W Bejrucie przez 3 dni gościła nas sympatyczna rowerowa rodzinka w ramach Warmshowers. Rozmawiałam z Georgesem kilkanaście godzin po wybuchu. Ich dom - kilkupiętrowy nowy blok jest ok 8 km od portu - powypadały wszystkie okna, a mieszkanie nie nadaje się do użytku - przenieśli się z dziećmi do domku w górach... Można powiedzieć, że i tak mają szczęście, że im samym nic się nie stało. No i w Libanie mało kto ma się gdzie przenieść...
Jakby mało problemów mieli Libańczycy
I to niezwykłe miasto, które po raz kolejny będzie się podnosić z ruin... A port to praktycznie centrum miasta...
Bejrut to jedno z miast, które najmocniej mnie oczarowały. Dlaczego? Jak jeszcze ktoś nie czytał, to zapraszam
http://bikeowo.cba.pl/bejrut-tu-konczy-sie-libanska-przygoda/