozkopane, z korkami ale z sympatyczną starówką.
Cały wczorajszy i dzisiejszy dzień - czyli do i z Kowna - jazda pod męczący wiatr. Uprzykrzał niemiłosiernie chłonięcie otaczającej mnie okoliczności przyrodniczej :)
Nocleg niedaleko granicy z Polską nad takim fajnym jeziorkiem. Trochę pechowo się rozbiłem - akurat na wylocie z jeziora i wichura która zaczęła sie w nocy (wiało z zachodu) dmuchała prosto na mnie. Ale namiot wytrzymał tylko na samych śledziach, bez odciągów. Chociaż mocno go przygniatało.
Rano jadąc borem-lasem docieram do granicy. Miał być mostek w Budwieciu - ale jego najlepsze czasy już raczej minęły. Trzeba było przeprawiać się wpław przenosząc sakwy i rower.
Przy okazji - jakby ktoś ogarnięty w OSM-ie mógł to poprawić (
https://www.openstreetmap.org/way/318010693).
A potem szybki skok na trójstyk polsko-litewsko-białoruski
I przez Wigry
Docieram do Suwałk na pół godziny przed odjazdem pociągu.
Podsumowując - wyjazd udany, zobaczyłem to co chciałem zobaczyć, wytrzęsło mnie na szutrach tak jak chciałem. Przeszkadzał trochę wiatr - no ale nie można mieć wszystkiego :))