Ankieta

Wariant startu:

Trasa łatwa od startu prosto do Szklarskiej Poręby: https://ridewithgps.com/routes/41885118
31 (72.1%)
Trasa bardzo trudna przez Katorgę i zboczami Stogu Izerskiego: https://ridewithgps.com/routes/41885301
12 (27.9%)

Głosów w sumie: 43

Głosowanie skończone: 29 Kwi 2023, 14:27

Autor Wątek: MRDP Góry 2023  (Przeczytany 29117 razy)

Offline Mężczyzna sombra

  • Lubię ciszę... więc kręcę głównie nocą.
  • Wiadomości: 356
  • Miasto: Skierniewice
  • Na forum od: 04.11.2016
    • blog
Odp: MRDP Góry 2023
« 30 Sie 2023, 17:09 »


Ten zjazd do Ustrzyk G cały był w dziurach. Trza będzie rozebrać i sprawdzić. Może tylko szprycha poszła i nie wyrwała mocowania. Dziwny to jest system.
Strava jeszcze nie przyjęła pliku. Na garminie już jest.

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3722
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Odp: MRDP Góry 2023
« 30 Sie 2023, 17:16 »
Ta rama pęka, czy mi się tylko wydaje?
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna sombra

  • Lubię ciszę... więc kręcę głównie nocą.
  • Wiadomości: 356
  • Miasto: Skierniewice
  • Na forum od: 04.11.2016
    • blog
Odp: MRDP Góry 2023
« 30 Sie 2023, 17:17 »
To tylko brudek. Wbrew opinii to był maraton szosowy ;)

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19617
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Odp: MRDP Góry 2023
« 30 Sie 2023, 20:40 »
Nie wiem czy był kiedykolwiek maraton ultra z sumami opadów na trasie powyżej 100 mm. Pamiętam, że kiedyś było MPP z opadami rzędu 50-60 mm, co ludzie żartowali z okna pogodowego, ale żarty się skończyły w środku Polski :P Jeśli nie było, to ten jest pierwszy. Osoby, które dojadą na metę po 7 rano będą miały za sobą aż trzy mezoskalowe układy konwekcyjne

Tylko to wszystko zależy, gdzie kto jechał. Bo ludzie z przodu jadący na circa 72h poza ulewą pierwszej nocy mieli dobrą pogodę, tutaj opinia Krzyśka Kałużnego:
Cytuj
Ogólnie pogoda była przepiękna, bardzo ciepłe noce, jedyne co zapamiętam to 4 godzinną nocną  jazdę w ulewie

Dlatego to sumarycznie nie było to co wspomniane MPP, gdzie do potężnych opadów doszły niskie temperatury, bo to dopiero połączenie deszczu z temperaturą jest zabójcze. Tutaj przy dużych opadach było jednak ciepło, dlatego ludzie byli w stanie jechać nocami w tym deszczu, podczas gdy na wspomnianym MPP to drugiej nocy to 2-3 osoby ledwie zaryzykowały jazdę.

Offline Mężczyzna bartekk

  • Wiadomości: 93
  • Miasto: Wieleń
  • Na forum od: 22.02.2019
Odp: MRDP Góry 2023
« 31 Sie 2023, 05:57 »
U mnie wyszło tak, że pierwszą burzę przeczekałem kawałek za Kudową. Nie żałuję tej "niejazdy", przy piorunach wolę dmuchać na zimne. Faktycznie szło szybko, więc po nieco ponad 2h ruszyłem dalej.

Zgodnie z tym co napisał podjazdy (szacun za wiedzę) faktycznie najlepiej było dojechać na metę do wtorku do 20:00 i udało mi się to. Motywacja w postaci nadciągającej burzy była spora, choć niejedyna.

Dla mnie ciekawy był przypadek całkiem solidnej ulewy która dorwała mnie przy podjeździe od Zawoji, całkowiciej niewidocznej na radarach opadowych (przynajmniej na tym IMGW).

