Dlaczego taki tytuł? Dla mnie Beskid Niski jest jak Bond. James Bond. Niczym specjalnym się nie wyróżnia. Nie jest największy ani najwyższy, a mimo to jest najlepszy. Oczywiście, jeśli chodzi o agentów nie zapominam o J23 - ale to trochę inna bajka.
W tym roku po leniwej pierwszej połowie urlopu, w drugiej postanowiłem pojeździć rowerem właśnie po Beskidzie Niskim, który niestety leży dość daleko od Tychów i ciężko jest mi zaplanować tam jakiś wyjazd. Dwa lata temu wybrałem się tam na pieszą wędrówkę z plecakiem, jednak po dwóch dniach musiałem przerwać dreptanie i wrócić do domu. Od tej pory bardzo tęskniłem za Niskim.
Raniutko z rowerem zapakowanym do auta pomknąłem do Krynicy Zdrój. Tam zostawiłem samochód na parkingu i około 10 ruszyłem w kierunku Tylicza, a następnie Wysowej Zdrój.
Trasę miałem już ułożoną od mniej więcej roku i jak się okazało zupełnie niepotrzebnie. Tylko pierwszy dzień przejechałem zgodnie z planem. Później trasę już modyfikowałem każdego dnia. Odcinki trudne do przejazdu rowerem z sakwami, moje małe pobłądzenia i wreszcie lekkie zatrucie jakie mnie dopadło czwartego dnia przyczyniały się do zmiany trasy.
Wyjazd okazał się bardzo fajną, małą przygodą. Dwa razy spałem w łóżkach, dwa razy w namiocie. W Hucie Polańskiej stoczyłem batalie z koniem który chciał skonsumować moje bagaże kiedy czyściłem łańcuch w rowerze. Na pamiątkę pozostało mi zgryzione i zniekształcone etui od okularów.
Zobaczyłem wiele miejsc, ale jeszcze więcej zostało do zobaczenia. Jest więc niedosyt i wstępne plany na przyszłość. Mam tylko nadzieję że niezbyt odległą.
Podsumowując Beskid Niski mogę określić czterema słowami: natura, przestrzeń, historia, spokój.
Chętnych na widoczki, cerkwie, krówki... zapraszam do galerii :
https://photos.app.goo.gl/b1KWViqYPqyrXdje8Trasa którą przejechałem:
https://pl.mapy.cz/s/posurubecu