Witamy,
Gość
.
Zaloguj się
lub
zarejestruj
.Czy dotarł do Ciebie
email aktywacyjny?
21 Gru 2024, 20:00
Strona główna
Tagi
Zaloguj się
Rejestracja
Forum :: podrozerowerowe.info :: wyprawy, trasy, sprzęt
»
Wyprawy i wycieczki rowerowe
»
Wycieczki
»
Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
Strony:
<< Poprzednia
1
...
4
5
6
7
[
8
]
9
10
11
12
...
25
Następna >>
Do dołu
Drukuj
Autor
Wątek: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL. (Przeczytany 38867 razy)
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
8 Maj 2023, 20:02 »
Gaz zniewala planetą w tracie gotowania.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
8 Maj 2023, 21:09 »
Dzień drugi - romans z Wieprzą.
Noc była chłodna. Nie więcej niż 3st. ale mnie było ciepło. Nawet kondensacja na niskim poziomie.
Na ponury ranek najlepsza jest... kąpiel. Szybko stawia mnie na nogi i pozbywam się kleszczy przy okazji o ile stałem się żywicielem.
W czasie między woda zagotowana, kawa zrobiona, wołam więc bobry...
...i czytamy.
Minęła jedna chwila i trzy momenty.
Podwórko zamiecione. Nie było mnie tutaj i ruszam przed siebie.
Przed siebie skończyło się tutaj wraz ze ścieżką.
Wracam na skraj pola.
Skręcam w bramę.
I wypycham się w kierunku czarnego szlaku.
Szlaki tu miejscami piaszczyste. Na węższej oponie byłoby więcej pchania.
Jak jest...?
Dębowo.
I tak sobie przy tych dębach przystaję.
Tak przystając dojeżdżam do...
...przystani kajakowej w Kawcze.
Witam się ze Studnicą i wracam z powrotem na czarny szlak.
Piaszczysto ale zjawiskowo.
Przejeżdżam jakiś meandrujący strumień i tnę przed siebie.
No bajecznie po prostu.
Od czasu do czasu autostradą.
By czas jakiś z piachem walczyć ale cały czas dębowo.
Cały czas.
Tu mnie widok nieco zaskoczył. Niezebrana kukurydza w środku lasu.
Dwa gospodarstwa. Drugie w ruinie. Przy nim zjeżdżam na polanę z widokiem na Studnicę.
Ziemniaków kilka biorę na ognisko.
Nieuchronnie zbliżam się do polecanego biwaku przez Mapera.
Po lewej mijam bagna z rozlewiskami i...
Jestem.
Nie ma co prawda pomostu widocznego na zdjęciu kolegi ale poza tym wszystko gra. Grill, miejsce na ognisko, wiaty, ławki, płaaskie pole do rozbicia się w cieniu drzew.
Gdyby nie samo południe, gdybym miał prowiant, to nie wahałbym się i tu został na noc.
Cdn.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
10 Maj 2023, 11:31 »
Są takie chwile, że trzeba zjechać na asfalt.
Zaraz potem..
...przystanek przy elektrowni wodnej i dalej lewym brzegiem.
W czarny szlak z powrotem. I dalej już na dębowo do zbiegu Studnicy i Wpieprzy.
Nie wspomniałem ale pogoda jest do dupy. Był moment, kiedy niebo puściło kilka kropel jak senior tracący kontrolę nad zwieraczami. Jako senior, nie robię z tego afery. Dzwoni akurat Strażnik Domowy i tradycyjnie pyta: czy żyję? Kiedy wyrażam wątpliwość eter przekazuje sugestię:
- Możesz sobie jeszcze spokojnie pobyć do jutra.
No więc będę pobywał. Między dębami.
Właśnie!
Muszę wnuczce zadać wierszyk:
Ząb zupa zębowa,
dąb zupa dębowa!
Wypowiedziany w jak najszybszym tempie.
A`propos mojej Marysi.
Tydzień przed wyjazdem wkurzony dziadek dokonał z babcią (Strażnikiem Domowym) ekspresowej nauki jazdy rowerem panienki Marysi (lat 5) i gagatka Kacperka lat 3,5.
- Marysiu, pytam: tata z mamą uczą jazdy rowerkiem?
Mama odkręciła kółka (podporowe), melduje Marysia.
- No i...?
No i nic!
To była krótka wymiana zdań przez telefon.
Tata zatem dostał surowy prikaz dostarczenia zaplecza rowerowego wraz wnukami. Koniec tej zabawy!
Z początkiem majowego weekendu wystarczyły dwa dni, by Marysia śmigała solo jak się patrzy a Kacper w końcu nauczył się kręcić pedałami do przodu!
Teraz Marysię czeka kolejny etap. Wczoraj wypadł jej pierwszy mleczak więc spotka ją niebywała niespodzianka.
Przed romansem z "mokrymi paniami" dziadek "wszedł w internet" i wciągu dwóch dni dokonał wyboru. Padło na meridę matts junior 24.
W czwartek przed rozpoczęciem wycieczki wybrałem się rowerowo do Pierwoszyna, gdzie dokonałem przeglądu i zakupu rzeczonej. Tata tylko otrzymał zadanie - odbioru sprzętu autem.
W moim bezpośrednim (wyprawowym) otoczeniu spadła na mnie zawoalułowana delikatnie fala krytyki. Zwłaszcza środowiska rowerowego. Koronny argument: taki rower, to się kupuje dziecku na komunię. W sensie krytyki wzrostu i wieku w konfrontacji z zakupem.
Rozumiem "moje otoczenie", bo jego zdaniem ja nie przykładam za bardzo wagi do pewnych rzeczy.
Otóż w tym konkretnym przypadku - tak nie było. Najpierw sprawdziłem sobie wielkość meridy, której "konstrukcja" oparta jest o ramę 11 calową. Większość rowerów z kołami 24 cale jest na ramie min. 13. I w tym przypadku f-cznie, rower mógłby być zbyt duży ale... Nawet gdyby nie było tych z mniejszą ramą i tak bym ten "większy" (niekoniecznie meridę) kupił. Kupił tym bardziej, że zakup finansowała babcia z prababcią:)
Wg katalogu w "mojej" meridzie wysokość rury podsiodłowej wynosi 28cm. Tata Marysi (mój syn) dostał zadanie zmierzenia marysiowego kroku zgodnie zaleceniami. Wynik = 46cm.
Wzrost Marysi - 121cm. Ze wzoru Lemonda wysokość siodełka (liczona do górnego jego poziomu od osi suportu) = 40,6. W najniższym zaś jego położeniu na rowerze, mamy wynik - 37,0cm.
Zostawiając 1cm na obejmę szkiełka odblaskowego, pozostaje jeszcze 3cm zapasu (bez światełka - 4cm).
Obecnie siodełko ustawione jest na 39cm i pozostaje kwestia jego regulacji w osi przód/tył ale to już w obecności szczęśliwej (na bank) przyszłej posiadaczki.
Oczywiście w ramach paddzierżania rowerkowego razgawora pozostaje jak zwykle kwestia deklarowanego stanu przez byłego właściciela a jego rzeczywistym obrazem;)
Pani przez telefon zapewniała:
- rower jest w znakomitym stanie, po wymianie "przerzutek" (wymieniona przerzutka bez kasety) w bardzo dobrym serwisie w Rumi.
Na miejscu okazało się:
- schodzi powietrze w tylnym kole:)
- przerzutka f-cznie wyglądała na nową ale końcówka linki rozczapierzona i niezabezpieczona,
- linka złapana nie śrubą na imbus tylko jakąś kombinacją z nakrętką,
- sama przerzutka zaczęła chodzić sprawie, dopiero po regulacji dokonanej przeze mnie na miejscu.
Ale poza tym ogólny stan ok, no i kolor f-cznie ładny:)
Obecnie dętka załatana wczoraj łatką, śrubę wymienię przy okazji zaliczenia jakiegoś serwisu po drodze.
Muszę też przyznać, że strasznie sceptyczna Strażnik Domowy doczytała sama w necie, że małe dzieci mogą mieć problem z "mnogością przerzutek". W sensie ogarniania np. trzech z przodu i siedmiu z tyłu i tutaj się nawet z babcią zgodziłem.
Bo... tego dnia oglądałem dwie meridy. Pierwszą w Rumi, wersji czempion, która w specyfikacji ma trzy z przodu dodatkowo. Tak jednakowoż była po prostu zajechana, choć optycznie w niezłym stanie no i to, co zdecydowało dodatkowo, że dla kobiecego odbioru - jej kolor nie tak atrakcyjny jak tej drugiej. Druga zaś ma tylko jeden blat z przodu i jest z tego powodu po prostu prostsza w obsłudze.
Tyle eseju o rowerku:)
No... może jeszcze jedna uwaga. Najlepiej ewentualne niedostosowanie rzeczonego do wzrostu Marysi skomentował jeden kumpel (i ja się z tym zgadzam):
- A czy to dziecko nie rośnie?
A Marysia rośnie jak na drożdżach i po każdym deszczyku przybywa jej 1cm:)
Uwaga babci: przy za dużym rowerku, dziecko może się zniechęcić.
- Tak, odpowiedziałem. Jak twój syn, kiedy dostał za duży rower na komunię. Potem robiłaś aferę, że chciał z tym rowerem spać w łóżku - tak się "zniechęcił"
Tymczasem na wycieczce, kolejny przewodnik oferuje swoje usługi.
Tymczasem mój mózg dokonuje...
...fatalnego przeoczenia.
