Autor Wątek: 10 dni w austriackich Alpach - spostrzeżenia różne  (Przeczytany 5377 razy)

Offline Mężczyzna Topek

  • Wiadomości: 48
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 08.01.2018
Cześć,
Podział długa wyprawa/krótka wycieczka jest względny. Na tle ostatnich lat mojego życia długość wyjazdu i odległość od domu stanowczo kwalifikuje to jako wyprawę. Więc tu umieszczam.

Udało mi się połączyć wyjazd na konferencję naukową z rowerowaniem i chodzeniem po górach. Plan był taki, żeby w trakcie 5-dniowej konferencji, wieczorami odświeżyć trochę nogę i potem ruszyć ambitnie w góry. W związku z tym najcięższy był dla mnie pierwszy odcinek - półtoradniowy (4-5.06) dojazd z Wiednia do Gaming na konferencję. Relatywnie niskie górki, ale liczne i strome. Byłem po długiej przerwie od porządnego jeżdżenia. Ledwo dojechałem, drugiego dnia 100 km i 2300 m w górę. Większość podjazdów z buta, a wiozłem ze sobą spory bagaż, buty górskie, ubrania cywilne na tydzień, pancerny laptop itp.

W czasie konferencji nie jeździłem tylko starałem się jak najwięcej chodzić po okolicznych górkach, bo formy pieszej obawiałem się najbardziej.

W sobotę 11.06 ruszyłem w Alpy. Od razu poczułem, że jest lepiej, a każdego kolejnego dnia forma jeszcze się poprawiała. Przejechałem przez piękny Park Narodowy Gesäuse i do doliny Sölktal, gdzie zrobiłem pieszą wycieczkę. Wyszedłem na ponad 2500 m.n.p.m, widoki porównywalne do najlepszych tatrzańskich, a przez cały dzień (niedziela!) minąłem ok. 10 osób. Potem przerzuciłem się do Möllbrucke po trzech megaciężkich podjazdach i tam zatrzymałem się na pieszy dzień. Tym razem nie wychodziłem ponad granicę lasu, bo słońce trochę mnie zmęczyło. No i zacząłem się zbliżać to kulminacyjnego punktu (w założeniu), czyli Grossglockner Hochalpenstrasse. Zatrzymałem się w Heiligenblut na campingu i najpierw podjechałem na lekko, terenem na Kaiser-Franz-Josefs-Höhe i stamtąd, na piechotę w kierunku lodowca Pasterze. Doszedłem prawie do samego czoła lodowca, niesamowite wrażenie. Następnego dnia ruszyłem pod Hochtor, ale cała droga mnie rozczarowała. Widoki oczywiście super, ale drażniły mnie głośne stada motocykli na podjeździe i wolne auta na zjeździe. Udało mi się wyprzedzić trzy - to akurat było fajne. Niestety przejazd trafił mi się w długi weekend. Do tego na szczycie prawie nie było śniegu po słabej zimie.

Dużo bardziej podobał mi się wieczorny przejazd do Niemiec i piękne widoki strzelistych skalnych szczytów w Parku Narodowy Berchtesgaden. W samym parku i nad jeziorem Königssee dużo ludzi, uciekałem stamtąd jak najszybciej. Nocowałem w pobliżu i na następny dzień miałem jeszcze ambitny plan na jazdę po górach. Ale to była sobota (18.06) i tropikalne powietrze dotarło też tutaj (w sensie tam). Na pierwszym ostrym podjeździe, w cieniu, ok. 7 rano zlał mnie pot. Bałem się myśleć, co będzie dalej. Poza tym poprzedni dzień z podjazdem na Hochtor bardzo mnie zmęczył. Pokornie, powoli poturlałem się wzdłuż rzeki do Salzburga, skąd następnego dnia o świcie wróciłem pociągiem do domu.

Przejechałem 730 km z zabójczą średnią 14,7 km/h, podjechałem 13883 m w górę (wg RWGPS, bo mój pomiar wysokości w liczniku oszalał). Raz rozpędziłem się do 80 km/h, chyba życiówka. Ostatni rok, który przejeździłem na poważnie, 10 tys. km, górskie trzysetki, to 2018. Od tego czasu jeżdżę prawie nic i przytyłem kilkanaście kg. Dla wszystkich w podobnej sytuacji - da się. Początek był dramatycznie ciężki, potem na szczęście miałem przerwę na konferencję, mogłem dojść do siebie. A potem namiastka formy wróciła dosyć szybko i jakoś jechałem. Ale przyjemnie nie było, po 2-3 godzinach do końca dnia czułem, że jadę na oparach. Z drugiej strony w takiej sytuacji dużo bardziej docenia się możliwość jazdy całymi dniami. W czasie trasy starałem się uważnie obserwować otoczenie. Mam kilka przemyśleń, którymi się chętnie tu podzielę.

To mój trzeci pobyt w Alpach na rowerze. Uwielbiam te góry, przyjeżdża tu mnóstwo ludzi, ale ze względu na ogromny obszar można znaleźć miejsca i drogi zupełnie puste. Lubię tam być, bo nie widać dwóch skutków zmian klimatu i środowiska, które doskwierają mi w Polsce: suszy i eutrofizacji wód. Czystą wodę w dużych ilościach widać na każdym kroku, w strumieniach, rzekach i źródełkach. Łąki, utrzymywane w najlepszy możliwy sposób - poprzez ekstensywny wypas bydła - są porośnięte przez skrajnie rzadkie w Polsce gatunki łąkowe, np. storczyki. No i przed upałem zawsze można uciec w górę.

To nie znaczy, że środowiska alpejskie się nie zmieniają. Wręcz przeciwnie, to w wysokogórskich obszarach klimat ociepla się najszybciej i widziałem to chociażby po tempie cofania się lodowca Pasterze w ostatnich latach. Z miejsca, do którego sięgał w 2005 r. musiałem iść jeszcze dobre pół godziny do aktualnego czoła. Tej zimy było wyjątkowo mało śniegu, widziałem to zresztą, jak porównywałem to co widzę na przełęczy Hochtor, ze zdjęciami z wcześniejszych lat. Właśnie czytam, że największa rzeka we Włoszech wysycha. Rozmiar zmian środowiska spowodowany przez działalność człowieka jest ogromny. Trudno znaleźć dolinę, której płaskie fragmenty nie byłyby zajęte przez drogi, linie kolejowe i domy. Wiele inwestycji ma już swoje lata, zdają się przez to lepiej wrośnięte w krajobraz, harmonijne. Ale rozmach niektórych miejsc, np. całej infrastruktury wokół Grossglockner Hochalpenstrasse, jest trochę przerażający. Domy są budowane bardzo wysoko na zboczach, wszędzie trzeba wjechać samochodem. Strach pomyśleć o ilości paliwa spalanego w tych warunkach. Podprowadzając rower pod strome podejścia czułem palące się klocki hamulcowe samochodów z naprzeciwka. Mam wrażenie, że potrzeba kontrolowania, poprawiania, dopasowania środowiska w Austrii jest duża. Trawniki przydomowe są przystrzyżone przy samej ziemi, automatyczne kosiarki (!) pracują chyba cały czas. Energia z wody jest wprawdzie “zielona” z punktu widzenia emisji gazów cieplarnianych, ale poprzegradzanie rzek na pewno zmasakrowało populację ryb wędrownych. A tamy są wszędzie. Widać duże przyzwolenie na łowiectwo, dwukrotnie widziałem sarnie zwłoki bez żenady wiezione na widoku na pace samochodu. Raz, niezabezpieczone, spadły na drogę kilkadziesiąt metrów przede mną. W lesie nie widziałem tropów ani innych śladów dużych drapieżników, czytam że populacja wilków i niedźwiedzi w Austrii jest śladowa.

Mimo zrównoważonego charakteru hodowli krów i jego pozytywnego wpływu na różnorodność łąk zastanawiam się, czy nie jest to posunięte za daleko. W Austrii zdaje się nie być takich wątpliwości - krowy są wszędzie, nawet w obszarach chronionych. Prawdopodobnie podnoszenie tego typu wątpliwości jest zbyt ryzykowne politycznie. Pasterze zdają się mieć pozycję podobną do tej, jaką w Polsce mają górnicy albo leśnicy. Na szlakach turystycznych są informacje, żeby uważać na krowy, nie zbliżać się do nich oraz że wejście na szlak odbywa się na własną odpowiedzialność. Przy każdej takiej tabliczce jest napis, że bydło pielęgnuje nasz krajobraz. Jasne, gdyby było mniej krów, to znikłaby część pastwisk, stopniowo zarastana przez krzewy i drzewa. Czy to źle, gdyby równowaga trochę przesunęła się w stronę lasu? To nie jest tak, że krajobraz uległby jakiejś degradacji. Mowa o pielęgnacji (przez krowy) krajobrazu w takiej formie jak jest teraz, znanej z pocztówek, korzystnej przede wszystkim dla samych pasterzy. W wielu miejscach widziałem ślady nadmiernego zgryzania i złażenia przez krowy, co prowadzi do silnej erozji gleby w terenach górskich. To trochę jak u nas, gdzie leśnicy twierdzą, że bez ich ingerencji las umrze, zniknie. Krowy żyjące w tych warunkach mają pewnie lepsze życie niż w chowie intensywnym, ale ich los też niekoniecznie jest godny pozazdroszczenia. Nie mówiąc o klimatycznych skutkach hodowli zwierzęcej i diety mięsnej.

Pastwiska, ale też oczywiste względy geograficzne wypychają gospodarkę leśną na zbocza gór. Nie wiem, jak ma się kwestia leśnictwa w Austrii, ale to co zobaczyłem nie zrobiło na mnie najgorszego wrażenia. Nie ma wszechobecnych u nas szlaków zrywkowych. Nawet na świeżych zrębach w podszycie rosną trawy i inne zielska, w dużym stopniu stosuje się chyba odnowienie naturalne. Widać, że kwestia utrzymania wody w lesie jest brana na poważnie. Nic dziwnego, alternatywą są lokalne powodzie po każdej ulewie. Z drugiej strony, przez lasy gospodarcze buduje się potężne, żwirowe drogi, co wymaga wyrównywania terenu, skuwania/wysadzania skał itp. Sama powierzchnia tych dróg mocno zmniejsza obszar dostępny dla roślin. A znaczna większość lasów które widziałem to jednowiekowe monokultury świerkowe. Lasów charakterystycznych dla dolin nie widziałem prawie w ogóle.

Z Austrii dotychczas znałem głównie Wiedeń. W odróżnieniu od stolicy, interior jest zaskakująco tradycyjny i katolicki. Ludzie naprawdę chodzą w tych skórzanych portkach. Widziałem niezależnie kilka ekip starych BMW i UW w stylu Wiejski Tuning. Naprawdę zadbane, odpicowane. Ciekawe i na swój sposób nostalgiczne, dawno czegoś takiego nie widziałem u nas. Niektóre fragmenty prowincji odrobinę przypominają nasze (bogatsze) wioski - pozwalają sobie na trochę nieporządku, zawalające się stodoły, rośliny wyrastające spośród popękanych płyt chodnikowych itp. Inne, większość, są bogate i nieprawdopodobnie uporządkowane. Stare domy, ale idealnie odremontowane, wspomniane wykoszone trawniki, równiutko ułożone drewno na opał, czyste, nowe samochody, elektryczne rowery. Jedyne miejsca gdzie widać ludzi wyraźnie biedniejszych - coś jakby tamtejszy white trash - to dyskonty typu Billa, Hofer. Nie wiem, gdzie później się podziewają ci ludzie. Nie podejrzewam nikogo o inżynierię społeczną, ale jest to ciekawe.

Od jakiegoś czasu bardzo interesuję się otaczającą rzeczywistością, lubię weryfikować zasłyszane i przeczytane informacje w terenie i wyjazdy rowerowe idealnie się do tego nadają. Polecam, dobre do walki z nudą, zdecydowanie umila jazdę.

Zdjęcia i przebiegi w km na BS: http://topek.bikestats.pl/c,40405,Alpy-2022.html
Piotrek

Offline EASYRIDER77

  • Wiadomości: 4847
  • Miasto: INOWROCŁAW
  • Na forum od: 27.07.2010
ciekawe masz obserwacje. Też lubię Alpy i kilkakrotnie byłem. Podobnie nie lubię hałasu o którym piszesz. O wielu innych tematach nie rozpisuję się bo nie mam zdania czemu tak jest a nie inaczej. Mimo wszystko Alpy to nie tylko Austria, w każdym kraju gdzie są są trochę inne. A poza tym po zjechaniu z asfaltowej drogi, w bardziej boczne niekoniecznie wyższe partie pokazują nieco inny świat. Oczywiście pewne są charakterystyczne dla danego kraju, np. Szwajcaria a np. Włochy lub Francja wyglądają inaczej.  Pewne sprawy są takie dobre/złe, np. infrastruktura dla mieszkańców jeżdżących rowerem do pracy/zakupy/inne sprawy itd jest świetna ale niestety równolegle to co piszesz, wszystko ogrodzone, ludzie wszędzie wjadą wypasionymi motorami lub innym sprzętem...
i tak można by opisywać plusy/minusy.
Pozdrawiam.

Offline Mężczyzna sinuche

  • Wiadomości: 2808
  • Miasto: Beskid
  • Na forum od: 17.04.2009
Rowerowaliśmy po Austrii i Niemczech w tym samym czasie. I jak czytam, nie był to idealny termin na wycieczkę. Długi weekend był również w Austrii i wszyscy wylegli nad wodę i w góry. Ja rowerowałem nad Dunajem i mijałem całe stada rowerzystów i wycieczkowiczów.
Natomiast uwagi mam podobne, w Austii każda wioseczka jest odpicowana, wymalowana i wykoszona. Poza wioskami, tereny uprawne to asfaltowe i szutrowe drogi polne idealnie utrzymane - jeździło mi sie wśród pól komfortowo, nie narzekam.
Nad Dunajem też są łaki, wykoszone - nie miałem problemów z noclegiem.
Austria jest fajna do rowerowania, wszystko zorganizowane, zaprojektowane, przewidywalne - i dlatego w lipcu ruszam na Bałkany :)

Offline Mężczyzna MaciekK

  • Wiadomości: 1707
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 14.07.2017
Mam zbliżone spostrzeżenia co autor wątku, co do przyrody w Alpach, wyniszczonej przez chodowlę krów.

Zdjęcie zrobione na 2300 m n.p.m. Chodowcy wybili wszelkie duże drapieżniki, kolega z Francji twierdził na tamten czas, że są trzy niedźwiedzie w całych Alpach. Gatunkiem dominującym jest krowa milka, całośc poprzegradzana elektrycznym pastuchem, nieraz znacznie powyżej 2000 n.p.m.
Śpiąc na około 1800 m n.p.m. z lasu słyszałem jedynie dzwonki bydła. Ja wyjechałem z dużym dysonansem i mam mieszane uczucia do tej pory.

Ale widoczki petarda.
« Ostatnia zmiana: 30 Cze 2022, 14:13 MaciekK »

Offline Mężczyzna Topek

  • Wiadomości: 48
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 08.01.2018
Mam zbliżone spostrzeżenia co autor wątku, co do przyrody w Alpach, wyniszczonej przez chodowlę krów.

Zdjęcie zrobione na 2300 m n.p.m. Chodowcy wybili wszelkie duże drapieżniki, kolega z Francji twierdził na tamten czas, że są trzy niedźwiedzie w całych Alpach. Gatunkiem dominującym jest krowa milka, całośc poprzegradzana elektrycznym pastuchem, nieraz znacznie powyżej 2000 n.p.m.
Śpiąc na około 1800 m n.p.m. z lasu słyszałem jedynie dzwonki bydła. Ja wyjechałem z dużym dysonansem i mam mieszane uczucia do tej pory.

Ale widoczki petarda.

No właśnie, druty i pastuchy. To element przywiązania do wartości prywatnej, widocznego na każdym kroku. Z tego co wiem, wszystkie pastwiska są prywatne, na ma współdzielenia. Niektóre organizmy sobie dobrze radzą w takim krajobrazie, rośliny, owady, ptaki. Ale już dla dużych ssaków to labirynt bez wyjścia.

Offline Mężczyzna ślimac

  • kiedyś młodzi gniewni -- dziś starzy wkurwieni
  • Wiadomości: 341
  • Miasto: ***** ***
  • Na forum od: 25.09.2014
Rzewliwi hipokryci.
Wylewacie te ckliwe żale nad ginącą przyrodą znad hamburgera czy znad schabowego ?

Offline Mężczyzna MaciekK

  • Wiadomości: 1707
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 14.07.2017
Kąśliwa uwaga kolego ślimac, znad browara, znad browara :)

Offline Kobieta marg

  • Wiadomości: 1624
  • Miasto: Tychy
  • Na forum od: 01.01.2012
    • BIKE'OWO
Rzewliwi hipokryci.
Wylewacie te ckliwe żale nad ginącą przyrodą znad hamburgera czy znad schabowego ?

To, że jeżdżę samochodem nie oznacza, że mój wolny czas mam przyjemnie spędzać w fabrykach samochodów czy ich okolicach.

Alpy krajobrazowo piękne, ale też wolę Bałkany. I jeszcze parę innych miejsc...
bikeowo, czyli moje podróżowanie


Offline Mężczyzna ślimac

  • kiedyś młodzi gniewni -- dziś starzy wkurwieni
  • Wiadomości: 341
  • Miasto: ***** ***
  • Na forum od: 25.09.2014
To, że jeżdżę samochodem nie oznacza

... to oznacza, że niszczysz planetę wyziewami swojego pojazdu, nabijasz kabzę złodziejskiej partii rządzącej a być może i faszystom rosyjskim ( przecież nie wiadomo, czy wciąż od nich nie kupujemy - bo kto to niby ma sprawdzić )

Offline Mężczyzna 8850

  • "Uderz w rower a wilk się odezwie :)"
  • Wiadomości: 172
  • Miasto: Oliwias
  • Na forum od: 13.03.2022
Czy planując wyjazd przez Europę kilka tysięcy km na Alpach traci się dużo czasu ze względu na różnice wysokości i raczej nadrobić drogi i ominąć? Czy pakować się w serpentyny? Czas i energię stracon na podjazdach, chyba nigdy nie odbuduje się zjazdach.

 

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19866
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Czy planując wyjazd przez Europę kilka tysięcy km na Alpach traci się dużo czasu ze względu na różnice wysokości i raczej nadrobić drogi i ominąć? Czy pakować się w serpentyny? Czas i energię stracon na podjazdach, chyba nigdy nie odbuduje się zjazdach.

Oczywiście, że sumarycznie w górach jedziesz wolniej niż na płaskim, więc przy tym samym czasie jazdy zrobisz mniej kilometrów. Ale zdecydowanie warto bo góry to jest kwintesencja kolarstwa, zdecydowanie najciekawsze widokowo rejony, z pejzażami klasy światowej. Podczas gdy na względnie płaskich odcinkach w dolinach z reguły kumuluje się duży ruch samochodowy.

Dla mnie osobiście wyprawy po Europie centralnej omijające Alpy to nieporozumienie, lepiej zrobić nawet i połowę dystansu, ale ciekawszego, zamiast tłuc się np. Niziną Padańską

Offline Mężczyzna Topek

  • Wiadomości: 48
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 08.01.2018
Czy planując wyjazd przez Europę kilka tysięcy km na Alpach traci się dużo czasu ze względu na różnice wysokości i raczej nadrobić drogi i ominąć? Czy pakować się w serpentyny? Czas i energię stracon na podjazdach, chyba nigdy nie odbuduje się zjazdach.

 


Bardzo trudne pytanie, głęboko w istotę sensu jazdy na rowerze :)
Na pewno więcej km można przejechać po płaskim, podjazdy bardzo męczą, na zjazdach nie nadrobisz. Często trzeba sporo hamować. Na oko, dla mnie, przeciętnego górala, płaska dwusetka jest porównywalna do setki z 2-3 tys m przewyżeń (czyli dużo). Wszystko zależy ile chcesz nadrobić. Ale:
1) Jeśli nie chcesz podjeżdżać, to przez Alpy w wielu miejscach można się przebić jadąc dolinami i minimum przełęczy. Są też tunele przez które można przejechać pociągiem, np. Taurentunnel
2) Dzień z jednym dużym podjazdem jest dużo mniej męczący niż dzień pełen małych, stromy pagórków, jak bywa na pogórzu.
3) Jazda po górach jest dużo przyjemniejsza niż po płaskim. Widoki, zjazdy, satysfakcja.

Offline Mężczyzna sinuche

  • Wiadomości: 2808
  • Miasto: Beskid
  • Na forum od: 17.04.2009
2) Dzień z jednym dużym podjazdem jest dużo mniej męczący niż dzień pełen małych, stromy pagórków, jak bywa na pogórzu.
Też tak uważam.
Lepiej zrobić jeden duży podjazd, załóżmy pół dnia, ale drugie pół się zjeżdża.
Poza tym długie podjazdy nie są wbrew pozorm tak męczące, wpada się w rytm, jedzie sie wolno ale nie ma szarpanego tempa jak na pagórkach.

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19866
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Z reguły tak jest, ale nie zawsze. Wiele zależy od klasy podjazdu, są takie jednocześnie bardzo długie i bardzo ciężkie. Do tego kwestia pogody - na wysokich przełęczach wyjeżdża się ponad granicę lasu i jak jest ciepło to nie ma ani kawałka cienia, a są i podjazdy, na których lasów nawet i niżej jest mało i słońce pali do żywego (np. Izoard czy Ventoux).

Offline Mężczyzna Daniel

  • turysta licznikowy
  • Wiadomości: 2776
  • Miasto: Augsburg
  • Na forum od: 16.03.2009
Tylko po co jechać przez Alpy i omijać przełęcze :)
Wracam do jeżdżenia.

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum