Autor Wątek: Kawalerski Maraton Rowerowy - Lizbona ->Kraków  (Przeczytany 8559 razy)

Offline Kobieta Ann88

  • Wiadomości: 140
  • Miasto: Gdynia
  • Na forum od: 27.08.2014
Mi to bardziej pasi na wstrzemiężliwość przedmałżeńską ,a nie na maraton i ... czar prysł
Faktycznie, coś tam słyszałam o zadawaniu takiej pokuty na spowiedzi przedmałżeńskiej ;D Jeśli kawaler szczerze obiecuję poprawę, to nie ma wyjścia - musi sumiennie rowerować aż do samego ślubu  :icon_exclaim: ;)

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19867
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Jak nie idzie - to nie idzie...

Cytat: Marcel Gawron
Ostatnio w świecie kolarstwa wielu Marcelów ( ten drugi to Marcel Kittel ) coś przedwcześnie kończy.

Dla mnie oficjalnie zakończył się w części rowerowej mój Poltugalski Maraton Rowerowy.

Pokonałem ponad 500km z czego ponad 450km pod wiatr. Zaliczyłem 3 kraje rowerem. Ponad 5000m podjazdów. Dla mnie zawsze do przodu.

O zakończeniu maratonu zaważyło kilka rzeczy, ale ostatecznie kontuzja doznana zaraz po wjeździe do Francji spowodowała, że przy moim sporym doświadczeniu, musiałem zrezygnować.

Dziękuje wszystkim kibicom, miło mi było zorganizować dla Was okazje do śledzenia mojej kropeczki na mapie.

Dziękuje szczególnie partnerom mojego maratonu, dzięki którym udało mi się w ogóle w dość krótkim czasie zorganizować to jednoosobowe przedsięwzięcie.

Na początku firmie MERIDA Polska – za udostępnienie wspaniałego roweru karbonowego, dzięki, któremu mogłem znacznie zwiększyć osiągi. Komfort jazdy na rowerze takiej konstrukcji zapewnia naprawdę fascynujące warunki jazdy. Nie wiem jak teraz się zdołam przesiąść na mój aluminiowy 🙂

Firmie Bike Atelier – za serwis roweru, strój i części rowerowe, ale zdecydowanie za chyba najbardziej profesonjalne zapakowanie jakie do tej pory widziałem.

Firmie Herrería Organic za wsparcie logistyczne. Pyszną kawę dla kolarzy i nie tylko. Za kubeczek, który mi cały czas towarzyszy.

Wszystkim, którzy włączyli się w akcję GPS’ową, dzięki, której można mnie było cały czas śledzić.

Wszystkim, którzy mi kibicują od zawsze i od niedawna.

Cieszę się, że mogłem sprawić Wam trochę rowerowej kibicowskiej radości – choć są “więksi odemnie”.

Bogatszy o nowe kilometry doświadczenia wracam powoli do domu.

Trzymajcie się i jeszcze raz dziękuje, za wszelkie słowa otuchy w czasie maratonu!

Offline Mężczyzna Waxmund

  • Moderator Globalny
  • Ironman
  • Wiadomości: 11154
  • Miasto: Baszowice k/Kielc
  • Na forum od: 07.06.2007
    • www.waxmund.pl
Nooo, ale jest jak miało być, nie?
Kawalerski maraton. Poszalał. Nie wyszło. Tak to bywa w kawalerce, że nie zawsze zaliczy się to co się chce  :icon_twisted: Dobrze że Marcel dostał małego pstryczka w d*pę na koniec ;) Żona to nie koniec świata, jeszcze pojeździsz  8)
Czasami na drodze spotykam prawdziwych rowerowych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi... naprawdę... aż ciężko ich czasem wyprzedzić...

www.waxmund.pl

Offline EASYRIDER77

  • Wiadomości: 4847
  • Miasto: INOWROCŁAW
  • Na forum od: 27.07.2010
ee chyba psycha mu siadła. O kobiecie myślał...  ;D

też tak bywa

Offline Mężczyzna kawerna

  • Piotr(ek) Hrehorowicz w realu
  • Wiadomości: 1932
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 22.09.2013
Szkoda. Liczyłem na dłuższe kibicowanie. Ale zamysł mi się podobał. Choć to chyba ryzykowne zakładać z góry konkretny czas na takiej trasie i niepotrzebnie się stresować.

@Marcel: miałeś namiot czy spanie pod dachem?
... i stałem się social-rowerzystą... Anachronicznie lubię trójrzędowe korby i małe kasety ;)

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19867
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
@Marcel: miałeś namiot czy spanie pod dachem?

Z tego co mi Marcel opowiadał to namiotu nie brał, postawił na Warmshowersów. To też IMO przy tak wyżyłowanej kilometrowo trasie było błędem, na spaniu u kogoś zawsze schodzi więcej czasu,  trzeba coś pogadać, do tego wymusza często wjazdy do dużych miast (co znowu kosztuje czas). No i też komplikuje mocno sytuację w przypadku nie dotarcia do założonej lokalizacji, nie ma się takiej niezależności jak z namiotem. A 220km/dzień to jest tak duży przebieg, że czasem trzeba już gospodarować prawie tak ściśle jak na maratonie, a nie wyprawie turystycznej.

Pomysł był bardzo fajny i na pewno Marcelowi dał dużo doświadczenia, które w przyszłości pozwoli na uniknięcie debiutanckich błędów, nie myli się tylko ten co nie próbuje, grunt to się nie zniechęcać.

Offline Mężczyzna paweł.70

  • Marin
  • Wiadomości: 3321
  • Miasto: Ciepłe Łóżeczko
  • Na forum od: 28.11.2011
Szkoda, że tak wyszło.

Teraz trzeba zmienić datę ślubu i spróbować jeszcze raz. ;)

Dom jest tam, gdzie rozkładamy obóz
Liczy się podróż, a nie cel.

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19867
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Teraz trzeba zmienić datę ślubu i spróbować jeszcze raz. ;)

Dokładnie!  :lol:

Offline Mężczyzna kawerna

  • Piotr(ek) Hrehorowicz w realu
  • Wiadomości: 1932
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 22.09.2013
Łatwiej może jednak zmienić nazwę na Postkawalerski Maraton Rowerowy ;)
... i stałem się social-rowerzystą... Anachronicznie lubię trójrzędowe korby i małe kasety ;)

Offline Mężczyzna 4gotten

  • Wiadomości: 1830
  • Miasto: Stargard
  • Na forum od: 26.08.2012
Może po kilku latach będzie chciał spróbować w odwrotnym kierunku....ucieczki  :P
dalej przed siebie... najlepiej po asfalcie ;-)

Offline Mężczyzna ślimac

  • kiedyś młodzi gniewni -- dziś starzy wkurwieni
  • Wiadomości: 341
  • Miasto: ***** ***
  • Na forum od: 25.09.2014
Wydawało mi się, że pod wiatr - to dopiero po ślubie ...

Offline Mężczyzna Waxmund

  • Moderator Globalny
  • Ironman
  • Wiadomości: 11154
  • Miasto: Baszowice k/Kielc
  • Na forum od: 07.06.2007
    • www.waxmund.pl
Marcelowi zawsze wiatr w oczy ;) A i skłonności do autostopa duże (z Niniwą jak jechaliśmy niby razem, to Marcel prawie codziennie stopem jechał ;D), więc wszystko jest jak ma być.
Czasami na drodze spotykam prawdziwych rowerowych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi... naprawdę... aż ciężko ich czasem wyprzedzić...

www.waxmund.pl

Offline Mężczyzna Borafu

  • Moderator Globalny
  • Wiadomości: 10707
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 02.04.2010
Czyli wszystko jak trzeba, tylko się bidak niepotrzebnie naszarpał z tym głupim rowerem, zamiast od razu w Lizbonie złapać stopa ;)

Offline Mężczyzna poltugalczyk

  • Wiadomości: 292
  • Miasto: Kraków/Doha
  • Na forum od: 08.06.2011
    • Mój podcast o podróżach
Marcel prawie codziennie stopem jechał ;D

Waksiu, może tak codziennie to nie, ale z racji wykonywania obowiązków reporterskich, musiałem mieć więcej czasu na pracę stacjonarną :P

Wracając do mojego Kawalerskiego Maratonu - to faktycznie plan A, czyli przejechanie z Lizbony do Krakowa tylko na rowerze się nie powiodło.
Na szczęście w moim przypadku ( i korzystając oczywiście ze wspomnianego przez Wax'a doświadczenia "rowerostopowego" udało mi się wykonać plan B - czyli wrócić sprawnie i bezpiecznie do Krakowa, po jak najmniejszych kosztach).

Po przejechaniu prawie 600 km i dojechaniu do Salamanki, niestety w niedziele co pokrzyżowało moje planu "podserwisowania" roweru jeszcze na mesecie i ruszeniu dale jako, że margines zapasu, wynoszący u mnie ledwie 1 dzień, już praktycznie miałem wykorzystany, zdecydowałem o skróceniu odcinka hiszpańskiego.

Z przygodami ( nie zostałem wpuszczony do pociągu na, który miałem wykupiony bilet, ponieważ mimo złożenia roweru, nie miałem torby na rower... a miejsce w pociągu było - będąc już kolejny raz rowerem w Hiszpanii i korzystając z usług RENFE - utwierdzam się tylko w przekonaniu o "twardo-karczności" tamtejszych konduktorów i ich niezłomności w przestrzeganiu przepisów poleconym im wykonywać z Madrytu) docieram do San Sebastian.

Tam w serwisie chłopaki z serwisu dokręcają 6 z moich 28 szprych, ale już kiwają, że jest bida z kołem - które się po prostu sypie - sam rower miał już inne testy przed moim maratonem, gdyż jest to model z 2017 roku - może, ktoś już przygotował rower, który tylko ja moją wagą (105kg) i masą bagażu 7kg - tylko postawiem kropkę nad i tego koła.

W każdym razie, po serwisie wsiadłem do pociagu do Irun pod samą granicę, jako że miałem już takowy bilet wykupiony.

Po dotarciu w niespelna 25 min do granicy z Francją wysiadajac na ostaniej stacji w Hiszpanii, schodziłem z peronu do przejścia podziemnego aby wyjść z dworca. Na dość zabytkowych "schodkach" poślizgnałem się, i na szczęście zapierając sie rowerem, nie uapdłem ale niefortunnie stanąłem na prawej nodze i znacznie nadwyrężyłem kostkę. Ból przy zwykłym pedałowaniu był znośny, ale kiedy zaczynałem pierwsze podjazdy we Francji i starałem sie utrzymywać sprawne tempo, ból stawał się bardzo intensywny.

Wioząc od tego momentu dwa wyzwania, czyli pierwsze mechaniczne - sypiące się koło, oraz drugie zdrowotne - czyli nadwyrężoną  kostkę prawej stopy, postanowiłem z rozsądku nie szukać "trzeciego wyzwania".
Na szybką decyzję miał też korytarz tranzytowy w którego obszarze się znajdowałem. czyli Irun/Bajonne - tędy wychodzi 50% ruchu z Iberii.

Mijało mnie od groma busików, z czego pewnie już dobra połowa jechała bezpośrednio do Polski - no ale jak to wielu "rowerostopowiczom" wiadomo - łatwiej  zagadać do już zatrzymanego kierowcy, niż takiego zatrzymać.

Nie było wyjścia i udałem się na najpewniejszą opcję czyli wjazd od "zaplecza" na stację benzynową przy autostradzie.
Wiedziałem, że we Francji polscy kierowcy unikają na potęgę te jedne z najdroższych autostrad w Europie, ale z racji kontuzji i wzmagającej się bryzy znad Atlantyku, nawet siedzenie kilka godzin na ciepłej stacji benzynowej, bez możliwości popychania kilometrów było najlepszą z opcji. Miałem zaklepanego Warmshowers'a w okolicy więc zawsze mogłem 6 km się wrócić i odpocząć.

Francuska autotrada okazała się łatwiejszą do sforsowania niż znane mi do tej pory włoskie. Nie było nawet tzw. obrotówki czy wysokiego płotu tylko niska bramka ( możliwa nawet do przeskoczenia). Z miłych zaskoczeń to chyba tyle, bo potem doszło zmartwienie w postaci, patrolującej stacje na autostradach żadarmerii - w takich wypadkach trzeba było być przygotowanym i mieć rower schowany przed ich oczu, aby uniknąć niepotrzebnego dopytywania ( wiadomo, zawsze się mówi, że jeden znajomy mnie tutaj wysadził, a na kolejnego "znajomego  ;)" czekam. Udało się na szczęście upchnąć rower do toalety MOP'sowej i tam czekała sobie Merida przez prawie 5h, aż nie wypatrzyłem nieznanego mi tirowca Pana Adama, który zabrał mnie w 2 dniową podróż przez całą Francję, aż do Miluzy. Potem czekałem jeszcze w Bazylei też goszczony przez WS, a potem w umówionym kursie ze znajomym Panem Adamem, miałem przerzut, aż do samego Olkusza.

Czy maraton został ukończony? hmmmm..... no przemierzyłem "fizycznie" po lądzie z Lizbony do Krakowa - nawet dłuższą drogę niż tytułowe 3000km ( ok 670km rowerem), wróciłem prawie tydzien wcześniej.

I aż do samego momentu ślubu czyli godz 16:00 miałem sporotwy niedosyt - ale został on spełniony dzięki Pawłowi Pieczce, który zaproszony na ślub zaraz po przekroczeniu CP4 w Ojcowie, przyjechał z Godowa i był On ostatnią osobą, która pozdrowiłem jeszcze za kawalera przed samym wejściem do kościoła na ślub - tym samym uważam "na duchowo" ( wiadomo, jesteśmy w wątku "na sportowo"  :D) Maraton Kawalerski został w sztafecie zamknięty dzięki przekraczającymi kolejne granice Pawłowi! Dzięki Pawle z teg miejsca jeszcze raz! - poczułem się dosłownie jak Ty kiedy to ja czekałem na Ciebie u wylotu Ojcowskiego Parku Narodowego w czasie RTP 2019!.

Zdjęcia z mojej podróży w tym oto linku :)

https://photos.app.goo.gl/KZp4evcPzLb9VWKQA

Offline Mężczyzna poltugalczyk

  • Wiadomości: 292
  • Miasto: Kraków/Doha
  • Na forum od: 08.06.2011
    • Mój podcast o podróżach

@Marcel: miałeś namiot czy spanie pod dachem?

Piotrze, jechałem przygotowany na spanie pod dachem, ale w dość optymalnym planie miałem rozlokowanych Warmshower'owców, którzy byłi przygotowani na moje niestandardowe godziny. Faktycznie skorzystałem tylko z gościnności 5 osób.

Tak jak wspominał Wilk wczesniej, przy takim wyjeździe presja zdążenia gdzieś na nocleg, czy mus zatrzymania się bardzo ogranicza, ale byłem na taki scenariusz również przygotowany.
Raz spałem na campingu, i mimo braku namiotu dostałem go od właścicieli wraz z piwem za "pasję i niezłomność" bo jak sami powiedzieli, nie chciałoby im się mordować na takiej trasie :)

Wszystko na tym poziomie było bardzo dobrze zorganizowane, plus po prostu pięknie się ułożyło.



Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum