Wilk: Yeti nie jestem
Ale wóœczas adrenalina, odpowiedzialność i stresik zrobiły swoje.
Jeśli będę jechać BBT to na pewno będę zaopatrzona w worki na śmiecie, kurteczkę przeciwdeszczową, polarek... A na przepakach będzie czekać na mnie zmiana ubraniowo-bieliźniana. Jechać Xset kilometrów bez zabezpieczenia w deszczu to bardzo cienki pomysł.
Teoria a praktyka - zgadzam się. Tylko czemu na Kaszebie obok przelatują pociągi rowerowe a ich uczestnicy jakoś potem nie zdychają na kolejnych bufetach - a wręcz pędzą dalej bez zaglądania na nie? Musi w tym coś być. Mega przygotowanie wytrzymałościowe, sprinterskie...
Może to było jednorazowe - dlatego teraz jak będę jechała to zwrócę uwagę na to aby pchać w siebie regularniej węgle.
Rozpiska w obliczu stresu + "jakoś to będzie" + podniety aby "już jechać!" zmusi do wykorzystania wszystkich możliwosci od razu a nie odkładania na potem. W 2018 nie chciało mi się brać wody na bufecie na KR jakos na 7x kilometrze i zdychałam potem do 12x kilometra bo mi jej zabrakło. Bo myślałam, ze w okolicach 10x będzie kolejny punkt - którego nie było.
Adams - Rouvy Rouvy Rouvy..... Dopiero odkrywam CO on ma, ile zapewne świetnych treningów workoutów. Toto w połączeniu z aktywnym trenażerem potrafi wyciągnąć z człowieka max.
Gkjanek - Nie tylko pod FTPa, ale tenże FTP pozwala na wyćwiczenie wyższych stref i jakby to nazwał Przemek Zawada - zamianę czerwonej strefy na pomarańczową. Ja zauważyłam po jednym z ostatnich treningów, ze moje bardzo czerwone pole za 160 BPM po prostu znikło. Mogłam spokojnie trzymać 165 BPM gdzieś w okolicach LT albo i za i jeszcze nie byłam reanimowana
A na ultra na pewno zdarzą sie chwile kiedy trzeba będzie pocisnąć aby coś osiągnąć. Np złapać koło co pozwoli na odpoczęcie. Chwilowy ból i wyczerpanie w zamian za Xdziesiąt minut za kimś kto dobrze pociagnie = to jest już coś.
Lesiak82 - 200% prawdy: nie da sie przejechać ultra jak sie będzie tłukło i 8k km rocznie na dojazdach do pracy momentaaaami tylko wchodząc na jakąś tam elkką strefę 3. Przerabiałam to już i byłam zaskoczona... brakiem osiągów i dobrych wyników. sam długi trening nic nie daje. Musi być jakość jeszcze w ten trening wpisana.
Do sedna...
Dzisiaj popełniłam kolejny trening na Rouvy. W założeniu miało być coś interwałowo mconego,a le postanowiłam spróbować podejść do testu FTP po raz kolejny. Tydzień temu skończyło się w połowie jak mnie odcięło, weszłam za LT i nie byłam w stanie się zregenerować.
Dzisiaj... Po 20 minutach warm upu po prostu zdechłam po 2 minucie właściwego testu. Wcześniej kadencję miałam spoko, okolice ~100 RPM co jak dla mnie jest sporo. Ale potem nie byłam w stanie utrzymać mocy. Nogi jakooooś może i by dały radę, ale Organizm... Pulsometr pokazywał 12x, z rzadka wchodząc na 130. Zupełnie jakby Org mnie olał. Wszelkie próby wejścia powyżej 130 BPM = odrzucane.
A przecież dałam mu odpoczywać. Piątek i sobotę miał wolna, niedziela pod Pomiechówkiem, w poniedziałek (aktywna regeneracja?) lekka trasa na Rouvy 31 km (Fallonica? czy coś takiego), potem dzień wolnego wczoraj we wtorek i dzisiaj... zdycham? Trochę tego nie rozumiem.
I teraz nie wiem co dalej. Na pewno jutro odpoczywam, ale czy pojutrze cos robić na trenażerze czy poczekać do soboty (ma być cieplo) i walnąć coś na świeżym powietrzu?
Aha i jeszcze zauważyłam, że wczoraj i dzisiaj mój Organizm mooocno dopominał się słodkiego (dostał). A z tego co widziałam to mięśnie szybkokurczliwe pracowały bardzo dobrze (~100 RPM). Więc?