Na Chełmie spotkałem jedengo z zawodników. Żyłka rywalizaji trochę mnie uratowała. Mijaliśmy się kilka razy. Pod przełęcz działy(?) przed Jachówką wyjechałem na 250W. To znaczy, że siła była, tylko głowy nie było. Potem zawodnik mi sie urwał, bo musiałem stery dokręcić. Ale chciałem dogonić, więc do Krakowa nieźle cisnąłem. Powyżej 180W. Bół kolan włączył się na dobre, ale teraz to już końcówka i mało mnie to obchodziło. Spotkaliśmy się znowu za Skawiną, bo spotkany zawodnik, którego imienia nawet nie znam zatrzymał się w sklepie. Ostanie 8km złamałem zasady Solo i już towarzysko dojechałem do Krakowa.
Mam na imię Ryszard .
Czas 37:19. Wstałem rano bez żadnej kontuzji.
Znowu KH uczył mnie pokory.
Krzyśku, słychać już coś o oficjalnych wynikach?
19 na mecie vs 11 DNF? No to grubo