Obiecane rozlewiska Wisły między Nowe a Grudziądzem.
Z początkiem szkolnym lata zaliczyłem wycieczkę do niemieckiej Szwajcarii ale ja rowerowo nie skorzystałem, albowiem zajmowałem się w tym czasie posadzką w kotłowni i lodówce kumpla.
Tudzież uszczelnieniem zbiornika na deszczówkę jego sąsiada.
Ów sąsiad zapisał się szeroką zgłoską, bo wziął udział w akcji ratowniczej na dojeździe do celu. Bo ponieważ lublin turbo bus utknął mi o 22.30 na 50km przed celem. Celem była wieś podberlińska i w tej wsi akurat był festyn. Jak to na wsi, cała wieś brała udział w festynie i tylko jeden człowiek okazał się trzeźwym.
Powód był banalny ślizgający się pasek (okazało się, że poluzował się alternator) niedoładowywał aku a lublin turbo bus bardzo wrażliwy na to jest (mimo stosownej przeróbki).
A więc jedyny trzeźwy z moimi dwoma kolegami nietrzeźwymi dojechał do mnie i odpaliliśmy lublina bez problemu z kabli.
Dziupla kumpla leży 5km w linii prostej od tropical island i Strażnikowi Domowemu udało się do tej wyspy na rowerze dotrzeć. Mnie, zajętym sprawami budowlanymi udało się przejechać łącznie 500m celem ułożenia nowych opon.
Ekipa ze Szlaku akurat była.
Fazik i Karpiu. Fazik jest samowystarczalnym inżynierem. Na załączonym obrazku tartak, który sobie zmajstrował na potrzeby budowy.
Kobieta Fazika również jest inżynierem i budują chatę marzenie we dwójkę, z pomocą przyjaciół.
Tymczasowo Fazik pomieszkuje w Wozie Drzymały...
...będącego odpowiedzią na niemieckie przepisy.
Domek drewniany kupiony za 450€, wyprodukowany w NRD w latach 70-tych. Trzeba go było sobie rozebrać i złożyć na miejscu.
Rozbiórka polegała na ponumerowaniu detali, rozłożeniu, zapakowaniu do ciężarówki i złożenia na miejscu. Cały proces trwał 72h w układzie 2+1. Dwóch ludzi i kobieta.
Ale... żeby był to Wóz Drzymały, wóz rzeczony musi... jeździć. Wóz więc został postawiony na ramie jakiegoś ciągnika i można go przesuwać. Jeżdżącym domkiem para budowniczych wbiła ćwieka w urzędnicze, poukładane pruskie papierowe życie.
Obecnie chata ma już zalany strop, zamykający podpiwniczony parter. Poza pracami wymagającymi dźwigu Fazik z kobietą robią sami z rzeczoną pomocą od czasu do czasu.
Zabawiłem w NRD 7 dni, zaliczyłem dwa festyny enerdowskie. Nie pytajcie, co w NRD sądzą o operacji wojskowej na UA. Zasadniczo czują się wydymani przez bogatszego brata i ich inklinacje do "starych, dobrych enerdowskich czasów" są..., że tak powiem "bardzo męczące".
Co mam powiedzieć gościowi, który w tej wsi prowadzi knajpę od połowy lat 80-tych?
Że jest zwykłym kolaborantem? Bo przecież w tamtych sielskich czasach nikt z układu takiej możliwości by nie miał.
To na tych terenach AFD zyskuje na znaczeniu, co nie jest dla nas dobrą wiadomością i nie chodzi tam o żadne faszystowskie nastawienie (choć ma to znaczenie) ale o to, że się Niemiaszki radykalizują a to może prowadzić tylko do... wzmocnienia Niemiec. Rosjanie zaś są na tyle daleko, że nie są tu traktowani wrogo a nawet z atencją.
Tylu bzdur, co się nasłuchałem od enerdowców "coponiektórych", to głowa mała. Mają tam zryte berety jak Rosjanie ale... uchodźcy, socjal i socjalizm najbardziej daje im się we znaki, choć tak naprawdę mają dokładnie to, co mieli w NRD, tylko lepsze samochody i tv.
No, ale dość o tem.
Z niemieckiej Szwajcarii pojechaliśmy na wschód daleki z postojem u kolejnego przyjaciela, tym razem leśnika, w centralnej Polsce. Celem naszym były Lasy Janowskie.
W tych lasach trzeci kumpel już nie mógł się nas doczekać.
Przywitał nas chlebem, solą i czym chata bogata. A chata bogata była m.in. w wieżę widokową...
...i...
...zwodzony mostek.
Przede wszystkim jednak, w obficie zaopatrzony bar...
Moja perspektywa.
Był też po sąsiedzku bar przydrożny.
Okolice do rowerowania przepiękne, aczkolwiek naznaczone brunatną przeszłością. O tym jednak potencjalnie, przy kolejnej niechybnie wizycie.
Tymczasem rowerowaliśmy trochę.
A i pogoda była jak przysłowiowy drut.
Był i ojciec Mateusz.
Nie powiem. Sandomierz zrobił na mnie wrażenie ale trzeba tu przyjechać poza sezonem i poza weekendem.
Rynek był szczelnie zastawiony, nie dając mi spodziewanej perspektywy. Na ojca Mateusza się nie nadziałem za to na kraftowe piwo tak. Tak się nadziałem, że je wylałem.
Tak i owoż 10 dni prawdziwego hulania było. Jedna poważniejsza refleksja - Lublinem trzeba się będzie po golfie zająć.
Pamirska wyprawa i problemy z wałami odbiły swoje piętno na skrzyni i reduktorze. Ten drugi jest już zrzucony i układ napędowy został przywrócony do stanu fabrycznego ale skrzynia (KIA) pójdzie w eter. Nie ma to jak stara tczewska ale mój traktor to wersja III i takim to wynalazkiem został okraszony - zupełnie niepotrzebnie.
Bardzo mi zaś odpowiada przemierzanie planety PL rodzinnie lublinem, bo można w nim zmieścić wszystko, co się przydaje w plenerze, w tym np. m.in. rowery. Mógłbym z niego zrobić campera, ale nie mam takich potrzeb aczkolwiek rozkładana kanapa z multiwana T4 do niego jest z przygotowanymi miejscami montażowymi.
Bardzo elegancko wygląda zwiedzanie miast czy miasteczek mając na podorędziu w takim lublinie, rower.