Nie rozumiem, po co Wam ta elektronika na rowerze.
W ten oto sposób stałem się właścicielem: 2 latarek convoy s2 z 3 akumulatoramiGarmin eTrex 32lampki na bagażnik na 2 AAA (z odblaskiem)zwykłych czołówek na AAA ładowarek uniwersalnych (do ładowania od AAA po aku do convoya).Na każdą wyprawę zabierałem więc zapasowe aku - kilka sztuk AA, AAA, zapas do convoya, kabel miniUSB, kabel USB C (telefon), kabel do ajfona (żona), powerbank, awaryjnie 2 takie lampki - pchełki z Decathlona, które świecą/mrugają na biało/czerwono.
Nie rozumiem, po co Wam ta elektronika na rowerze.Tylko generuje problemy, które potem trzeba rozwiązywać. Poza tym niepotrzebnie zajmuje głowę na wyjeździe.
Na każdą wyprawę zabierałem więc zapasowe aku - kilka sztuk AA, AAA, zapas do convoya, kabel miniUSB, kabel USB C (telefon), kabel do ajfona (żona),
Pewnie, że warto byłoby się uwolnić od tych wszystkich gadżetów i niby-problemów ale lampka i telefon (nawet nie smartfon ) to chyba minimum...
Co do multikabli to wątpię, czy jest zysk, względem 2-3 kabli luzem. Może więcej urządzeń na raz można ładować....
Kompletowałem swój sprzęt ostatnie 3 lata generalnie trzymając się zasady, że w przypadku lampek czy nawigacji lepiej nie mieć wbudowanego akumulatora, bo wraz z jego końcem kończy żywot urządzenie.
Ktoś ma jakieś przemyślenia?