Panie... wzruszenie porównywalne z aktem otrzymania listu pisanego od Wojciecha N.
Buty ze skarpetkami oddzielone zostały od stóp gołych. Taka Panie historia.
Z tytułu wzruszenia na okoliczność znalezionego fantu, w mojej okoliczności nic nie przebije puszki po paprykarzu szczecińskim, na którą natknąłem się na piargach pod Nanga Parbat. Pieprzu dodaje fakt, że miało to miejsce w połowie lat 80-tych ubiegłego wieku.
Celem pełniejszego przedstawienia się, jestem obecnie Starym Prykiem. Na uroczystej akademii w przedszkolu moja wnuczka Marysia (Ma-rysie pozdrawiam!:) ) w pięknym wierszu, recytowanym dla mnie, zrobiła ze mnie... poetę.
Ja nic nie poradzę na to,
że mojego taty tato,
zamiast ślęczeć nad gazetą,
lubi dla mnie byc poetą!
Marysia od dwoch dni - lat pięć.
Jej młodszy, 3,5 letni brat, zapytany przez mamę, czy nauczył się już też wierszyka dla babci i dziadka, odpowiedział:
- Nie! Mam to w dupie!
Tak, że wszystko jest ok.
Odkąd zostałem dziadkiem poraz pierwszy udało mi się jeszcze rzutem na taśmę zorganizować dwa wyścigi w odległym kraju, otoczonym wysokimi górami:
...by potem zapaść w nicość.
Jednakże w 2021-szym roku dokonałem kluczowych zakupów. Pierwszy zakup, to rower... Nic w tym dziwnego, bo rowery to ja kupuję jak normalni ludzie gacie lub skarpety. Ten był jednak szczególny.
Pierwszy taki, który nie był starszy od mojego syna. Kross Level B7... Szczerze pisząc do dzisiaj nie wiem, co mi odbiło. Oczywiście nie na tyle, by kupić nowy. Namówił mnie na niego mój serdeczny, młodszy o 20 lat kolega, który miał już szczerze dość wycieczek ze mną, bo ponieważ nie odpowiadało mu za bardzo prowadząc swój - obok mnie jadącego, rower.
Drugi, to zakup z innej bajki...
To proszę Ciebie Wojtku i Ciebie Ma-rysiu... Jelcz ogórek z przyczepą P-01. To realizacja długo realizowanego marzenia. Równo 50 lat od wydarzenia głównego:
Ponieważ to forum rowerowe, nie będę dalej rozwijał tematu, bo to długa historia:)
Tymczasem powróciłem, bo kolejne ponieważ: państwo tu poważnie jeździcie dalej. jak byście mieli w dupie problemy świata teraźniejszego. To bardzo inspirujące.
Właśnie wróciłem z Gruzji, gdzie poleciałem wykąpać się w M Czarnym. No więc wracam i czytam jak tu towarzystwo po tej Gruzji na rowerach śmiga. Szacuneczek dla Wilka i jego Kolegi ale z nich przykładu nie biorę, bo to abstrakcyjny dla mnie poziom jazdy. Poczytałem jeszcze kilka relacji (Gruzja, Armenia, Turcja) i tak mi Azerbejdżanu zabrakło:)
No więc do celu... Coś mnie znowu ciągnie, by dosiąść rumaka (raczej nie tego krossa mojego) i znowu w trybie lat 80tych, coś zmajstrować w bliskowschodnim klimacie.
Jestem umówiony z szeryfem serwisu rowerowego w Słonimie (miasto w BLR), który obiecał mi za grosze wyremontować w kilka godzin jednego z wybranych przeze mnie na podróż - posowieckich gigantów. Bo ten serwis jest na rynku w owym mieście. W sensie budka z wszelkimi fantami do tego typu rowerów. Gościu ma wszystko a dla mnie ekstra jeszcze cena na pół owych fantów.
Do tego ma poważną wiedzę w temacie pochodzenia fantów i ich jakości. Zasadniczo potrzebuję tylko ramę i koła. Zapewne nie musze dodawać, że wyjdzie to po maksymalnej taniości.
Mam do tej akcji dwóch faworytów. Ukrainę, którą śmigałem po Korytarzu Wachańskim i MWW3 - akurat białoruski klimat. Jeżeli Łukaszenka utrzyma wjazd za frajer, to na wiosnę wchodzę w temat.
To tyle z przedstawiania się:)
P.S.
Szkolenie zmiennika w toku.