Witajcie,
w lipcu 2018 r. przejechałem Green Velo na odcinku od Elbląga do Augustowa, a dodatkowo, poza Green Velo, odcinek od Malborka do Elbląga. Jadąc po trasie oraz po powrocie do domu, postanowiłem zebrać i przekazać swoje spostrzeżenia i doświadczenia, które być może przydadzą się następnym podróżnikom na tej trasie. Dodam jeszcze, że podróżowaliśmy w dwie osoby, z żoną.
Przygotowania : Green Velo wymaga przygotowania kondycyjnego (wiem, że dla części z Was jest to oczywiste, ale są też jednak takie osoby, które mogą potraktować Green Velo jak np. wczasy w hotelu nad Bałtykiem). Ktoś kto np. przejeżdża w niedzielę 5 km, nie da rady. Od maja zacząłem codziennie jeździć do pracy. Żona to samo. Do tego dłuższe trasy w niektóre soboty lub niedziele.
Oprócz kondycji trzeba też zadbać o rower. Zalecałbym przegląd roweru (hamulce, koła, przerzutki). Rozsądnie jest założyć opony antyprzebiciowe. Szczególnie cięższe osoby powinny rozważyć wymianę standardowych obręczy na wzmocnione. Wymianę obręczy można byłoby połączyć z wymianą szprych na wzmocnione. Ze sobą radziłbym zabrać: ze 3 dętki/1 rower ew. łatki, z 6 szprych/1 rower, narzędzia do wymiany dętek i szprych, pompkę (skrzynki z narzędziami niby są na trasie, ale może się okazać, że posiadacz skrzynki gdzieś pojechał albo dane narzędzie wcześniej zginęło albo narządzie w skrzynce nie pasuje do Waszego roweru), smar do łańcucha. Trzeba też oczywiście posiąść umiejętność wymiany dętek i szprych. My przyjęliśmy założenie, że polegamy na sobie – ale to przekłada się na objętość i wagę bagażu. Co do ubrań, to oprócz standardowych, zaopatrzyliśmy się w : peleryny, plastikowe sandały (do kupienia w sieciowym sklepie sportowym – chodzi o to, żeby buty nie nasiąkały wodą), czapki od słońca, majtki rowerowe a ponadto : lampy rowerowe, uchwyty rowerowe na butelki, zapięcia do rowerów, sakwy na bagaż, kaski, kamizelki odblaskowe, internet w telefonie (mapa, opisy odwiedzanych miejsc, wyszukiwanie noclegów). Było tego oczywiście sporo więcej, ale wymieniam te które wydają mi się najważniejsze.
Nie wspominam już tutaj o typowym wyposażeniu na każdą wyprawę trekkingową, w rodzaju opatrunków, środków przeciwbólowych, środków na komary. Pytanie, czy brać namiot. My wzięliśmy, ale ani razu z niego nie skorzystaliśmy, ale ze śpiworów już tak. Też mieliśmy ze sobą kuchenkę na gaz (też chyba z niej nie skorzystaliśmy).
Z „przygód” przeżyliśmy: pękniętą obręcz x 1, przedziurawioną dętkę x 3, szprychę do wymiany x 2 naprawy. Zgubiliśmy też śrubę mocującą bagażnik do ramy. Poratował nas warsztat naprawiający maszyny rolnicze – trzeba było poszerzyć otwór w ramie, a wiertarki ze sobą nie wzięliśmy.
W opisie trasy podaję miejsca noclegowe. W internecie było mało informacji na ten temat, szczególnie o odcinku od Braniewa do Węgorzewa. Do miejsc noclegowych mieliśmy szczęście i wszystkie mogę polecić. To samo z restauracjami, które podaję. Przed wyjazdem rezerwowaliśmy tylko pierwszy nocleg, w Elblągu. Kolejne wyszukiwaliśmy już na trasie. Wyszliśmy bowiem z założenia, że chociażby ze względu na pogodę, nie wiemy gdzie danego dnia dojedziemy. Jedna zmiana i cała taka układanka się rozsypuje. Szukanie i dzwonienie zaczynaliśmy ok. 16.00 jak już wiedzieliśmy gdzie będziemy kończyć. Za pokój dla dwóch osób płaciliśmy od 70 do 100 zł. Drożej było tylko w Elblągu, gdzie zapłaciliśmy 112 zł/2 osoby.
Trasa : (1 dzień) Odcinek Warszawa – Elbląg. Wyruszyliśmy z Warszawy. Dojechaliśmy pociągiem „Słonecznym” do Malborka. Inni Green Velowicze przesiedli się do pociągu jadącego do Elbląga. My zaczęliśmy jazdę już w Malborku. Pojechaliśmy fragmentem szlaku Mennonitów. Uwaga na duży ruch samochodów na drodze nr 22, na odcinku do Starego Pola. Nocleg mieliśmy w Elblągu, w hotelu Galeona, należącym do PTTK. Rowery można przypiąć w hallu do kaloryferów.
(2 dzień) Odcinek Elbląg – Suchacz. Rano okazało się, że poprzedniego dnia, w jednym z naszych rowerów, pękła obręcz. I tu się ujawniła pewna zaleta rozpoczęcia trasy w Malborku. Pierwszy ok. 60 km odcinek jest szansą na ujawnienie defektów roweru, braków w wyposażeniu, które stosunkowo łatwo można naprawić/uzupełnić w Elblągu (zaleta dużego miasta). Nam uprzejmy właściciel sklepu z ul. Ogólnej (Salon Rowerowy Wadecki) sprzedał koło które wyjął z roweru wystawionego na sprzedaż (samego koła nie miał, a jego dowiezienie zajęłoby kilka dni).
Wyjazd z Elbląga przebiega przez Park Bażantarnia. Jest to jeden z najgorzej przygotowanych odcinków Green Velo. Teren jest pagórkowaty a nawierzchnia została wyłożona grubym tłuczniem o ostrych krawędziach, długich na 3-5 cm (ten rodzaj nawierzchni niestety powtarza się w wielu miejscach). O wywrotkę i zakończenie wyprawy nie jest trudno. Kancelarie odszkodowawcze powinny wywieszać swoje reklamy na każdym słupie. Nie wiem o czym myśleli (czy myśleli) twórcy Green Velo. Że rowery wcisną ten tłuczeń w grunt ? Do tego należało użyć walca, zagęszczarki albo zamiast tłucznia zastosować otoczaki, żwir.
Obiad zjedliśmy w Elblągu, w barze – restauracji Kalinka, ul Związku Jaszczurczego 9. Nocowaliśmy w Suchaczu, nad Zalewem Wiślanym. Nie podaję adresu kwatery gdyż nasza gospodyni kończyła interes z wynajmem kwater – byliśmy jej ostatnimi klientami. Namiar na kwatery można otrzymać w sklepie spożywczym oraz restauracji Zapiecek znajdujących się przy ul Królowej Marii. Noclegi są też w przystani w Suchaczu.
(3 dzień) Odcinek Suchacz - Braniewo. Następnego dnia dojechaliśmy do Braniewa. Ładna trasa, wzdłuż Zalewu Wiślanego (chociaż często nie jest widoczny). Obiad jedliśmy w restauracji znajdującej się na targowisku w Tolkmicku. W menu był dorsz, nie jesteśmy tylko pewni czy z Bałtyku. Dwa trudne odcinki na tej trasie : Tolkmicko – Frombork oraz Nowa Pasłęka – Braniewo. Trudność znowu jest spowodowana przez tłuczeń. Szkoda, bo szczególnie kawałek do Braniewa jest b. ładny, poprowadzony po dawnym nasypie kolejowym (można też jechać obok nasypu, po płytach). W Braniewie zatrzymaliśmy się w domu noclegowym o nazwie: „Pokoje gościnne Zacisze”, ul. 700-lecia 32. Do dyspozycji mieliśmy pokój z łazienką oraz wspólną kuchnię. Rowery stały w zamykanym garażu. W pokoju proste wyposażenie, ale wszystko poprawnie. Jeszcze przed Braniewem kończy się region Zalewu Wiślanego, a zaczyna Warmia. Kraina rolnicza. Płasko, miasta są małe i ubogie. Wsie są od siebie oddalone. Trudno o znalezienie restauracji z obiadem.
(4 dzień) Odcinek Braniewo – Bukowiec. Tego dnia mieliśmy sporo odcinków asfaltowych. Dużo uznania dla władz powiatu Bartoszyckiego - zakładam że to one zadbały o wydzieloną ścieżkę asfaltową od granicy powiatu. Obiad jedliśmy w restauracji na dworcu w Pieniężnie. Generalnie nie zamieszczam opisów obiektów turystycznych, gdyż można je znaleźć w przewodnikach. Zrobię jednak wyjątek dla muzeum etnograficznego w Seminarium Księży Werbistów w Pieniężnie. Na pewno jeden z największych zbiorów w Polsce (sale : japońska, afrykańska, i inne). Gdyby ktoś chciał się zatrzymać w Pieniężnie to o noclegi można się dowiadywać w informacji turystycznej, czynnej do 15.30. Lista kwater jest również wywieszona na tablicy przed Urzędem Gminy. My na nocleg zatrzymaliśmy się we wsi Bukowiec nr 77. Kwatera ta znajduje się ok. 5 km od szlaku. Trzeba trochę nadrobić trasy, ale warto. Miejsce położone na wzniesieniu, z ładnym widokiem. Dostępne są pokoje (uwaga, jest ich mało i rozchodzą się pierwsze) i duży namiot z łóżkami polowymi. Decydując się na namiot trzeba uważać na komary. Rowery przypięliśmy do drzewa.
(5 dzień) Odcinek Bukowiec – Bartoszyce. Dla chcących się dowiedzieć czegoś o tych terenach, ludziach, zarówno przyjezdnych jak i rdzennych Warmiakach, polecam rozmowę z ks. proboszczem kościoła w Rogóżu (na drodze nr 51 z Lidzbarka W. do Bartoszyc). Obiad jedliśmy w Lidzbarku W. Jako że jest to miasto turystyczne znajduje się tu sporo restauracji o różnym poziomie i cenach. Na nocleg zatrzymaliśmy się w hoteliku „Wikola” w Bartoszycach, ul. Nowowiejskiego 37. Rowery można postawić na tarasie, znajdującym się na parterze. Można je przypiąć co balustrady. Pokój nie jest duży, ale wystarczy. Właściciel jest zasiedziałym Bartoszyczaninem, chętnym do rozmowy.
(6 dzień) Odcinek Bartoszyce – Węgorzewo. Na tym odcinku opuszcza się Warmię i wjeżdża do Mazur. Zmienia się ukształtowanie terenu i krajobraz. Równiny Warmii przechodzą w pagórki Mazur. Pojawiają się jeziora. Jest więcej lasów i łąk. Jechaliśmy w niedzielę. Pora obiadowa wypadła nam w Korszach. Niestety, tego dnia wszystkie (czyli 2-3) restauracje były zamknięte. Na nocleg zatrzymaliśmy się w Węgorzewie, w kwaterze prywatnej przy ul. Letniej 1. Jest to dom z ogrodem, całość ogrodzona. Rowery można zostawić na terenie ogrodu, przypięte np., do schodów.
(7 dzień) Odcinek Węgorzewo – Pluszkiejmy. Obiad jedliśmy w Restauracji Młyn w Mazurskich Baniach. Na tarasie restauracji dokonaliśmy wymiany kilku pękniętych szprych. Jak już się za to zabraliśmy to okazało się, że zgubiliśmy jedną ze śrub mocujących bagażnik do ramy roweru. Śruby ze sobą nie wzięliśmy, aż tacy zapobiegliwi nie byliśmy. Spotkaliśmy jednak bardzo uprzejme osoby – właściciela wspomnianej Restauracji Młyn oraz pracowników sąsiadującego warsztatu naprawczego maszyn rolniczych. W warsztacie pożyczono nam klucz do śrub. Właściciel restauracji rozwiercił nam na większy otwór w ramie i dał nam zastępczą śrubę. Na noc zatrzymaliśmy w kwaterze p. Joanny Mentel, adres: Pluszkiejmy 45. Rowery poszły do garażu. Dom znajduje się zaraz nad jeziorem Czarnym. Jezioro jest czyste, można w nim popływać. Na wyposażeniu kwatery jest sprzęt pływający. Niedaleko, na północ od Pluszkiejm jest Puszcza Romincka. Gdyby ktoś szukał miejsca na kilkudniowy odpoczynek, to jest to świetne miejsce do tego. Nie rozpoznaliśmy tylko sprawy sklepu spożywczego, gdzie się znajduje.
(8 dzień) Odcinek Pluszkiejmy – Jeleniewo. Obiad w restauracji w Stańczykach. Tamtejsze wiadukty są jedną z głównych atrakcji turystycznych tego terenu, a więc ceny w restauracjach (jest ich 2 lub 3) nie należą do niskich. Trasa to górki i dołki. Trójstyk granic jest granicą Mazur i Suwalszczyzny. Na początku krajobraz się nie zmienia. Po pewnym czasie zaczyna się robić bardziej płasko. Od Trójstyku trasa Green Velo jest najpierw asfaltowa a potem szutrowa. Tu jednak przyjemne zaskoczenie – zamiast bowiem tłuczniem, nawierzchnia jest wysypana otoczakami. Daje to zupełnie inny, większy komfort jazdy. Kamienie nie mają ostrych krawędzi. Nie przecinają opon. Do jazdy nie trzeba wkładać takiego wysiłku. Jak widać na tym przypadku, można pomyśleć i zrobić drogę szutrową z sensem. Po drodze mija się j. Hańcza. Na noc zatrzymaliśmy się w kwaterze „U Reni”, Jeleniewo, ulica Ogrodowa na rogu z chyba ul. Kwiatową. Rowery w zamkniętym garażu.
(9 dzień) Jeleniewo – Augustów. Najdłuższy z przejechanych przez nas odcinków, a to dlatego że znaliśmy już te okolice i w zasadzie nie zatrzymywaliśmy się na zwiedzanie. Przed Frąckami jest jeden z gorszych odcinków naszej wyprawy, a to przez to, że jest to piaskownica. Jazda obciążonym rowerem jest niemożliwa. Trzeba go prowadzić. Przydałaby się informacja na ten temat oraz o długości tego kawałka. Człowiek się wkurza bo nie wie, czy jest to 500 m. czy 5 km. Obiad jedliśmy we Frąckach. Od j. Hańcza do Augustowa rozciąga się teren turystyczny. Dużo sklepów i szczególnie w sezonie, również restauracji. Spory wybór, także tańszych restauracji, jest w Suwałkach i w Augustowie. Jest to pod tym względem zupełnie inna sytuacja niż np. na Warmii (za to tam jest większy spokój). Wybór noclegów w Augustowie jest ogromny. W wakacje, w weekend, przy dobrej pogodzie może być problem ze znalezieniem dobrej kwatery. Jest ryzyko wylądowania w tzw. „słupku” w którym jedna łazienka przypada na 3 -4 pokoje, a obok siebie ma się masę innych osób. Jeżeli komuś zależy na spokoju, to proponowałbym przejechać się rowerem po osiedlach takich jak Wypusty lub Baraki, trochę oddalonych od jeziora i tam poszukać dla siebie miejsca.
Podsumowanie:
Mimo niedoróbek i trudności, polecam Green Velo jako metodę poznawania Polski oraz sposób na odpoczynek. Nawierzchnia, głównie chodzi o tłuczeń, jest do poprawienia przez zarządzające szlakiem samorządy. Trzeba ten temat nagłaśniać i w ten sposób przymuszać do działania. Na razie trzeba żyć z tym co jest. My gdy mięliśmy już dosyć kamulców, jechaliśmy jezdnią. Co do umiejętności napraw roweru (wymiana szprych, dętek), to są na youtubie filmy instruktażowe. Jest to trudność do pokonania. Weźcie też pod uwagę, że jest to Polska a nie Puszcza Amazońska. Jeżeli sami nie będziecie mogli sobie z czymś poradzić to można kogoś z miejscowych poprosić o podwiezienie samochodem do miasta. Można zadzwonić po taksówkę. W bardziej poważnej sytuacji ktoś może po Was przyjechać i zaholować do domu. Podobnie z urazami, chorobami – jest pogotowie, po drodze są lekarze, apteki. Jest to ten sam kraj w którym żyjemy na co dzień. Znamy więc jego realia i na trasie wiele nas nie zaskoczy gdy chodzi o zachowanie ludzi, zaopatrzenie sklepów, aptek. Zaskoczy Was za to i to pozytywnie różnorodność krajobrazów, piękno przyrody, spokój, ludzie (ich uprzejmość – takich będzie większość) - zarówno miejscowi jak też Green Velowicze .