Otóż w tym miejscu powinienem się kierować już na wschód leśny, celem dotarcia do studnicoujścia a ja sobie w najlepsze uprawiam...
...Biesowiczki.
I tak własnie przejechałem jedno z kluczowych punktów tej wycieczki... No, ale nie ma tego, co by na dobre miało nie wyjść i ja tu jeszcze wrócę! Jeno z drugiej strony a plan już się knuje powoli.
Drugim tymczasem...
...mijam Kawkę, gdzie pierwszy raz rzucam okiem na Wieprzę.
Ale nie o niej jeszcze przez chwilę. O tym, co widzę po drodze a właściwie, co widzę po okolicy wielu leśnych dróg, które w ostatnich kilku m-cach dość sporo przejechałem. Nie robię afery z wycinek ale ulegam przeświadczeniu, że jakiś wzmożony ruch w temacie jest.
Oczywista mam świadomość (w opozycji do nieświadomych), że sporo tych lasów, które przemierzam, to w istocie lasy gospodarcze. Niektóre mijane kompleksy leśne są bardziej chronione i one zachowują swój niepowtarzalny charakter.
To znaczy tkwią w zatrzymanym kadrze naturalnego chaosu, który wymyka się powszechnemu porządkowi lasu gospodarczego. Wymykając się, tworzy harmonię, której w lesie gospodarczym nie doświadczysz.
Drewno jest jest jednym z najlepszych materiałów, jakie oferuje nam przyroda w fizycznym zagospodarowywaniu przestrzeni bytowej i osobiście nie kupuję narracji niektórych celebrytów, którzy siedząc na drewnianym tarasie swojego luksusowego domu pieją o ochronie klimatu i ratowaniu polskich lasów.
Ludzkość od jakiegoś czasu uporczywie walczy z klimatem, a jak się już tym zajmuje lewica, to skutek może być tylko jeden... Klimatu zabraknie;)
Ale jak romans, to...
...oczywista teraz z Wieprzą.
No, kobitka powiem wam naprawdę niczego sobie!
Co tu powiedzieć... Studnicy już nie mam w głowie.
Bo... ciągnie mnie już...
...do tej Wieprzy!
No ma coś w sobie! Woła mnie delikatnym szumem, kusi wdziękiem, meandruje...
...wabi i wciąga w...
...pułapkę.
Wyrywam się i gnam niespiesznie do Kępic.
Równie zauroczony dębostanem. Stają się dla mnie punktami charakterystycznymi.
Coś na kształt uroczysk czyli miejsc, które "przyciągają urokiem" stając się przy tym punktem orientującym w terenie.
Zastanawialiście się kiedyś, jak kiedyś orientowano się w terenie? Między innymi w ten sposób. Przed wiekami nie było tak precyzyjnego pomiaru czasu jak dzisiaj. Notabene stworzonego na potrzeby orientacji na... morzu. To próby okiełznania "długości geograficznej" determinowały rozwój "czasomierzy". O ile pomyłka w ocenie odległości na lądzie nie bywała tak rażąca w skutkach, o tyle na morzu wiązała się z konkretnym niebezpieczeństwem. Po postu rozbiciem w nocy o brzeg np. czy o rafy itp.
Jeżeli trasa moja zbiegła się ze szlakiem, to najczęściej jego oznaczenia lądowały na dębach.
Co i tak często przeoczałem lądując tam, gdzie nie chciałem ale źle na tym nie wychodziłem. Po prostu nadkładałem kilometrów i tyle. Gdyby to miało miejsce na asfalcie, byłbym rozczarowany.
Asfalt zobaczyłem ponownie w Kępicach ale zanim, to własnie beztrosko kluczyłem wokoło szlaku, ciągle go gubiąc:)
Przed Kępicami dobijam do...
...Wieprzy a to znaczy, że Kępice tuż tuż.
Tak więc znowu znalazłem się w owadzim markecie z niemałą nadzieją kontynuowania promocji w doborze witamin ale...
...tym razem promocja mnie przerosła.
Bo ponieważ objęła ona (promocja) kasztelany niepasteryzowane ale w liczbie dwunastu sztuk... Co robić...?!
No więc kupiłem witamin sztuk pięć, zostawiając jedno miejsce na witaminę w żabce. Tradycyjnie - celem doładowania baterii i kontemplacji towarzyszącej.
Nie powiem, docierając do Kępic na kawie tylko jako podstawowym paliwie poczułem głód. Dokupiłem więc w promocji dwa pęta znaczne kiełbasy głogowskiej. Nie wiem, czemu do Kępic na Pojezierzu Bytowskim, dotarła kiełbasa głogowska ale co tam... Dorzuciłem 200gram brzuszków łosiowych tak nędznych, że to one skradły szoł rzeczonej kiełbasie. Dorzuciłem dwa batony prince polo (to już była rozpusta). By nie dźwigać, brzuszki z batonami znikły w moim jestestwie ekspresowo pod sklepem.
Spakowany ruszyłem obejrzeć dworzec, szukajć po drodze jakiejś knajpy, w której chciałem sobie spokojnie przycupnąć i przy konsumpcji jakiejś witaminy prosto z kija doładować telefon ale ostatecznie wylądowałem w żabce i potem na dworcu z puszką kasztelana żabkowego w ręku.
Proces ładowania zajął mi około 40 minut, które poświęciłem na jeden rozdział Życia na Missisipi. Resztę czasu na kontemplowanie rozkładu jazdy nielicznych pociągów, w celu - bez celu.
W trakcie tego celowania ze względu na pogodę dalej nędzną, podjąłem decyzję, by dobić do brzegu panny Wieprzy jak najszybciej, byle z dala od cywilizacji. Tamże się rozbić i dalej w ciszy kontemplować cywilizacji brak.
Ku mojemu ździwieniu, zaraz po wjechaniu w las...
...przez zasnute niebo i korony drzew zaczęło się przebijać słońce!
Moment wcześniej zaliczyłem jeszcze brzeg przykępickiego, Obłęskiego Jeziora ale to celem wycieczkowego obowiązku z konstatacją jego potencjalnej użyteczności. jako przystanek samochodem, celem konsumpcji piknikowego kosza, przystanek dobry. I na tym jego uzytecznośc się kończy.
W lesie zaś...
...coraz piękniej i...
...piękniej!
Jestem już przy Wieprzy tuż tuż.
Słońce rozgoniło resztki chmurzego pierza, wybił więc bezdyskusyjnie czas na randkę!
O 17:23 za krzakami...
...ukazał mi się taki Wieprzy widok...
Jakaś ty piękna!
Ach, ach, ach...
Oniemiałym...
...w te pędy...
...stawiam obóz i nieprzymierzając, przymierzyłem kolacyjny zestaw do bagażnika. Przymiar idealny.
Potem proszę pań, oddałem się nagi Wieprzy w całości. Na początku była chłodna ale z czasem jej chłód zamieni się w żar:)
Potem już było to, co tradycyjnie. Wieczorna uczta dla ciała i ducha...
Właśnie... ducha. Oddany Wieprzy nie wiedziałem, że tu pada tu cień... Ale nie uprzedzajmy wypadków.
Koniec odcinka drugiego.
«
Ostatnia zmiana: 10 Maj 2023, 11:40 Darek Elwood
»
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
10 Maj 2023, 19:25 »
Dzień trzeci - ostatni.
Wyczochrała mnie przez noc ta Wieprza. Spanie mi wyraźnie nie po drodze było z odpoczynkiem. Jakbym drzemał w miejsce myszy pod miotłą... Wstałem jak z krzyża zdjęty ale jak już wstałem, to tkanki jestestwa zaczęły pracować a i otoczenie miało kojący wpływ.
Kawa, lektura...
Kontemplacja...
Kolacja na śniadanie.
Kontemplacja...
Spotkanie z Duchem Wieprzy.
Kontemplacja po spakowaniu.
Uroczysko. Sosnowa wiolonczela. Będę wiedział jak tu trafić z Marysią.
Dalej - klasyka z dębami.
Myślałem, ze lipa. A tu z lipą lipa, bo kasztan. Co tu rośnie kasztan...?
Wyczochrała ale ciągnie...
To sobie z nią spływam.
Na szagę... bez łąki.
Panoramuję się, nie zamierzam strzelać.
Klasyka cały czas dębowa.
I tak dojechałem sobie do Korzybie.
W Korzybie/biach...
...dworzec ładny.
I...
...kasztany w szpalerze ładnym ale...
...to wszystko blednie przy Pani Beacie, która tu bibliotekuje.
Bibliotekuje na dworcu. Dokładniej w Galerii Sztuki na dworcu. Na dworcu w Korzybie/biu/biach?
No kurde mol nie dopytałem Pani Beaty, która mimo niedzieli chętnie opowiada, co tu się w tym Korzybiu wyrabia. A wyrabia się wiele mimo, że ludzi niewiele. Cała gmina to ledwie 10 000 ludziów, co czuć za rogiem, bo ludzia mało czuć.
W Galerii bardzo sympatycznie. Ulokowana z biblioteką w wyremontowanym dworcu. Ten w Kępicach, który zrobił na mnie podłe wrażenie już wykupiony przez gminę (Kępice), będzie odrestaurowany jak ten w Korzybiu. Akurat taka kolejność.
Z czego słynie Korzybie? Z grzybobrania jesienią, z rzeźbienia piłą łańcuchową w drewnie, z wyplatania na warsztatach sztuki koszyków i ozdób z wikliny. bardzo klimatycznie w tym Korzyzbiu i nawet Redzisław mógł się poznakomić z bezpośrednim otoczeniem.
Tak czy owak podładowałem sobie telefon, popijając kolacyjne piwo. Tak, wczorajsze. Nie taka ze mnie moczymorda na jaką się lansuję:D
Popijając piwko w sennym Korzybiu ustaliłem trasę "dolotu" do Słupska. Pociągi w zasięgu mam dwa. O 16:40 i 17:27. spokojnie celuję w ten wcześniejszy więc ruszam.
Zasadniczo czarnym szlakiem z wariacjami.
Na razie bez wariacji.
Szlak omija jezioro Zbyszewo od zachodu. Ja je biorę od wschodu, bo więcej lasem.
Będzie dębowo i to bardzo.
I jest.
Gdybym nie pomylił kierunku, nie trafiłbym na...
...na tropy i ślad.
Tropy - nie wiem czyje...? Psa czy wilka. Ślad mi dobrze znany:) Z tymi tropami i śladami, to zabawny komentarz jest. Często mylimy jedno z drugim. Na tropy mówimy ślady i wtedy pada komentarz: ślady, to są na pościeli:)
Podobnie kiedyś miałem z Kwidzynem. Nie do końca wiedziałem, jak się mówi: w Kwidzyniu czy w Kwidzynie? Moje wątpliwości rozwiał rodowity burger z Kwidzyna. Rozwiał pytaniem:
- A mówi się w dupie czy w dupiu?
Pal sześć tropy/ślady. Najpierw zrobiło się jaworowo, by zaraz potem...
...konkretnie dębowo.
I to bardzo konkretnie.
Pausa.
I znowu dębowo.
I tak wjechałem do Lulemina.
Tak opuszczałem. Nie ma lipy? Są.
Ale...
...powinno dębowo.
Jednak przez dobrą chwilę nie było. Od Lulemina do Kwakowa sunąłem asfaltem i powoli czas mnie gonił. tak się zastanawiałem, dlaczego mapy.cz nie chcą mi wyznaczyć śladu przez Słupię do Słupska (kontynuacja czarnym szlakiem) i zmuszała do objazdu mostu na rzeczonej. Akurat chciałem tu Słupię zaliczyć, bo niejako dopełniałem tym wycieczkę sprzed m-ca (Doliną Słupi).
Więc dlatego...
Jeszcze bym się na most od tej strony wtarabanił ale z drugiej strony szans na sprowadzenie roweru: 0. To co...? Może brodem? Ale woda mętna a ja jakiś nie skory tym razem do kąpieli, bo przeziębienie swoje zrobiło. Bardziej jednak całe ceregiele i niepewność z głębokością w tym miejscu zdecydowały o odwrocie.
Całe szczęście, ze kilkaset metrów przed mostem widziałem panią wyjeżdżającą z lasu, co sugerowało, że jest tu może jakiś skrót? Jeszcze pomyśłałem, by może łąkami wzdłuż Słupi pogonić trochę w kierunku Słupska i gdzieś wypaść na trasę 21 ale na przeszkodzie kolejny strumień nieopodal uchodzący do rzeczonej...
Powiększam mapę w telefonie i widzę ścieżkę, która prowadzi przez ten strumień. Przez strumień kładka. Oszczędzam kilka km ale przede wszystkim nie muszę się wracać asfaltem.
Wybór był słuszny.
Jednak w prawo i...
...bardzo dobrze!
Słupsk za rogiem a tu takie klimaty, no i oczywiście...
...cudownie dębowo:)
I to jak?!
Ale nie ma co dalej celebrować, tylko zasuwać.
Na 21-kę wpadam przed 17-tą. Wpadam na szosę i gnam przed siebie do Słupska jakby mnie dwa pedały cisnęły a nie ja je. Nagrałem z tego krótki filmik:
Na 10 minut przed odjazdem pociągu wpadam na dworzec, do którego nie mogłem trafić! Kto wozi pociągiem rower ten wie, że zakup biletu na człowieka to pikuś. Zakup na rower to...
No więc biletu na rower nie kupiłem, bo... CI, co kupują to wiedzą. To taka niekończąca się historia. Zawieszona nad kasami ta historia w postaci próżni. W tej próżni nic nie żyje tylko bilety na rower, których nie ma.
- Nie ma biletu na rower.
Nie potrzebuję, dla seniora poproszę do Sopotu.
W pekape przypiąłem rower do przewidzianego miejsca. Gdybym miał pięć rowerów, nie mógłbym ich przypiąć, bo pas do spinania za krótki nawet na mój. W każdym razie mogłem jechać spokojnie na 5-ciu rowerach.
Koniec części trzeciej i ostatniej.
Dziękuję za uwagę.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
maper
Wiadomości: 1687
Miasto: Straszyn
Na forum od: 15.02.2016
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
10 Maj 2023, 21:03 »
Cenię tamte okolice za lasy, ale na pomysł liczenia dębów nie wpadłem.
Będzie druga połowa Wieprzy?
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
10 Maj 2023, 21:19 »
Koniecznie. Tereny są cudne.
Do tego już widzę potencjał Grabowej.
Zastanawiam się czy do źródeł Wieprzy nie jechać - startując z Chojnic (przez PN Bory Tucholskie).
Nie wiem jednak czy dam radę jeszcze w maju, bo później robi się już za ciepło.
W szeroko pojętej okolicy pozostają mi dwa szczyty do zdobycia. Kulminacje Pojezierza Bytowskiego i Wysoczyzny Polanowskiej. Wyżej zaś: Równiny Słupskiej, Wybrzeża Słowińskiego i Wysoczyzny Damnickiej. Ten temat załatwię do kalendarzowego lata.
P.S.
Nie zrobiłem podsumowania km-ów. Pobieżnie wyszło tego łącznie może ze 110km ale kilometry mają coraz mniejsze znaczenie.
«
Ostatnia zmiana: 10 Maj 2023, 21:26 Darek Elwood
»
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
14 Maj 2023, 14:40 »
Skasowało mi się poprzedni post przypadkowo ale...
Kwestia dotyczy dojrzewania do ekonomicznego roweru wycieczkowego. Bardziej ekonomicznego od obecnego, któren to (obecny Redzisław) został przypisany do wymagających (dla mnie) tras krajowych.
Na trasy zagraniczne. Te, to już tylko kwestia czasu.
Poza wspomnianymi walorami - rama cro-mo i widelcach zdolnych pomieścić oponę min. to, co eksploatuję obecnie, to kwestia napędu, który pozwoli mi na pokonywanie sporych (dla mnie) nachyleń terenu, bez pchania roweru i przy umiejętnym żonglowaniu biegami gwarantuje to ekonomię eksploatacji napędu. Przy jednorzędowym ego obecnie nie widzę ale to tez kwestia słabej nogi (obecnie). Druga sprawa to ilość mięsa w tych wielokoronkowych kasetach i łańcuchu w napędach rzeczonych.
Koła... No tu, to blady hell jestem do sześcianu. Dostrzegam jakość zagadnienia. Jakością samą w sobie w tle, jest umiejętność zaplatania i centrowania w warunkach polowych. To przede mną ale i tak warunkiem a`priori, który sobie postawiłem, to waga i sprawność własnego jestestwa.
W wieku seniorskim, to wyzwanie większe niż rower i tego będę się trzymał.
Przeczytałem kilka fajnych wątków i zauważyłem jeden, duży wspólny mianownik. Wszyscy poważni eksploratorzy tu (bezwzględny szacunek), bez wyjątku stali się niewolnikami używanego sprzętu. Widzę, jak analizując, wpadam sam w te sidła i mówię: NIE.
Wpadłem sobie na osobisty oczywista pomysł, że w ramach swojego projektu (o którym już nic więcej nie napiszę), będę raz w m-cu wypożyczał sprzęt szosowy z DK (nie znam na razie innych alternatyw) i sprawdzał się równolegle w postępach zdolności do pokonywania kilometrów. Ten element traktując stricte treningowo.
P.S.
Wczoraj wnuczka pierwszy raz zmierzyła się z prezentem. Z wrażenia zapomniałem wyregulować Marysi siodełko w osi przód/tył. Przygotowałem nawet nakładki na pedały ale te nie okazały się konieczne, nawet był pewien margines.
Rodzice jednak zapomnieli o kasku podrzucając wnuki, więc dziadek mimo woli nabiegał się przy dziecku - asekurując hamowanie i próby zatrzymania. To jest obecnie dla Marysi największym problemem ale rower chciała na finał zabrać do domu:)
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
15 Maj 2023, 20:03 »
Tu odpowiem.
Maper, do Ciebie najpierw. Jak się spotkamy, to 5 minut wykładu zaspokoi Twoja ciekawość.
Tu tylko o glutenie zasadniczo.
Ale to tylko o białku.
Pszenny, biały chleb już tak nie dominuje w polskiej diecie ale dalej rządzi. Jesteś tego dowodem. Nie wyobrażasz sobie lepszego źródła energii? Nie tylko Ty.
To, co wyróżnia pszenicę na tle innych zbóż, to bardzo wysoki wskaźnik glikemiczny. Wyższy niż napojów słodzonych, w tym coca coli np.
Polecałem: Na początku był głód. Marka Konarzewskiego. Wbij sobie w gógla pozycję i zobacz jaką cenę osiąga na obecnie np. na allegro.
Mam ją w pdf-ie (wydanie pierwsze z 2005). Polecam wydanie drugie, uzupełnione. Wspomniałem, że dobra pozycja dla nieogarniętych biochemicznie i zupełnie nieświadomych dlaczego właściwie jemy to, co jemy. Łatoś - to dla Ciebie pozycja.
