Właściwy sezon dobiegł u mnie końca. Nakręciłem ok 2,5k km od kwietnia do listopada. Wynik nie powala, ale na jazdy weekendowe to może być. Teraz można chwilę siąść i wrócić do tego, co udało się w tym roku rowerowo zrealizować. To mój drugi sakwiarski sezon, cały czas status nowicjusza w branży, ale gdzieś tam się pojeździło. Na początek czterodniowy wypad w Bieszczady końcem kwietnia. Start na rowerach w Krośnie, przejazd przez Duklę, Komańczę, Cisną do Strzebowisk, gdzie mieliśmy bazę. Dwa środkowe dni, to głównie picie piwa i w międzyczasie delikatne przebieżki po okolicy, m.in. Łopienka, Sine Wiry, Wetlina, aby czwartego dnia wrócić z powrotem na kołach do Krosna. Wynik to ok. 275km, trochę podjazdów, piękne widoki i co najważniejsze – fantastyczna pogoda, o którą trochę się obawialiśmy. No i ominęliśmy majówkowe tłumy, bo właściwe wolne dla większości urlopowiczów zaczęło się po naszym powrocie - to też istotne.
Ślady:
1 dzień:
https://www.gpsies.com/map.do?fileId=lfqzpfttyoinhjkp 2 dzień:
https://www.gpsies.com/map.do?fileId=naczahwudcjwzxnv3 dzień:
https://www.gpsies.com/map.do?fileId=npfqjwgsmrmvezsoFotki:
https://photos.app.goo.gl/ePeyyPTCLTJUB5rX7