W sądach dominują zasady mądrości ludowych i "moim zdaniem", a nie przepisy.
W sądach dominują zasady mądrości ludowych i "moim zdaniem", a nie przepisy. Znak powinien znajdować się w odległości 0,5 do 2 m od drogi, więc formalnie wszystko co jest dalej i ze złej strony można olewać.
Jeszcze mi się przypomniał takowy filmik - Jakby każdy z nas był na tyle nieustępliwy by zgłaszać wszelakie nierówności na ścieżkach rowerowych, to byśmy się doczekali lepszej nawierzchni, niż na autostradach
albo ktoś na hulajnodze prawie wjechał mi pod koło itp
Ciekawy wyrok sądowy w sprawie obowiązku jazdy po drodze dla rowerów, sąd uznał, że jeśli ścieżka jest po przeciwnej stronie do kierunku jazdy, a na drodze nie ma zakazu - to wolno korzystać z szosy.http://www.zblatuposwiecie.pl/2019/09/02/464/?fbclid=IwAR0CgQvUBj-V19qPCiedi5nQ5qMYcQDhIWIjFrk_lLAkKO2-kSucs__nODk
w innych krajach "przelotowe DDRy" są niemalże bezkolizyjne z ruchem samochodowym i szerokie na 2,5-3m. Nie wiją się jak wąż między słupkami.
Średnio na drodze do roboty mijam 5-10 porzuconych hulajnóg. Jedna na dziesięć jest może jakoś normalnie odparkowana z boku, oparta o znak czy drzewo. Reszta po prostu leży na ścieżce. I to pokazuje, jaka jest kultur(w)a w naszym kraju.
Problem hulajnóg i innych podobnych pojazdów byłoby rozwiązany przez wprowadzanie zasady, że wszystkie pojazdy wyposażone w silnik spalinowy lub elektryczny mogą się poruszać wyłącznie po drogach. Zasadniczo spadłaby liczba kolizji z pieszymi i rowerzystami.