Jazda rowerem sprawia wielką frajdę. Przykro się czyta jeżeli komuś ból tę frajdę umniejsza. Postarajmy się zatem coś zaradzić, albo chociaż skierować Cię na właściwą drogę.
Karol, możliwe że masz za wąskie siodło.
Też pierwsze o czym pomyślałem. Za wąskie siodło, więc zamiast na kościach kulszowych, siedzisz na kroczu całym lub sporym ciężarem.
Do tego zdjęcie siodełka pokazuje zadarty nos siodła.
Istotną kwestią jest sam rozstaw kości kulszowych. U mężczyzn jest on zazwyczaj standardowy, stąd siodełka handlowo nazywane męskimi zazwyczaj mają tą samą szerokość. Niektórzy jednak się w te standardy nie łapią i z handlowo męskim siodłem mają problem. Warto o tym wiedzieć, pomierzyć sobie to i tamto (niejeden jutuber na własnym tyłku zaprezentował jak) i dobrać właściwe siodełko do swojego wymiaru. Nie kieruj się przy tym nazwą handlową, a jedynie twardymi liczbami.
Kolejnym problemem to pochylenie. Nie bój się pochylić mocno siodełka do przodu, bo ktoś powiedział, że się tak nie robi. Może akurat twój profil tego miejsca wymaga właśnie takiego pochylenia. Warto to dobrać eksperymentalnie.
Jeżeli coś już ma boleć od długiej jazdy na rowerze to tyłek, właśnie na styku siodełka z kościami miednicy, a nie krocze.
Dochodzi do tego sam kształt i profil siodełka oraz jego pochylenie. Ja tego poszukiwałem jakiś czas i znalazłem model, który pozwala mi bardzo komfortowo przebywać kilkunasto-kilkudziesięciogodzinne traski. Wydaje mi się, że istotny jest też kąt nachylenia płaszczyzny styku kości z siodełkiem, który zapewnia jak największą powierzchnię tego styku, a co za tym idzie najmniejszy nacisk punktowy i też jest to kwestia bardzo indywidualna. Oczywiście do tego dochodzą gacie z pieluchą, które amortyzują wszelkie wstrząsy.
Jazda rowerem ma sprawiać frajdę, a ból z pewnością tą frajdę umniejsza. Warto pochylić się nad problemem i go definitywnie rozwiązać i cieszyć się z każdych przejechanych kilometrów.