Autor Wątek: Hej dziewczęta w górę kiecki, jedzie rowerzysta mazowiecki ;)  (Przeczytany 2612 razy)

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19867
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
...czyli parafraza pięknej żurawiejki o ułanach jazłowieckich na jaką natrafiłem na dzisiejszej trasie po Kampinosie  :P

Stąd ułani ruszyli do jednej z ostatnich szarż w historii polskiej kawalerii (a ostatniej z udziałem tak dużych sił jak cały pułk). Szarży zwycięskiej, bo przebili się do oblężonej Warszawy po niemieckich trupach.


A tutaj ciekawa relacja włoskiego korespondenta, który przypadkowo był świadkiem owej szarży:
Cytuj
Nagle bohaterski zespół kawalerzystów w sile około paruset koni wyłonił się w galopie z zarośli. Nacierali oni, mając w środku rozwinięty sztandar... Wszystkie niemieckie karabiny maszynowe umilkły, a tylko działa strzelały. Ich ogień stworzył zaporę ogniową na przestrzeni 300 metrów przed liniami niemieckimi. Polscy kawalerzyści nacierali całym pędem, jak na średniowiecznych obrazach! Na czele wszystkich galopował dowódca z podniesioną szablą. Widać było, jak malała odległość pomiędzy grupą polskich kawalerzystów a ścianą niemieckiego ognia. Szaleństwem było kontynuować tę szarżę na spotkanie śmierci. A jednak Polacy przeszli.

Fajne kampinoskie singielki na trasie Blondasa:












Odpoczynek w Roztoce:



Powrót fajnym singlem nad samą Wisłą:



A już w Warszawie wizyta u Syrenki:


Offline Mężczyzna qbotcenko

  • Wiadomości: 3037
  • Miasto: Tomprofa Gbórnicza
  • Na forum od: 17.03.2018
    • http://qbot.pro/
Zasadzić między sosnami parę jałowców i masz las prawie jak na Jurze ;P

Offline Mężczyzna WujTom

  • Administrator
  • Wiadomości: 2181
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 17.10.2016
    • Wuj Tom w podróży
Tarska nad Wisła jest fajna ale w czasie wegetacji roślin czasem trzeba niezłe się przebijać.
Wrzuć jakąś mapkę twojej trasy.
Wolność kocham i rozumiem
Wolności oddać nie umiem ...


Offline Mężczyzna Waxmund

  • Moderator Globalny
  • Ironman
  • Wiadomości: 11154
  • Miasto: Baszowice k/Kielc
  • Na forum od: 07.06.2007
    • www.waxmund.pl
Ciesz się ciesz tym brakiem wąsa  ;)
Czasami na drodze spotykam prawdziwych rowerowych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi... naprawdę... aż ciężko ich czasem wyprzedzić...

www.waxmund.pl

Offline Mężczyzna hansglopke

  • Wiadomości: 2643
  • Miasto: Zduńska Wola
  • Na forum od: 22.02.2013
Ciesz się ciesz tym brakiem wąsa  ;)

Nie będzie czym (kim?) kręcić.
"Rower do ultra musi być przede wszystkim wygodny. Reszta jest mniej ważna."  - Turysta

Offline Mężczyzna Król Julian

  • Wiadomości: 7320
  • Miasto: Pabianice
  • Na forum od: 14.02.2017
Słynna szarża. Pod Wólką Weglową. Przebił się do oblężonej Warszawy nie tylko Pułk Ułanów Jazłowieckich, ale w jego śladzie inne pododdziały Armii Poznań. Ciekawe, że ten pułk miał szczęście do chwały bojowej. Za kampanię 1939 r i powyższą szarżę, właściwie nie było wiadomo jakie odznaczenie dać Pułkowi, bo sztandar pułkowy miał już wstęgę Virtuti Militari z wojny polsko - bolszewickiej. Dostali prawo do noszenia osobnej, biało czerwonej wstęgi przy sztandarze za męstwo w 1939 r.

A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie!

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19867
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Tarska nad Wisła jest fajna ale w czasie wegetacji roślin czasem trzeba niezłe się przebijać.
Wrzuć jakąś mapkę twojej trasy.

Tam i latem jest raczej przejezdna ta trasa, a tutaj było emocjonująco bo już było ciemno, a chwilami ten singielek to tak był 30cm od skraju 2-3m skarpy prosto do Wisły spadającej ;)
Trasa jest tutaj:
https://ridewithgps.com/trips/44992374

Ale ten kampinoski odcinek to już jest wymagający, mnóstwo wysysających siły góreczek, wysokości żadne, krótkie podjazdy, ale solidne. Jeszcze ani razu nie udało mi się tego w całości pokonać w siodle, są m.in. trzy takie ścianki, że zawsze któraś mnie zatrzyma, a teraz na wszystkich poległem bo wilgotne podłoże było i koła tak nie trzymały.

Ciesz się ciesz tym brakiem wąsa  ;)

Ja to liczę, że z Ciebie wreszcie zrobię prawdziwego kawalerzystę  :lol:




Offline Wilk

  • Wiadomości: 19867
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Słynna szarża. Pod Wólką Weglową. Przebił się do oblężonej Warszawy nie tylko Pułk Ułanów Jazłowieckich, ale w jego śladzie inne pododdziały Armii Poznań. Ciekawe, że ten pułk miał szczęście do chwały bojowej. Za kampanię 1939 r i powyższą szarżę, właściwie nie było wiadomo jakie odznaczenie dać Pułkowi, bo sztandar pułkowy miał już wstęgę Virtuti Militari z wojny polsko - bolszewickiej. Dostali prawo do noszenia osobnej, biało czerwonej wstęgi przy sztandarze za męstwo w 1939 r.

Ze sztandarem podczas tej szarży to jest związana też inna historia. Virtuti Militari dostał kapral Bronisław Czech, który z narażeniem własnego życia ratował sztandar pułku, gdy ranny został ułan, który go trzymał. Taki piękny przykład etosu, jaki obowiązywał w przedwojennej kawalerii.


W ogóle warto tutaj napisać parę słów o tym bardzo popularnym i szeroko rozpowszechnionym micie obecnym w polskim społeczeństwie, nawet wiele wykształconych osób w niego wierzy. Czyli jak to rzekomo polska kawaleria była zacofana, jak to z szablami na czołgi ruszała. A tymczasem jest to całkowicie zmyślona historia, ten mit stworzyli Niemcy, a potem bardzo skwapliwie podchwycili go komuniści, bo uderzał w sanację, a wtedy wszystko związane z międzywojenną Polską było złe, dlatego ośmieszanie polskiej kawalerii (która była jednym z symboli II RP) było komunistom bardzo na rękę. Bardzo brzydko ten mit rozpopularyzował sam Andrzej Wajda w swoim głośnym filmie "Lotna", jeszcze za moich szkolnych czasów opowiadanie Żurakowskiego na podstawie którego ten film nakręcono była to w szkole obowiązkowa lektura. Jest tam m.in. całkowicie zmyślona scena jak bezradni ułani są masakrowani przez niemieckie czołgi, nawet jak ułan szablą wali w lufę czołgu. Tutaj takie dobre wyjaśnienie tych bzdur:
Cytuj
„Z trupów ludzi i koni tworzą się wysokie wały, przez które skaczą następni jeźdźcy..."

To fragment opisu nieznanej z nazwy bitwy kampanii wrześniowej, gdzie podobno polscy  ułani dzielnie szarżowali na niemieckie czołgi. W ten sposób komunistyczna propaganda tępiła „kozietulszczyznę”. Wystarczy jednak wspomnieć, że nigdy w czasie całej kampanii wrześniowej kawaleria nie szarżowała na czołgi. Bohdan Królikowski w swojej książce pt. „Ułańska jesień”, najpełniej prezentującej historię kawalerii polskiej w II Rzeczpospolitej pisze: „Slogan podchwycono po wojnie, rozdmuchano, by sanacyjne wojsko wykpić, zohydzić w oczach społeczeństwa. I choć nie było ni jednej takiej szarży (nawet kapral nie dałby do niej rozkazu), slogan wżarł się w społeczną świadomość”. Pewnym symbolem stała się bitwa pod Krojantami, której fałszywy obraz utrwalił Andrzej Wajda w „Lotnej”. W filmie mamy scenę, w której polska kawaleria próbuje mierzyć się z dywizją pancerną. Szczególnie żałosny jest obraz, przedstawiający bezradnego ułana plasującego szablą lufę niemieckiego czołgu. Niestety w świadomości polskiego społeczeństwa utrwalił się taki obraz kampanii wrześniowej. A co tak naprawdę zdarzyło się w okolicy Chojnic 1 września 1939 roku?
O świcie na polskie linie obrony uderzyła niemiecka 20. Dywizja Pancerna. Natarcie było skierowane na Chojnice. Na południe od miasta znajdowały się stanowiska 18. Pułku Ułanów Pomorskich. Kawaleria, posiadająca niewielki potencjał bojowy w walce „okopowej” i szyku pieszym, do popołudnia wykonała trzy odskoki. Nie tylko ona zresztą. Po południu do pułkownika Kazimierza Mastalerza, dowódcy pułku, dotarł rozkaz od dowódcy Grupy Operacyjnej „Czersk”, generała Stanisława Grzmota-Skotnickiego. Nakazywał on, by pułk „za wszelką cenę powstrzymał ruch Niemców, czym prędzej przechodząc do akcji zaczepnej”. Pułkownik Mastalerz - uznając za niemożliwe czołowe kontruderzenie - rozkazał, by dwa szwadrony, wzmocnione dwoma plutonami, obeszły skrzydło nieprzyjaciela. Plan ten wydał się na tyle nieprawdopodobny, że młody oficer, który przywiózł rozkaz, zaprotestował. Pułkownik Mastalerz miał mu ponoć odpowiedzieć: „Za młody pan, młodzieńcze, żeby mnie uczyć, jak się wykonuje niewykonalne rozkazy”. Na czele wspomnianych dwóch szwadronów wyruszył mjr
Stanisław Malecki. O tym, co działo się później, pisali już uczestnicy tych wydarzeń:
„Z lizjery lasu w odległości około 300 - 400 metrów ukazał się oczom oddział piechoty nieprzyjaciela w sile około baonu w luźnym ugrupowaniu. Wydaje się, że oddział ten nie miał żadnego ubezpieczenia ani też obserwacji skrzydeł i tyłów”.
Dano rozkaz do szarży na odpoczywającą piechotę niemiecką. Dalej:
„Niemcy prawie oporu nie stawiali. Cięliśmy ich szablami. Usłaliśmy polanę ciałami Niemców. Wszystko to działo się w ciągu kilkunastu minut. [...] Wtedy właśnie, na lewo od szwadronu Świeściaka, zobaczyliśmy pędzący poczet dowódcy pułku. [...] Nagle z pokładu transporterów stojących z boku, między drzewami, rozległ się terkot cekaemu i seria pocisków skosiła poczet dowódcy pułku”.

Wycofano się. Pułk poniósł niewielkie straty – 25 osób, czyli około 10 procent biorących udział w szarży. Czołgów tam nie było, 20. Dywizja Pancerna nawet nimi nie dysponowała. Niestety wśród zabitych byli wszyscy dowódcy atakującego oddziału, co wśród podkomendnych wywołało poczucie olbrzymiej klęski. Jeden z nich, który zaginął w trakcie potyczki, odnalazł się dopiero w Rumunii. Opowiadał potem o szalonej szarży na czołgi, z której tylko on jeden ocalał. Ta wstrząsająca wersja nie mogła być w żaden sposób sprawdzona, ale utkwiła w świadomości internowanych żołnierzy.
Sama szarża udała się. Odniosła, poza rozbiciem niemieckiego baonu, także pewien efekt psychologiczny, o którym wspomina w swoich pamiętnikach niemiecki generał Hans Guderian: „Zastałem ludzi z mego sztabu w hełmach bojowych, w trakcie ustawiania działka przeciwpancernego na stanowisku bojowym. Na moje pytanie, co ich do tego skłoniło, otrzymałem odpowiedź, że każdej chwili pojawić się może polska kawaleria, która rozpoczęła natarcie”.
Potem krwawych bitew i ułańskich szarż tylko przybywało. Dbała o to komunistyczna propaganda, wspierana przez oświecone kręgi inteligencji. Wśród nich mamy Andrzeja Wajdę, który nie licząc się z historyczna prawdą, dołożył do filmu „Lotna” groteskową scenę, bo akurat pasowała mu do wizji scenariusza. Podobnie w mit września brnął Jerzy Waldorf z upodobaniem opisujący ostatnią szarżę 11. Pułku Ułanów, który rzekomo zaatakował jednostki pancerne Wehrmahtu. (Zob. Stolica, „Malowane dzieci na Krakowskim Przedmieściu”, 1960 nr 37). Waldorf nie służył w tymże pułku i tylko powielał niesprawdzoną plotkę, bowiem 11. Pułk już w pierwszych dniach września został rozproszony i nie mógł szarżować na niemieckie czołgi. Zresztą jak wiele innych polskich jednostek kawaleryjskich zaskoczonych tempem ofensywy niemieckiej we wrześniu 1939 roku.



A prawda jest taka, że kawaleria II RP to w większości były doborowe oddziały, używane głównie jako piechota o dużej mobilności, wykorzystujące swoją szybkość na polu walki. I nie dowodzili nimi kretyni, którzy by kazali szarżować na czołgi, tylko dobrze wyszkoleni i doświadczeni oficerowie, którzy umieli wykorzystywać atuty tego rodzaju broni. Szarżę stosowano tylko wtedy gdy miała sens militarny, przede wszystkim w uderzeniach na piechotę, gdzie impet rozpędzonej kawalerii znacznie zwiększał jej siłę. Właśnie jak pod Wólką Węglową, gdy 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich dzięki impetowi szarży przejechał po brzuchach faszystów, przełamując obronę, której zwykła piechota nie dałaby rady, otwierając drogę na Warszawę innym oddziałom.
« Ostatnia zmiana: 23 Lut 2020, 12:53 Wilk »

Offline Mężczyzna Borafu

  • Moderator Globalny
  • Wiadomości: 10707
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 02.04.2010
Można jeszcze dodać że kawalerii zdarzało się walczyć z jednostkami pancernymi, jak np w bitwie pod Mokrą, ale oczywiście nie było wtedy mowy o żadnej szarży na czołgi.

Offline Mężczyzna Król Julian

  • Wiadomości: 7320
  • Miasto: Pabianice
  • Na forum od: 14.02.2017
Bitwa pod Mokrą, pokazuje, również jak silny jest wciąż mit potęgi niemieckich oddziałów pancernych. Prawda jest taka, ze uzbrojone były w PzKmp I i II. Czołgi słabo opancerzone, powolne z mała siłą ognia Nowoczesnych na tamte czasy PzKmf III było jak na lekarstwo. Dobrze umocniona i wstrzelana piechota nie była bez szans w walce z tymi jednostkami. Szczególnie dobrze sprawowały się nasze 35mm Boforsa, które były w stanie zniszczyć każdy czołg niemiecki. Pod mokrą Wołyńska Brygada Kawalerii zatrzymała 4DPanc (konkretnie 35 i 36 pułk) przez cały dzień unieruchomiając 100 czołgów i paraliżując 4DPanc na kolejne dwa dni. To niezły wynik zważywszy, ze brygada kawalerii miała siłę ogniową porównywalna z pułkiem piechoty. Ogólnie fatalny obraz września wynika w większym stopnia z fatalnego dowodzenia, szczególnie na wyższym szczeblu, i tutaj właśnie jest przestrzeń na popastwienie się nad sanacyjnymi generałami  z obozu piłsudczyków, bo to oni zawalili kampanię. Na skalę i jakość porażki wrześniowej złożyły się trzy czynniki 1) taktyka 2) jakość dowodzenia 3) przewaga technologiczna. Z czego dwa pierwsze miały większy wpływ na końcowy efekt niż ten trzeci.

A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie!

Offline Mężczyzna Borafu

  • Moderator Globalny
  • Wiadomości: 10707
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 02.04.2010


Szczególnie dobrze sprawowały się nasze 35mm Boforsa
Bardziej 37 niż 35 ale poza tym racja.

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19867
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Na skalę i jakość porażki wrześniowej złożyły się trzy czynniki 1) taktyka 2) jakość dowodzenia 3) przewaga technologiczna. Z czego dwa pierwsze miały większy wpływ na końcowy efekt niż ten trzeci.

Ale to wszystko ze sobą współgrało. To prawda, że uzbrojenie niemieckich jednostek pancernych to nie było takie jak w drugiej części wojny, czołgi Panzer I i Panzer II stanowiące większość niemieckich oddziałów pancernych to były takie bardziej tankietko-czołgi niż pełnoprawne czołgi. Ale siłą Niemców było to, że te jednostki były zgrupowane na wąskich odcinkach frontu, wszystkie jednostki pancerne jakie mieli do dyspozycji były jedynie w kilku miejscach. To było właśnie zupełne novum na owe czasy, to była doktryna blitzkriegu. I to wystarczyło by wojnę wygrać. Prawda, ze pod Mokrą udało się Niemców zatrzymać i zadać spore straty. Ale również prawdą jest, że to było zatrzymanie na jeden dzień, bo sił niemieckich na tym kierunku uderzenia było tyle, że były w stanie złamać front i dzięki swojej wielkiej mobilności (przewyższającej sporo nawet kawalerię, a tym bardziej piechotę) wjechać na polskie tyły i siać wielki ferment, z dużo większą łatwością niszcząc cofające się oddziały. Prawda, że mieliśmy dobry skuteczny sprzęt przeciwpancerny - ale było go po prostu za mało by móc myśleć o zatrzymaniu nawet niespecjalnie zaawansowanych technicznie niemieckich czołgów. To samo z lotnictwem - zostało od razu rozbite, a Luftwaffe znacznie utrudniała wycofywanie się polskich jednostek zadając im spore straty.


Ogromny wpływ na klęskę w kampanii wrześniowej miała polityka. Czyli decyzja by bronić się na granicy. A owa granica była rozciągnięta na ok. 2tys km. I polskie jednostki były na tej wielkiej odległości porozciągane, w żadnym miejscu nie stanowiły bardzo mocnych ugrupowań. A Niemcy własnie mieli w paru miejscach skoncentrowane bardzo silne oddziały, które dokonywały przełamań, bo Polaków było w miejscach ich ataku za mało by ich zatrzymać. A w innych gdzie stały polskie wojska w ogóle nie było natarcia niemieckiego i te polskie wojska tylko się marnowały - jak Armia Poznań broniąca Wielkopolski, która przez pierwsze parę dni kampanii wrześniowej toczyła tylko symboliczne walki.

Bardzo ciężko to oceniać, z militarnego punktu widzenia należało się bronić na linii Wisły i Narwi, wtedy polskie wojska były dużo bardziej skoncentrowane, a przeprawa przez wielkie rzeki pod polskim ogniem kosztowałaby Niemców dużo większe straty i mogłoby to zmienić oblicze wojny. Ale było tez ogromne ryzyko, że Niemcy wejdą do Wielkopolski, na Pomorze, na Śląsk - i skończą ofensywę, a my stracimy mnóstwo kluczowych terenów. Tego się bardzo bano, bo to był bardzo prawdopodobny scenariusz, dlatego podjęto strategiczną decyzję o obronie na granicach.

Offline Mężczyzna MichałD

  • Wiadomości: 476
  • Miasto: Jura Krakowsko-Częstochowska
  • Na forum od: 27.11.2013
    • Między Wartą, Pilicą i Nidą
Wrzesień 39' - napisano o nim już tyle, a dalej wiele zostało do rzetelnego opracowania...

Niestety racja jest po stronie Sendymena i Wilka - zawiodła polityka i działania strategiczno-operacyjne, bo taktycznie na niskim szczeblu nie było tak źle. Zwróćcie uwagę kiedy przystąpiono do opracowywania Planu Zachód i jak niewiele w porównaniu do umocnień wschodnich zdążono wykonać do rozpoczęcia działań zbrojnych. Skuteczne powstrzymanie Niemców na założonej linii obronnej przy dostępnych środkach i całkowitym chaosie w dowodzeniu Wielkimi Jednostkami, a właściwie koordynacji ich działań i braku komunikacji ze Sztabem NW było zdaje się niemożliwe. Do tego co często podkreślane - nasi wyżsi dowódcy bardzo często mieli braki w wykształceniu i rozumieniu współczesnego pola walki, a wynikało to w sporej części z polityki personalnej naszych marszałków, ot choćby stawianiu "linii" ponad innych i kurczowe, chorobliwe wręcz, skupianie wszystkiego w swoich rękach.
Kajakiem, pieszo, rowerem między Wartą, Nidą i Pilicą - blog wycieczkowy.

Offline Mężczyzna Król Julian

  • Wiadomości: 7320
  • Miasto: Pabianice
  • Na forum od: 14.02.2017
Bardzo ciężko to oceniać, z militarnego punktu widzenia należało się bronić na linii Wisły i Narwi, wtedy polskie wojska były dużo bardziej skoncentrowane, a przeprawa przez wielkie rzeki pod polskim ogniem kosztowałaby Niemców dużo większe straty i mogłoby to zmienić oblicze wojny. Ale było tez ogromne ryzyko, że Niemcy wejdą do Wielkopolski, na Pomorze, na Śląsk - i skończą ofensywę, a my stracimy mnóstwo kluczowych terenów. Tego się bardzo bano, bo to był bardzo prawdopodobny scenariusz, dlatego podjęto strategiczną decyzję o obronie na granicach.
Tu jest clou problemu. Nasze traktaty mówiły o "rzeczywistych działaniach wojskowych". Wysunięcie jednostek miało kontekst polityczny. Ale nie taki jak często to się przedstawia, czyli "mocarstwowe" postrzeganie rzeczywistości. Chodziło o jednoznaczną sytuację, ze zaczęła się wojna i twa agresji zbrojna. To co dzisiaj wydaje nam się działaniem pozbawionym sensu, w kontekście Nadrenii, Austrii, a w szczególności Czechosłowacji, wówczas rozpatrywano jako scenariusz bardzo prawdopodobny. Zajęcie korytarza pomorskiego, Śląska, Wielkopolski. Wstrzymanie ofensywy i Chamberlain kolejny raz mógł przywieźć pokój Brytyjczykom.

A z alternatywnej historii, to może trzeba było jak później Węgrzy, Rumuni, Słowacy uderzyć na Sowietów wspólnie z  Niemcami? W '39 lub 40' siły Niemieckie  + życzliwa bierność tzw. zachodu + nasze 40 dywizji, których do walki z Sowietami nie trzeba specjalnie motywować, pewnie załatwiłoby temat.

A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie!

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19867
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Skuteczne powstrzymanie Niemców na założonej linii obronnej przy dostępnych środkach i całkowitym chaosie w dowodzeniu Wielkimi Jednostkami, a właściwie koordynacji ich działań i braku komunikacji ze Sztabem NW było zdaje się niemożliwe. Do tego co często podkreślane - nasi wyżsi dowódcy bardzo często mieli braki w wykształceniu i rozumieniu współczesnego pola walki, a wynikało to w sporej części z polityki personalnej naszych marszałków, ot choćby stawianiu "linii" ponad innych i kurczowe, chorobliwe wręcz, skupianie wszystkiego w swoich rękach.

To też nie ulega wątpliwości. Polska myśl militarna zatrzymała się na roku 1920, polscy dowódcy ciągle rozumowali kategoriami I wojny światowej. W wojsku też były czystki, pozbyto się wielu dobrych oficerów, którzy nie byli miłośnikami Piłsudskiego. Dopóki żył Piłsudski - to się wszystko jeszcze trzymało, ale Rydz-Śmigły na pewno nie był człowiekiem tego formatu. Świetnie się sprawdzał jako podwładny Piłsudskiego, ale nie miał jego daru przewidywania, jego rozumienia polityki, jego wielkiej charyzmy. Gdyby Piłsudski żył to pewnie nie zaufałby tak mocno aliantom. Polska kawaleria była wojskiem doborowym - ale na realia 1939 roku już za bardzo anachronicznym, a polscy dowódcy nie rozumieli, że idzie nowe, że o losach wojen będą decydować wojska pancerne, że będzie się liczyć szybkość jaką dają zmotoryzowane jednostki. Gdyby zamiast na utrzymywanie tak dużej ilości kawalerii część środków przeznaczyć na broń pancerną - to byśmy na sile armii zyskali. Ale tego polscy dowódcy najwyższego szczebla nie rozumieli.


Ale też nie można tego oceniać za surowo, to łatwo być mądrym po fakcie; kwestia zacofania myśli militarnej nie dotyczyła tylko Polski. W kampanii roku 1940 alianci ponieśli dużo większą klęskę niż Polska w 1939. Bo o ile Polska po prostu nie miała potencjału militarnego Niemiec i mocno odstawała możliwościami gospodarczymi (a to się bardzo przekładało na zaawansowanie techniczne armii) - to Francja i Anglia miały nawet trochę większy potencjał od Niemców pod względem liczby żołnierzy, liczby czołgów, samolotów itd. I własnie przez zacofanie militarne ponieśli ogromną klęskę, mimo wiele większego potencjału, potężnych umocnień Lini Maginota na granicy - pokonano ich w podobnym czasie co Polskę. Bo tej liczby czołgów zupełnie nie potrafili wykorzystać, nie stanowiły zbitych ugrupowań, tylko były porozdzielane pomiędzy wiele oddziałów, często jako dodatek do piechoty, nie samodzielne jednostki.

I też jakość dowodzenia - armia niemiecka miała lepszych oficerów i była bardzo otwarta na niesztampowe plany, na nowinki taktyczne. I tak powstał blitzkrieg, tak powstał bardzo śmiały plan ataku przez Ardeny omijającego Linię Maginota, podczas gdy oficerowie francuscy uważali sforsowanie tych gór przez ciężki sprzęt za niemożliwe.


A z alternatywnej historii, to może trzeba było jak później Węgrzy, Rumuni, Słowacy uderzyć na Sowietów wspólnie z  Niemcami? W '39 lub 40' siły Niemieckie  + życzliwa bierność tzw. zachodu + nasze 40 dywizji, których do walki z Sowietami nie trzeba specjalnie motywować, pewnie załatwiłoby temat.

To jest alternatywna historia, więc można sobie jedynie pogdybać. Osobiście zupełnie nie wierzę w taki scenariusz. Polski nie można porównywać z Węgrami czy Słowacją. To były dużo mniejsze państwa i nie miały żadnego wyboru, w sojuszu z Niemcami faktycznie straciły niepodległość, stały się państwami satelickimi Niemiec, tyle że uniknęły strasznej okupacji. Natomiast sytuacja Polski była inna. Po pierwsze w narodzie zupełnie nie było przyzwolenia na sojusz z Niemcami. Po drugie jak można było wierzyć, że Hitler dotrzyma takich umów z Polską? O ile wiara w sojusz z Francją i Anglią była pewną naiwnością - to wiara w sojusz z Hitlerem byłaby już skończoną głupotą. Przykład Czechosłowacji pokazał to dobitnie - przecież w Monachium Niemcy dostały tylko tereny Sudetów i zagwarantowały niepodległość reszty Czechosłowacji. Ale już 5 miesięcy później zajęli całą Czechosłowację, łamiąc całkowicie ustalenia Monachium. To jak można było wierzyć, że po ewentualnym wspólnym pokonaniu Sowietów Hitler dotrzyma umów z Polską, że nie będzie chciał połączyć zdobyczy na wschodzie z Rzeszą? Z Polską która w Wersalu dostała wiele poniemieckich ziem, z utratą których Niemcy nigdy się nie pogodzili - jak Górny Śląsk, Pomorze Zachodnie, Wielkopolska, ziemia chełmińska itd? To jest myślenie bardzo naiwne, Polska w 1939 nie miała dobrych wyborów, taką mieliśmy sytuację geopolityczną, że czego byśmy nie zrobili to by się źle skończyło.

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum