Czy aby nie spotkaliśmy się pomiędzy Cisną a Komańczą?
Tak, to byłem ja
Zaciekawiło mnie to że podróżujesz z namiotem w plecaku i nie jest Ci cieżko i postanowiłem w przyszłym roku wybrać się podobnie - góralem, śpiąc na dziko.
Swoją drogą w takim terenie to aż prosi się o biwaki na dziko. Nawet blisko szosy można znaleźć wypasione miejscówki z widokiem na góry.
Jako że była to moja pierwsza wyprawa to troszkę się bałem. Po części ludzi turystów, a po części niedźwiedzi.
4 sierpnia tego roku wyjechałem z Krakowa. Celem podróży był Wrocław, a po drodze chciałem zahaczyć o Bieszczady
hehe, po drodze mówisz Dużo dziennie kręciłeś jak na pagóry. Jak sprawdził się ten bikepackingowy zestaw Sport Arsenal ? Spodobała mi się ta ich torba podsiodłowa w2b. Nie jest tania, ciekawe czy jakość idzie w parze z ceną.
Jak mnie zaczepiali lokalsci w mijanych miejscowościach dokąd jadę to po powiedzeniu Wrocław, większość mi mówiła że zły kierunek obrałem
Te torby kupiłem specjalnie na ten wyjazd i była wtedy na nie promocja - po 270zł za sztukę - więc na tle konkurencji wypada to całkiem przyzwoicie. Mnie zachęciła przede wszystkim wodoodporność, którą przetestowałem wielokrotnie i zdaje egzamin. Torba przednia jest niepraktyczna jeśli chce się w drodze coś z niej wyciągnąć. Po za tym jej mocowanie na kierownicy budzi mieszane uczucia we mnie - z jednej strony solidnie siw trzyma, z drugiej żeby ją ściągnąć trzeba mieć sporo cierpliwości.
Tylna za to jeśli będzie wypakowana ciężkimi manatkami to buja dość mocno gdy się podjeżdża na stojąco, ale mi to nigdy nie przeszkadzało.
Do teraz torby (zwłaszcza podsiodłówka) przejechały ze mną około 3k km i jestem z tego zakupu bardzo zadowolony.
Tymczasem
Dzień 8. 11 sierpnia
Niezrażony deszczową prognozą pogody wyjechałem już o 5:30. Za Nowym targiem złapała mnie ulewa z gradem i nie miałem dokąd ucieć, w konsekwencji czego przemokłem całkowicie.
Znalazłem więc ustronnie miejsce i przebrałem się w drugi komplet ciuchów. Niestety już nie tak ciepły. W Czarnym Dunajcu złapała mnie kolejna ulewa, ale udało mi się w porę dojechać pod zadaszony przystanek w ryneczku. Siedziałem tam bite 3 godziny czekając aż przestanie padać. Butów wziałem tylko jedną parę, więc zaczynając od stóp w górę zacząłem powoli marznąć. Wizja ponownego rozchorowania mnie przeraziła więc robiłem pompki i przysiady by się nie wyziębić. Byłem w pewnym momencie już tak zdesperowany że zacząłem szukać noclegów. O 8 rano
Gdy tylko lekko deszcz ustał ruszyłem z kopyta, pedałując na stojąco byle by tylko się rozgrzać. 5km dalej w Piekielniku łapie mnie kolejna ulewa, ale tutaj już za niespełna 200m była wiata. Po godzinie siedzenia ruszam dalej i w Zubrzycy kolejna ulewa zatrzymuje mnie na przystanku. Widząc jakieś przejaśnienia ruszam z kopyta dzięki czemu udało mi się już "na sucho" zdobyć przełęcz Krowiarki. Na szczycie trafiłem na mgłę z widocznością max 50m, więc nawet nie zatrzymywałem się tam tylko ruszyłem bardzo szybkim zjazdem do Zawoji.
W Zawoji trafia mi się intensywna mrzawka. Co chwile staję na przystanku, ruszam i na następnym znowu się zatrzymuje. Ciągle bez skutku obdzwaniam liczne domki i agroturystyki. Do Żywca nie uciągnąłbym bo stopy miałem zmarznietę przeokrutnie. W końcu oddzwania do mnie przemiła pani i kieruje do Stryszawy, gdzie na jeden dzień zwolniły się pokoje i jest akurat dla mnie miejsce
To był najładniejszy domek w którym spałem.
Zanim jednak dotarłem na nocleg czekał mnie krótki ale treściwy podjazd pod przełęcz i chyba najszybszy i najprzyjemniejszy zjazd z jakim miałem kiedykolwiek w życiu do czynienia. No poezja. W Stryszawie zjechałem do dość sporego wiejskiego sklepiku gdzie zaczepił mnie przemiły pan sprzedawca. Okazało się że tego dnia przez Stryszawę przebiega jakiś zawodowy wyścig kolarski i pan mi mówi że chyba się spóźniłem.
Po chwili rozmowy zaczął mi opowiadać o szaleńcach którzy co 4 lata okrążają w maratonie nasz kraj, a że to MRDP to temat mi znany (bo się naczytałem o tym cały worek) to nagadaliśmy się tam chyba ponad godzinę
Dystans 74km. Czas 3h 20min; 954m wzniosu
Tego dnia nie zrobiłem żadnego zdjęcia.
Dzień 9, ostatni. 12 sierpnia
Jak tylko się obudziłem to pierwsza myśl jaka mi zaświtała - wracać do domu. Do zahaczenia wszystkich polskich pasm beskidów brakowała mi tylko Beskidu Slaskiego, ale już tak mnie kolano bolało że nie wyobrażałem sobie dalej tego ciągnąć. Tym bardziej że przejazd trasą Ustroń - Cieszyn przerażał mnie. Dużo tam dróg głównych, mało takich dla mnie. Planowałem wystartować już o 5 ale mój wyjazd opóźnił się bo do 7:30 musiałem czekać na właścicieli aż się obudzą i mi garaż otworzą.
Dzień wcześniej miły pan sklepikarz nagadał mi jak bardzo poczuję trasę Stryszawa - Żywiec i uwierzcie mi - poczułem. Niby to tylko krótkie i łagodne podjazdy, ale jeden za drugim i tak przez 25km. A do tego bez rozgrzewki. Do Żywca więc doturlałem się już nieźle nagrzany.
Z Żywca na Kęty cały czas z górki. W Kętach, Brzeszczach, Pszczynie, Żorach, Rybniku i Rudach trafiam na tabuny ludzi na rowerach. Naprawdę nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. We Wrocku sporo ludzi widuje się na rowerach, ale na śląsku jest ich 4x tyle
.
W Rudach ponownie google maps mnie okłamuje i trafiam na taką oto dróżkę:
No nic nie takie rzeczy się robiło
Z Kędzierzyna planowałem jechać przez Leśnice, Zdzieszowice do Opola, ale miłe panie na rowerach przed Zalesiem informują mnie że tamta droga jest w remoncie i radzą by odbić na Strzelce Opolskie.
Za Strzelcami cisnę krajową 4-rką, ale jest na niej pas awaryjny więc to żaden strach. Przez Opole przejeżdżam obwodnicą - nie wiem czy to legalne, nie widziałem żadnych zakazów ani dróg rowerowych.
W Opolu odbijam na Dobrzeń Wielki. Jest już mocno po południu a pary w nogach mam jeszcze ciutke. W Dobrzeniu zaczyna się fatalna droga rowerowa - wąska, zarośnięta i z kostki brukowej - najgorszy rodzaj. Jako że jestem zawsze poprawny na siłę to się męczę i zasuwam dróżką, hamując co chwila przez zjazdem na każdą posesje, przez wysokie krawężniki.... Ktoś to zaprojektował po złości chyba. Przez to jadę max 20km na h i z każdym kolejnym kilometrem mam coraz bardziej dość.
Przed 20 dojeżdżam do Brzegu i stwierdzam że głupio mi tu noclegu szukać bo to już nie góry a do Wrocka mam tylko 60km. Wsiadam więc w pociąg dzięki czemu już przed 23 zdycham na własnym łóżku
Dystans 247km. Czas jazdy 10h 6min; Wznios 2424m
THE END
A teraz przemyślenia:
- nigdy więcej nie wybiorę się bez namiotu jeśli będę jechać bez dziennego planu.
- warto mieć dwie pary obuwia, choćby klapki które można ubrać podczas ulewy
- następnym razem będę musiał pomyśleć o diecie. Bo jadłem same gotowe, wysoko przetworzone produkty:chipsy, ciastka delicje, batony, kabanosy - to moja dieta codzienna ale w drodze już po 4 dniach miałem tego dosyć w konsekwencji czego jadłem ... mniej. Gdy wróciłem do domu to byłem tak wysuszony że przez miesiąc jeden ciepły posiłek starczał mi na cały dzień i nie czułem się głodny.
-warto mieć ciepłe ubrania - ja nie wziąłem żadnej bluzy ani spodni. Miałem tylko dwa komplety krótkiej odzieży kolarskiej + rękawki + nogawki + jedna potówka z długim rękawem. Było to stanowczo za mało, bo podczas ulewy w Czarnym Dunajcu temperatura spadła do 10s topni