Za to fotelik kończy się nad szczytem głowy, osłania kark od tyłu i ma jako-taką amortyzację.
Dziecko przypięte ekspanderem w skrzynce kończącej się na wysokości łopatek << dziecko w foteliku przypięte szelkami. Mimo wszystko.
Dlatego jeździ w foteliku. Skrzynia nadaje się tylko na tyle, że w przypadku sytuacji awaryjnej da się tak powoli przejechać 500 m.
Fotelik nadaje się na dłuższe trasy, ale też ma kilka wad. W razie wywrotki upadek jest ze sporej wysokości - tu pasy aż tak dobrze nie zabezpieczają przed uderzeniem głową, za to dziecko nie poleci w nieznanym kierunku. Na dłuższych trasach niestety jeśli dziecko uśnie, głowa lata bezwładnie na wszystkie strony.
Ja pierdziu, ale rzeźba
ja zazwyczaj wożę do gumiarzy w bagażniku lub na tylnym siedzeniu samochodu. 
Całe koła, czy opony? Ja myślałem o samodzielnej wymianie z podnośnikiem hydraulicznym. Samochód trzeba postawić na płaskim miejscu. Szkoda toczyć każde z kół po 100 m w jedną i drugą stronę.
Najlepiej to w ogóle nie wymieniać kół i jeździć na całorocznych, albo jeszcze lepiej w ogóle nie jeździć samochodem.