Hej, hej,
-
Dania - EuroVelo 10: Kopenhaga i Morze Bałtyckieza chwilę nowy sezon, najwyższy czas zamykać poprzedni - było już
o Dreźnie i Krainie Łaby, było
o trasie Ennsradweg w Austrii, będzie jeszcze o Południowym Tyrolu, a teraz:
Niderlandy, czyli Holandia: Morze Wattowe, Fryzja i GroningenWyżej w wersji blogowej do czytania (najdłuższy artykuł na Znajkraju, prawie 40 tysięcy znaków), a to dla Was - w wersji "plus", do oglądania - z większą liczbą zdjęć.
Do Holandii dotarliśmy po nocnej podróży i kilku przesiadkach. Większość trasy w kuszetce w pociągu Nightjet z Innsbrucka do Düsseldorfu. To o tyle wyjątkowe, że wciąż nie zdarza się często, by w ten sposób można było wieźć rower. Tu niestety szczęście było umiarkowane - rowery jechały w ogólnodostępnych wagonach, a pociąg stawał na kilku dużych stacjach. Cały skład był jednak wewnątrz połączony, kuszetka nie była izolowana od reszty, więc można było przejść te 3-4 wagony dalej i rzucić okiem. Łącznie na trasie przez przedział przewinęło się chyba 5 rowerów.
Trasę zaczynamy właśnie w Leeuwarden z planem kilkudniowej trasy wzdłuż północnego wybrzeża Holandii, a więc "dookoła" historycznej Fryzji nad Morzem Wattowym. Nie wiem czy to wstyd, ale... o mieście jak Leeuwarden nie słyszałem chyba wcześniej, tymczasem zachwyciło nas obydwoje. I ruchem rowerowym, i przyjemnym klimatem. Bardzo miłe miejsce na przywitanie z Holandią. I na pewno lepsze niż Groningen, do którego dotarliśmy na koniec.
Rowerowo - ekstraklasa. Jak nigdzie w Polsce. No, może przypominały mi się tylko fajne izolowane drogi rowerowe w centrum Szczecina. Tutaj w mieście przy wszystkich większych ulicach była separowana dwukierunkowa trasa zwykle z ceglaną nawierzchnią. Na rowerach oczywiście wszyscy, w każdym wieku, na przeróżnych ich typach, wiele cargo z dziećmi.
We Fryzji jest nawet kilka akweduktów, bo to bardziej opłacalne od budowania mostów - albo odpowiednio wysokich, albo otwieranych i zatrzymujących w ten sposób ruch. Jechalismy pod jednym, który okazał się być poświęconym... Macie Hari:
Kawałek dalej był remont mostu, ale ponieważ biegnie po nim istotna droga rowerowa, to wykonawca remontu zapewnił bezpłatny transport zastępczy - wow:
A potem to już się zaczęła jazda po szlakach Holandii. Wszystko zorganizowane w system węzłowy - czyli każda wieś, większe skrzyżowania dróg czy czasem duże atrakcje mają swoje numerki które wyznaczają marszrutę. Jest strona i appka które wyznaczają najkrótszą drogę pomiędzy dwoma dowolnymi punktami, a potem jedziemy od numerka do numerka.
Drogi są w większości odizolowane, może nawet 80-90% naszej trasy wybieranej bez wiedzy o nawierzchniach. Reszta to zwykłe szosy, szosy z wymalowanymi pasami albo wąskie singielki polnymi miedzami, także gruntowymi. Płasko w 99,9%, reszta to podjazdy pod wały przeciwpowodziowe :). Wszystko zawsze o idealnej nawierzchni. Nawet jeśli gruntem, to jak po maśle.
Najwięcej jechaliśmy wzdłuż wałów, na szczęście trochę kręcą, trochę odchodzą do wsi, czasem przeskakują ze strony na strony, czasem my sami odjeżdżaliśmy do ciekawych miejsc w okolicy.
Kilka kilometrów przejechaliśmy po wyspie Ameland - wybrzeżem Morza Północnego:
A poza tym bywało też tak:
Atrakcje? Mnóstwo. W dodatku to był nasz pierwszy raz w Holandii. Wybranę różności (więcej w artykule na blogu):
Narodowe Muzeum Porcelany w Leeuwarden:
Oldehove - krzywa wieża w Leeuwarden i widok z niej:
Bardzo przyjemne portowe Harlingen:
Główną atrakcją było Morze Wattowe. Na pierwszy rzut oka może mało efektowne, ale jeśli się zainteresować, jak działa, jak pracuje, jakie konsekwencje ma tak duża zmiana poziomu wód, robi się z tego ciekawa rzecz.
Dawne pięknie zachowane układy fryzyjskich wsi - okrągłe Niehove:
I najstarsza nieprzerwanie zamieszkana wieś w Holandii - Ezinge, na charakterystycznym wzgórzu - terpie:
Krótki - około 2 km - rejs promem, który znacznie uprościł nam trasę:
Prywatna lecznica dla małych znalezionych, porzuconych czy poszkodowanych fok w Pieterburen, otwarta dla zwiedzających - jako dziennikarz mogłem wejść też do zamkniętej części, na ostatnim zdjęciu śpiący maluch:
Jeden z 17 ocalałych (było 200) wystawnych dworów - borgów:
... i "wiszące kuchnie" w Appingedam:
A na koniec świetna rzecz, jakiej nie widzieliśmy nigdzie indziej. Rustpunty - samoobsługowe miejsca odpoczynku dla rowerzystów prowadzone przez prywatne osoby. Jest gdzie usiąść, jest lodówka z napojami, jedzeniem i skarbonką obok, stół, czajnik, czasem kuchenka. Świetne. Lokalizacje są w appce systemu węzłowego i na stronie www.
Holandia to rzeczywiście inny rowerowy świat. Albo raczej "inni" to jesteśmy my :). W Groningen udział rowerów w ruchu w ogóle to 30-40%. Na Ameland pod supermarketem chyba z 1/4-1/3 to przeróżne rowery cargo z dziećmi, zakupami, bagażami. I pod względem turystycznym - bardzo, bardzo ciekawie.
Bardzo nam sie podobało, spokojnym, leniwym klimatem fajnie zamknęło nasz miesiąc w podróży.
:)
Szy.
* * *
Więcej znajkrajowych relacji:
-
Dania - EuroVelo 10: Kopenhaga i Morze Bałtyckie-
Austria - Wielka Pętla Jezior Karyntii-
Szwajcaria - szlak rowerowy Renu-
Niemcy - Lipsk i Nowe Pojezierze Lipskie w Saksonii-
Polska - Żelazny Szlak Rowerowy-
Niemcy - Rudawy w Saksonii-
Włochy - Południowy Tyrol: doliny Isarco i Adygi-
Austria - Ennsradweg, czyli droga rowerowa rzeki Anizy-
Niemcy - Drezno i Kraina Łaby w Saksonii