Faktycznie noce były ciepłe, ale z poniedziałku na wtorek trafiłem na mgłę w której naprawdę ciężko było jechać. Człek zbierał tyle wilgoci sobą, że ciuchy były i tak mokre. W efekcie trudno było mi uwierzyć we wskazania temperatury z Garmina (16 stopni), bo wydawało się zdecydowanie chłodniej (ale zmęczenie i niedobór snu też mają na to wpływ).

Skoro już piszę, to dodam, że uważam start za udany jak na swoje skromne możliwości. Szacowałem pokonanie trasy w 80h i pomyliłem się "aż" o 1 minutę. Pochodzę z nizin i tam też jeżdżę, dlatego taki wynik uważam za bardzo dobry.

Offline Mężczyzna czerkaw

  • We are infinite
  • Wiadomości: 1137
  • Miasto: Marianowo
  • Na forum od: 25.02.2013
    • Awesome Nomad
Odp: MRDP Góry 2023
« 31 Sie 2023, 11:18 »
Wizyta u ortopedy była - nadwyrężenie i 3 tygodnie bez swirowania jak to ujął doktorek. Także dobrze, że nie pojechałem dalej :)

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3722
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Odp: MRDP Góry 2023
« 31 Sie 2023, 11:39 »
Jeśli chodzi o odczucie zimna itp. to przypuszczalnie jedna z edycji Race Through Poland została zapamiętana najbardziej, bo może sumy opadów nie były nadzwyczaj wysokie, ale ich stan skupienia zaskoczył niejednego kolarza  ;D
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna walsodar

  • Wiadomości: 152
  • Miasto: Łańcut/Ząbki
  • Na forum od: 11.03.2013
Odp: MRDP Góry 2023
« 31 Sie 2023, 13:11 »
Dla mnie ciekawy był przypadek całkiem solidnej ulewy która dorwała mnie przy podjeździe od Zawoji, całkowiciej niewidocznej na radarach opadowych (przynajmniej na tym IMGW).

W tym miejscu występuje orograficzny efekt tłumienia wiązki radarowej z "krakowskiego" radaru w Brzuchani. Miałeś to szczęście, że trafiłeś na taką sytuację  :D

Offline Mężczyzna wiki

  • Nie spać! Jechać!
  • Wiadomości: 1649
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 28.01.2016
    • ekstremalna strona rowerowa
Odp: MRDP Góry 2023
« 31 Sie 2023, 20:36 »
Trochę  zdjęć z mety MRDPG

https://photos.app.goo.gl/EAfNVySa3vXBvXDx7
rowerem na księżyc (100 %);  [wsie woj. łódzkiego - 43%]

Offline PABLO

  • Wiadomości: 3657
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 25.03.2011
    • http://www.klub-karpacki.org
Odp: MRDP Góry 2023
« 3 Wrz 2023, 19:53 »
Idzie masowa ofensywa burzowa znad Rumunii (...)

Ta burza ściągnęła mnie spod Omula. Podjechałem sobie już na ponad 2300 i musiałem szybko spieprzać na dół ...

Offline Mężczyzna Chrabu

  • Wiadomości: 75
  • Miasto: Serock
  • Na forum od: 13.09.2017
Odp: MRDP Góry 2023
« 6 Wrz 2023, 21:51 »
Przesyłam link do mojej relacji w pdf:
https://drive.google.com/file/d/1LKrX02JxseWmsibRL7KSrD_fmhhvtP4_/view?fbclid=IwAR0RMF5DZj_eT9hnBXQMgpwDdS-34Vh2uumqBCBuisx25yfaEwN8NNiWQS8

Uprzedzam, że nigdy orłem z naszego ojczystego języka nie byłem, więc czytacie na własną odpowiedzialność  ;)

Offline Mężczyzna walsodar

  • Wiadomości: 152
  • Miasto: Łańcut/Ząbki
  • Na forum od: 11.03.2013
Odp: MRDP Góry 2023
« 16 Wrz 2023, 10:51 »
To dorzucam i moją relację - w formie wideło. Jest długo, ale sam maraton do krótkich nie należy  ;)
Jeszcze dodam tylko, że wg stacji pomiarowych IMGW wtedy w Zakopanem przed północą było 25.1°C - cieplej było tylko w Iwoniczu, pół stopnia więcej.

