Przejechałem się trasą TdS 510, tak dla siebie z ciekawości. Ponieważ to nie zawody i nikt mnie nie sklasyfikuje, nie da medalu itp., za miejsce startu i mety wybrałem miejscowość Landek. Czemu tam? Bo najbliżej domu i logistycznie najbardziej mi pasowało. Wystartowałem wcześniej rano i ruszyłem w Beskidy, jak trasa wiedzie na tym odcinku. Na zdjęciu widać kreskę, gdzie wjeżdżałem i wyjeżdżałem z trasy.
Powiem jedno: "ktoś" się mocno postarał, żeby zawodnikom uprzykrzyć życie!
To chyba najbardziej treściwa pięćsetka jaką widziałem, a zwłaszcza przejechałem. Org znalazł treściwe podjazdy nawet na płaskim, wydawałoby się, terenie! Praktycznie jazda non stop góra dół, po za może kawałkiem od prawdziwego startu i tam, gdzie ja startowałem.
Popełniłem przy tym jeden poważny błąd. Otóż jechałem nockę przez Czechy. Zapasy jedzenia i wody skończyły mi się przed ostatnim poważnym podjazdem, a tam nawet w dużych miastach stacje benzynowe pozamykane już o 20:00! Przez to miałem niemały kryzys przed szczytem, ale znalazłem po ćmoku jakiś strumień i przetrwałem. Rano, gdzies tak 5:30 cud! Otwarta piekarnia w pięknym małym miasteczku.
Od tego momentu jechało mi się już całkiem dobrze i nie mogłem się doczekać wjazdu do Polski, a tu tez Org się postarał, żeby nie było zbyt szybko i łatwo...
Później Orlen, dwie wielkie kanapki, full napojów i gonitwa z czasem. Ostatecznie przejechałem pętlę w 33:06, czyli nawet w limicie czasu.
Wspomnę jeszcze o drugim wielkim błędzie: nie pojadłem na Łysej Horze, a tam tak fajnie, ciepło i full wypas. Czasem człowiek nie pomyśli...
Spotkałem tam Czecha, który też odbył ciekawą trasę: Zaliczył Pradziada, a następnie przyjechał na Łysą Horę.
Jak dla mnie, ta trasa jest o wiele trudniejsza od np. BBT! Niby tylko 500, ale jakie! Dobry trening przed GMRDP... Jeśli w przyszłym roku ma być jeszcze trudniej, to nie wiem czy będę chciał to pojechać...