Wrzucałem na fejsika, ale postanowiłem ubogacić także nasze forum.
Zainspirowany projektem Korona Warszawy, postanowiłem zdobyć Koronę Szczecina. Osiem najwyższych szczytów. Solo, w stylu alpejskim, bez obozów pośrednich, bez wsparcia z zewnątrz. W blogosferze podróżniczej nie znalazłem żadnej wzmianki o takim projekcie, uznaję więc, że jestem pierwszym człowiekiem, który jednego dnia, na rowerze, zdobył Koronę Szczecina. W niehandlową niedzielę.
Ważne: ponieważ jestem pierwszy, to ja ustalam jakie szczyty wchodzą do Korony. I już.
Sama realizacja projektu trwała 4 godziny, ale poprzedziły ją długie minuty planowania, sprawdzania możliwych dróg podjazdu i czekania na okno pogodowe.
Sprzęt. Jechałem specjalnie dostosowanym rowerem. Wyposażyłem go w uchwyt do GPSa i nowe opony, bo stare już się rozleciały. Żeby ograniczyć wagę, zabrałem tylko jedną bułkę z pasztetem i dwa bidony 0,75. Z sokiem malinowym i mango. Zrezygnowałem z łączności satelitarnej, choć wiedziałem, że w przypadku kłopotów, mogę mieć problemy z wezwaniem pomocy.
Mieszkam na Warszewie, ponad 100 mnpm, mam więc aklimatyzację i mogę ruszać z marszu.
Wzgórze Arkony 70 mnpm N53° 27.886' E14° 30.984'
Dojazd z Warszewa do tylko pozornie droga w dół. Przed samym szczytem czeka mnie dwumetrowa ścianka, a potem wspinaczka po schodach Wieży Quistorpa.
Wzgórze Napoleona 73 mnpm N53° 27.017' E14° 30.317'
Znów tylko pozornie jadę na tym samym poziomie. Tuż przed szczytem muszę pokonać morderczy podjazd ulicą Unii Lubelskiej i wskoczyć na krawężnik oddzielający ulicę i trawnik, którym wspinam się na wzgórze. Ale udaje się, cały podjazd pokonuję w siodle.
Pierwsza i jedyna awaria. Poluzowuje się podsiodłówka. Mimo dokładnego sprawdzenia sprzętu przed wyprawą, okazuje się, że rzep nie wytrzymuje wstrząsów. Radzę sobie drucikiem, którym okręcam paski mocujące.
Jagiellońska 75 mnpm N53° 26.062' E14° 31.614'
Każdy kto mieszka w Szczecinie wie, jak morderczy jest podjazd od Bohaterów Warszawy w stronę szpitala na Jagiellońskiej. Dlatego wybieram łagodniejszy wariant zachodni i atakuję szczyt od strony Twardowskiego i torów kolejowych.
Po drodze do następnego szczytu muszę przejechać przez Cmentarz Centralny, trzecią największą nekropolię w Europie. Mimo kilku błędów nawigacyjnych, udaje mi się, wyjechać tą bramą, którą planowałem i już po chwili jestem na Pomorzanach. (dla Nieszczeciniaków: dzielnica nazywa się Pomorzany, ale to nie znaczy, że Szczecin leży nad morzem).
Wzgórze Hetmańskie 39 mnpm N53° 24.337' E14° 31.421'
Podjazd osiedlową uliczką po trylince daje ostro w kość, jestem w drodze już od godziny, ale nie zatrzymuję się długo. Tyle tylko, żeby posłuchać zabawnych dialogów 70+ („Wiesz Ela, kiedyś to byłyśmy młode i piękne.” „No co ty, dalej jesteśmy piękne.”).
Teraz czeka mnie przelot na prawobrzeże do Puszczy Bukowej. Przydają się umiejętności z ultramaratonów. 8 długich kilometrów, wśród sznuru samochodów. Mając z tyłu głowy, że nie można jechać za szybko, bo sił musi starczyć do końca.
Wzgórze Akademickie 51 mnpm 53°22′18″N 14°36′40″E
Wiedziałem, że to może być najtrudniejszy podjazd. Okazał się najtrudniejszym wypychem. Końcówkę żółtego szlaku od ulicy Gwiaździstej pokonuję z buta. Pionowa ścianka byłaby trudna i bez roweru, który teraz wybitnie przeszkadza. Wypłaszczenie tuż przed punktem widokowym wcale nie jest łatwiejsze. Kuszące, dojrzałe jeżyny skutecznie spowalniają marsz.
Za Wzgórzem Akademickim wjeżdżam do puszczy Bukowej. Zjadam bułkę i rozpoczynam podjazd na najwyższy szczyt wyprawy.
Bukowiec 148 mnpm 53°20′17″N 14°38′30″E
Okazuje się dużo łatwiejszy niż poprzedni szczyt. Prawda, że na początku jest trochę podjazdów, które znowu muszę wypychać, ale końcówka to przyzwoity asfalt, który prowadzi niemal do dostrzegalni przeciwpożarowej na samej górze. Przeszkadzają tylko ci wolni rowerzyści, których muszę wyprzedzać.
Wiem, że to najwyższy punkt wyprawy. Ale pamiętam też, że w górach najniebezpieczniejsze są zejścia po zdobyciu szczytu. Kiedyś ścigałem się w Puszczy Bukowej na Gryfmaratonach MTB. Zjazdy, które 5 lat temu pokonywałem z krzykiem „kto hamuje, ten przegrywa!”, teraz potulnie sprowadzam, zmęczenie daje znać o sobie i muszę uważać, żeby nie popełniać błędów.
Zielone Wzgórze (Wieża Bismarcka) 53 mnpm 53°28′30,44″N 14°36′15,18″E
Znowu długi przelot, wracam na lewy brzeg Odry i wzdłuż rzeki jadę na północ. Już wiem, że nie zmieściłem się w oknie pogodowym, chwilę przed Gocławiem przychodzi załamanie pogodowe i zaczyna lać. Wiem też, czego zabrakło na liście sprzętu: zajeżdżam na nieczynną stację benzynową i zawijam telefon w kilka rękawiczek do nalewania paliwa.
Hardkorowy podjazd po mokrych kamieniach ulicy Narciarskiej (nazwa wiele mówi o nachyleniu) udaje się pokonać bezpiecznie, mimo pewnej pani, która zasłoniwszy sobie widok parasolem wchodzi mi wprost pod koła. Potem jeszcze śliska glina Zielonego Wzgórza i mogę cieszyć się urodą Wieży Gocławskiej dawniej Bismarcka.
Wielecka Góra 131 mnpm 53°29′46″N 14°31′53″E
Cały czas leje. Na Ogrodowej siadam na chwilę na przystanku. Jestem już mocno zmęczony i odzywa się natura ultrasa, który w wiacie przystankowej natychmiast zasypia. Z trudem utrzymuję otwarte oczy, kiedy sprawdzam, czy telefon w trzech rękawiczkach jeszcze żyje. Żyje. Mobilizuję się i zbieram do ostatniego, decydującego wysiłku.
Błoto, błoto, błoto. Tylko to pamiętam z tego etapu. Wyznaczona trasa do ostatniego szczytu, od Podbórzańskiej, okazuje się nieprzejezdna, zwalone drzewo nie daje szans nawet na przeniesienie roweru. Wiedziałem, że tu może być ciężko, mam więc przygotowane podejście zachodnie, przez Dojazd Pożarowy 10. Trzeba będzie gdzieś wystąpić, żeby nazwali tę drogę, Drogą Miłoszewskiego. Sam szczyt to rozległe plateau, porośnięte Puszczą Wkrzańską. Widoków nie ma.
Teraz pozostaje tylko zjechać na Warszewo.
Koniec. Rower myłem prawie tak długo, ile trwał sam wyjazd. Spóźniłem się na obiad, ale zostało mi to wybaczone. Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali. Czyli żonie. Jeśli tylko byłem w zasięgu, Małgorzata przysyłała wielce motywujące wiadomości („Take your time, honey.”)
Dystans: 64 km
Czas: 3 h 59 min (netto 3 h 27 min)
Przewyższenie: 837 m
Drogi czytelniku, jeśli dojechałeś do tego miejsca, to jesteś tak samo szalony, jak ten, co to pisał. :-)
Zdjęć nie będę tu wrzucać, żeby nie zaśmiecać. Są tutaj:
https://www.facebook.com/mmiloszewski/posts/2429726557144340