Policja tak, bo oni nie są od tego, żeby się bawić w filozofię. Czy sąd zrobi to "najczęściej", tego nie wiem, nikt do tej pory nie analizował orzecznictwa w tej sprawie i nie prowadził statystyk zależności wyroków od argumentacji...
Natomiast nie mam zamiaru się dowiedzieć, starannie unikam możliwości sprawdzenia, co sąd powiedziałby w odpowiedzi na moje argumenty. Na szczęście w mojej okolicy da się (jeszcze) sensownie ułożyć trasę bez kręcenia się po DDR-kach (albo są one jakoś rozsądnie zrobione), więc o to nie muszę się martwić. Gorzej jest, gdy jedzie się w nieznane, wtedy nie wiadomo, czy wsiadać na DDR, czy nie skręci zaraz w lewo albo się nagle nie skończy...
Na razie to znamy chyba tylko jedną sprawę w tej materii, przegraną z kretesem przez rowerzystę, więc statystyki nie są za optymistyczne . A jak pamiętam to dowalili mu chyba z trzy razy tyle co na początku, więc apelację już sobie odpuścił, choć aktywiści na Preclu mocno go cisnęli, żeby dalej walczył.
Bo mi nie, tym bardziej, że moja osobista interpretacja tego przepisu jest taka, że nie pozwala on jechać jezdnią, gdy po drugiej stronie jest rowerówka. Miałem taką sytuację na Trasie Siekierkowskiej, właśnie na fragmencie, gdzie rowerówka jest tylko z jednej strony.
Na razie to znamy chyba tylko jedną sprawę w tej materii, przegraną z kretesem przez rowerzystę, więc statystyki nie są za optymistyczne
Ale tu bardziej chodzi o to co zrobisz, jak dostaniesz już mandat od policji. Czy te powiedzmy 100zł warte jest turlania się po sądach? Chciałoby Ci się walczyć dla mocno wątpliwej idei?
Gdzieś kiedyś czytałem jak sąd argumentował, że nawet mimo że znaki były widoczne, to że ich nie było po prawej stronie i nie byłby widoczne w czasie ulewy czy ciemności to znaczy, że nie trzeba ich stosować, bo pogoda czy pora dnia nie może wyznaczać ważności znaku. Także sądy często same nie wiedzą jakie są przepisy i orzekają jak im powieje wiatr.
Tak jest to pięknie zrobione, że jadąc prawym pasem, a potem estakadą nad S8 lądujesz na środkowym pasie - i trzeba się przebić do prawej krawędzi jezdni.
Raz w życiu tam tak pojechałem jak ten kolarz i nigdy więcej, a jeździłem tamtędy do pracy.
To była raczej obecność "na szosowca", który nie splami się jazdą po ścieżce, która nie jest dostatecznie profi.
Przykładowo w kierunkach wschodnich często korzystam z Trasy Siekierkowskiej
Jak wiesz jak jechać, to nie jest tak źle. To było moje "dialy route" przez wiele lat.W wielu miastach na zachodzie są tabliczki ze wskazówkami, gdzie można daną drogą dla rowerów dojechać (w Oslo nawet kierują na numery dróg wylotowych). W Warszawie też zaczęły się pojawiać (droga wzdłuż Szaserów).
Problem z większością dróg jest jednak taki, że one generalnie donikąd nie prowadzą, a są robione "na odpierdol", byleby rowerzystów wyrzucić spoza głównej jezdni. Jeśli wjedziesz na taką drogę na nieznanym sobie zadupiu, już przegrałeś.
Na Pradze gdzie mieszkasz może tego tak nie widać, ale w lewobrzeżnej części Warszawy to już sporo lepiej zaczyna wyglądać
Z zadupiem miałem na myśli raczej resztę kraju. Bo, że w Warszawie się trochę lepiej dzieje, to akurat widzę i doceniam. Tylko niestety "poza" dzieje się gorzej.