Czekałem na mrozy, by trochę pojeździć w takich warunkach. Wczoraj (roboczo) pyknąłem ponad 50km. Do pracy i z pracy - lekko fizycznej (renowacja posadzek).
Podzielę się więc moimi uwagami/doświadczeniami - jak sobie radzę w niższych temperaturach.
Należę do tych, którym "szybko" marzną dłonie i stopy.
Kiedy? Przede wszystkim, kiedy nie jestem "termicznie" zabezpieczony. To taki banał ale tak to w istocie jest.
Trochę prostej teorii.
Ciuchy (w tym buty) same w sobie nie grzeją. Nie są kaloryferem. Są barierą, więcej lub mniej przepuszczająca "ciepło/chłód". Im bariera termicznie lepsza, tym lepiej zapobiega migracji.
My jesteśmy zaś piecem, zdolnym generować ciepło o temp. 36/37st.
To nie wcale nie znaczy, że my osobiście odczuwamy taką temp. na zewnątrz jako nasz komfort cieplny. Ten to przedział 17/22st. Stała temp. naszego ciała zapewnia "wnętrzu" komfortowe warunki bytowania tkankom.
I teraz najważniejsze.
Ciuchy (barierę) dobieramy do przewidzianej aktywności fizycznej. Bo to, że potrafimy się "zgrzać" wysiłkiem fizycznym, to jest dla wszystkich uprawiających aktywność fizyczną jest oczywiste.
Warunki zewnętrzne.
W moich rozważaniach zajmę się przedziałem od -1, do -5/8st. Dlaczego takim? Bo osobiście uważam, że takie warunki noszą jeszcze znamiona akceptowalnej strefy komfortu, bez zakrywania całej twarzy. Jeżeli taka potrzeba istnieje, to mi się już w to nie chce bawić. To znaczy, że poniżej praktycznie -10st. jazda na rowerze nie jest już dla mnie zabawą.
Zakres temp. nie obejmuje przedziału powyżej 0st. bo wtedy warunki się diametralnie zmieniają. Możemy mieć do czynienia z deszczem i tym warunkom poświęcę osobny wpis.
Otóż wspomniane warunki (poniżej zera stopni) są w pełni akceptowalne jeżeli mamy podstawową wiedzę jak sobie w nich radzić i znamy choć trochę swoje ciało.
O ciele ciut.
Nasz organizm dość sprawnie reguluje temp. ciała. Nam jest zaś lepiej dostosować się do niskich temperatur niż wyskoich i tu tolerancja jest dość spora. Wystarczy przekroczyć temp. zewnętrzną o ledwie 10st. na plus i zaczyna się robić nieciekawie, nie ma mowy o jakiejś większej aktywności fizycznej. Za to w dół, nie ma takiego problemu nawet przy -20st.
Zobaczmy, jak sobie w takich temperaturach radzą np. amatorzy sportów zimowych w Skandynawii. Całe rodziny biegają tam na nartach i przecież nie w kożuchach.
Najogólniej rzecz biorąc przeszkodą "wewnętrzną" w regulacji temp. jesteśmy my sami. Zasadniczo chodzi o sprawny transport krwi i dostęp do źródeł energii.
Transport krwi.
Będzie sprawny, kiedy mięśnie nie będą sprawiały mu zbyt dużego, stałego oporu. Ten "stały" opór jest niepożądanym zjawiskiem. Powodów może być kilka. Mówimy tu o stanie"spiętych" mięśni. Takim popularnym, dość powszechnie znanym jest "spięcie" mięśni karku. przy odpowiedniej praktyce jesteśmy sami wstanie, ten stan zdiagnozować (nie chodzi tylko o kark).
Te wyjściowe napięcie mięśni stanowi już wyraźną barierę dla przepływu krwi. W warunkach komfortu cieplnego tego nie odczuwamy, gorzej gdy temperatura wykracza poza ten komfort (na minus i na plus).
Ten stan niepożądanego napięcia bardzo często wynika z dwóch przyczyn:
- stanu emocjonalnego ("spinamy" się, praca mięśni poza naszą świadomością),
- braku pełnego zakresu ruchów mięśni wynikający z przewagi określonych grup mięśni nad innymi.
Powód pierwszy jest nie do końca oczywisty, trudniejszy do zdiagnozowania.
Powód drugi bardziej oczywisty, łatwiejszy do zdiagnozowania. Tu odpowiednia praca nad problemem ma tez pozytywny wpływ na problem pierwszy.
Tym niemniej należy starać się ograniczyć/wykluczyć z życia stany emocjonalne, które powodują a`priori niekorzystne konsekwencje. To jest bardziej problem psychologiczny i nim nie będę się zajmował na tym etapie.
Ten bardziej oczywisty dla nas powód, to z jednej strony określony tryb życia (ogólnie rzecz biorąc - wady postawy) i niewłaściwy trening, w tym zaniedbania pracy jednych mięśni, kosztem drugich (równowagi między mięśniami antagonistami), brak technik relaksacyjnych, co w konsekwencji doprowadza do upośledzonych zakresów ruchów w określonych stawach.
Pomijając sam kręgosłup, odpowiedni zakres ruchów w obrębie obręczy barkowej i biodrowej jest pierwszym z punktów wyjścia potencjalnej pracy nad sobą.
Przy tłoczeniu krwi istotne są:
- praca serca,
- mięśnie (ich skurcze, jako mini pompy),
- pozycja.
Wpływem treningu na serce nie będę się zajmował.
Odpowiednim treningiem jesteśmy wstanie wpływać na pracę mięśni, jako tłoczni dla krwi. najlepsze warunki są, gdy mięsień pracuje w swoim pełnym zakresie. Znaczy od pełnego skurczu do pełnego rozluźnienia - jego rozciągnięcia. Optymalne więc warunki dla tłoczenia krwi przez mięśnie mamy wtedy, kiedy te pracują w pełnym zakresie ruchów.
I tu płynnie przechodzę do odpowiedniej "pozycji", która tę pracę zapewnia.
Pozycję wymusza:
- rodzaj aktywności,
- dobór narzędzia/sprzętu
- określone ćwiczenie (zła technika),
- mobilność,
Pierwsze - jazda na rowerze:)
I tu jest szerokie pole do popisu. Od kolarstwa szosowego, przez mtb, do jazdy miejskiej. Dobór roweru itd.
Dwa ostatnie wydają się oczywiste. Np. źle ustawione siodełko (za nisko, to mięśnie stawu biodrowego, kolanowego i skokowego będą pracowały w fatalnym zakresie), mostek/kierownica itp. Jak sięgasz rękoma do pół łydki w zgięciu tułowia w przód o nogach prostych to zapomnij o komfortowej pozycji na szosie itd.
Skoro tyle wiemy, to moim zdaniem ogarniemy "przestrzeń" i zajmijmy się praktyką.
O tym, w kolejnym odcinku.
Gołąb niestety zaparkował trwale.
Drażkowanie na finał dnia pracy było i tym razem.
Romans z drążkiem potrwa do letniego przesilenia. Zamierzam z juniorem i wnukiem pojawić się tego dnia na plaży w Jelitkowie i zawstydzić ćwiczących:)
Z juniorem, który jako szkrab i nastolatek zawsze namawiał mnie do takich występów, kiedy drążek okupowała grupa społeczna grzesząca pychą mięśni.
Zobaczymy, co z tego wyjdzie:)
teraz wypad do roboty (na rowerze), bo pogoda wymarzona.