Naturalnie bezglutenowe - ryże, kasze (dla mnie jaglanka jest najlepszym wyprawowym jedzeniem ever), nabiał, owoce, warzywa. Wszystko co nie jest przetworzone. Na krótkich wycieczkach żelazny zestaw to właśnie kasza + wkładka w postaci sosu/sera/mięsa suszonego. Na dłuższych wycieczkach kombinuje z tego, co lokalne.
Z tymi kaszami, a nawet z ryżem trzeba niestety uważać. Ostatnio będąc w Polsce szukaliśmy kaszy gryczanej. W żadnym z czterech sklepów nie udało nam się znaleźć takiej niezawierającej glutenu. Michał znalazł raz nawet ryż z glutenem.
Bardzo wiele "naturalnie bezglutenowych" produktów jak właśnie kasze czy soja są "zanieczyszczone" glutenem - a to zboża są uprawiane na przemian z pszenicą, a to fabryka używa tych samych taśm do produkcji różnych rzeczy. W Polsce, Europie czy innych rozwiniętych krajach będzie to napisane na liście składników. W innych krajach niekoniecznie.
Jeszcze bardziej trzeba uważać w knajpach. Przez to, że dieta bezglutenowa zrobiła się bardzo "modna", w wielu miejscach obsługa nie traktuje tematu poważnie. Np. w Szkocji i Nowej Zelandii wiele razy widziałam w ofercie bezglutenowe tosty. Na moje pytanie, czy są one robione w osobnym tosterze, obsługa patrzyła na mnie jak na wariatkę. Podobnie bywa z ogromną ilością niby bezlutenowych dań - a to makaron gotowany jest w tej samej wodzie albo odcedzany tym samym sitkiem co zwykły, a to warzywa krojone na jednej desce z chlebem, a to danie bezglutenowe podsmażane na tej samej patelni co wszystkie inne.
W wielu knajpach kelnerzy czy kucharze niby wiedzą, że gluten = chleb czy makaron, ale nie przyjdzie im do głowy sprawdzić, czy nie ma go w sosie sojowym (prawie zawsze jest), przyprawach, jogurcie czy innych, niby bezpiecznych składnikach.
W Bieszczadach wchodzimy raz do jakiejś knajpki, pytamy, czy są jakieś dania bezglutenowe. Usłyszeliśmy, że to restauracja "dla zdrowych i normalnych".
W Australii dwa razy kelnerzy w restauracjach przysięgali, że danie jest bezglutenowe, i dopiero gdy - zaniepokojona smakiem czy wyglądem dania - prosiłam o pokazanie opakowania, okazywało się, że jednak kluski są pszeniczne, a nie ryżowe. Raz zupa była chyba dobra, za to podano mi ją z wielką bułą. "No przecież może Pani ją zostawić".
W kawiarni w Szwecji widziałam ostatnio "Bezglutenowe brownie. Upieczone według przepisu bezglutenowego. Może zawierać gluten".
Na co dzień dieta zupełnie mi nie przeszkadza, ale w podróży jest to dość upierdliwe. W Patagonii na przykład łatwo było dostać bezglutenowe chlebki ryżowe (importowane zresztą z Polski...), ale to by było na tyle. Na trekkingach jedliśmy głównie liofilizaty. Najgorzej było po powrocie z trekkingów - Michał mógł do woli napchać się ciasteczkami czy bułkami z byle piekarni, podczas gdy dla mnie jedyną opcją były jakieś okropne cukierki.
Niedługo jadę na ponad miesiąc do Kanady, z różnych powodów zabiorę głównie liofilizaty. Przy okazji trafiłam na stronę firmy produkującej bezglutenowe, wegetariańskie liofy (Outdoor Herbivore) - no marzenie! Wchodzę w dział "produkty bezglutenowe", a tu:
While "no gluten" foods are typically a suitable solution for most people avoiding gluten, it may not be suitable for those that are highly allergic to gluten or suffering from celiac disease.