Generalnie im wyżej tym lepiej się czuję, ale kto to wie co będzie powyżej 4 tysięcy metrów.
Do 3500 to luzik kompletny z wydolnością, schody zaczynają się potem. U mnie w okolicach 5000 to już jest zdychanie, a nie jazda.
A sprawdzić inaczej niż doświadczalnie się tego nie da, tak więc pierwszy wyjazd w tak wysokie góry zawsze będzie niewiadomą.
Marzena na TransAm
Przy jeździe sportowej sprawa wygląda inaczej, bo organizm już pracuje w granicach możliwości.
W Ameryce Południowej da się znaleźć takie podjazdy od strony morza, ale to do poziomu 4200-4400 m n.p.m., bo żeby wjechać wyżej to trzeba sporo po płaskowyżu, więc i tak nie ma gdzie uciec.
Na tym przejechał się m.in Tomasz Mackiewicz. Nie był dostatecznie szybki.
Wpisz sobie w wyszukiwarkę "styl alpejski w himalaiźmie".
Możesz wejść bez aklimatyzacji na każdy szczyt, w tym 8 tysięcznik, pod warunkiem, że zrobisz to odpowiednio szybko.
To tyczy się wspinaczki, rowery tam nie wjeżdżają zatem ryzyka na wysokości 4k dla zdrowego człowieka to realnie tylko ból głowy, spadek wydolności i brak snu, no chyba, ze akurat ON jest tym wyjątkiem
Styl alpejski nie zmienia zbyt wiele jeśli chodzi aklimatyzację. Oznacza tylko nie zostawianie obozów, i lin poręczowych na górze.
Przypuszczam, że musiałbyś obrócić z bazy na szczyt i z powrotem w kilka lub kilkanaście minut. Tak zgaduje na podstawie czasu jaki mają piloci śmigłowców poza maszyną podczas akcji ratowniczych na wysokości. Liczy się go w minutach.
Jednak "no risk no fun" zamiast szukać dziury w cały trzeba po prostu pojechać i zobaczyć co się będzie działo.