Z tą Mołdawią to było tak że od iluś tam lat bardzo chciałem tam pojechać, chyba moja ostatnia tęsknota Europy, wiele się nie pomyliłem było za czym tęsknić . Reszta krajów jest w kategorii chcę zobaczyć ale nie tęsknię. Ciężko to wytłumaczyć. No i w końcu postanowiłem jechać, sprawdzić jak tam jest, co się tam je, pije i jak rozmawia z ludźmi, na jaki pejzaż patrzą i jakimi autami jeżdżą.
Podróż zacząłem w Rzeszowie skąd miałem autobus do Czerniowiec . W rytmach Ukraińskiego disco po 12 godzinach jazdy wysiadłem w tymże mieście. Złożyłem rower, zjadłem dobre śniadanie i po 50 kilometrach byłem na granicy w Mamałydze. Dosłownie na dziesięć minut przed wyjściem z domu zainstalowałem
maps.me i ściągnąłem mapę Mołdawii , całe szczęście bo mapa papierowa nadawała się tylko do ogólnego planu ,którego w sumie nie miałem. Starałem się jeździć jak najmniej ruchliwymi drogami, najczęściej szutrem albo ubogimi asfaltami. Z dnia na dzień wybierałem interesujące miejsca i do nich bocznymi drogami jeździłem. Upał i ciągłe podjazdy dają mi niesamowicie w kość. W końcu prawdziwie nauczyłem się spać na dziko, wcześniej to była amatorka. Mając w myślach relacje niektórych forumowiczów postanawiam spać na przystanku autobusowym i to nie byle jakim, długo by opowiadać, lecz ruch samochodowy i psychika mi nie pozwoliły. Po tym incydencie podziwiam osoby śpiące na w taki sposób
. Kiedy jest taka możliwość śpię w hostelach czy agroturystykach których w Mołdawii jest jak na lekarstwo. Jak jest okazja pójścia do restauracji to objadam i opijam się do takiego stopnia że praktycznie nie mogę jechać czy iść spać z przejedzenia,przepicia i zmęczenia. Śniadania najczęściej jadam na stacjach benzynowych, w ciągu dnia raczę się melonami, arbuzami i wszelkimi pysznymi owocami które rodzi ta urodzajna ziemia. Mołdawianie są bardzo mili, znajduję nić porozumienia w postaci rosyjsko-rumuńskiego którymi ciut-ciut operuję. Z niewiadomych dla mnie przyczyn nie śpię ani razu na gospodarza, ogólnie jakoś byłem zamknięty w trakcie wycieczki. Wymyśliłem że pojadę do Odessy, do celu zostało jakoś 300 km, lecz z powodu choroby i złego samopoczucia postanawiam wracać najkrótszą drogą do domu. Koniec końców powrót trwa cztery dni, przez Kiszyniów -Bielce – Czerniowce i Lwów. Na własnej skórze doświadczam trudności z przewożeniem roweru w marszutkach. To skomplikowane ale nie niemożliwe.
W trakcie i po podróży dochodzę do kilku wniosków:
-Mołdawia to ciekawy kraj, polecam jak ktoś szuka pejzażu, spokoju i braku turystów
-Muszę sprzedać lustrzankę, najczęściej nie chce mi się jej wyciągać żeby zrobić zdjęcia
-Chyba zaprzyjaźnię się z działem szukam partnera/partnerki, te samotne podróże jakoś nie za bardzo mi sprzyjają
-Popełniam za dużo błędów
-Powinienem kupić Garmina
-Stwierdzam że spanie samemu pod namiotem nie należy do przyjemności.
Dokładniej trasy nie posiadam tak ogólnie to: Czerniowce-Mamałyga-Bielce-Rezina-Orhej Stary-Kiszyniów-Komrat-Taraclia.
I taka skromna galeria:
https://photos.app.goo.gl/K2ndc68CtW4UE8E98Dziękuję !