Dobra, zapraszam do obejrzenia:


Offline Mężczyzna łatośłętka

  • Skup i ubój. Rozbiór.
  • Wiadomości: 8663
  • Miasto: nie, wioska
  • Na forum od: 21.03.2013
Odp: MRDP Góry 2023
« 16 Wrz 2023, 19:30 »
Już w czwartej minucie pomyślało misie:

"bardzo ciekawy, zajmujący, fajny obraz z głębią"
(informacja do domowników - "nie przeszkadzać!")

- b. dziękuję!
tutaj jestem łatoś, odtąd łętka ... łatośłętka!

Offline Mężczyzna jedrucha

  • Wiadomości: 130
  • Miasto: Łomianki
  • Na forum od: 02.09.2021
Odp: MRDP Góry 2023
« 17 Wrz 2023, 07:59 »
Dzięki Radku za świetną relację – bardzo ciekawie prowadzona narracja i super montaż. Podziwiam, że tak w trakcie jazdy dajesz radę filmować, robiąc przy tym świetny wynik. Chapeau bas!

Chrabu, Twoją relację też z przyjemnością przeczytałem, dzięki!

Ja też wrzucam swoją, bo to chyba ostatni moment na spisanie relacji z tegorocznego MRDPG – wspomnienia zaczynają się już powoli nieco zacierać w pamięci oraz mieszać ze wspomnieniami z zakończonego niedawno MPP (który wszak również domaga się rychłej relacji). A było tak…

Po nadzwyczaj męczącej i wydłużonej do granic możliwości podróży pod auspicjami PKP (pociąg relacji Warszawa-Wrocław notuje trzycyfrowe opóźnienie), gdy w końcu docieram do stacji Rębiszów, pokonanie tych kilkunastu kilometrów do Świeradowa Zdroju jawi się czystą przyjemnością. Ów kawałek jazdy, który pokonuję wraz z towarzyszami całej tej podróży – Kubą Jeznachem i Marcinem Zielkowskim – w bardzo ciepłą, cichą, rozsianą gwiazdami i blaskiem księżyca noc jest dla mnie przedsmakiem tego, co zacznie się jutro. Zaczynam już marzyć o starcie i samotnej jeździe. W Świeradowie zaliczam jeszcze oficjalną biesiadę przedstartową i lecę na miejsce noclegu. Sen w wieloosobowej sali do szałowych może i nie należy, ale dramatu nie ma. Tak czy siak spodziewam się, że najpóźniej drugiej nocy będę musiał zaordynować sobie jakąś drzemkę, bo cały tydzień poprzedzający wyścig spałem nader licho. Ale zobaczymy jak to będzie.

