Rugia to taka malownicza wysepka, która oddziałuje swoim magnetyzmem wobec turystów, którzy w większości to rowerzyści. Nic dziwnego, że właśnie Rugia cieszy się dużą popularnością wśród rowerzystów, ścieżki rowerowe bowiem są doskonałej jakości, oraz oznaczenia dobrze ustawione tak by wszystko był klarowne i przejrzyste nawet dla tych, co nie znają Niemieckiego. A to akurat duży plus dla rowerzystów, którzy nie chcą co chwile zerkać w nawigacje i mapki, wystarczy po prostu się rozejrzeć dookoła i wszystko staje się jasne.
Oprócz świetnych ścieżek dla rowerzystów Rugia, oferuje fajne trasy dla spacerowiczów, po gestych lasach oraz podejścia na cudowne klify. Dla rowerzystów zostały przygotowane specjalne (zazwyczaj drewniane) stojaki, do których można przypiąć rower, i bez problemu rozpocząć eksploracje terenu, z aparatem i lornetką w ręku.
Rugię otacza ze wszystkich stron Bałtyk, tak więc mamy stały kontakt ze świerzym morskim powiewem. Nie mam na myśli silnych wiatrów, jednakże wietrzyk jest odczuwalny w każdej chwili, co może delikatnie wpłynąć na szybkość jazdy. Na spokojną objazdówkę i dogłębną eksplorację wyspy wystarczy 5-6 dni. Oczywiście znacznie szybciej możną objechać całą trasę wysypy, ale czy zasuwanie na rowerze = udany urlop wypoczynkowy? Na to pytanie niech każdy sam sobie odpowie.
Poświeciłam na ten wyjazdy tyle czasu, bo chciałam swoją uwagę skupić głównie na Klifach. No i faktycznie udało się dużo czasu tam spędzić, począwszy od dzikich noclegów namiotowych pod niewielkimi nawiasami piaskowymi, skończywszy na tych najwyższych 160-metrowych. Najwyższy klif Rugi znajduje się w Parku Narodowym Jasmund. Jest to najmniejszy Park Narodowy w Niemczech, ale jakże malowniczy. Wstęp do parku dla osoby dorosłej to 9 euro, oczywiście zachęcam do wniesienia opłaty za wstęp, bo widok zapiera dech w piersiach, ale uważam, że nieco szkodzi całemu wizerunkowi tego miejsca, tłum ludzi. Natomiast przy wejściu i kasach, parę metrów dalej znajduje się po prawej stronie szlak. Szlak ten prowadzi do równie pięknego klifu, z którego moim zdaniem rozpościera się lepszy widok niżeli z tego płatnego. Tak jak wcześniej wspomniałam, warto z korzystać z obu punktów widokowych, dlatego że wspieramy dodatkowo światową organizację UNESCO, która dba właśnie o takie miejsca.
Nie samymi klifami się zachwycałam. Rugia oferuje wiele innych ciekawych miejsc, między innymi, Resort Prora. Jest to najdłuższy na świecie kompleks hoteli, rozciągnięty na 4,5 km. Oprócz ciekawego widoku normalnych hoteli oddanych do użytku, mamy do czynienia w tym miejscu z opustoszałymi budynkami, które nieco przypominają postapokaliptyczny teren. Teren jest przeogromny, można zwiedzać te budynki muzealne całkowicie bezpłatnie (oprócz parkingu). Po oględzinach terenu ruszam dalej, asfaltowa ścieżka rowerowa prowadzi teraz przez las. Ogromne zaskoczenie, zakładając że to już koniec resortu Prora, zajeżdzam pod własćiwe ruiny. Ruiny Nazi Resort Prora, czyli Nazistowski kompleks, który nigdy nie powstał, a na miejscu zastaniemy tylko filary budynków. Oczywiście wszystko grozi zawaleniem, więc teren jest ogrodzony płotem, a na płocie tabliczki z sympatycznym napisem ACHTUNG! Pomimo zakazu zdecydowałam się na eksploracje terenu, oczywiście nie zachęcam do tego! Z zewnątrz też wygląda widowiskowo, duża część betonowego zbrojenia zwisa a gruzy leżą wszędzie dookoła. Tak więc temat mocno postępowy, konstrukcja grozi zawaleniem i nie bez powodu są te ostrzeżenia.
Przez całą podróż, spaliśmy w namiotach, Rugia oferuje wiele campingów i pól namiotowych, zachęcam też do spania na "dziko". Nie jest dla Niemców zaskoczeniem, gdy ktoś rozbija namiotu na plaży. Zdecydowanie polecam skorzystać z takiej możliwości, uczucie wolności i niezależności jest niesamowicie intensywne. Do tego dochodzi ugotowanie własnego obiadku, na kuchence turystycznej, która niczego nie ujmuję posiłkom. Spagethii wydaje się idealnym wyborem na obiad, w miarę szybko się przygotowuje, stosunkowo tanie, no i przede wszystkim smaczne i pożywne. Plażowanie na dziko w Niemczech daje jeszcze jedną możliwość, nie jest ona jednak dla wszystkich. Niemcy bowiem uwielbiają kąpać się w morzu tak jak ich Bozia stworzyła. 100% naturalizm panuje na każdej plaży, a schemat postępowania jest bardzo prosty...
Niemiec podjeżdża rowerkiem na plaże, rozbiera się do bielizny, robi szybkie rozeznanie czy w okolicy nie ma rodzin z dziećmi, i zależnie od tego fik, majty jadą w dół. Co za tym wszystkim idzie można śmiało się pluskać w Bałtyku, jedynie, przed czym ostrzegam to duża ilość meduz. Mnie osobiście nigdy żadna nie oparzyła, jednakże lepiej uważać na te fascynujące organizmy.
Cała wyspa jest podzielona, na kilka wysepek, kilkukrotnie trzeba skorzystać z przeprawy promowej, które nie trwają długo, do 10 minut. Jedyny minus jest taki, że za każdą trzeba płacić. Tak dla przykładu w Świnoujściu, aby dostać się na wyspę Uznam, też trzeba skorzystać z takowej przeprawy, która jest bezpłatna. W Niemczech wszystkie przeprawy kosztuje, te najkrótsze oscylują między 2-5 euro, natomiast na wsypę Hilddensee trzeba już wyłożyć całkiem konkretny szmal. Opłata to aż 30 euro w obie strony. Prom ten jest cały zapełniony, od turystów go gospodarzy, którzy mieszkają na wyspie, i przewożą duże bagaże, siatki i zwierzęta.
Ostatnim punktem naszej wyprawy rowerowej była właśnie wyspa Hilddensee. Wyspa wieszczy, poetów i filozofów Niemieckich. Dużym plusem tej wyspy jest to, że całkowicie jest tutaj wyłączony ruch samochodów, jedynie czego możemy doświadczyć na drodze to, koński placek. Wyspa ta jest wyjątkowo malownicza, wszędzie pasą się baranki, lamy i konie. Co jakiś czas drogę przelatuje jakiś królik.
Dużo osób pyta jak wychodzę z kosztami na takim wyjeździe rowerowym. Cały wyjazd Kosztowo wyszedł bardzo korzystnie, a wygląda to następująco:
Wyżywienie w sklepach typu Netto, Kaufland i Aldi: bułeczki i płatki śniadaniowe, obiady na kuchence turystycznej, jakieś przekąski w postaci bakalii i owoców. Okazjonalnie w ciepłe dni piwko, bo lubię
100 Euro
Obiad w restauracji: zapiekany łosoś z serem i warzywami + piwo 18 euro
Dojazd pociągiem ICC tam i z powrotem nad Polskie morze: 200 złotych
Prom i łódki motorowe: 40 euro
Wejście do parku Narodowego Jasmund i zwiedzanie 2 latarni morskich: 20 euro
Noclegi: wszystkie na dziko