Wbicie hasła na tubie: insulinoporność, które wprowadzi was w świat m.in. spożywania pieczywa z wszystkimi jego negatywnymi skutkami. Po pszenicy pozostałe zboża też zasadniczo na liście zakazanej ale już jak chcecie jeść chleb, to jedzcie ten, z dobrej (nie pszennej) mąki - nisko przetworzonej, który najlepiej wypiekać samemu. Np. razowy chleb żytni.
Dieta wege jest tak nienaturalna, jak uczciwość Morawieckiego ale wegetarianin czy weganin o ile wpyla sobie rośliny na własny, indywidualny rachunek i nie walczy z klimatem, to jego sprawa. W końcu picie alkoholu też szkodzi, dlatego ja pijam piwo w samotności, w okolicznościach przyrody przez co mniej awanturujący jestem i nie muszę do tego zakładać krawata.
Wcześniej czy później spożywanie węglowodanów w nadmiarze, połączone z brakiem ruchu doprowadzi was do największej choroby cywilizacyjnej - otyłości.
Ja tymczasem powoli kończę sezon wycieczkowy, bo coraz cieplej się robi. Nadchodzi pora komarów i ludzi.
Obecnie teoretyzuję się w technicznych aspektach rowerowości i trochę przerażony jestem. Dzisiaj z musu zrobiłem przegląd jednej piwnicy, w której parkuję kilkanaście rowerowych osobliwości - czeka teraz druga. Tam kolejne w tym kilka prawdziwych rarytasów z dwoma wiekowymi tandemami i Panem Kwiatkowskim (rocznik 1938)- zatrzymanym w kadrze projekcie. Cztery "kolarki" w tym dwie nie wymagające prawie żadnych nakładów, by nimi ruszyć w teren.
Ale... jak rzekłem. Będzie jeszcze jeden klasyk do śmigania w terenie poza Redzisławem. Docelowo jeszcze trzeci - na rolhoffie lub podobnym.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
16 Maj 2023, 08:33 »
Dzisiaj na drugie śniadanie będą wspominki.
10 lat temu o tej porze byłem na etapie załatwiania wiz ale decyzja zapadła kilka m-cy wcześniej. Chyba w lutym.
Siedzieliśmy sobie i pifkowaliśmy w wąskim gronie kolegów. Wszystko przy trzaskającym mrozie na zewnątrz i rozprawialiśmy o zimowej eksploatacji rowerów latem. Są albowiem takie tereny na planecie, kiedy w środku lata wahania dobowe temperatur, sięgają spokojnie 60-ciu stopni.
Jak ktoś ma wątpliwości, to takim miejscem są gorące źródła w pamirskim Garmczaszma:) Akurat w tym przypadku różnica może wynieść ponad 80st.
Jak to przy pifku, towarzystwo (czterech pancernych) się rozgadało rowerowo, a że portfolio rowerowe tychże, nie ustępowało najlepszym na tym forum, to na bank rozmowy zeszły na...
Oczywiście... tak... Coś w stylu:
- "...badania, na ile opór cieplny karimaty składanej...",
- "...kup only surly albo..."
- "... ...."
Tematów komplikujących życie biedaka rowerzysty fchuj.
Tak się przysłuchuję, że rama kolegi, który opierdolił Atacamę i Pamir w poprzek, to poniżej 1000 funtów nie podchodź, że...
- Co to znaczy wyjebać 1000 funtów na ramę do roweru, kiedy za te pieniądze...
Włączył mi się mój sarkazm, więc kontynuuję.
- Za kasę, którą ty wydałeś na korbę i pedały, to ja ten "pamir" na ruskim rowerze bym opier... (już koniec tego przeklinania).
Śmiech...
Nie mój, tylko kolegów.
- Nie wierzycie... To nie było pytanie. To chwila moment. Zakład?! Stoi!
Wziąłem telefon do ręki i dzwonię:
- Panowie, zgoda. Zabieram się z wami ale stawiam jeden warunek. Ze mną zabieramy... rower.
Dwie ekipy jadące do Azji Centralnej namawiały mnie minionej jesieni, by się z nimi "tylko zabrać" i pokazać "to i owo". Po mojej stronie wizy i utrzymanie.
- Nie ma problemu!
Patrzę na kolegów przy stole, dodając:
- I zrobię to na ruskim rowerze, tylko go sobie najpierw kupię. I wiem, co kupię. To będzie Ukraina a jak trafię rocznik 1974, a trafię, to pojadę w trybie lat tego rocznika. Żadnych tych waszych gaci naciąganych... jak człowiek a nie pedał (od roweru oczywiście).
Kiedy odbieraliśmy kazachskie wizy z moją załogą, byłem już dysponentem Ukrainy rzeczonej. Dokładnie rocznik 1974. Dokładnie taką, jaką kupiłem sobie sam w 1974-tym...
W domu się nie przelewało. Pewnego majowego dnia, wracając ze szkoły (podstawowej) zobaczyłem (a była to sobota) świeżą do dostawą rowerów! Stały w sklepie, jedna przy drugiej jak syjamska rodzina... Patrzyłem oniemiały... Prawdziwe rowery! Hm... westchnąłem... Cena: 800zł... Banany jako rarytas, były wtedy dostępne dwa razy w roku po 45zł/kg.
Te Ukrainy stały, jak te banany w kartonie, jedna przy drugiej, oparte o siebie i był to piękniejszy widok niż Winnetuego z flintą na skale. Miały normalnie lampasy na błotnikach, miast flint - piękne oświetlenie... Czarne ze złotymi lampasami... Po prostu piękne. Lśniąca, brązowa skóra na siodełku, cudnie kontrastowała z rzeczoną szatą i chromowanymi elementami.
Trudno opisać stan, w którym się znalazłem... Ile ja bym dał, by taką piękną Ukrainę mieć... Byłbym grzeczny do końca świata, wynosił śmieci, nie wyzywał dziewczyn, nie kiwał się ze słabszymi kolegami, nosił im tornister do szkoły...
5 minut później stałem przed mamą, która o dziwo wróciła wcześniej z pracy.
Byłem ostatnio z wnukami na Kocie w butach, ostatnie coś tam... Ten szrekowy kot manipulował wspaniale uroczym spojrzeniem.
Powiedzieć:
- Mamo... ja tak chciałbym mieć taki rower...
To jak wygrać w totolotka. Samo pytanie już było wygraną. Czego ja mogłem oczekiwać po mamie, ciągnącej dwie zmiany na uczelni, ledwo wiążącej koniec z końcem...? Stałem przed nią w przecierających się, za krótkich już spodniach i trampkach przyciasnych, których samo posiadanie było już szczytem marzeń.
- A ile on kosztuje?
800zł rzuciłem, kompletnie bez wiary...
- Poczekaj...
Mama podeszła do pawlacza i spod stosu prześcieradeł wyciągnęła jakąś kupkę papierków. Odliczyła dokładnie jak Czereśniak setki, po wciągnięciu ogórka w sklepie.
- Masz. Biegnij i kup sobie ten wymarzony rower.
Powiedziała to bez specjalnych emocji. Za to moje...?!
Tak mogła rozpocząć się kariera sprintera, która przyćmiła by rodzącą się sławę Badeńskiego. Lubiłem biegać, bez celu, przed siebie... Ale przecież można tak jeździć! Tymczasem pędziłem jak struś szalony, ściskając pieniądze w taki sposób, że nie sposób byłoby mi je odebrać bez uśmiercenia a i tak, trzeba byłoby mi te palce potem odcinać jeden po drugim.
Już widzę pawilony, pierwszy warzywniak, za nim sklep z mydłem i powidłem i... moimi Ukrainami ale...
Jest dziwnie pusto! ZAMKNIĘTE!!
Jesssuuu... NIE ZDĄŻYŁEM! Stanąłem przed wystawą i patrzę przez szybę. Stoją... Co za piękny widok. Jak tu teraz wytrzymać do poniedziałku?! A w poniedziałek jeszcze szkoła... A co będzie, jak wykupią?!
Załamany wróciłem do domu. Spojrzałem na zegarek a on... stoi. Co za cham!! Popłakałem się.
Cdn.
«
Ostatnia zmiana: 16 Maj 2023, 08:44 Darek Elwood
»
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
16 Maj 2023, 12:18 »
Ten weekend był najdłuższym w moim krótkim jeszcze życiu a w tych odległych czasach weekend zaczynał się w sobotę.
Gdybym pisał scenariusz do Dnia świstaka, ubogaciłbym go dodatkowo o taki scenariusz właśnie. Sen na jawie, który zatrzymał się na Morzu Sargassowym.
Ale przyszedł ten moment, kiedy prosto ze szkoły pognałem po pieniądze do domu, by nie tracić czasu na jakieś wstępne potwierdzanie czegoś, co i tak nastąpić musi. Zaraz potem wpadam do sklepu i...
Nie wierzę... NIE WIERZĘ! Ukrainy stoją ale... z nową ceną!! 1100zł...
Co wy dzisiaj wiecie o inflacji...
Czułem się jak jakiś Szozda, który z dużą przewagą wjeżdża na stadion ale... nie ta bramą. Ląduje na jakimś podwórzu i nie może wrócić, bo ktoś już zdążył bramę zamknąć. Nie możesz się z tej zamkniętej przestrzeni wydostać i słyszysz po chwili entuzjazm kibiców.
Kibice zadowoleni, płacą 1100zł i wyjeżdżają na Ukrainach... Kiedy opuszczasz podwórze, wjeżdżasz na pusty stadion...
W domu mamy jeszcze nie ma, siostry też. Zresztą dla siostry byłby to niebywały sukces, widząc moja porażkę. Nie musiała by nic mówić... Wtedy byliśmy dla siebie największymi wrogami i tylko jej (mojej siostrze) mógłbym życzyć, by w rewanżu (ale niekoniecznie) spotkało ją coś podobnego.
Mama wróciła z uczelni jeszcze przed zamknięciem sklepu. Na jej widok rozbeczałem się jak bóbr a potok łez był oceanem biedy, upadku, nieszczęść, dramatów... Kochana ta mama jednak ale cóż... W czwartej klasie szkoły podstawowej uczono już nas układu równań z dwoma niewiadomymi a tu banalna jedna... Cena wzrosła o "jedyne" 37,5%.
Co robi moja mama...? Idzie do pawlacza...
Pół godziny później prowadzę Moją Ukrainę do domu! To znaczy do piwnicy, konkretnie wózkarni i pierwsze, co robię to ustawiam siodełko. Jednym z kluczy zawiniętych w nawoskowany papier wyciągniętymi z pięknego futerału.
Tego wieczora jeździłem moją Ukrainą do upojenia! Nie mogłem się z nią rozstać. Najchętniej łóżko bym wyniósł do wózkarni i tam zamieszkał. Chwile upojenia trochę ztargały me krocze, bo zsiadanie najbezpieczniej było realizować przy krawężniku, na co za późno wpadłem. Stojąc na palcach opierałem się zwieńczeniem kroku o ramę i taki finał upojenia ale to detal.
Na Ukrainie czułem się i tak dwukrotnie większy. Doliczając dumę, to zasadniczo nigdzie się nie mieściłem:)
40 lat później dokonałem wstępnego przeglądu fantów.
Ślady wieloletniej eksploatacji były widoczne.
Kupiłem ją w... Zabrzu. Za całe 400zł... To był spory wydatek ale Cyryl z Charkowa był wierną kopią Mojej Ukrainy i to dokładnie z 1974-tego roku.
Mało tego... Rama elegancka. Bez trzymanki jechało się tym bez żadnych kłopotów. Zasadniczo można sobie było kierę odpuścić:) Oryginalne opony i dętki pamiętające czasy PRL-u. Lepszego prezentu po latach nie mogłem sobie wymarzyć.
Cdn.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
17 Maj 2023, 09:16 »
Bardzo inspirująco nadaje sierra.
To jak to z tymi dietami jest...? Która jest dobra, a która zła? Ano moi Drodzy i Tani - różnie.
Nie ma diety cud na całe życie. Ideałem jest żywienie zrównoważone. Diety stosujemy w stanach chorobowych. Co to znaczy zrównoważone? Dostosowane potrzeb organizmu. Jeżeli szukałbym modelu ideału, to oparł bym go o dietę optymalną Kwaśniewskiego.
Stany chorobowe.
Pierwszym - otyłość.
Drugim - brak ruchu.
Trzecim - nadpodaż węglowodanów wysoko przetworzonych, równoważne ze spożywaniem nadmiernej ilości kalorii.
Dlatego dieta keto odnosi takie sukcesy, bo zbliżona jest ona do optymalnej. Zalecałbym ją wszystkim "grubasom" i osobom, których aktywność fizyczna jest na wysokim poziomie ale nie sportowym.
Tylko czy dieta keto jest nam potrzebna na stałe? Niekoniecznie i nie mam tu na myśli tego procentu planety, który z powodów stricte zdrowotnych nie może jej stosować. O tym tez należy pamiętać, że to co dobre dla Janusza może szkodzić Mariuszowi.
Polecałem (i dalej polecam) przeczytać: Na początku był głód - Marka Konarzewskiego, bo przedstawia on w niej (książce), ewolucyjny rozwój żywienia.
Jeżeli słyszycie od swoich dietowych góru, że produkty zbożowe weszły na stałe do "diety" społeczeństw od powiedzmy 10 000 lat, to autorem tych słów jest właśnie profesor Konarzewski.
Komu nie chce się czytać (czytanie papierowe jest lekarstwem dla mózgu - przystępne wykłady Kuby Łyko na tubie), może wygóglać wykłady profesora na tubie.
Cześć grubasy!
Mam nadzieję pożegnać naszą grupę (grubasów) do końca tego dnia czerwca, który jest symbolem końca komunizmu na planecie PL;D
Tak, jak komunizm w PL nie upadł a nawet zaczyna się rozwijać, tak iluzoryczne może być opuszczenie grupy G:)
Polecam wam dietę keto, jako środek do zbicia wagi. przynosi szybko efekty i jeżeli dołożycie aktywność fizyczną po trzech m-cach konsekwentnego jej stosowania, będziecie jej piewcami do momentu, kiedy... nie schudniecie do stanu normalnego. Dlaczego?
Bo skończy się wam darmowe paliwo, które tak efektywnie gromadziliście przez całe swoje życie.
Kiedy były grubas stanie się ultrasem. Znowu ma przejebane... Będzie jak sierra kombinował i wyjdzie mu: ni chuja... Dla zachowania mocy przy "sportowej" eksploatacji ciała będziesz musiał kombinować. Czyli stosować dietę sportową, która nie jest dobrym przykładem.
A weźmy teraz takiego Duńczyka z Grenlandii... Przecież oni tam nic zielonego nie jedzą i... żyją!
Jo! Ale co oni mają jeść...? Wielowiekowa adaptacja spowodowała, że jakoś potrafią przeżyć.
Podobnie plemiona koczownicze, których dieta oparta była głównie o mięso i mleko. Ale tacy Chińczycy na mleku, to padli na ryj, bo 99,9% procent ich nacji ma nietolerancję na laktozę.
Czy to znaczy, że my tak mamy...? Nie.
Czy dla zachowania zdrowia mamy pić trzy litry wody dziennie...? Nie! Ale... na pewno przyda ci się grubasie taka terapia, kiedy będziesz na silnej redukcji. Kilka tygodni chlania wody jest ok ale nie całe życie. Rozumiecie o czym piszę...?
Dzięki Konarzewskiemu lepiej zrozumiecie dlaczego głodówki (nawet kilkudniowe czy dłuższe) nie będą dla nas szkodliwe (a często miały charakter leczniczy) a nie ciągłe obżeranie się. Dlaczego wystarczy przy umiarkowanym (a nawet więcej niż umiarkowanym) wysiłku fizycznym wystarczy jeść dwa razy dziennie.
Robiące karierę "okna żywieniowe" warto wprowadzić, jeżeli w ramach terapii żywieniowej wskazane są nam głodówki.
Mój idol (bez cienia sarkazmu) Lans Amstrong; na diecie keto, to by nigdy do Paryża nie dojechał:)
Tak, że ten... Tyle o dietach cud.
Dzisiaj wracam do keto (wczoraj padgatowka była) i do silnej redukcji - 850kcal dziennej podaży. Wszystko w ramach terapii.
Paliwa wewnętrznego mam jeszcze fciul. Cel?
Odtłuszczenie trzustki z próbą regeneracji komórek odpowiedzialnych za produkcję insuliny.
Poniżej link do badań klinicznych, jakby co:
https://www.bmj.com/content/374/bmj.n1449?fbclid=IwAR3i3iAI0JRl5lJLWJmnKcx9Nlt144P0Qlue3qZgcJOM6SADfNtnI08rkxU
Bardzo interesujące... Bardzo. Tego rodzaju forma głodówki w cela leczniczych bardzo dobra sprawa ale nie jako recepta do końca życia. No i zwiększona podaż wody do tego.
Ufff!
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
17 Maj 2023, 21:39 »
Tymczasem przybędzie kompan Redzisławowi.
Kawał porządnej stali cro-mo, na sztywnym widelcu z napędem 3x9 deore i kompletem bagażników.
Waży to wszystko fchuj ale... ma siodełko brooksa na amortyzowanej sztycy. Hamulce magury, dynamo w piaście... Rama 23 cale. Prawdziwy dyliżans, żeby nie powiedzieć kredens.
No czułem się nareszcie jak mały, wielki człowiek.
Taki mercedes skrzydlak na resorach. Nie wiem, czy to zaleta amortyzowanej sztycy, czy brooksa, czy związku pani z panem...? Pięknie się moja baronowa na tym bujała!
Zasadniczo Pan Włóczykij kilka lat sobie stał więc wymagać będzie wstępnej troski. Suport na kwadrat. Pierwsze, co zrobię to go zdemontuję choć nic nie zgrzyta a potem się zastanowię, bo mi kwadrat nie leży osobiście ale korba jest sygnowana znakiem firmowym producenta roweru, więc nie wiem...
Linka przedniej przerzutki do naciągnięcia i zapewne do ustawienia górny zakres, bo nie chce się na duży blat łańcuch wrzucić ale to szczegół. Kółka wózka do wymiany.
Podpowie kto, jaka standardowa kaseta i blaty w takim napędzie jest realizowana (20 lat ma Pan Włóczykij jak nic), bo nie sprawdziłem z wrażenia i jaka długość korby dedykowana?
Kierownicę ma miejską więc tę zmienię na bank, bo mi nie leży. Wideły przyjmą szerszą oponę i będzie większa chyba, że tu magura się zbiesi ale to sprawdzę. Mogą się zbiesić błotniki. Jak te się zbiesią, to je pożegnam.
Na razie tyle.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
18 Maj 2023, 10:03 »
No i tak dojechaliśmy do... Kazachstanu.
Do Kirgistanu dostaliśmy się przez dolinę Talas. Potem klasyką samochodową przez Toktogul...
...do mojej stałej miejscówki pod Pikiem Lenina.
Tam pojeździłem na wielbłądzie, który to na bank zapamiętał.
Potem to, co zwykle...
Biwakowaliśmy u wlotu do doliny Tanimas. Tu ekipa doznała szoku rano, kiedy w wiadrze zamarzła woda a kierownikowi ekspedycji (koledze) limfa w mózgu.
Ja też byłem w szoku, jak można rozebrać ukrainę i upchać jej fanty w stosie koszulek, gaci i skarpetek. Towarzyszyłem koledze, który wybrał się w Pamir rodzinnie. Z żoną i 15-sto letnim synem. Bielizna dla wszystkich w hurcie, zbliżyła się do setki, dzieląc je - nie na sztuki ale na komplety (koszulka, gacie, para skarpet = komplet).
Brakowało jeszcze rozbioru...
...piast w kołach:)
Miejscówka wybrana nie bez kozery, bo była jednym z wariantów stricte mojej ekskursji. Warianty były dwa: dolina Bartang lub rzeki Pamir i Piandżu. Pierwsza kusiła mnie strasznie ale rodziła spore trudności (potencjalnie) logistyczne. Jak wiadomo (lub nie), dolina ta standardowo w każdym roku bywa nieprzejezdna. Znaczy jest i trzeba mieć trochę szczęścia by ją przejechać (chodzi o auta). Oczywista świadomie wybrałem potencjalny start "z góry".
Mogłoby więc tak być, że skomplikowałbym logistykę wyrypy, bo zasada była prosta: "ja jadę tędy a wy założoną trasą mi na przeciw"
Drugi wariant banalny: startuję z Chargusz i kończę w Iszkaszim. Mapy żadnej nie wstawiam, bo wszyscy już tam byli.
Wybrałem wariant prostszy.
Zatem przez przełęcz białego konia z napisem na wyłupanej skale poprowadziłem moją załogę drogą okrężną do Murgab przez dolinę Rangkul.
Kluczem skrótu przez góry jest ta przełęcz. Skrót wyczaiłem w 2008 roku.
Wylądowałem tutaj, bo przez Rangkul maszerował Bronisław Grąbczewski w 1888r. Poza nim nikogo z naszych tam nie było. DNia następnego z okolic Murgab ruszyliśmy w kierunku Doliny Wielkiego Pamiru.
Po drodze przełęcz, która stricte do tej doliny prowadzi.
Tu się skromnie pochwalę nieskromnie, że byłem trzecim (udokumentowanym) Polakiem, który tę dolinę "zdobył". Także w 2008-ym, także tropiąc Grąbczewskiego. Dodam tylko, że Pamir roku pańskiego 2007/2008 kiedy tam po raz pierwszy śmigałem był zupełnie czymś innym.
W ogóle pierwsi zmotoryzowani Polacy zjechali ten zakątek w 2006-tym i to dzięki nim ja się tam rok później znalazłem.
Dojechaliśmy tym razem tylko do jezior Kokdżigit.
Kierownikowi ekskursji mózg zagotował się do tego stopnia, że odeszła mu ochota na wszystko a do Smoczego Jeziora trza było się jeszcze ciut wspiąć. Pora była późna, było też tupanie nogami:)
Że kurwa brudno, że pot, że 10h jazdy bez sensu... Wiecie, taki pierwszy, konkretny kryzys. Do tego objawy choroby wysokościowej, (z tego powodu) narastające zmęczenie (niewyspanie) itd. Nie ma co krytykować. Trzeba zjeżdżać niżej.
Zresztą to, co jednemu się bardzo podoba (otoczenie) drugiemu niekoniecznie. Zaleciłem spożywanie większe ilości coca coli:)
Jakże inaczej wyglądało to w 2008-ym...
Wjechałem do Murgab celem obowiązkowej rejestracji na która miało się trzy dni po przekroczeniu granicy.
Tak wyglądał "skrót" przez Rangkul do Murgab.
Kole 20-tej czasu lokalnego.
Potem była rejestracja na posterunku milicji w Murgab i moje pytanie:
- A przez Zorkul mogę jechać?
A pewnie! Pięknie tam, jedź!
W tamtych czasach nie było internetu. To znaczy takiego, jak dzisiaj. Kto przejechał trakt pamirski z Korytarzem Wachańskim, to był magik nie z tej ziemi. No więc niczego nieświadom... pojechałem.
Przed Zorkulem jest post. Znaczy był, bo jak jest teraz nie wiem. Prowadząc ekipę wiedziałem już, że uzyskanie permitu jest banalne ale trzeba je było załatwiać w centrum informacji turystycznej w Chorogu. My nie od tej strony jechalismy i ja w 2008-ym też nie od tej.
Na tym poście szlaban, z boku barak. Z baraku wychodzi żołnierz i pyta gdzie jadę?
- Do Chargusz.
Permit masz?
- Nie.
To nie możesz przejechać.
Patrzę na żołnierza, on na mnie... Na tym etapie wycieczki, byłem już konkretnie upierdolony. Ręce od smarów (zawsze coś się dzieje). Z nich, to jeszcze coś zmyjesz ale z jasnych bermudów, które miałem na sobie nie. Koszulka czarna przyjmie wszystko. Chyba wyglądałem jak prawdziwy podróżnik.
Czym się różni podróżnik od turysty? Podróżnik śmierdzi ale... ja byłem prawdziwym i... nie śmierdziałem:) Higiena, to dla mnie podstawa. Mogę być brudny jak świnia ale czysty. taki oksymoron. To rodzi podejrzenie, że jesteś szpionem ale nie uprzedzajmy faktów.
No więc paczam na gościa i mówię.
- Słuchaj... Ja jestem z Polski, jadę sam. Dzwoń do komenddanta, powiedz mu jak jest, nie jestem problemem.
Żołnierz paczy... Ok. Zniknął na dobre 10 minut. Wraca.
- Komendant nie wyraża zgody.
No więc dalej paczam na gościa i mówię:
- Pójdź jeszcze raz, zadzwoń do komendanta i powiedz mu tak: ja jestem z Polski, mieszkam nad morze, gdzie jest zero metrów. Tu jest ponad 4000 i ja... "zabalieł na wysatu". Czuję się bardzo źle i mogę tu umrzeć jak nie zjadę szybko niżej a najbliżej niżej jest w kierunku Chargusz.
Czuję się bardzo źle i to nie są żarty. jak nie udzielicie mi pomocy mogę umrzeć.
Prawda była taka, ze f-cznie trochę mnie ćmiło po kefirze, który wypiłem w jurcie godzinkę wcześniej. Potem wjebałem się w świeże rozlewisko i zbiesił mi się reduktor. Mogłem w każdej chwili utknąć w błocie. Na pełnej pydzie jechałem metr na minutę i nie miałem ochoty tego powtórzyć. Zlbiża się godzina 18-sta, słońce powoli ku zachodowi... Gdzie ja kurwa będę tu wracał...?
Żołnierz przygląda mi się...
- Meldujcie starszynie, jaki problem jest!
Ok.
Tym razem dobry kwadrans go nie było. Na zegarku już 18-sta...
Żołnierz wychodzi i mówi:
- Komendant wyraził zgodę ale nie możesz sie nigdzie zatrzymywać ani zjeżdżać. Tylko drogą.
A dobra ta droga?
- Teraz już tak. Biegnie skrajem, bez problemu dojedziesz, tylko nigdzie nie stawaj.
Super!
Zatrzymałem się już... po najdalej dwustu metrach. jechałem centralnie na zachód, prosto na zachodzące słońce. Centralnie i nie ma jak "schować się przed nim". Nie pomagały okulary na lodowiec. Więc dalej wyglądało to tak. Kilkaset metrów przejechane, zatrzymanie, wejście na maskę toyoty, wizualizacja i jazda niema po omacku. A przede mną minimum 60km...
Jedyne co, to droga w istocie dobra no i chmury od czasu do czasu pozwałały pstryknąć fotę jakąś...
Zorkul.
Nomen omen granica prowadzi na tym odcinku środkiem drogi gruntowej owej więc gdybym miał pasażera, on byłby w Tadżykistanie a ja w Afganistanie. A fizycznie do Afganistanu jechałem właśnie więc w razie W mógłbym powiedzieć, że faktycznie w nim byłem.
Na szczęście przed 20-stą słońce zaszło i zapadły egipskie ciemności. Noc razem z nimi i "była czarna jak sumienie faszysty..." Zapaliłem długie i jazda stała się znośna.
Do jednostki wojskowej u wylotu doliny dotarłem około 22-giej. W smudze świateł zobaczyłem żołnierzy z kałachami w ręku. To nie miało znaczenia...
Byłem tak zjebany, z drugiej strony szczęśliwy, że dotarłem do cywilizacji, że było mi wszystko jedno:)
- Zgaś silnik, idziemy do komendanta.
Nie, żebym był prowadzony pod bronią z rukami na wierchu ale chłopcy byli gotowi jej użyć. Tak czy owak byłem niecodziennym widokiem.
Przywitał mnie wzrokiem smukły, wysoki gość w okolicach mojego wieku ale zdecydowanie wyglądający starzej, z szarży pułkownik.
- Co tutaj robisz?
Podróżnik jestem.
- Skąd?
Z Polski, z Gdańska nad Morzem Bałtyckim.
- Paszport. Gdzie twoi towarzysze?
Nie mam.
- Jak to nie masz...? Sam jedziesz?!
Patrzę mu prosto w oczy, uśmiecham się i mówię: komendancie... a na chuj mi dodatkowe problemy? Wiesz... Jeden człowiek, jeden problem. Dwóch ludzi, dwa problemy:) Jadę sam!
Komendant mimo woli się uśmiechnął... Patrzy mi w oczy i z przymrużeniem dopytuje:
- A nie jesteś szpiegiem?
Wybucham śmiechem. Jestem bida z nędzą, nauczyciel w-f! Widzisz, jak wyglądam: jak siedem nieszczęść:)
- Ach maładiec! Powiedz dariusz... Co ja mam teraz z tobą zrobić?
Wiedziałem w tym momencie, ze jestem w domu. Nic komendancie. Byłem tu rok temu z drugiej strony. Kawałczek dalej są dwa jeziorka... tam się prześpię i rano pojadę nad Jaszyl kul.
- Hm... A z polski, to skąd dokładnie?
Z Gdańska, nad morzem.
- Aaa ja znam. Olsztyn, Łódź (wymówił naprawdę poprawnie), Legnica...
Służyłeś w Polsce!:)
- Ano tak! Dobra Dariusz... Nie będziesz się tu nigdzie po nocy włóczył... Zostaniesz z nami, prześpisz się a raniutko pojedziesz dalej.
Ufff... Cudownie!
- Wstaw samochód na teren jednostki i przyjdź do mnie. Kolację jadłeś?
Nie.
- Ok. Zjesz ze mną. Aaa... wódkę pijesz?
No komendancie... Kanieszna! Wziąć gitarę?
- A grasz?
Dla przyjaciół z drogi zawsze:)
Komendant w tri miga zalecił przygotowanie kolacji i zaraz na stole stanął litr wódki. Wychyliliśmy po stakanie. Zagram ci z tej wyjątkowej okazji spotkania:
To przełamało wszelkie lody.
Oczywista w obecności komendanta nie mogłem zrobić żadnej fotki ale...
...jedną "z bandyty" strzeliłem jak finiszowaliśmy z kolacją.
Na finał zagrałem coś sentymentalnie naszego, dobrze zrozumiałego dla wschodnich nacji.
Tym kawałkiem zamknęliśmy imprezę.
Cdn.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
19 Maj 2023, 11:18 »
Podróżnik Witaminowy - dzień dobry.
Pamir na Ukrainie czy Ukraina w Pamirze?
Wspominki - część czwarta: czysta prawda.
Do tego odcinka zbierałem się trochę jak sójka za morze, bo ponieważ sytuacja opisowa wymaga niejako opublikowanie mojego wizerunku. Zawsze mi to z trudem przychodziło nawet ja byłem piękny i młody. Jak byłem piękny i młody, to trzeba było mieć aparat analogowy więc sprawa była jasna.
Kiedyś Wilk zarzucił komuś, że nie ujawnia swojego jestestwa, bo (zapewne) ma coś do ukrycia. No i... ja też. Na wizerunek składają się obrazy twarzowe i opisy tegoż. Postanowiłem więc zachować subtelną równowagę. Skoro pokażę moją (trzy razy) moją piękną gębę...
No właśnie... Gdzie/w czym tkwi jej piękno...?
Jeżeli miałbym szukać jakiegoś literackiego porównania, to porównałbym swoją twarz z licem Smugi. Pociągła, smukła, poorana ciut doświadczeniem - piękna morda dżentelmena w średnim wieku. Zdobiona charakterystycznym, wyrażającym mnóstwo empatii - delikatnym uśmiechem.
Przypruszona lekką siwizną broda w otoczeniu szybko blednących latem, czystych rasowo blond włosów. Pogodny charakter i te włosy... To one ujmują mi od ręki 20 lat. Kiedy okropnie chudnę i zbliżam się do mojej wagi z czasów studiów, wyglądam na gościa, który robi drugi fakultet albo studia doktoranckie.
No i muskulatura... O nią zawsze dbałem, nawet gdy skrywała ją gruba warstwa tłuszczu. W ślad za tym wyjątkowa sprawność fizyczna. Technika wyniesiona z wielu lat uprawiania gimnastyki pozwala mi dzisiaj jeszcze zabrylować na oliwskiej plaży. Bo nawet na dobrym parkurze bardzo rzadko jest spotkać gościa, kręcącego duże kołowroty na drążku a to z powodzeniem wykonuję do dzisiaj.
Jeżeli dołożymy do tego pełne, klasyczne wykształcenie muzyczne (poza AWF), czyli wyższa szkoła muzyczna w klasie gitary plus (jako dodatek) harmonijka ustna i perkusja to...
W pewnym momencie musiałem wybierać... Gitara czy gimnastyka? Wybrałem gitarę. Dłonie i palce nie były wstanie pogodzić tych dwóch skrajnych dla siebie dyscyplin. Dlatego jak zacząłem profesjonalnie grać, szybko tyłem. Do tego alkohol, dziewczyny, potem narkotyki...
Gdyby nie romans z używkami nikt nie dałby mi więcej niż 30 lat.
No dobra... Zapisałem się... O co chodziło z tą równowagą? Skoro muszę (wcale nie muszę) opublikować wizerunek, to nakłamię ile wlezie, by ten wizerunek wyglądał jak należy:)
Muszę (teraz chcę a nie muszę) przyznać, że lubię podkreślać swoje zasługi. Lubię, bo wywołują od razu one alergiczną reakcję;D Oczywiście u tych, którzy mnie w ogóle nie znają ale wszystko o mnie wiedzą. To dla nich ten bałwochwalczy wizerunek. Taki mocno wkurwiający.
Do tego jeszcze te moje 196cm wzrostu, w skali 1:1 budzące respekt. Obwód uda 66cm, klatki 121cm (w stanie spoczynku, nie napinam się, bo wyskoczyłbym z każdego gangu), w bicepsie 41.
Nie muszę (bo nie muszę) patrzeć na siebie w lustrze, by wiedzieć, że należycie schudłem.
Noszę jeden pasek od 40 lat. Stary, porządny, z metalową klamrą na dwa bolce.
Zresztą wtedy (po schudnięciu) moje genetycznie wąskie biodra wyraźnie kontrastują z klatką piersiową i nogami. Na AWF-ie w Gdańsku stoi mój brązowy odlew, imitujący mitycznego Atlasa, dźwigającego niebo.
Raz do roku władze uczelni zapraszają mnie na wspólny pokaz. Stoję wtedy obok mojego, dużo młodszego - fizycznego wizerunku i odczuwam jakąś satysfakcję. Do do dzisiaj jestem najdłużej studiującym (na studiach dziennych) na tej uczelni studentem. Za sobą zostawiłem Andrzeja Grubbę i Leszka Kosedowskiego dlatego właśnie taka atencja mojej osoby (no i budowy ciała).
No więc jestem gotowy, do publikowania.
P.S.
W szkole średniej zasłynąłem z wykucia na blachę wszystkich dzieł Szekspira w tłumaczeniu Baranowskiego. tak mnie ten gagatek spodobał się, że następnie nauczyłem się tych samych dzieł ale w oryginale i to szekspirowskim.
Ta moją zdolnością do zapamiętywania doprowadziłem do psychicznego załamania pewnej pani psycholog, która uczyła mnie na mojej uczelni psychologii przez cztery lata (tak wyszło).
Otóż studentów AWF (a zwłaszcza studentki) traktowała ona w istocie z pogardą. Wiecie... Fikołki i nic więcej w mózgu.
Z każdym nowym rocznikiem lubowała się w przeprowadzanie testów wszelakich. Jednym z nich było odczytanie 20 wyrazów i potem miałeś tam jakiś krótki czas na zapisanie tych, które zapamiętałeś. Nim zdążyła wytrzeć nos, oddałem jej kartkę z wszystkimi wyrazami. Kiedy zaś zakochana w literaturze angielskiej (jak się okazało) doświadczyła ode mnie recytacji Kumoszek z Windsoru, dostała fizycznego orgazmu. Wkrótce w szkole wybuch skandal, bo na jaw wyszedł nasz romans. Pani psycholog była okropną z charakteru (zupełnie jak nie ja) ale... Spokojnie mogła robić za Wenus. Nikt nie wie, jak Wenus zachowywała się w łóżku, poza mną. Bylem jej pierwszym Atlasem i ostatnim.
Po skandalu (komuna) wyrzucono ją z uczelni, mnie zawieszono. Wenus wyjechała do Niemiec i tam... wpadła pod tramwaj. Żeby tenże przejechał ją na amen... Niestety, zrobił to równie w połowie i Wenus przeżyła. Połówka, która mogła pisać napisała do mnie, ja wziąłem urlop dziekański (tym razem zdrowotny) i pojechałem postawić ją na nogi.
Po roku, kiedy widziałem już siebie z nią do końca życia, Wenus rzuciła mnie dla weterana wojny wietnamskiej... On nie miał rąk ale te zastąpiły mu znakomicie stopy u nóg. Tych z kolei bardzo brakowało Wenus.
Co ze mną...? Załamany nie chciałem wracać do kraju i znalazłem zatrudnienie w Szpiglu (Spiegel). Pisywałem tam rzewne historie w specjalnym dziale dla czytelniczek. W redakcji wylądowałem z banalnego powodu. Miałem krótki epziod w pracy w wypożyczalni samochodów. Trafił mi się kurs z Dusseldorfu do Frankfurtu n/Men z dziedziczką fortuny medialnej, właścicielki gazety. Kobita miała ponad 80-tkę i kiedy zajechałem po nią BMW 730 od razu mnie zjebała.
Mianowicie, że nie wyobraża sobie, by po raz kolejny przyjechał po nią jakiś matoł i nie potrafił trafić do właściwej strefy odlotów na frankfurckim lotnisku. W tym momencie zrozumiałem, dlaczego mimo dobrej stawki nikt nie chciał tej pani wozić. Babcia leciała do Stanów a strasznie się bała samolotów. No cóż... Dla mnie babcia była bułką nie babcią z masełkiem.
Zapewniłem ją, że specjalnie dla niej ściągnięto mnie z Gdańska, bo byłem tam (w PRLu) mistrzem szosy. Kto radził sobie w komunie, to z bmw do samolotu wjedzie.
Już po godzinie jazdy byliśmy zachwyceni sobą. Ja mówiłem do słodko: Mutti a ona odwzajemniała jakiś równie słodkim porównaniem z wnukiem.
W pewnym momencie musiałem otworzyć atlas drogowy i przyjrzeć mu się na kolanach, jak to z tym lotniskiem w istocie jest i kiedy zobaczyłem możliwości, to...
Szybko atlas zamknąłem. Będzie, co będzie. Nie martwmy się na zapas więc opowiedziałem jej mają historię z Wenus.
W bacie normalnie piorun strzelił i domagała się szczegółów. Na koniec zapytała czy potrafiłbym to opisać? W życiu niczego nie napisałem do tej pory ale...
Najpierw wysadzić babcię, gdzie należy, lub raczej gdzie nie należy, zebrać opierdol i tyle tego. Tymczasem z nerwowej rozkminy przeoczyłem pierwszy zjazd na lotnisko ale nie przeoczyła czujna babcia:
- Zjazd był!
Ale nie nasz. nasz jest kolejny.
- Jesteś pewien?
Lotnisko znam jak własną kieszeń i podjedziemy pod właściwą. Wie babcia w której kieszeni znajdują się klucze, które czasami tak natarczywie szukamy?
- W której?
W ostatniej.
Babcia zaczęła się śmiać. Ja w końcu zjechałem, jechałem nie wiem gdzie szukając po postu miejsca do zaparkowania. Naglę widzę napis VIP, Parking itd. Zatrzymałem furę i poleciałem po wózek. Kiedy wróciłem, babcia już rugała jakiegoś umundurowanego apsztyfikanta.
- Babciu, zapraszam!
Szybkie ładowanie walizek i wio.
Nie wiem, jak to się stało ale znaleźliśmy się dokładnie tam, gdzie powinniśmy. Babcia była zachwycona! Nie mogłem się cieszyć jej szczęściem, bo przy bmw stał kolejny mundurowy i coś spisywał. Pożegnała się ze mną naprawdę wylewnie, na koniec wręczając mi wizytówkę i... 200DM. Byłem w szoku.
- Odezwij się koniecznie do mnie!
Po tygodniu zadzwoniłem do babci i... tak wylądowałem na próbę w dziale ściemniania historii dla szarego ludu. Mój niemiecki nie był na tyle doskonały więc do pomocy dostałem koleżankę z działu, której zadaniem było mój tekst sprawnie przeredagować. Pomagał nam w tym jeszcze kumpel, który po prostu przetłumaczył mój polski tekst i dopiero potem trafiał do koleżanki.
Za tekst dostałem prawdziwe honorarium (180DM), którym w połowie podzieliłem się z kumplem a koleżanka dostał ode mnie czekoladki. Napisałem, skasowałem, zapomniałem... W Avisie mnie nie chcieli, więc szukałem nowego zajęcia.
Tymczasem wpadł do mnie kumpel, który naraił mi te robotę (Avis) i mówi, że pilnie mnie szukają, bo trzeba... Wiadomo.
Ale k... nie za darmo. Potrójna stawka, to pojadę. Chodziło oczywiście o babcię! babcia zaś wcale nie chciała lecieć tylko zatrudnić mnie na stałe, bo po moim "kawałku" rozdzwoniły się telefony do redakcji i została zawalona (znaczy dział mój) listami od czytelniczek.
Powiedziałem babci, że nie mam już takich historii do pisania a babcia (jej asystentka), że to nie o to chodzi. Czy bym takiej historii nie wymyślił?
Że co...? Myślę... Wymyślać i brać za to kasę...?Kurde molll... Współczesny Karol May (do tego Niemiec). Wchodzę w to!
Po miesiącu mej pisaniny nakład sobotniego wydania gazety skoczył o 18%! Nie mogłem uwierzyć, ze ludzie to kupują. W sensie, te moje bzdury. Muszę przyznać (bo muszę), ze te obecne pierdoły lecące w ukrytej prawdzie (czy jak to tam się nazywa) to przedszkole do moich historii. Żadna z moich nie kończyła się dobrze.
Furorę zrobiła...
Ale, ale... Czy ktoś jeszcze doczytał do tego momentu? Jeżeli tak, to szacunek:)
Z szacunku dla wielbicieli tego rodzaju gatunku, będę informował, co jest prawdą a co fałszem.
Więc na razie wszystko jest najczystszą prawdą;D
Zatem publikuje wizerunek nr 1!
Rebus:)
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Elwood
Od 2009-03-26
Wiadomości: 1580
Miasto: Przystanek Oliwa
Na forum od: 07.02.2023
Odp: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
«
21 Maj 2023, 08:39 »
Publikacji wizerunku ciąg dalszy.
Czy to się da złożyć do kupy?
Kilka dni później okazało się, że dało się. Co my tu mamy...?
- Ukraina rocznik 1974,
- harcerski plecak z minionej epoki z prakticą MTL 5B z kompletem obiektywów,
- gitara Defil z ostatniego m-ca wypusku,
- opona na zapas,
- ruski primus do gotowania + litr benzyny,
To w ramach minionej epopki założonego trybu. Ubiór już bardziej nowoczesny ale bez wodotrysków termicznych. Bielizna z bawełny - 3xtrzy (trzy koszulki, trzy pary gaci i skarpet. Polarek zakładany przez głowę, oryginalna chusta afgańska i buty wojasa dla leśników, klapki i.. to wszystko. Żadnych windstoperów, przeciwdeszczowych historii itd.
Z jedzenia z epoki:
- 3 puszki śledzi w sosie pomidorowym,
- 3 puszki paprykarzu szczecińskiego.
Poza tym z planety PL zabrałem zupy w proszku (6szt.) i opakowanie makaronu (cienkich nitek), kawa. Z lokalnego bazaru - paprykę, cebulę, czosnek. Relatywnie czosnku, który jest dla mnie lekarstwem na wszystko.
Trasa zaplanowana była we właściwym kierunku, czyli z góry na dół:) Przełęcz Chargusz od strony doliny Aliczur za bardzo przełęczy nie przypomina, ale od strony doliny rzeki Pamir - jak najbardziej.
Do Iszkaszim, w którym Rzeka Pięciu Rzek skręca zdecydowanie na północ jest około 180km. Tyle będę miał do przejechania wzdłuż tzw. Korytarza Wachańskiego. Robiłem go już wcześniej, po obu stronach zaliczając przy okazji doliny Wielkiego i Małego Pamiru. Ale nie o tym.
Z ekipą umówiłem się w prosty sposób. Będziemy jechali sobie na przeciw. Oni z Chargusz do Chorog centralnie pamirskim traktem i dalej przez Garmczaszma do Iszkaszim wzdłuż Korytarza.
gdzieś po drodze mieliśmy się spotkać.
Zasadniczo w całym Pamirze z całego szeregu dostępnych dla 4x4 dolin, zaliczyłem grubo ponad połowę, ale i to się miało wkrótce zmienić. Piszę o tym, bo co tu nie pisać, byłem w uprzywilejowanej pozycji wobec tych, dla których Pamir był dotąd zamkniętymi drzwiami. Z mojej strony nie był to więc żaden wyczyn, poza czystą przyjemnością podróżowania w taki sposób.
Wybrałem kierunek wschód/zachód ale nie przewidziałem jednego ale powoli dojedziemy do stanu nieprzewidzianego:)
Minęła jedna chwila i zameldowałem się na poście w Chargusz. prowadzi do niego miejscami, brukowana droga, na co do tej pory nie zwróciłem uwagi. Dopiero z pozycji roweru świat wyglądał inaczej i nie powiem, zaczęło mi się to bardzo podobać...
Tego dnia nie ujechałem zbyt wiele km, bo nigdzie... mi się nie spieszyło. Na przełęczy pakowałem się byle jak i pierwszy biwak miał służyć za ogarnięcie się w temacie. Nie powiem, wyglądałem komicznie wręcz.
Nie wspomniałem o 1,5 pecie, który trzymałem w "sakwie" z wkładem termicznym na ramię. Coś takiego ludziska zabierają na plażę.
Woda, to największy problem w tym półpustynnym regionie. Dostępna głównie z topniejących śniegów pod warunkiem, że strumień nie przebiega przez letniska, służące do wypasu zwierząt.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.
Drukuj
Strony:
<< Poprzednia
1
...
4
5
6
7
[
8
]
9
10
11
12
...
25
Następna >>
Do góry
Tagi:
Forum :: podrozerowerowe.info :: wyprawy, trasy, sprzęt
»
Wyprawy i wycieczki rowerowe
»
Wycieczki
»
Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.
Organizujemy
Partnerzy
Patronat
Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:
CDN ....
Mobilna wersja forum