Startuję w ostatniej grupie, o godzinie 12:30. Mam plan. Aby na metę dotrzeć przed upływem 60h. Na początek idzie podjazd Drogą Sudecką na Zakręt Śmierci. Trochę się tu tasujemy, ale po pewnym czasie wyraźnie odjeżdżać zaczynają Paweł Sojecki, Kurier, Przemek Kijak i Witek Kania. Ja staram się jechać swoim tempem, choć jak zwykle mam z tym pewne trudności dopóki adrenalina startowa krąży w żyłach. Udaje mi się to dopiero wówczas, gdy tracę ich definitywnie z oczu. Na tym początkowym etapie co rusz mijam zawodników z wcześniejszych grup startowych – zarówno z kategorii Open, jak i Solo. Chyba gdzieś w Piechowicach na pełnej prędkości mijam Witka Kanię, który rozwija na poboczu charakterystyczną, ognistopomarańczową wstęgę dętki Tubolito. Pech! Ze znajomych mi osób przed Lubawką wyprzedam jeszcze Radka Wierzbińskiego, który jedzie w charakterystycznej, stylowej koszulce z leśnymi motywami. Po niespełna 110 km, w Głuszycy zatrzymuję się na krótką przerwę pod sklepem celem uzupełnienia wody. Spotykam tu Kuriera, Roberta Woźniaka i Lecha Flaczyńskiego. Bez zbędnej zwłoki ruszam jednak dalej. Za Kudową-Zdrojem jest fragment nieprzyjemnej krajówki nr 8, na której kilka razy kierowcy, pomimo tego iż mają dodatkowy pas podjazdowy mijają mnie niemal na gazetę. Co zrobić… Na tym odcinku zatrzymuję się przy strumieniu, aby napełnić bidony. Powoli zapada zmrok. Gdy docieram na przełęcz przez Zieleńcem postawiam się ubrać przed nocą. Gdy kończę zakładać rękawki i nogawki dojeżdża do mnie Radek Wierzbiński. Drogę do Międzylesia jadąc względnie blisko siebie – gdy się od czasu do czasu oglądam gdzieś tam majaczy jego lampka. Na tym odcinku niebo zaczynają też niepokojąco rozświetlać błyskawice. Nie słychać jednak grzmotów, więc mam nadzieję, że to tylko wyładowania w obrębie chmur. A jednak gdy dojeżdżam do Międzylesia zaczyna padać i grzmieć. Zatrzymuję się przy rzutem na taśmę otwartym jeszcze sklepie Dino, gdzie robię szybkie zakupy i zakładam kurtkę przeciwdeszczową i ochraniacze na buty. Gdy ruszam pada już całkiem solidnie, a kilka chwil później już właściwie regularnie leje. Dodatkowo zaczyna się wyjątkowo piękna burza – błyskawice rozświetlają niebo nierzadko na kilka sekund, co sprawia że w tych momentach jest widno jak w dzień. Najbardziej spektakularne są te o horyzontalnym przebiegu. Magia! Cały czas jest jednak dość ciepło, więc najbardziej uciążliwe w tym całym załamaniu pogody jest dla mnie parowanie okularów na podjazdach. Padać przestaje gdzieś w środku nocy, gdy jestem w okolicy Złotego Stoku. W tych okolicach dogania mnie Witek Kania, który – jak się okazało – oprócz przebitej dętki miał też inne problemy mechaniczne (ale nie pamiętam już jakie). Następny przystanek zaplanowany mam w Głuchołazach, na stacji Lotos do której muszę kilkaset metrów zjechać z oficjalnej trasy. Niestety okazuje się, że stacja ta, mimo iż całodobowa, ma tylko okienko, a więc nie da się wejść do środka. Jadę więc kolejne kilkaset metrów dalej, gdzie zatrzymuję się w normalnie otwartym Orlenie. Żaby jednak nie było za dobrze, to okazuje się, że nie da się kupić tutaj żadnego ciepłego jedzenia. Nic to, jest przynajmniej ciepła kawa. Zakładam suche ciuchy i odpalam nawet forum, gdzie zasięgam informacji na temat prognoz na dalszą część wyścigu (dzięki podjazdy!) i piszę krótki meldunek z trasy :) Dalsza część tej względnie płaskiej trasy transferowej pomiędzy Sudetami a Karpatami mija mi dość topornie – mimo iż nie morzy mnie sen, to jedzie mi się tak jakoś tępo i monotonnie. Staram się zabić nudę rozpoznając detale zapamiętane z majowego RTP na wspólnych fragmentach trasy. Gdy bladym świtem dojeżdżam do Kietrza, postanawiam skorzystać z Toi-Toia postawionego przy jakiejś budowie. Z kolei w Godowie mijam zabudowanie z banerem kibicowskim Pawła Pieczki (w pociągu w drodze na MPP Paweł powiedział, że był on zawieszony na płocie jego rodzinnego domu). Gdzieś tam mijam też Marcina Kabałę, który zrobił sobie przerwę na przystanku. Gdy w końcu dojeżdżam do Cieszyna z entuzjazmem zajeżdżam do McDonaldsa – o tej porze serwują tam wprawdzie menu śniadaniowe, ale jest to pierwszy ciepły posiłek od startu, więc nie marudzę. Dłuższą przerwę wykorzystuję na zdjęcie ciepłych ciuchów i profilaktyczne nasmarowanie napędu. Zaraz po wyjeździe z McD, jeszcze w Cieszynie spotykam leciwego kolarza, który krąży po okolicy aby spotykać uczestników MRDPG. Bardzo zacnie! Rozmawiamy chwilę, aczkolwiek trąbienie kierowców zniechęca do jazdy obok siebie i nadmiernej konwersacji. I tak oto wjeżdżam w Karpaty. Na podjeździe na przeł. Kubalonka, który idzie mi jakoś ciężko, mija mnie z powrotem Marcin Kabała. Doganiam go z powrotem kilkanaście kilometrów dalej, na zjeździe pomiędzy Jaworzynką a Lalikami – trzeba się tam co rusz zatrzymywać, by forsować przeszkody w postaci powalonych ubiegłej nocy drzew. Chwilę rozmawiamy – okazuje się, że Marcinowi pękła przednia przerzutka, przez co ma do dyspozycji tylko jeden blat z przodu. Niefajnie, bo jeszcze kawał do mety, a i napęd praktycznie cały do wymiany będzie. Po krótkiej rozmowie pomykam dalej. Z tego fragmentu przejazdu przez Beskid Śląski i Żywiecki w pamięci utrwaliło mi się niewiele: że było gorąco, że odparzył mi się tyłek i że spotkałem Przemka Szlagora (rekordzistę trasy MRDPG), który wyszedł pojeździć i pokibicować zawodnikom. I jeszcze że na Orlenie w Jeleśni była awaria terminala i nie można było płacić kartą (a ja, gamoń zapomniałem wziąć gotówki). Trochę odżyłem dopiero na podjeździe pod przeł. Krowiarki, a zjazd z tejże postanowiłem nawet sobie nieco pocelebrować, nie pedałując przez kilka km aż do samej Zubrzycy Górnej. Gdy dojeżdżam na Orlen w Zakopanem jest już mocno szaro. Niby jest ciepło, ale postanawiam się ubrać na noc. Decyzja ta okazała się jednak błędna, gdyż zarówno podczas przejazdu przez miasto, jak i później podczas podjazdu na Głodówkę – mimo wieczornej pory i znacznej wysokości n.p.m. – zalewa mnie fala gorąca. Rozpinam wszystkie warstwy do gołej klaty, ale to poprawia sytuację termiczną tylko nieznacznie. Sytuacja normuje się dopiero podczas zjazdu do Bukowiny Tatrzańskiej. W Łapszach Wyżnych, ok. godz, 23:00 w końcu dopada mnie senność. Postanawiam od razu znaleźć przystanek i położyć się na 20 min. Jak tylko umościłem się na ławce i zamknąłem oczy, słyszę przybierające na intensywności ożywione głosy lokalnej młodzieży. Leżę jeszcze kilka minut, próbując ustalić czy to jawa, czy sen. Niestety jednak jawa… Cóż, ze snu nici, ale przynajmniej po senności nie ma śladu i mogę jechać dalej w noc. A jest ona w Pieninach nadzwyczaj malownicza – rozgwieżdżone niebo nade mną, połyskująca światłami domostw tafla Jeziora Czorsztyńskiego pode mną, pokryte świerkami stożki gór wokół mnie, a przede mną wstęga szosy. Za to m.in. kocham jazdę długodystansową. Przy zjeździe z powrotem do doliny Dunajca przed Krościenkiem otula mnie chłodny kożuch mgły, dlatego też w Zabrzeży postanawiam nadłożyć nieco drogi i zjechać do Orlenu, by się rozgrzać kawą i zapiekanką. Po powrocie na właściwy ślad i przekroczeniu Dunajca zaczyna mi się bardzo ciężko jechać. A to dlatego, że zacząłem właśnie najtrudniejszy podjazd na całej trasie – ok. 2 km z nachyleniem rzadko schodzącym poniżej 15%. Trochę sobie później plułem w brodę, że nie zrobiłem go z buta, bowiem od tego czasu zaczynam czuć dość mocny ból w kolanie, który towarzyszył mi będzie do mety (i jeszcze kilka dni po wyścigu). Gdy po raz trzeci zjeżdżam do doliny Dunajca, w miejscowości Gaboń następuje drugi atak senności. Rozkładam się na pierwszym napotkanym przystanku, nastawiam budzik na 25 min i jak tylko zamykam oczy… Nie do wiary! Sytuacja się powtarza. Z piskiem opon zajeżdża samochód, z którego wysiada grupka młodych ludzi i prowadzi ożywioną konwersację. O 3:00 w nocy? Co za pech. Znowu leżę parę minut z nadzieją, że albo jest to koszmar senny, albo intruzi odjadą, ale nic z tego. Zawijam się i jadę dalej. Snu nadal nie uświadczyłem, a straciłem kolejne minuty. Przez chwilę jednak mogę jechać dalej, bo znużenie znowu uleciało. Nie na długo jednak, bo za Piwniczną-Zdrojem znowu dopada mnie straszna zamułka. Tym razem znajduję przystanek oddalony od jakichkolwiek domostw i od razu zapadam w sen. Niestety zapomniałem nastawić budzika i budzę się o świcie, po ok. godzinie. Trochę długo, ale przynajmniej udało się w końcu pospać. Może zaprocentuje to w pozostałej części trasy, kto wie… Za Muszyną wjeżdżam w coś plasującego się pomiędzy mokrą mgłą, a mżawką, co po chwili przeradza się w regularną już mżawkę, dość szybko przemaczającą ciuchy i buty. Tego nawet podjazdy nie przewidział! - miało być pięknie do końca. Ale nie łamię się tym zbytnio, bowiem bardzo dobrze mi się teraz jedzie. W Smerekowcu kupuję sobie na śniadanie jakieś wytrwane wypieki i rozmawiam chwilę przed sklepem z jakąś bardzo sympatyczną panią. Śniadanie zjadam już w ruchu, na rowerze. Kilometry połykam szybko, dopóki nie dojeżdżam do rozebranego mostu przed Nowym Żmigrodem. Tam trochę zwątpiłem, bo nie ma żadnej kładki dla pieszych, a znak informuje wręcz o zakazie jakiegokolwiek ruchu i wstępu do budowę. Dzwonię kontrolnie do Daniela, czy aby na pewno mam aktualny ślad w Garminie, Daniel potwierdza, więc podpytuję ludzi pracujących na budowie, czy jechali tędy przede mną już jacyś kolarze. Po potwierdzeniu, zabieram się z forsowanie rzeczki, której brzegi w wyniku budowy pokryły się bardzo grząskim błotem. Po przejściu na drugą stronę muszę oczyścić buty, ponieważ tak się zapchały, że nie bloki nie chcą się wpiąć w pedały. Zaraz potem oddzwania do mnie Daniel z informacją, żebym doładował tracker, ponieważ jego bateria jest już na wyczerpaniu. Podłączam go więc do powerbanka, ale niestety okazuje się, że ten jest pusty – coś tam chyba zamokło i wydrenowało cały zapas energii. Aj, tracker to jedno, ale gorzej, że Garmin nie wytrzyma raczej do mety. Planowałem jeszcze tylko jeden przystanek w Cisnej na szybkie uzupełnienie płynów, ale w ostateczności – jeśli nie uda mi się dostać w sklepie nowego powerbanka - będę musiał się zatrzymać w jakiejś jadłodajni i podładować elektronikę. Od podjazdu na przeł. Hałbowską między Kątami a Krempną odpuszcza nawet deszcz, a wraz z wjazdem na drogę nr 19 jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki robi się nagle tęgi upał. Za Komańczą konstatuję, że może być ciężko dojechać do Cisnej z tym znikomym zapasem wody, który mi został. Zatrzymuje się więc przy jakimś cieku wodnym poza wsią i próbuję napełnić bidon – coś tam ciurka, ale ujęcie jest na tyle małe, że wraz z wodą zaczerpuję też sporo mułu, który jeszcze będzie mi zgrzytał w zębach przez kilka godzin. W Cisnej ku mojeje wielkiej radości udaje mi się dostać powerbank. Hurra! Nie będę musiał zaliczać wymuszonej przerwy na ładowanie. Kupuję również Kofolę i parówki (jedyna strawa, która rokuje spożycie z jako takim apetytem). Tutaj również odpuszcza nieco upał i temperatura robi do jazdy robi się całkiem przyjemna, a podczas zjazdu z przeł. Wyżniańskiej do Ustrzyk Grn. jest mi wręcz za zimno. Za to ból w kolanie - wcześniej ćmiący zaledwie - daje znać o sobie coraz mocniej, stając się momentami nieznośny, zwłaszcza na mocniejszych podjazdach. Pedałuję wówczas głównie lewą nogą. Gdzieś między Ustrzykami Grn. a Lutowiskami zatrzymuję się, aby się przebrać i ostatni raz napełnić bidon w strumyczku. To drugie się jednak nie udaje – wody nie ma tyle, by zaczerpnąć do bidonu. Trudno, zatrzymam się jeszcze na chwilę w sklepie w Czarnej. Robi się powoli ciemno., ale cały czas jest bardzo ciepło. Dopiero w Ustrzykach Dolnych zaczynam czuć na twarzy przyjemny chłodek. Pamiętam, że między Ustrzykami a Krościenkiem jest taki fragment, w którym mam zasze złudzenie optyczne: wydaje mi się, że jadę pod górę, ale okazuje się to być delikatnym zjazdem. Nie inaczej jest i tym razem. A to tajemnica… Podczas podjazdu do Arłamowa, gdy na chwilę zatrzymuję się na by wymienić ogniwo w lampce zatrzymuje się przy mnie wóz straży granicznej, a panowie ze środka pytają co ja tutaj robię. Grzecznie odpowiadam, panowie odjeżdżają, a mi echem w głowie odbijają się słowa piosneki: „Co Ty tutaj robisz?” Zjazd z Arłamowa do Makowej spowity jest gęstą mgłą, więc pokonuję go dość asekuracyjnie, jak zresztą wszystkie pozostałe do mety zjazdy. Na mecie melduję się kilkanaście minut przed północą z czasem 59:17. Udało się zgodnie z planem, fajnie!

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3722
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Odp: MRDP Góry 2023
« 18 Wrz 2023, 19:37 »
Widzę, że mezoskalowy układ konwekcyjny zrobił duże wrażenie :D Dobrze, że obyło się bez większych utrudnień, bo po stronie czeskiej były wiatrołomy, nieprzejezdne drogi i zalane całe osiedla.

14:30 na filmiku to klasyka gatunku z wypadków śmiertelnych. Miałeś walsodar dużo szczęścia podczas tego manewru. Rodzina by się składała na rentę i klepanie samochodu. 
Cytuj
O kurde zeszło tam
i jeb! w lewo bez kierunku przed samochodem rozpędzającym się z tyłu
« Ostatnia zmiana: 18 Wrz 2023, 21:36 podjazdy »
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum