Autor Wątek: Etapowa runda dookoła Polski sezon 2  (Przeczytany 3090 razy)

Offline Mężczyzna Antracyt

  • Wiadomości: 780
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 13.06.2017
    • Poland on bike
Etapowa runda dookoła Polski sezon 2
« 8 Cze 2022, 20:11 »
Czas rozpocząć kolejny już, drugi w mojej rowerowej karierze, etapowy objazd dookoła Polski.
Poprzedni zakończyłem po pięciu etapach w 2020 roku, a zaczynałem 8 czerwca 2016r.



Jak to był w zwyczaju liczyć jeden z Michałów 51,10zł/631km=81gr/km (bez kosztów przewozu roweru, bo jakoś inaczej wtedy kupowało się bilety)

Tym razem wychodzi taniej, bo 37,91zł/773km=49gr/km (tym razem jest już wliczony bilet na rower, ale też uwzględniona zniżka dla HDK i jakieś promocje PKP)



Jak wynika z daty na bilecie startuję ze Świnoujścia w niedziele wieczorem i od razu ruszam na wschód w pogoni za kolegą, który rusza tą trasą w piątek lub sobotę.

Mój cel minimum/maximum w tym etapie dojechać na Hel do 15 czerwca do 14:43, bo mam na tą godzinę bilet powrotny.

W ciągu pierwszej doby mam zadanie (do rana) dogonić kolegę i dojechać z nim w poniedziałek do miejsca noclegu. Dalsze plany współpracy ustalimy w trakcie jazdy.

Trasę wyznaczyłem w oparciu o R10 i będę używał Locusa do nawigacji skonfigurowanego z pomocą #WujTom.

Dzisiaj rower był w spa na ostatnich sprawdzeniach i kosmetyce:




Offline EASYRIDER77

  • Wiadomości: 4847
  • Miasto: INOWROCŁAW
  • Na forum od: 27.07.2010
przyjemności!

Offline Mężczyzna sierra

  • Wiadomości: 1028
  • Miasto: Elbląg
  • Na forum od: 06.09.2017
Szkoda, że omijasz najpiękniejsze miejsca: za Ustką "czerwony", Kluki, za Łebą... i wiele innych
Szerokości i przyjemności
PS
Jak masz garmina, to mogę Ci udostępnić ślad tegorocznego "Wybrzeżem do domu". Krzyś kbialy2002.bikestats.pl chyba ma zapisany na Stravie.

Offline Mężczyzna Antracyt

  • Wiadomości: 780
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 13.06.2017
    • Poland on bike
Szkoda, że omijasz najpiękniejsze miejsca: Za Ustką "czerwony", Kluki, Za Łebą

Jechałem tamtędy poprzednim razem. Kluki w całości zaliczyłem szlakiem pieszym.


PS
Jak masz Farmona, to mogę Ci udostępnić ślad tegorocznego "Wybrzeżem do domu". Krzyś kbialy2002.bikestats.pl chyba ma zapisany na Stravie.

Tym razem zależy mi na sprawdzeniu sprzętu i kondycji. Chciałbym tez pojechać dokładnie tak jak prowadzi R10 i sprawdzić postępy od poprzedniej wycieczki.



Offline Mężczyzna yanis

  • Wiadomości: 21
  • Miasto: Szczecin
  • Na forum od: 06.09.2020
Daj znać na forum, czy są jakieś niespodzianki na szlaku. Ja ruszam tą samą trasą w poniedziałek po długim weekendzie bożociałowym. Ale bardziej rekreacyjnie, nie sportowo. Bilet na Świnoujście też już zaklepany :)

Offline Mężczyzna Antracyt

  • Wiadomości: 780
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 13.06.2017
    • Poland on bike
Kolega już w pociągu do Świnoujścia. Pogoda na razie nie zachęca, ale od jutra będzie lepiej.

Będę informował z trasy o aktualnym stanie szlaku.



