Autor Wątek: BBT 2022  (Przeczytany 39208 razy)

Offline Mężczyzna mariox

  • Kiedy wszystko zawiedzie, przeczytaj instrukcję ob
  • Wiadomości: 4
  • Miasto:
  • Na forum od: 12.08.2019
Odp: BBT 2022
« 24 Sie 2022, 20:40 »
To dorzucę i ja kilka groszy.

Punkty kontrolne w odniesieniu do poprzednich dwóch edycji:

Pierwsze trzy bez zmian, czyli zgodnie z oczekiwaniem wszystko jak zapowiadano. Trochę daleko ten kibel w Pile.
Nakło - zabrakło żelek  ;), ale poza tym wszystko OK. Na plus fizykoterapeutka, która porozbijała mi trochę skamieliny w nogach.
Solec - w zasadzie bez uwag. Było coś na ciepło i było co zabrać na drogę.
Kowal - jak wyżej, chociaż pokroili na kawałki prawie wszystkie banany i aby zabrać jakiegoś całego drogę to trzeba było mocno molestować obsługę, bo musieli przeszukać cały obiekt, ale się udało.
Łowicz - dwa lata z rzędu wzorcowo, a tym razem... na większość pytań otrzymywałem odpowiedzi, że osoba pytana akurat tym się nie zajmuje. Trochę skromniej w menu niż poprzednio, posiadówa personelu i głośne rozmowy tuż przy osobach próbujących zasnąć.
Opoczno - rewelacja! Ale wszystko ogarniali Piekarscy, więc chyba najbardziej kumaci ludzie na całej trasie, znaczy wiedzący, czego ultras potrzebuje. Zasoby żywieniowe bardzo bogate i odmienne od tych, które dominowały w pozostałych punktach, zwłaszcza jeśli chodzi o tę "Dobrą Kalorię" (która wcale nie była dobra, batony Energy to jednak inna klasa). No i ciasto pieczone przez Panią Mamę Oli pyszne :). Wielkie dzięki dla całej Rodzinki i personelu towarzyszącego :)
Starachowice - chyb już wszystko napisane. Coś do zjedzenia, ale zupełnie nic do zabrania na drogę. A do Sandomierza kawałek.
Sandomierz - bardzo pozytywnie. Duży wybór żarcia, picia (Pepsi), lody, mega pomocna załoga i do tego Wiedźmuchy mocno nakręcające pozytywną atmosferę. Generalnie jechało mi się lepiej za tym punktem, niż przed nim.
Łańcut - -nie rozumiałem 2 lata temu i chyba nie zrozumiem. Idiotyczny dojazd, zakaz wprowadzania rowerów jak poprzednio, za to znów był kretyński ogromny, przeznaczony raczej do prezentacji na zewnątrz balon, którego kompresor robił duży hałas w pobliżu miejsc do spania i który zniechęcił mnie do odpoczynku. Poleciałem spać do Birczy, chociaż lepiej  by mi  było w Łańcucie.
Bircza pozytywnie, chociaż tam też nie było żelek :). Ale fajne miejsce do spania.

Trasa generalnie OK, z wyjątkiem paru odcinków jak po bombardowaniu. Bałem się, że DK19 zostanie zamieniona na jakąś nawierzchnię z gównolitu, ale byłem pozytywnie zaskoczony. Przejazd przez Bydgoszcz był taki jak przewidziałem, czyli słaby, ale tragedii też nie było.

Generalnie nie było źle. Wtopy się pojawiły, ale mieściły się w średniej statystycznej z poprzednich imprez, więc do zaakceptowania. Mnie osobiście bardziej drażnią gówniane nawierzchnie niż jakieś niedociągnięcia na PK, ale to tylko moje skromne zdanie :)

Na minus - w poprzednich edycjach nic nie kupowałem po drodze, a teraz musiałem, zwłaszcza po Starachowicach.
Kiedy wszystko zawiedzie, przeczytaj instrukcję obsługi


Offline Mężczyzna apryjom

  • Wiadomości: 28
  • Miasto: Bydgoszcz
  • Na forum od: 30.11.2018
Odp: BBT 2022
« 25 Sie 2022, 22:13 »
Zmianę trasy od Piły oceniam na plus. Najgorsze asfalty pomiędzy Kowalem  a Łowiczem. Osobliwie we wsi Pacyna. Czyli wiosce premiera Pawlaka.

Jeśli chodzi o dziury w asfalcie to mylisz Pacynę z Luszynem. Pacyna nie może mieć takich dziur między innymi z takiego powodu jaki wymieniłeś.

Offline Mężczyzna apryjom

  • Wiadomości: 28
  • Miasto: Bydgoszcz
  • Na forum od: 30.11.2018
Odp: BBT 2022
« 25 Sie 2022, 22:47 »
Krzysiek to dość dobrze opisał. Było skromnie. Nigdzie nie było dwudaniowego obiadu. Posiłki były takie minimalistyczne. Ruszyłeś kilkanaście razy łyżką, widelcem i już :) Bardzo mało było batonów i drobiazgu do kieszonek, a były przeloty między punktami po 100 km. Oznaczenie punktów banerami słabe. Ja znałem lokalizacje z poprzednich edycji. Najlepszy punkt to chyba Opoczno. Był ciepły posiłek, owoce, ciasto, napoje, miejsce do spania.

Potwierdzam również z mojej strony słabe punkty żywieniowe. Co do dwudaniowego obiadu to nie zgodzę się jednak z Tobą i był takowy w Starachowicach. Generalnie tam było najlepsze wyżywienie poza problemem z wodą (dowieźli akurat w trakcie gdy jadłem obiad).

Opoczno? hmmm tak sobie. Zupa nie przypominała pomidorowej smakiem a jedynie kolorem, ale nie było najgorzej. Spanie? W tym samym miejscu co wchodzący na punkt (było głośno, ciasno).

Najgorszy punkt to chyba Łańcut (w mojej opinii).

Offline Mężczyzna MaciekK

  • Wiadomości: 1707
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 14.07.2017
Odp: BBT 2022
« 25 Sie 2022, 23:30 »
Temat o wyścigu, a dyskusja głównie o punktach żywieniowych... czy naprawdę jest tak bezbarwnie? Kiedyś relacje z BBT, to była wisienka na torcie tego forum w dziale sport  ;). Na szczęście była bitka, więc impreza uratowana ;D

Offline Kobieta Magia

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 591
  • Miasto: Strzelce Opolskie
  • Na forum od: 17.03.2014
    • Magia
Odp: BBT 2022
« 26 Sie 2022, 09:22 »
Teraz wszyscy pędzą na metę, żeby wyniki robić..
Ja pamiętam jak Eranis wkręciła wielu:
https://www.podrozerowerowe.info/index.php?topic=10638.msg235475#msg235475
 :)

Offline Mężczyzna apryjom

  • Wiadomości: 28
  • Miasto: Bydgoszcz
  • Na forum od: 30.11.2018
Odp: BBT 2022
« 26 Sie 2022, 10:52 »
Teraz wszyscy pędzą na metę, żeby wyniki robić..
Ja pamiętam jak Eranis wkręciła wielu:
https://www.podrozerowerowe.info/index.php?topic=10638.msg235475#msg235475
 :)

Błąd
Szukana strona nie istnieje.

Offline Mężczyzna Borafu

  • Moderator Globalny
  • Wiadomości: 10704
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 02.04.2010
Odp: BBT 2022
« 26 Sie 2022, 11:31 »
Nie potwierdzam. Link się otwiera normalnie.

Offline Mężczyzna MARECKI

  • Wiadomości: 647
  • Miasto: Elbląg, Polska
  • Na forum od: 28.01.2016
    • Rowerowa strona Mareckiego
Odp: BBT 2022
« 26 Sie 2022, 11:36 »
Blog Eranis ;-)

Offline Kobieta Magia

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 591
  • Miasto: Strzelce Opolskie
  • Na forum od: 17.03.2014
    • Magia
Odp: BBT 2022
« 26 Sie 2022, 11:56 »
O rety! Nie ma.
A to była bardzo ciekawa relacja. 😭
« Ostatnia zmiana: 26 Sie 2022, 12:08 Magia »

Offline Mężczyzna Turysta

  • Wiadomości: 5719
  • Miasto: Gdańsk
  • Na forum od: 15.06.2011
Odp: BBT 2022
« 26 Sie 2022, 12:02 »
Bikestats działa, ale tego wpisu już tam nie ma.

Cytuj
Błąd
Szukana strona nie istnieje.
Wróć na stronę główną bloga eranis

Offline Kobieta Magia

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 591
  • Miasto: Strzelce Opolskie
  • Na forum od: 17.03.2014
    • Magia
Odp: BBT 2022
« 26 Sie 2022, 12:08 »
Teraz widzę, wcześniej mi się bikestatas nie otwierał.. ale.

Offline Mężczyzna skaut

  • Wiadomości: 1212
  • Miasto: Józefów - Emilianów
  • Na forum od: 30.11.2014
Odp: BBT 2022
« 26 Sie 2022, 14:38 »
Było, minęło.
Starsi forumowicze pamiętają. Młodsi mają szansę na swoją historię.
Nie ma też co narzekać, że tylko o punktach kontrolnych. Forumowicze-sportowcy, tzn. @Memorek i @Goral-Nizinny już napisali jak im się jechało.
A ja z kolei pisałem o tych punktach z uwagi na dyskusję przedstartową o wyższości MPP nad BBT lub odwrotnie m. in. w kontekście plusów lub minusów PK, a w zasadzie "żywieniowo-odpoczynkowych".
Z ciekawostek dodam, że ku swojemu zdziwieniu, zaliczyłem trzy nowe gminy przejeżdżając BBT: Bojanów, Dzikowiec i Raniżów.
Sprawiła to drobna korekta trasy na odcinku Sandomierz - Sokołów Małopolski i "zejście" z krajówki DK19.
Każde ominięcie krajówki cenię, a takie które pozwala na zaliczenie nowych gmin cenię szczególnie  ;D

Offline Mężczyzna jedrucha

  • Wiadomości: 147
  • Miasto: Łomianki
  • Na forum od: 02.09.2021
Odp: BBT 2022
« 26 Sie 2022, 16:19 »
Jakby ktoś miał ochotę przeczytać, to jeszcze relacja ode mnie:

To jest mój pierwszy Bałtyk Bieszczady Tour. Udaje mi się kupić bilet PKP dla siebie i roweru na nocny pociąg z Warszawy do Świnoujścia z czwartku na piątek. Nocka będzie raczej marna, ale nic to - będę miał jeszcze jedną na kwaterze w Świnoujściu, więc zdążę się wyspać. W pociągu jedzie większa ekipa ultrasów – chwilę rozmawiamy, ale mimo wszystko mam plan żeby sobie pospać, więc próbuję wkrótce iść w kimono. Klima ostro naiwania. Z początku jest to nawet przyjemne z racji na upał i duchotę na zewnątrz, jednak wkrótce robi mi się chłodno i muszę założyć na siebie dodatkowe warstwy. Co jakiś czas czas klimatyzacja przestaje dmuchać i wtedy robi się gorąco. Ciężko mi się śpi w takim rollercoasterze termicznym, ale cały czas pocieszam się, że jeszcze została jedna noc na odespanie. Na miejsce dojeżdżamy z lekkim opóźnieniem – ok. 9:00. Kwaterę w Świnoujściu załatwiał Adam Pryjomski, który ma przyjechać dopiero ok. 13:00 – mam więc jeszcze ok. 4 godziny. Idę sobie nad morze, a potem na odprawę przedstartową do biura zawodów – tam spotykam znajomych ultrasów. Sympatycznie. W końcu zjawia się Adam i Mariusz Chmiel i wbijamy razem na kwaterę. Po jakimś czasie dojeżdża jeszcze Szczapan Birkos i jesteśmy w komplecie. Popołudnie mija mi jeszcze na spacerach i jedzeniu. Ok. 20:30 jestem z powrotem – przygotowuję przepaki, rower i  kąpię się – między czasie wracają chłopacy, którzy oglądali jeszcze start grup wieczornych. Idziemy spać – nie nastawiam budzika, bo mam start dopiero o godz. 10:00, a chłopaki już parę minut po 7:00 (startują w kategorii Open), więc i tak się obudzę podczas ich krzątania. Budzą mnie w nocy dźwięki dobywające się z jednego z sąsiednich pokojów, w którym jakaś para przeżywa upojne chwile nie zachowując przy tym zasad ciszy nocnej.  Sprawdzam zegarek – 2:00, do diaska! Po zakończonych czynnościach sąsiedzi prowadzą donośną konwersację i tak w kółko do 4:30. Niestety już nie zasypiam, zwłaszcza że przed 5:00 zaczynają już wstawać chłopaki. Leżę sobie jeszcze z godzinę, potem jem śniadanie, kąpię się, przebieram, pakuję torbę podsiodłową i ruszam w stronę promu. Fakt, że już w drodze na start ziewam nie napawa optymizmem, ale jakoś to będzie. Na miejscu nadaję bagaż na metę, przepaki, odbieram tracker GPS i staję na linii startu.
Ruszam! Pada lekki deszcz – mżawka w zasadzie, ale za to jest bardzo dobra temperatura do jazdy (ok. 20C) i wieje lekki wietrzyk w plecy. Mam plan, aby zmieścić się w 40h. Jedzie się bardzo dobrze, nawet senność mi przeszła. Uważam jednak, by nie popełnić błędu z wiosennego Pięknego Wschodu, kiedy mocno pocisnąłem na początku (bo tak dobrze się jechało…)  i potem zapłaciłem za to tęgim kryzysem. Staram się zatem nie forsować zanadto tempa na początku, kiedy jeszcze działa adrenalina przedstartowa i równomiernie rozkładać siły. Przed Wolinem mijam Wojtka Łuszcza, natomiast chwilę za Wolinem mnie z kolei mija startujący w kolejnej grupie Rafał Wrożyna, który - jak się później okazało – zwyciężył w tych zawodach. Na ok. 45 km zatrzymują mnie zamknięte rogatki przejazdu kolejowego, przed którymi czeka już grupka kolarzy. Wykorzystuję przerwę na siku. W między czasie dojeżdża kilku innych zawodników. Po chwili ruszamy jednak dalej, rozdzielając się na przepisowe 100 m. Jakiś czas później wyprzedza mnie niczym pendolino Krzysztof Tlaga, a zaraz później robi to Witold Kania. Staram się nie podpalać i trzymać dyscyplinę tempa – zostało wszak jeszcze ponad 950 km. Na PK1 w Płotach (76 km) zajeżdżam tylko by uzupełnić bidon i wziąć banana i batona na drogę – nawet nie schodzę z roweru. Ruszam dalej – pogoda cały czas dopisuje – chyba nawet przestało padać. Droga do następnego PK na 130 km (Drawsko Pomorskie) mija bardzo szybko – pamiętam, że na tym odcinku wyprzedzają mnie kolejno Czarek Wójcik, Damian Pazikowski i Bogdan Adamczyk. Ja z kolei zaczynam mijać coraz częściej grupki zawodników z kategorii OPEN. Dojeżdżam na PK2 z pełnym pęcherzem – niestety stoi tu tylko jeden toi toi (zajęty oczywiście). Jest jeszcze toaleta w budynku stacji benzynowej przy której zlokalizowany jest punkt, ale ona też niestety jest zajęta. Moim zdaniem, trochę za mała przepustowość toalet jak na punkt w początkowej fazie trasy, gdzie zagęszczenie zawodników jest jeszcze względnie duże. No ale może jak człowiek jest w potrzebie to bardziej surowo ocenia rzeczywistość… W między czasie uzupełniam zapasy i już chcę wyjeżdżać (siku zrobię po drodze), kiedy toi toi się zwalnia. Korzystam więc i ruszam śmiało dalej. Kawałek za Drawskiem łapie mnie dość rzęsisty deszcz, ale nie zakładam kurtki. Zaczynam czuć wilgoć w butach. Deszcz jednak wkrótce ustaje i robi się cieplej (ok. 25C) – szybko wysycham. Teren zaczyna się bardziej teraz bardziej fałdować – jadę przez Pojezierze Wałeckie – bardzo malowniczy fragment trasy, mimo że asfalty momentami są nieco dziurawe. Kontempluję jednak landszaft i cieszę się, że tu jestem. Na tym fragmencie ze trzy razy mijam się z Grzegorzem Chłopkiem (on mnie wyprzedza na podjazdach, ja z kolei szybciej jadę na zjazdach i po równym). Staram się pilnować 100 m odległości między nami. W końcu wjeżdżam do Piły – tutaj zlokalizowany jest PK3 (237 km). Zaraz za wjazdem do miasta rzutem na taśmę przejeżdżam przez zamykające się rogatki przejazdu kolejowego. Ufff! Nieklawo byłoby kiblować tuż przed punktem. Gdy zatrzymuję się na czerwonych światłach dojeżdża do mnie Grzegorz, który jechał za mną – też udało mu się jeszcze przemknąć przez przejazd kolejowy. Do punktu jedziemy razem (co jest dozwolone w przypadku przejazdu przez miasto). Sam punkt w Pile bardzo kiepsko oznaczony – mijamy go nawet, ale w ostatniej chwili kątem oka dostrzegamy w głębi mały tłumek kolarzy. Tutaj robię pierwszy dłuższy odpoczynek (ok. 15 min) i jem coś ciepłego (chyba makaron z jakimś sosem i wkładką mięsną). Z duszą na ramieniu korzystam jeszcze z pamiętającej poprzednią epokę toalety klubu żużlowo-piłkarskiego i ruszam w dalszą drogę. Przy wyjeździe z miasta jadę kawałek  z Adamem Szczygłem. Słyszę, że szeleści mu trochę napęd, więc proponuję smar, którego małą buteleczkę mam spakowaną w torbie podsiodłowej, ale mówi że wszystko jest ok, więc wyprzedzam go i jadę dalej. Po zjedzeniu czegoś ciepłego jedzie mi się bardzo dobrze. Ok. 10 km przed Nakłem nad Notecią (PK4 – 305 km) na lokalnych drogach którymi teraz prowadzi trasa zaczynają się pojawiać zwały mokrego piachu – musiało to nieźle lać jakiś czas temu. Trzeba uważać i jechać trochę wolniej. Robi się ciemno, a chwilę później zaczyna padać, ba! lać. Do Nakła wjeżdżam w strugach deszczu. Robię tu mały błąd nawigacyjny i skręcam w złą drogę, ale zaraz się orientuję i jadę prosto do punktu kontrolnego. Jestem już kompletnie mokry. Decyduję się w ogóle nie odwiedzać tego PK i od razu pojechać na kolejny PK w Solcu Kujawskim (w tegorocznej edycji BBT nie ma obowiązku zbierania pieczątek, więc wystarczy tylko zajechać „pod drzwi” – weryfikacja następuje na podstawie wskazań trackera GPS). Odległość jest względnie niewielka (niecałe 50 km), a mam tam przepak. Jadę więc dalej, pokonując w Nakle kałuże zatapiające oś suportu. Na szczęści nie jest zimno. Niebo rozświetla się co rusz błyskawicami. Pioruny zaczynają walić naprawdę blisko. Na wszelki wypadek wyłączam telefon. Zaczyna się również wzmagać wiatr. Jadę bardzo powoli. W pewnym momencie nie widząc gdzie jest szosa, po której płyną strugi wody zjeżdżam w niekontrolowany sposób na żwirowe pobocze. Jakoś udaje mi się utrzymać równowagę i wracam z powrotem na szosę. Trochę straszno… Deszcz zaczyna lać tak, że jest to praktycznie ściana wody. Przy silnych porywach wiatru (z boku lub z tyłu) odczuwam to tak, jakby walił we mnie wodospad, tylko poziomy. Wygląda to wszystko nieprawdopodobnie – nigdy w takich warunkach jeszcze nie jechałem. Zaczynam się zastanawiać, czy to rozsądne jechać w taką pogodę. Na przedmieściach Bydgoszczy samochody zaczynają wykonywać dziwne manewry  - okazuje się, że urwane z drzew gałęzie blokują drogę i trzeba je omijać. To jest dla mnie sygnał, że trzeba jednak przeczekać nawałnicę. Za chwilę mijam sklep Dino i wbijam się do niego z rowerem. W sklepie wzbudzam niemałe zainteresowanie. Teraz mi trochę zimno, bo w środku pracuje klimatyzacja. Zakładam i tak mokrą już kurtkę przeciwdeszczową (zawsze to ochrona przed wiatrem) i próbuję włączyć telefon, ale nic z tego – urządzenie nie reaguje. Do sklepu wdziera się woda, więc Pani z obsługi specjalnym urządzeniem ją zbiera, a ja muszę co chwila przestawiać rower by zrobić jej miejsce. Po ok. 30 min nawałnica przechodzi, więc postanawiam ruszyć w dalszą drogę. Niestety jak tylko ruszyłem zaciął mi się łańcuch – nie mam pojęcia jak to się stało ale jakoś owinął się i zaklinował pomiędzy blatami korby. Po 10 minutach zapasów udaje mi się go wyszarpnąć, ale biedak się na jednym ogniwie trochę zwichrował i lekko cyka podczas jazdy. Grunt, że da się jechać! Gdy wjeżdżam do centrum Bydgoszczy ulice i chodniki tutaj okazują się być suche! W Bydgoszczy sporo świateł, ale na szczęście głównie trafiam na zielone. W jednym miejscu pakuję się na remontowaną nitkę ulicy i muszę przenosić rower przez skarpę i torowisko tramwajowe. Do DPK w Solcu (354 km) docieram ok. 22:15, co oznacza że już jestem 45 min w plecy w stosunku do zakładanego planu. Na punkcie cały się przebieram oraz próbuję zjeść coś ciepłego  - niestety zupełnie mi nie wchodzi i wymęczam tylko połowę porcji makaronu z sosem pomidorowym. Mokre ciuchy pakuję do przepaku, zakładam skarpetki Dexshell (przynajmniej stopy będą suche) i zbieram się do wyjazdu. Niestety cała operacja z przebieraniem  i przepakowywaniem zabrała zbyt dużo czasu. Jakiś czas po wyruszeniu następuje to, czego się obawiałem – zaczyna mnie ogarniać senność. Planowałem całość przejechać bez drzemki, jednak po dwóch wcześniejszych nieprzespanych nocach wiedziałem, że będzie to mało realne. Poza sennością dopada mnie ogólny kryzys i ciężko mi utrzymać sensowne tempo – gdy spoglądam co jakiś czas na licznik rzadko widzę tam wskazanie powyżej 25 km/h… Wjeżdżam na drogę krajową nr 10 i wkrótce postanawiam, że zaraz zjeździe z krajówki zrobię sobie drzemkę na przystanku. Teraz droga dłuży się niemiłosiernie, a co jakiś czas mijają mnie grupki kolarzy co przygnębia mnie dodatkowo. Wreszcie trasa zjeżdża z krajówki, ale – o zgrozo! – prowadzi teraz przez poligon, gdzie przez kolejne kilometry nie uświadczam żadnego przystanku. Zataczam się na drodze i raz po raz słyszę swój głos, który mówi niezrozumiałe rzeczy. Wśród własnego bredzenia jakimś cudem docieram do miejscowości Służewo, gdzie znajduję upragniony przystanek z małą ławeczką. Telefon cały czas nie działa, więc nie nastawiam budzika. Wyciągam folię NRC, zawijam się i zalegam. Sen mam raczej czujny - co jakiś czas słyszę przemykające rowery. W końcu jednak czuję, że mogę jechać dalej. Myślę, że drzemka trwała ok. pół godziny. Przed wyruszeniem próbuję jeszcze włączyć telefon – o dziwo skutecznie! Jedzie mi się dalej kiepsko i wolno, ale przynajmniej nie jestem już taki senny – da się jechać! Na horyzoncie znowu zaczynam widzieć złowrogie rozbłyski i wkrótce zaczyna ponownie zaczyna się rzęsisty deszcz, a na dodatek zaczyna się asfalt, którego świetność znacznie już podupadła. Po jakiejś godzinie przestaje padać, a ja dojeżdżam do PK6 w Kowalu (450 km) wytelepany dziurami i przemoczony. Ten punkt też moim zdaniem był nie najlepiej oznaczony – trochę musiałem pokombinować, by do niego trafić. Znowu tracę zbyt wiele czasu na przebranie, zakładam nowe Dexshelle (w starych już chlupotała woda), jem zupę i ruszam dalej. Z odcinka pomiędzy Kowalem a Łowiczem niewiele pamiętam – jechało się tak sobie, choć trochę lepiej niż między Solcem a Kowalem, mimo że wiatr teraz zrobił się nieco niekorzystny. Dojeżdżając do PK w Łowiczu (530 km) wiedziałem już, że nie mam już praktycznie szans zmieścić się w 40 godzinach. Postanawiam mimo wszystko powalczyć o jak najlepszy czas, dlatego nie zabawiam tutaj zbyt długo. Ruszam więc dalej. Chwilę po wyjeździe mijam Krzysztofa Wosia – założyciela drużyny harcerskiej, do której należałem (dawne dzieje!). Zagaduję – wymieniamy po dwa zdania i życzymy sobie szerokiej drogi.  Po jakimś czasie zaczyna się robić ciepło, nawet za ciepło. Zatrzymuję się na przebranie. Chętnie zmieniłbym też skarpetki z Dexshelli na zwykłe (bo trochę zaczynają mi się gotować stopy), ale te mam dopiero na przepaku w Sandomierzu. Próbuję jeszcze zapytać o skarpetki w dwóch otwartych w niedzielny poranek sklepach wielobranżowych, ale niestety nie udaje mi się żadnych dostać. Zaczyna mi też cokolwiek szeleścić łańcuch – trzeba będzie nasmarować na następnym punkcie. Do Opoczna (PK8, 633 km) udaje mi się utrzymywać niezłe tempo (ok. 30 km/h po płaskim przy lekko niesprzyjającym wietrze). Punkt w Opocznie to moim zdaniem najlepiej wyposażony punkt – jest pomidorowa, kanapki, arbuz, ciasto i coś słodkiego na wynos. Dodatkowo zamiast wody z izotonikiem wlewam do bidonu regionalną wodę mineralną Opoczyniankę – miła odmiana. I pani obsługująca punkt w regionalnej, pasiastej spódnicy… Bomba! Ruszam z punktu bardzo zadowolony, ale, ale… cały czas łańcuch szeleści. Do diaska! Zapomniałem nasmarować. A kto nie smaruje, ten nie jedzie. Zatrzymuję się więc, wypakowuję tubkę ze smarem i naoliwiam łańcuch. No ale całość znowu pożera cenne minuty. Po wyjeździe z Opoczna zaczynają się już bardziej znaczące wniesienia. Mi jednak jedzie się teraz całkiem dobrze i ta część trasy – mimo wzmagającego się upału – mija bardzo szybko. W samych Starachowicach, gdzie zlokalizowany jest PK9 (706 km) popełniam kilka błędów nawigacyjnych i krążę tu i tam po mieście. W końcu znajduję punkt (ten również moim zdaniem kiepsko oznaczony), gdzie zjadam rosół i uzupełniam wodę w bidonach (słyszałem potem, że na tym punkcie był problem z wodą, jednak gdy ja tu byłem baniaki z wodą były już dostępne). Po wyjeździe ze Starachowic jest apogeum gorąca – Garmin pokazuje 32C. Przy podjazdach, których teraz całkiem jest sporo temperatura ta daje się we znaki. Na drodze wylotowej z Ostrowca Świętokrzyskiego wita mnie znak o zakazie jazdy rowerem, a po przeciwległej stronie pojawia się ścieżka rowerowa z nierównej kostki bauma. Postawiam jednak jechać - wbrew przepisom - szosą i słusznie jak się okazało, bowiem za kilkaset metrów ścieżka się nagle skończyła. Od Ćmielowa trasa prowadzi przez bardzo sympatyczne drogi lokalne – jest bardzo przyjemnie, mimo zę cały czas jadę lekko pod wiatr. Na PK10 w Sandomierzu (780 km, choć Garmin pokazuje mi już ponad 790km – aż tyle błądzenia?) wjeżdżam ok. 17:30. Tutaj mam kolejny przepak. Zmieniam więc spodenki, korzystam z toalety, zjadam dwie porcje żurku, przepakowuję się i ruszam dalej. Niestety i tu spędziłem więcej czasu, niż zakładałem. Po wyruszeniu z punktu czuję się jednak jak młody bóg. Jedzie mi się bardzo dobrze – utrzymuję prędkość powyżej 30 km/h. Przed Sokołowem Małopolskim asfalt robi się mokry – musiało tu niedawno padać. Na horyzoncie rzeczywiście widoczne są ciemne chmury, ale chyba idą w inną stronę. Włączam oświetlenie. Ze trzy razy mijam się z grupką, w której jedzie Tomek Dobraczyński (oni jadą szybciej, ale ja doganiam ich kiedy się zatrzymują). Dojeżdżam do Łańcuta i jakimś cudem trafiam dziwnymi uliczkami do PK11 (879 km). Tam widzę Adama Pryjomskiego, Krzysztofa Tlagę (też złapał kryzys) i Adama Szczygła. Profilaktycznie piję kawę (jako, że nie pijam jej praktycznie w ogóle, to w moim przypadku skutecznie odpędza ona senność), napełniam szybko bidony, uzupełniam zapasy na drogę i wyruszam dalej. Zaczynam się czuć jak króliczek Duracella – czy to kawa, czy bliskość mety dodała mi energii? Tylko czy to jeszcze nie za daleko do mety, by tak napierać? To wszak jeszcze prawie 140 km i to po górach… Postanawiam jednak tym razem pójść za tym przypływem mocy i jechać tak, jak noga podaje. Podjazd z Kańczugi idzie mi bardzo dobrze, chociaż często przy zrzucaniu z blatu spada mi łańcuch (pewnie to skrzywienie łańcucha…). Na przełęczy zatrzymuję się, żeby się ubrać, bo zaczyna robić się zimno, a teraz czeka mnie zjazd. Na zjazd rozjaśniam sobie lampkę na maksa i ruszam w dół. Za chwilę Garmin wydaje znajome mi już bzyczenie. Psia krew! Znowu się pomyliłem i zacząłem zjeżdżać nie tą drogą, co trzeba. Podjeżdżam z powrotem i zjeżdżam – tym razem dobrą drogą. Ubrałem się jednak za cienko – przy zjeździe trochę mnie przewiewa. Na dole, kiedy znowu spada mi łańcuch wykorzystuję przerwę na założenie kolejnej warstwy. Po drodze mijam jeszcze jakąś tęgą imprezę (wesele?) i ok. 0:30 wjeżdżam do Birczy, gdzie znajduje się ostatni punkt kontrolny (PK12, 937 km). Tutaj napełniam tylko jeden bidon (w drugim jeszcze coś zostało), biorę batony na drogę, wypijam drugą tego wieczora kawę i ruszam żwawo dalej. Zaraz za puntem od razu zaczyna się podjazd, jedzie mi się jednak świetnie – mijam jakąś grupkę oraz dwóch solistów. Na szczycie zatrzymuję się, żeby wymienić akumulator w przedniej lampce, bo sygnalizuje już niski poziom, a nie chciałbym, żeby zgasła mi podczas karkołomnego zjazdu. Potem jeszcze jeden podjazd, zjazd i Ustrzyki Dolne. Kawałek za Ustrzykami zaczynają się bardzo gęste mgły. Co i rusz muszę przecierać okulary. Zjazdy (choć już ich tu niewiele) też pokonuję bardzo asekuracyjnie, zwłaszcza, że od Czarnej zaczynają się remonty drogi. Temperatura spadła też do ok. 13C. Kilka razy nieoczekiwanie podskakuję na granicy nowopołożonej warstwy asfaltu. Ale finisz już tuż, tuż… Tuż przed 2:30 melduję się na mecie. Ze wskazań Garmina wyszło mi 1035 km(miało być 1021) i 5848 m podjazdów.
Myję ręce (całe w smarze), zęby, zdejmuję buty i zjadam żurek. Potem ucinam sobie krótką drzemkę. Po obudzeniu rozmawiam z innymi ultrasami i ruszam do Przemyśla na pociąg (na rowerze ma się rozumieć!) Czas brutto wyszedł 42,5 h (aż 4 h postojów!), czyli znacząco powyżej tego, który sobie założyłem. Zastanawiam się, czy dałbym radę, gdyby nie te dwie nieprzespane noce przed startem… Planowałem BBT przejechać tylko raz, bo wolę jednak imprezy ultra w formie samowystarczalnej, ale teraz zastanawiam się, czy za 2 lata jeszcze raz nie spróbować. Zobaczamy…

Jędrek
« Ostatnia zmiana: 26 Sie 2022, 17:49 jedrucha »

Offline Mężczyzna Bubu

  • Wiadomości: 564
  • Miasto: Ziemia Dobrzyńska
  • Na forum od: 06.06.2018
    • Relacje z wycieczek i wypraw
Odp: BBT 2022
« 26 Sie 2022, 17:09 »
I tak właśnie należy jeździć BBT ;)
Co jak co, ale wstydu rodzinie nie przyniosłeś - debiut z przytupem! Trzymam kciuki za następny sukces na MPP :)

Offline Mężczyzna cyniczny

  • Wiadomości: 637
  • Miasto: Piaseczno
  • Na forum od: 26.11.2012
    • Wycieczki rowerowe bliższe i dalsze
Odp: BBT 2022
« 26 Sie 2022, 17:32 »
Świetna relacja, bardzo fajnie się czytało, dzięki.

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum