Podstawowym i gigantycznym minusem bar-endów jest ich podatność na uszkodzenia spowodowana lokalizacją. Gdy zwykły rower z klamkomanetkami upada na bok wali korkiem/owijką w podłoże, a tak przywala właśnie bar-endem. Zwłaszcza w baranach rozwidlonych u spodu.
Póki nie mam mocno rozgiętego baranka ryzyko wydaje mi się być niewielkie - rower już wiele razy upadał i manetki wcale nie obrywały. Chyba manetka musiałaby akurat trafić w wystający kamień żeby coś uszkodzić.. gorzej jeśli manetki są na takiej wysokości, że po skręceniu kierownicy walą w ramę. Albo mamy wgniotkę w ramie, albo połamaną manetkę. Ja ustawiałem kierownicę na takiej wysokości żeby mieściły się pod górną rurą.
Bar-endy miał kolega Dawid na Islandii. Na trudnych odcinkach piaszczysto- kamienistych, właściwie nie był w stanie operować przerzutkami. Konieczność odejmowania ręki z optymalnego chwytu powodowała, że tracił panowanie nad rowerem i był koniec jazdy. Męczył się strasznie. Patrząc na to nie mam dobrego zdania o praktyczności tego rozwiązania.
Jeśli dolny chwyt jest tym optymalnym, to do zmiany biegu wystarczy lekko przesunąć dłoń. Jeśli chce się jechać na klamkach, to niestety trzeba już poczekać na bardziej odpowiedni moment. Takie osoby powinny jednak pomyśleć nad Gevenalle.
Pełną, bo jak sie ręka omsknie to można przez pełną kasetę od razu przelecieć
Raczej jeśli się omsknie udo / kolano..
Dokładnie tak to wygląda. W terenie zjazdów na których solidnie trzęsie jest mnóstwo (a tym bardziej na takim rowerze jak ten ze sztywnym widelcem) a i pod górę nieraz się zdarza, mimo niewielkiej prędkości. Wtedy trzeba trzymać mocno kierownicę, a nie ciągle przekładać rękę by zmienić bieg.
Na podjazdach dłonie można trzymać blisko manetek. Dostęp jest dobry zwłaszcza jeśli rurki dolnego chwytu są krótkie. Na zjazdach jest gorzej, choć zmiana biegów mniej istotna. Najgorzej, że odstają i potrafią wbić się w udo jeśli zleci się z siodła.