Offline Mężczyzna Antracyt

  • Wiadomości: 780
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 13.06.2017
    • Poland on bike
Niestety ze szlaku ciężko było pisać bo czas gonił do Helu na pociąg , a po drodze tyle ciekawego się działo.

Jestem już w pociągu do domu i i tylko jedna szybka informacja.
Z Helu kierownik pociągu nie zabrał rowerzystów bez biletów na rower.
Niestety okazało się, że miejsca jednak były, ale system zgłaszał ich brak. Jedyne mądre rozwiązanie w tej sytuacji to folia stretch i przewóz bagażu.

W Gdyni brak jakichkolwiek biletów na rower w kierunku Bydgoszczy i Warszawy.



Offline Mężczyzna Antracyt

  • Wiadomości: 780
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 13.06.2017
    • Poland on bike
Jak to wyglądało po kolei czyli trasa ze Świnoujścia na Hel dzień po dniu.

Zmieniłem miejsce startu ze względu na sobotnie perypetie i ostatecznie ruszałem z Łodzi do Kutna i dalej bezpośrednim pociągiem do Świnoujścia.

Dosuszanie prania na stacji w Łodzi

Niestety brak wagonu restauracyjnego w pociągu Suwałki - Świnoujście pozbawił mnie możliwości skorzystania z oferty Warsu i musiałem korzystać z własnego prowiantu.
Do Kutna pojechałem Łódzką Koleją Aglomeracyjną i już na stacji Łódź Żabieniec przeżyłem stres bo ilość rowerzystów była dużo większa niż pozostałych pasażerów i miejsc na rowery w pociągu. Jednak dzięki miłej postawie kierownika pociągu wszyscy znaleźli miejsce i tym miłym akcentem zaczęła się moja przygoda.


Na rynku w Kutnie

W Kutnie miałem sporo czasu do odjazdu kolejnego pociągu i postanowiłem zjeść obiad i zrobić zapasy na kolację i pierwszy odcinek po dojeździe do Świnoujścia. Postawiłem na pizzę, której połowę zjadłem na miejscu, a resztę zabrałem do pociągu. Do tego dokupiłem jeszcze wodę na drogę i pozostało tylko liczyć na punktualność PKP.
Niestety pociąg przyjeżdża opóźniony 20 minut i do tego w międzyczasie przez pomyłki pani zapowiadającej pociągi pasażerowie krążą między peronami.

W pociągu okazuje się, że wszystkie wieszaki na rowery są zajęte i brakuje jesz co najmniej trzech .


Ostatecznie swój rower instaluję w szerokim przejściu naprzeciwko wieszaków i ruszam na poszukiwanie miejsca siedzącego. Z tym idzie już sprawniej mimo, że moje miejsce jest zajęte.


Jednak ustalam z innymi podróżnymi, tez rowerzystami, że nie będziemy już się przesiadać zgodnie z biletami i zajmujemy dowolne miejsca.

Podróż mija w miłej rowerowej atmosferze, bo okazuje się, że kilka osób jedzie do Świnoujścia z zamiarem przejazdu ta trasą co ja. Niestety maja zaplanowane noclegi i ruszają dopiero następnego dnia. Mi zostaje tylko mieć nadzieję, że dotrzemy do planowo i ruszę na trasę jeszcze przed zachodem słońca. Sprawdzam pogody z nadzieją, że się nie sprawdzą, bo zapowiadane są wieczorne burze.

Do Szczecina nadrabiamy opóźnienie i jest nadzieja na szybki start na trasę po dojeździe pociągu do stacji końcowej. Rezygnuję tym razem z wizyty na granicy Polsko - Niemieckiej by zaoszczędzić  przynajmniej godzinę i przeznaczyć ją na nocna jazdę.


Do Międzyzdrojów pociąg wjeżdża jeszcze w upale, a ja szykując swój strój do jazdy pytam wsiadających pasażerów jak jest na zewnątrz, bo klima w pociągu nie oddaje warunków poza wagonem.

Za Międzyzdrojami dopada nas burza i oberwanie chmury i do Świnoujścia wjeżdżamy już w deszczu zgodnie z prognozami. Postanawiam ruszyć bez względu na pogodę i po przejechaniu około 90 km zrobić przystanek, przebrać się w suche ciepłe rzeczy i odpocząć około dwie godziny.



Jeszcze tylko pamiątkowa fota na starcie i w drogę.

Postój i sen zaplanowałem w modelowym miejscu odpoczynku rowerzystów za Pogorzelicą

Przede mną pierwsza nocna jazda i nawigacja po szlaku Euro Velo 10 przy użyciu Locus,a skonfigurowanego dzięki @WujTom. Przy okazji tez test oświetlenia w terenie i na dłuższym dystansie. Na testy idzie mój stary Convoy S2+, bo zamówiony zbyt późno Prox jest jeszcze w drodze do paczkomatu.

Uruchamiam Locusa i nawigację po śladzie GPX i jadę tropem kolegi, który wyruszył na trasę już w piątek, ale zachowuję czujność, której mu zabrakło i w wyniku pomyłki do Kołczewa Jechał krajówką. Deszcz pada mniej intensywnie, ale nie ustaje. Początek trasy znam i kręcę żwawo puki jeszcze jest dzień. Do Międzyzdrojów dojeżdżam jeszcze za dnia i tu już włączam oświetlenie. Jednak jazda podczas zmierzchu, kontrola Locusa i wpatrywanie się nawierzchnię powoduje, że średnia prędkość ciągle maleje.


Jeszcze tylko mniej znany mi odcinek lasu za Międzyzdrojami z podjazdem i wracam na asfalt, który kieruje mnie bliżej Bałtyku na znane tereny. Deszcz ustaje na chwilę, by później wrócić  z większą intensywnością . Staram się jednak jechać i tylko kilka razy w miejscowościach uciekam pod dach by sprawdzić rower i trasę. W połowie odcinka, w Międzywodziu robię dłuższą przerwę pod sklepem gdzie uzupełniam bidony i wlewam w siebie sok pomidorowy. Przy okazji od lokalsów dowiaduję się, że to najlepszy sklep w okolicy (chyba dlatego, że jest czynny w nocy).



Z przystankami docieram do Niechorza gdzie robię szybką fotkę przy latarni niechcący płosząc kogoś w zaparkowanym samochodzie. Jednak po dotychczasowym odcinku i kilku spotkaniach oko w oko z dzikimi bestiami w postaci kotów, lisów i saren nie robi to przynajmniej na mnie wrażenia. Niezwłocznie mimo deszczu ruszam na ostatnie 25 km do miejsca noclegu z nadzieją na działającą ładowarkę i miejsce pod wiatą.

Średnia idzie w górę, bo opanowałem już Instrukcje Locusa i nocną jazdę, a oznakowanie szlau i szutrowa nawierzchnia mimo deszczu pozwala się rozpędzić. Niestety kilka kilometrów przed celem czuję uderzenie i coś turla się po drodze. Zatrzymuję się i z pomocą czołówki sprawdzam rower i penetruję drogę i okolicę. Nic nie potrąciłem, nic nie zgubiłem i uznaję temat za zamknięty po analizie nawierzchni gdzie co jakiś czas trafia się większy kamień niż kruszywo z drogi lub jakiś drewniany kołek.

Niespodziewanie dojeżdżam do wiaty lawirując w lewo i w prawo pomiędzy ogrodzeniami jednostek wojskowych. Jest tam już co prawda ktoś, ale miejsca dla mnie nie zabraknie. Dowiaduję się jednak, że ładowarka pod wiata nie działa i bezskutecznie próbuję skorzystać z własnego awaryjnego powerbanka, ale ten też nie działa. Zapisuję przebytą trasę, by kolega wiedział dokąd dotarłem i około 3:00 kładę się spać na ławce. Po chwili muszę zmienić ubiór, bo  jakieś złośliwe mieszki próbują dostać się do mnie wszelkimi sposobami. Wchodzą do ucha i nosa oraz atakują oczy i każdy odkryty kawałek ciała. Ubieram czapkę i komin oraz rękawiczki i jak fantomas zasypiam (za kilka dni dowiem się, ze zasypiam tylko ja, a towarzysz pod wiatą już nie...).
« Ostatnia zmiana: 20 Cze 2022, 16:23 Antracyt »



Offline Mężczyzna Antracyt

  • Wiadomości: 780
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 13.06.2017
    • Poland on bike
Dzień drugi zaczął się dwie godziny później...

Samochody jeżdżące po bruku, poranny śpiew ptaków i słońce zarządzili pobudkę przed szóstą. Starałem się narobić jak najmniej hałasu wstając i szykując do wyjazdu. Ładowarka USB w stacji zadziałała. Power bank też się ożywił, przynajmniej na chwilę. Ruszyłem na wschód z nadzieją na poranną kawę w najbliższej miejscowości i świeże pieczywo. Niestety ani jedno, ani drugie nie wydarzyło się przez dwie godziny. Ważniejszy jednak był prysznic w miejscu, gdzie nocuje kolega. Wystarczyło tylko jak najszybciej tam dojechać. Nie ma więc czasu na zdjęcia i poszukiwanie sklepów, ale tradycyjna fotka na mostku z informacją dla kolegi o postępach na trasie.


Licząc na prysznic i odpoczynek pedałowałem wytrwale posilając się żelaznymi zapasami zgromadzonymi w torebce na ramie. Jednak deficyt nawodnienia dawał coraz bardziej znać o sobie. Dobrej jakości ścieżki rowerowe i poranny luz w miejscowościach turystycznych pozwalał kręcić bez przeszkód do celu.


Jeszcze tylko kilka kilometrów między jeziorem, a morzem od Mielna do Łazów i już mogłem odświeżyć się po ponad dobie w podróży.  Niespieszny prysznic i zasłużony odpoczynek postawił mnie na nogi. Woda zastosowana zewnętrznie i wewnętrznie spełniła swoje zadanie. W dalszą drogę ruszyliśmy już we dwóch dopiero po godzinie jedenastej.


Wiedziałem, że teraz już nie muszę nikogo ścigać i plan na dziś został wykonany. Gdzie dojedziemy i znajdziemy nocleg tam dziś śpimy. Dostałem nowej energii, a pogoda pomagała. Wiatr był sprzyjający i temperatury odpowiednie do jazdy. Stan dróg miał utrzymać swój wysoki poziom przynajmniej do granicy województw.


Jazda w dzień powoduje, że mijamy się ciągle z innymi rowerzystami. Wyprzedzamy i dajemy się wyprzedzać. Spokojnie kręcimy każdy własnym tempem i co jakiś czas spotykamy w newralgicznych punktach trasy. W pewnym momencie kolega zwraca mi uwagę, że mam krzywo założoną oponę. Zerkam na tylne koło w trakcie jazdy i wiem, że to nie tylko z opona jest coś nie tak. Po zatrzymaniu i dokładnym sprawdzeniu okazuje się, że mam pęknięta jedną szprychę. Szybkie poszukiwanie w internecie i decyzja o koniecznej naprawie w Darłowie.




Szczerze mogę polecić ten sklep/serwis, bo zaopatrzenie jakiego trudno szukać nawet w dużym mieście, a naprawa szybka, solidna i tania. Dokupiłem jeszcze dwie zapasowe szprychy na wszelki wypadek i pognałem za uciekającym znów kolegą. Kilometry szybko leciały, a po naprawie morale wzrosło i na dobrej jakości drogach gnaliśmy do celu dnia.


Oczywiście przy każdej okazji uzupełnialiśmy wyczerpane zapasy i robiliśmy przerwy na szybkie picie i jedzenie. Główny posiłek zaplanowaliśmy na kolację u celu dzisiejszej podróży. Do Jarosławca jechaliśmy trasa jak siedem lat wcześniej, a później przygotowaliśmy się na lekkie podjazdy i zmianę nawierzchni na granicy województw.






Niespodziewanie pomorskie zaskakuje nas pozytywnie. Najpierw betonowy odcinek do drogi wojewódzkiej 203 i dalej do ustki piękne asfaltowe DDRy. Pięknie, ale nudno bo prosta po horyzont wydaje się nie mieć końca a obok sznur aut. Daje nam to jednak nadzieję na zachowanie sil na kolejny dzień i spokojne dotarcie do celu. Wyzwaniem okazuje się znalezienie noclegu. Na jedna noc i z rowerami nie tak łatwo znaleźć coś dobrego w atrakcyjnej cenie. W końcu udaje się znaleźć coś przy samej trasie tylko dwa kilometry od centrum. Ja mając już prawie 250 km w nogach ruszam przodem z nadzieją na chwilę odpoczynku za min kolega dołączy. Jeszcze tylko szybka myjnia przed ustką i melduję się na kwaterze.


Od razu wskakuję pod prysznic i robię pranie. Jest szansa, że przed zachodem słońca będę miał już suche rzeczy. Mam prawie godzinę zapasu i czas na zasłużone lenistwo przed obiadokolacją i może deserem. Kolega w końcu dociera i ruszamy do centrum na rybkę. Niestety deseru nie będzie, bo gofry zamknęli nam przed nosem. Pozostają tylko szybkie zakupy i w końcu odpoczynek w pozycji poziomej do rana.




Offline Mężczyzna kouczan

  • Wiadomości: 250
  • Miasto: Częstochowa
  • Na forum od: 14.07.2017
Będzie dalsza część relacji?

Offline Mężczyzna Antracyt

  • Wiadomości: 780
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 13.06.2017
    • Poland on bike
Będzie dalsza część relacji?
Będzie jutro



Offline Mężczyzna Antracyt

  • Wiadomości: 780
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 13.06.2017
    • Poland on bike
Dzień trzeci zaczął się leniwie. Plan był prosty - dojechać jak najdalej, żeby w środę zdążyć na pociąg powrotny z Helu do Gdyni odjeżdżający o 14:43. Wieczorem, poprzedniego dnia przed pójściem spać, kupiliśmy bilet na ten sam pociąg dla kolegi i jego roweru.



Nocna regeneracja trwająca prawie 10 godzin wystarczyła, by nogi i reszta ciała wróciły do pierwotnego stanu. Po wspólnej naradzie i ustaleniu planu działania kolega ruszył przodem, a ja niespiesznie pakowałem ekwipunek dając mu ponad godzinny handicap. Lokalizacja naszej kwatery w Ustce (dokładnie to jednak Przewłoka) niespełna 200m od szlaku pozwoliła nam na szybki powrót na zaplanowaną trasę.

Tym razem omijamy słynne Kluki. Zaliczyliśmy ten fragment na poprzedniej wyprawie jadąc po szlaku pieszym przez całe bagna. Teraz celem jest przejazd po śladzie EV10/13 i ocena stanu szlaku i postępu od ostatniej wizyty. Kolega  i iphonem i bez nawigacji rowerowej otrzymał przed wyjazdem wskazówki i zaznaczone na mapie google punkty newralgiczne na trasie.



Od razu po ruszeniu na trasę spotykam "sakwiarza" i razem jedziemy aż za Wytowno. Jego rower wydaje mi się znajomy, a po chwili rozmowy okazuje się, że to właśnie spotkany pierwszego dnia w nocy pod wiatą rowerzysta, któremu zakłóciłem sen. Przed Rowami mając w pamięci piachy jadę zgodnie z trasą wyznaczoną wcześniej w domu omijając jezioro Gardno i Kluki od południa.



Po drodze co chwilę spotykam pojedynczych rowerzystów i większe grupki. Jadę jednak swoim tempem i tylko na chwilę po zrównaniu z nimi wymieniam pozdrowienia i chwilę rozmawiam.

Niestety przed Rowami gubimy szlak, bo zaufaliśmy śladom GPX zaczerpniętymi z wypraw innych rowerzystów i bezkrytycznie skopiowaliśmy nie sprawdzając czy ślad pokrywa się w całości ze szlakiem. Kolega lekko modyfikuje trasę, ja trzymam się sztywno śladu co czasem powoduje, że jadę po dawno nie uczęszczanych drogach trawiastych wśród pól. Trasa wyraźnie pogarsza się, a ratuje nas tylko brak opadów, bo głębokie koleiny na drogach są twarde i suche.



Są jednak odcinki o zdecydowanie lepszej nawierzchni. Jest też kilka miejsc na ewentualny biwak



 - kiedyś będzie trzeba pokonać tą trasę z namiotem. Są też fragmenty gdzie dopiero trwają prace nad nową nawierzchnią, ale dzięki temu utrudnienia nie wpływają na spadek morale, bo jest nadzieja na lepsze drogi w przyszłości. Dogoniłem kolegę przed Smołdzinem, a właściwie wyprzedziłem gdzieś bokiem jadąc równolegle do niego.



Drogi może nie idealne jak przed Ustką, ale pozwalają poruszać się moim gravelem dość sprawnie. Początkowe obawy o dość dziwny odcinek przed mostkiem na rzece Łeba przed wsią Gać są bezzasadne. Lekka tarka i dość spory granulat przy większej prędkości pozwala zachować dobry komfort jazdy i uzyskać przewagę nawet nad jadącymi autami. Szybko docieram więc do Przystani Rowerowej gdzie postanawiam chwilę odpocząć i posilić się przed dalsza drogą.



Na miejscu jest kuchnia regionalna, batony i izotoniki, toaleta oraz możliwość umycia rowerów. Szybka i miła obsługa oraz towarzystwo innych rowerzystów nie mobilizuje do dalszej jazdy. kusi by zostać tu trochę dłużej i odpocząć. Tradycyjnie obiadokolację zjadamy na koniec dnia więc uzupełniam tylko batony i napoje, a na miejscu zamawiam kawę i ciasto regionalne. Zakupione piwo bezalkoholowe mocuję z kamizelką odblaskową i kurtką na podsiodłówce.



Kolega nie dogania mnie w czasie przerwy. Zamarudził gdzieś po drodze i wcześniej zrobił swój odpoczynek. Ruszam więc dalej prowadząc rozpoznanie trasy i wysyłam na bieżąco wskazówki koledze jak najlepiej ominąć trudniejsze odcinki. Jest tu trochę walki z piachami i korzeniami, ale po odpoczynku idzie mi to znacznie łatwiej. Pedałuję z nadzieją na poprawę nawierzchni i zbliżającą się Łebę oraz coraz bliższy cel i nocleg tego dnia.

W Łebie zatrzymuję się przy Polo i orientuję się, że moje piwo zgubiłem gdzieś na trasie. Chwilę przerwy przeznaczam na wykonanie telefonów do pracy i do kolegi na trasie. W tym czasie dogania mnie para rowerzystów z Łodzi, z którymi rozmawiałem na postoju i przywożą mi moje zgubione piwo - dziękuję.



Sprawdzam warianty przejazdu za Łebą i ruszam starym śladem szlaku R10 między morzem, a jeziorem Sarbsko. Przy okazji wysyłam wskazówki koledze jak uniknąć piachów. Znowu zaczyna się walka z korzeniami, krótkimi ostrymi podjazdami i piach. Dopiero w okolicach Osetnika nawierzchnia zmienia się w leśne rowerowe autostrady i można pędzić bez ograniczeń.



Docieram do Lubiatowa i robię kolejny przystanek pod sklepem. Na wspólną z kolegą obiadokolację są coraz mniejsze szanse. W trakcie konsultacji telefonicznych ustalamy, że czas szukać noclegu. Zjadam obiadokolację złożoną z zakupionych produktów i relaksuję się przysłuchując się opowieściom tubylców rodem z "Chłopaków do wzięcia".



Ruch rowerowy i turystyczny zaczyna się robić coraz większy. Spotykam spore grupy rowerzystów
, są tu też wczasowicze, a nawet piechur idący z Ustki na Hel plażą. Jadę dalej do Białogóry bo tam mamy nocować. Niestety okazuje się, że "wolne pokoje" to tylko hasło nie mające pokrycia w rzeczywistości.



Czekam jeszcze chwilę penetrując okolice. Odwiedzam plażę, aż w końcu ląduję w kawiarni z palarnią kawy. Tam miło gawędzę z właścicielem, miłośnikiem kawy i zamawiam coś na deser. Poszukiwania noclegu idą bardzo ciężko. Ostatecznie udaje się znaleźć pokój w Dębkach.



Ruszam z kopyta, bo za chwile już zajdzie słońce, a jazdy po piachu i korzeniach wole uniknąć po ciemku. Jednak kolejny raz trafiam na super nawierzchnię. Leśne szutry szybko prowadzą mnie do celu i tylko krótki przystanek na zdjęcie przy mostku nad Piaśnicą.



Stąd mam niecałe 2 km do miejsca noclegu. Warunki tym razem mamy najlepsze na całej trasie, ale łóżko małżeńskie. Kwateruję się, parkuję rower w garażu i odbieram klucze, żeby kolega po przyjeździe mógł schować swój rower. Mam dziś sporą przewagę więc spokojnie biorę prysznic i oglądam mecz Polska - Belgia. Zdążę się jeszcze wyspać nim kolega dojedzie...






Offline Kobieta magdad

  • Wiadomości: 1495
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 17.08.2006
    • http://www.bajkers.com
Taki fajny wyjazd z kolegą - razem, ale osobno ;)

Offline Mężczyzna Antracyt

  • Wiadomości: 780
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 13.06.2017
    • Poland on bike
...razem, ale osobno ;)

System wypracowany przez lata.  :P



Offline Mężczyzna Antracyt

  • Wiadomości: 780
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 13.06.2017
    • Poland on bike
Ostatni dzień upłynął pod hasłem "Zdążyć na pociąg".

Plan prosty, ale w kategorii "wspólnej jazdy z kolegą na zasadach solo" były pewne obawy.
Dotrzeć do Helu chciałem dość szybko, bo miałem jeszcze w planie kąpiel w morzu, a w nagrodę na koniec trasy gofra i kawę.



Wyjeżdżamy przed 8:00 z naszej kwatery i staramy się jechać w zasięgu wzroku. Przynajmniej taki plan mamy do Władysławowa, bo już później ciężko jest gdzieś odbić w bok. W trakcie wspólnej jazdy jest w końcu czas na przemyślenia z trasy i plany na przyszłość. Logicznie było by pojechać dalej na wschód, ale są inne warianty - ściana wschodnia lub ściana zachodnia Polski na raz.



Staramy się trzymać śladu EV10 i czasem nawet nie wierzymy jak ktoś mógł poprowadzić ślad i sprawdzamy czy drogowskazy nie pokierują nas gdzieś na manowce. Przed Karwią R10 odbija na południe, ale my jedziemy dalej na wschód. W okolicach ul. Plażowej w Ostrowie znaki kierują nas na południe na drugą stronę kanału Czarnej Wody jednak nie ufamy (a szkoda) i jedziemy dalej główną drogą. Jednak po kilku km sprawdzam jak wygląda sytuacja na ścieżce gdzie prowadziły nas oznaczenia i odkrywam piękną asfaltową DDR.

Po pokonaniu podjazdów przed Jastrzębią Górą pod sklepem robimy postój na śniadanie i uzupełnienie zapasów. Szlak kręci tutaj trochę uliczkami miasta, ale jest jeszcze mało turystów więc jedziemy sprawnie. Do Władysławowa docieramy wspólnie i ustalamy dalszą taktykę. Kolega rusza przodem, a ja robię zakupy w sklepie rybnym. Wędzone ryby zapakowane próżniowo lądują na sakwie i ruszam w pogoń po ponad półgodzinnym staniu w kolejce.



Za Chałupami doganiam kolegę i robimy przerwę na drugie śniadanie. Miała być kawa i słodkie ciacho, ale w menu są śledzie korzenne i buła. Zjadamy smakołyki na ławce nad zalewem obserwując kitesufrerów walczących z wiatrem. Ustalamy, że ja lecę przodem z kopyta i czekam na plaży, a kolega jedzie swoim tempem.



Ruszam przodem i wypracowują sporą przewagę żeby dotrzeć na koniec półwyspu na pamiątkową fotę i odpocząć na plaży przed odjazdem pociągu. Na stacji chce być wcześniej, obawiam się o miejsce na rower mimo posiadanego biletu.



Ruch robi się coraz większy i w Helu jest już ciężko przejechać spokojnie rowerem. Na pamiątkową fotkę musze chwile poczekać, bo trafiam na wycieczkę szkolną w tym miejscu. Szybko uciekam na plażę, gdzie czeka mnie czerwcowe morsowanie. W wodzie tylko dzieci, więc nie wróży to niczego dobrego. Dodatkowo miejsce w którym wchodzę do morza jest płaskie i musze iść dość długo zanim woda sięgnie mi do kolan.



Kąpiel w zimnej wodzie regeneruje zmęczone ciało, a słońce po wyjściu z wody miło rozgrzewa. Urywam sobie miłą pogawędkę z parą plażowiczów, którzy przypłynęli na Hel z Gdyni (niestety rowerów nie borą na prom). W tym czasie dobija się już do mnie kolega. Nawet nie zauważyłem jak szybko minął czas. Wypycham rower z plaży i znowu spotykam parę rowerzystów z Łodzi (tych co odnaleźli moje zgubione piwo przed Łebą).



Jeszcze tylko obiecana kawa z gofrem i ruszmy na pociąg. Na stacji wielkie zamieszanie. Kasa nie sprzedaje biletów na rower i odsyła do kierownika pociągu. Kierownik pociągu nie sprzedaje już biletów i dodatkowo musi temperować niesfornych pasażerów, bo następuje zmiana czoła pociągu i w tym czasie nie można wsiadać do pociągu.



Na peronie w Helu musi pozostać wielu rowerzystów bez biletu w tym para sakwiarzy z Niemiec. Jedna rodzina musi wysłać po samochód kierowcę bez roweru, bo nie mają już siły na powrót do Kuźnicy. W pociągu okazuje się jednak, że mogło się zmieścić jeszcze kilka rowerów, ale kierownik był nieugięty.

Do Gdyni dojeżdżamy planowo i czeka mnie tylko szybki posiłek na stacji i uzupełnienie wody. Kolega niestety musi szukać pociągu do Warszawy, który zabierze go z rowerem, co jak się okazuje jest sporym wyzwaniem.



Instaluję się w pociągu i trochę odpoczywam i trochę bawię się Locusem. Ustawiam wyświetlanie mapy hipsometrycznej oraz warstwy z danymi BDL.



Pociąg jedzie planowo z jedną przerwa na zmianę kierunku w Bydgoszczy gdzie chyba była promocja na wyświetlacze peronowe. Jadę sam z rowerem więc większość czasu spędzam na korytarzu doglądając sprzętu ustawionego na końcu wagonu.



Pociąg do tej pory kursował na trasie Gdynia - Włocławek i chyba mało kto o tym wie, bo za Włocławkiem zostaję praktycznie sam w wagonie. Szybko docieram do Kutna i szykuję już ubranie do jazdy ze stacji do domu. Sprawdzam jeszcze jaką trasą pociąg jedzie przez Łódź i decyduję się na wysiadkę w Zgierzu. Zaoszczędzę dzięki temu sporo czasu.



W kutnie miła niespodzianka do pociągu wsiada rowerzystka Marzena z sakwami. Gadu-gadu i okazuje się, że to Kot (POZDRAWIAM!) z forum. Ja kończę, a ona zaczyna swoją przygodę - rusza z Łodzi do "Krakowa zbierać gminy".

Czas w drodze do Zgierza zleciał nie wiadomo kiedy i już muszę wysiadać. Około północy melduję się w domu.






Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum