Autor Wątek: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.  (Przeczytany 38877 razy)

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
...
Ps. A może by to wydzielyć do innego wątku?
Chyba nie ma potrzeby. To moje indywidualne doświadczenia i kawałek (drobny) ogólnie dostępnej wiedzy.

Tymczasem okazało się, że mam kumpla cenzora, który śledzi moje wydumki w tym wątku bez logowania i...
-...no kurwa chłopie... jak już coś robisz, to pisz porządnie. Z atencją, zaangażowaniem, nie po łebkach, bo i kobiety są na planecie. Prosty przebieg "zasilania dłoni" przekaż i gdzie adaptacja do niskich temperatur?!

No f-cznie...
Stara, dobra szkoła AWF-u.... Pokaz. Tym "pokazem" może być obrazek też. W końcu to wychowanie fizyczne.

Ok.
Ad.1.
Wiąże się to z pozycją na rowerze.
Pierwsze - nie jest to naturalna pozycja. Otóż ta pozycja wymusza oparcie dłoni na kierownicy. Zajmijmy się tylko oparciem.



Zdjęcie powyżej przedstawia powierzchowny przebieg tętnicy promieniowej i łokciowej. Nie mylmy tego przebiegu z nerwami ale i to ma swoje znaczenie.
Otóż zauważcie, że zaopatrują one m.in. zginacze palców i kciuka, biegnąc po tej stroni dłoni, którą opieracie o kierownicę.
Nie ma więc opcji, że nie zakłócamy w ten sposób krążenia. Ucisk nerwu upośledza z kolei pracę samego mięśnia, jako pompy, która wspomaga krwi obieg. Moja praktyka, w zapowiedzianym odcinku.

Ad.2.
Adaptacja do niskich temperatur. Hm...
Pierwsze, o czym wypada wspomnieć, to fakt, że nasz mózg traktuje ręce i stopy po macoszemu.
W warunkach hipotermii, to im odcina "prąd".
Ale ktoś powie: no chwila... jest mi ogólnie ciepło a ręce marzną. Spokojnie, o tym już wspomniałem ale możemy przecież ten proces opóźnić bez szkody dla zdrowia.
W bardzo prosty sposób jesteśmy sobie wstanie pomóc. Musimy chwilowo opuścić strefę komfortu i zacząć brać zimne prysznice, by przejść do pełnego morsowania. To już jest młyn na moją wodę:)

Ale... to już w kolejnym odcinku.

Dzisiaj skończyłem robotę wcześniej.



Nie ma, że to czy tamto.
« Ostatnia zmiana: 2 Gru 2023, 07:19 Elwood »
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Skoro już wiemy jakie czynniki obiektywnie mają wpływ na gorsze krążenie w kończynie górnej przejdę do mojej praktyki.
1. Staram się wyjść z domu na rower wstępnie rozgrzany. Nie ogrzany ale rozgrzany. Znaczy po rozgrzewce, po której tętno jest powyżej 120 (cirka). Obecne moje tętno spoczynkowe to 60/65.
Na finał robię 20 pompek, może być podciąganie na drążku jak ktoś ma. Pompki już w rękawiczkach.
Przed poranną jazdą to obowiązek. Mi jest się trochę trudniej rozgrzać tak ad hoc, ponieważ zimą rano nie mam w chacie więcej niż 13/14st.
Im większy minus na zewnątrz, tym lepiej przykładam się do zagadnienia. Przy tym -1 czy -2 to nie jest dla mnie mróz.
Ideał, to wyjść w rękawiczkach z ciepłymi dłońmi (w wyniku ćwiczeń). Rozgrzewam się tak, by się nie spocić.

2. Ubiór.
Ubieram się na cebulę tak, że przy braku aktywności fizycznej po kwadransie odczuwałbym dyskomfort. W plecaku mam dodatkowo bluzę, po założeniu której, jestem wstanie przywrócić komfort cieplny.
Pierwsza uwaga.
Jeżeli zaniedbam pierwszy etap - zawsze marzną mi dłonie przy większym minusie.
Przy ubiorze ważne jest, by chronić również klatkę piersiową. Klata nie może odczuwać wyjściowo żadnego dyskomfortu. W przeciwnym razie mózg wyśle sygnał - chronić serce i dupa.
O samych rękawiczkach na końcu będzie.

3. Pozycja na rowerze.
Staram się mieć dłonie maksymalnie rozluźnione ale profilaktycznie mocno ściskam grip i mocno rozprostowuję dłonie (pełny zakres), by trzymać komfort cieplny. Kiedy dochodzę w trakcie jazdy do wrażenia, że jeszcze trochę a dłonie zaczną mi się pocić - to jest stan OK.
Pamiętajmy, że w trakcie jazdy korpus z rękoma mamy praktycznie statyczny (pomijam mtb w lesie np., kiedy często zmieniamy pozycję). Grzeją się praktycznie same uda i częściowo pośladki.

4. Kiedy dłonie "i tak zamarzają", zatrzymuję się i rozgrzewam angażując całe kończyny górne z obręczą barkową.. W moim przypadku ideałem jest drążek lub niski konar drzewa, na których mogę wykonać szwedzkie podciąganie przerywane zwykłym spacerem. Po dwóch seriach (co zajmuje maks 3 minuty) dłonie wracają do porządku. Oczywista rękawiczek nie ściągam.

Jeżeli wychodzę z domu nierozgrzany, prawie zawsze mam problem. Potem oczywista sobie radzę ściskaniem i prostowaniem dłoni. Po jakimś kilometrze takich ćwiczeń dłonie się rozgrzewają.
Warto też zwrócić uwagę na same gripy. Jeżeli kierownicę mamy metalową, to ona sama szybko się wychładza. Grip może tu być dla nas wsparciem. Będzie on nas też wspierał lepiej, kiedy będzie bardziej elastyczny dla dłoni.
Jeżeli wcześniej drętwiały nam dłonie (ucisk nerwu łokciowego), to musimy najpierw załatwić ten temat (niewłaściwa pozycja).

Staram się również wykorzystywać same warunki, które mogą być wsparciem lub przeszkodą ale to jest tak oczywiste, że komentarz jest tu raczej niepotrzebny.

Rękawiczki.
Wbrew pozorom, temperatury minusowe (wskazany przeze mnie wcześniej przedział), są idealne, by zachować komfort. jeżeli maja membranę gore tex lub inną, to ona po prostu działa.
Warunek a`priori - musza mieć windstoper. Bez niego poradzimy sobie w lesie, przy małych prędkościach lub w mocno urozmaiconym, bezwietrznym terenie przy niskiej średniej i dużym wysiłku.
Optymalne zabezpieczenie dłoni to:
- wygodny i elastyczny grip (wydłuża trwałość samych rękawiczek,
- łapawice, o których wspomniał Borafu. Lekkie, z membraną za grosze.
- dobre, wełniane rękawiczki jako termiczna wkładka. Pięciopalczaste, mogą być dedykowane do jakiś manualnych działań.  Z łapawicami zmieścimy się spokojnie w 100zł.
Z czasem wymieniamy tylko je.
Ten zestaw sprawdzi się również w warunkach najgorszych. Kiedy w trakcie wycieczki spodziewamy się temperatur ujemnych i dodatnich połączonych z opadami deszczu.

Wszystkie uwagi powyżej sprawdzają się w jednodniowych wycieczkach. W kilkudniowych wyjazdach połączonych z biwakiem w terenie musimy bardziej zadbać o termikę pozostałego odzienia, świadomie biorąc na klatę dyskomfort z tego wynikający. To już odrębny temat.

Ostatnia jeszcze uwaga dotycząca adaptacji do niskich temperatur. Możemy sobie pomóc hartując dłonie. Optymalnym są kąpiele całego ciała (i rąk!) w zimnej wodzie. Minimum, to kąpiele samych dłoni i stóp.
Czasami przed wyjściem, kiedy mamy śnieg za oknem wychodzę, by przed jazdą zrobić sobie kilka kulek ze śniegu, wracam na chatę i dopiero po tym rozgrzewka, o której wspomniałem.

To tyle.

P.S.
Jeżdżąc do pracy rowerem, wbijam w ciuchy i buty robocze, nie za bardzo przejmując się niskimi temperaturami. Cieplejsze (niż robocze) buty zakładam poniżej -2st. Na ręce stare rękawice narciarskie i jazda. W takim trybie jestem wstanie poświęcić godzinę w jedną stronę.

Dziękuję za uwagę.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
W środku zimna.

Znaczy ekspozycja na zimno.



Mnóstwo zalet wynikających z "morsowania", to potężny potencjał. Treści z filmu powyżej, traktujmy jako drogowskaz.
Z tematem poruszanym wcześniej, koreluje znakomicie. Trudno tu o lepszy komentarz.

"Zimno, mój ciepły przyjaciel".


Drugim jest ruch.

Trzecim spokój (ćwiczenia oddechowe i panowanie nad kortyzolem). Zaprawdę wszystkie są ważne ale dwa pierwsze są napędem mimo woli.

Czwartym  jedzenie.

Wszystkie mają swoje ograniczenia, zwłaszcza te, które wynikają z naszego jestestwa. Zawsze możemy  próbować "ścinać negatywne ogony".
Liczy się jednak tylko to, co ty robisz.

Najłatwiej jest zacząć od punktu pierwszego. Stopniowo. Wybitnie to pomoże w pokonywaniu trudności wynikających ze specyfiki wielodniowych wycieczek zimą.

Mój patent dla początkującego, to współprace z zimnem można zacząć latem. Mając dostęp do jakiegoś zbiornika wodnego, korzystać z niego w cyklu zależnym od jego pojemności cieplnej.
Mając dostęp do morza, wystarczy chodzić się kąpać raz w tygodniu.
Do jeziora - dwa razy w tygodniu. Rzeki? Jak najczęściej. Plus każdy zabieg higieniczny w domu - to ostatecznie tylko zimny prysznic.

Jadąc w teren, zawsze rozbijam się nad jakimś zbiornikiem lub ciekiem wodnym. I zawsze się kąpię. Zwłaszcza "poza sezonem". Jeżeli nie wieczorem (bo się nie spociłem), to na pewno rano.
Z czasem staje się to czymś normalnym.

Na dzisiaj to tyle.

Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
A na wieczór:)

Zaliczyłem cudną wycieczkę w lekkim mrozie do żółtego śmietnika i naszła mnie wspominkowa refleksja.
Zapewne każdy (a zimowa pora sprzyja) przeżył lub wyobrażał sobie, krew mrożące w żyłach - przeżycie. "Prze-życie", to słowo klucz. Fajnie jest, te "życie prze-żyć".
Przychodzi baba do lekarza, cała obsrana.
- Co pani jest, pyta się lekarz?
Przekupa.

To krakowski dowcip.
W jakich temperaturach najniższych zdarzyło się wam prze-spać? Wilka nie pytam, bo jego zjadł ślimak.
Mnie się zdarzyło spać spokojnie na betonie, bez namiotu przy temp. -22st. Moje extremum.
Jakie są wasze doświadczenia?



Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna bzyk69

  • Wiadomości: 436
  • Miasto: Pszczyna
  • Na forum od: 27.08.2021


Mnie się zdarzyło spać spokojnie na betonie, bez namiotu przy temp. -22st. Moje extremum.
Jakie są wasze doświadczenia?

A spanie po alko imprezie się liczy ;)?

Jaki śpiwór miałeś na tym minusie, i co pod śpiworem?

Ja cały czas przymierzam się do przetestowania minusowych temperatur w systemie dwóch śpiworów (mam takiego dużego syntetyka, puch z mojego 400gr puchowefo miałby tam się gdzie rozprężyć), no ale ciągle brak czasu (albo mamy cykora i to sobie racjonalizuję :))


Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Spałem w pełni świadomie. Bez grama alko. Bez śpiwora i karimaty, moją karimatą był czysty beton. Starałem się tylko nie leżeć w świetle lampy. Cudnie przespałem tak bite dwie godziny, można by powiedzieć: jak trup!
Dawajcie swoje przypadki, na koniec sprzedam mój patent i okoliczności:)
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna sierra

  • Wiadomości: 1035
  • Miasto: Elbląg
  • Na forum od: 06.09.2017
Spałem w pełni świadomie. Bez grama alko. Bez śpiwora i karimaty, moją karimatą był czysty beton. Starałem się tylko nie leżeć w świetle lampy. Cudnie przespałem tak bite dwie godziny, można by powiedzieć: jak trup!
Dawajcie swoje przypadki, na koniec sprzedam mój patent i okoliczności:)

Ławka na przystanku autobusowym pomiędzy Helem, a Juratą.
Temperatura ok. -7 C.
Czas drzemki ok. 20 minut.
http://sierra.bikestats.pl/1278931,Zima-do-Piekla-Helu.html#comments

http://kbialy2002.bikestats.pl/a,2015,2,1.html - złapany przez fotopstryka Krzysia  ;)
Ups, tu:
http://kbialy2002.bikestats.pl/1279364,Nocny-Hel-we-mgle.html
« Ostatnia zmiana: 6 Gru 2023, 08:52 sierra »

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Elegancko sierra! Hardorowo, zainspirowałeś mnie dystansem zimowo.

Bzyku, gdzieś w archiwum bloga mojego mam "relację" z nocnego, zimowego testu "normalnego" ubioru w namiocie. Test miał miejsce na podwórku pod blokiem:)
Takie rozwiązanie Ci polecam. Mi się po prostu nie chciało targać szpeju do lasu, do którego w linii prostej miałem mniej niż 500m.
Testowałem swojego mistrala i... kożuch:) Warunki miałem znakomite (oczywista śpiwór syntetyczny - komfort -2st i karimata). Trafiłem na najzimniejszą noc na planecie PL od kilku lat. W Jabłonnej zanortowano blisko -40st. U mnie, na oliwskim podwórku było ledwie -14.
Mój Strażnik Domowy uznała mnie za wariata. Kompletnie się nie wyspałem (ale nie za bardzo z zimna) i kiedy o 7.30 rano wszedłem na chatę, żona rzuciła:
- Już chciałam sprawdzić, czy jeszcze żyjesz ale postanowiłam najpierw dopić kawę.
Odkopię, to dam linka:)

Ludziska, dawajcie swoje doświadczenia.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna sierra

  • Wiadomości: 1035
  • Miasto: Elbląg
  • Na forum od: 06.09.2017
Odnosząc się do termiki... moje pomysły:
1. "Cebula" - zgoda,
2. Łapki marzną w każdej temperaturze (efekt wiatru, temperatury, osłabienia odporności, geometrii, zaciskania - poczucie lepszego panowania nad rowerem),
3. Stopy (warto zadbać o przestrzeń w bucie-nie może być za ciasno),

Jeśli zaczyna być dramatycznie, ściągam łapki-jadę bez; bądź fizjologicznie traktuję  ;) - to zawsze działa  :)
 
 

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Dokładnie.  Stopom poświęcę osobny odcinek:)
Twój wyczyn był hardcorowy m.in. z jednego powodu. Przy dużym wysiłku lepiej utrzymywać ciepłotę, którą sami wytwarzamy. Wychłodzenie bez zapewnienia sobie bezpiecznego odzienia na okoliczność, może być już problemem. Sytuację ratuje fakt, że masz szybki dostęp do cywilizacji. Wystarczy stacja benzynowa z grzejnikiem, na którym możesz wysuszyć mokre fanty.
Ostatecznie komisariat policji albo plebania:)

Dużo gorzej jest na konkretnej wyrypie, kiedy świadomie jesteś daleko od cywilizacji. Zupełnie inne priorytety. Oczywista gdy śpisz w namiocie itp.

Dalej czekam na wasze extrema.

Tymczasem...
Powoli będę uchylał moją "tajemnicę".
Pierwszy rąbek: miało to miejsce w wojsku:)
Już sam fakt, że znalazłem się w wojsku i to w WSWŁ w Zegrzu, to jest piękny temat. Nie nazwałbym tego studiami, poczynając od egzaminów, które były czystą farsą. Stąd też kompletny brak zaufania z mojej strony do doświadczeń mojego pokolenia oraz tego wcześniejszego i późniejszego.
To, co nas łączy w tej opowieści, to niewątpliwie beton:)

Otóż mój test (bo to był test) miał miejsce na warcie. Słuzba wartownicza to cos wybitnie męczącego pscychę. Kryzys przychodzi między 2.00 a 4.00, ewentualnie dwie godziny później.
"Działąsz" w cyklu. 2h warty, 2h odpoczynku, 2h czuwania. Spać możesz tylko w trakcie ciszy nocnej (różne dla danej jednostki). W WSWŁ (Wyższa Szkoła Wojsk Łączności) cisza nocna była między 22.00 - 6.00.

Była to moja kolejna warta w samym środku zimy i mój posterunek wypadł przy ZN. ZeteNy, to magazyny zapasów nienaruszalnych. Ciąg garaży ustawionych w dwóch szeregach jak kompania do przeglądu. Po środku droga dojazdowa. Plus taki, że dość daleko od wartowni, minus, ze wszystko elegancko oświetlone. Widać z daleka, co robisz. O ile latem każdy próbował kimać, o tyle zima odważnego nie było.
Zwłaszcza tej nocy, kiedy temperatura szybko spadła poniżej -20. Od -15st. miałeś prawo do kożucha, czapy uszatki i walonek. Do minus 15stu stałeś w normalnych ciuchach z hełmem blaszakiem na głowie i wtedy robiłeś wszystko, by nie zamarznąć.

W tym kontekście - 16st, to było o księżyc lepiej. Najgorzej oczywiście w ciągu dnia, kiedy na niektórych otwartych posterunkach miałeś stać na baczność i np. otwierać bramkę przy ogrodzeniu dla kadry, która chodziła na skróty. Było to oczywiście niezgodne z przepisami ale ja byłem przepisowy. W ten sposób podpadłem z-cy d-cy jednostki d/s liniowych, kiedy ten zbliżył się do bramki a ja próbowałem zatrzymać go przepisowo.
Wygląda to mniej więcej tak.
- Stój! Pierwsze ostrzeżenie.
- Stój służba wartownicza! Drugie.
- Stój służba wartownicza, bo strzelam! Trzecie.
- Strzał ostrzegawczy. Czwarte.
- Strzał w intruza (po nogach). Piąte.
Ów pułkownik był wyjątkową kreaturą. Był hardy jak Wilk:)
Po strzale ostrzegawczym padł przerażony na pysk ale dalej szczekał:)

Było to na pierwszym roku, i od razu stałem się sławny. Nie można mnie było ukarać, bo działałem zgodnie z regulaminem. Jaja jak berety.
To mnie ośmieliło, nie powiem:)
Od tej pory moją jedyną obroną przeciwko tym debilom, była doskonała znajomość regulaminów (czterech) na pamięć. regulamin Służby Wojskowej wykułem dosłownie na blachę, jak niektórzy Pana Tadeusza. ja byłem ciut lepszy, bo tą dość grubą książeczkę recytowałem od wybranego losowo fragmentu na dowolnej stronie, od dowolnego wiersza lub jego fragmentu.

Uczyłem się tych regulaminów, kiedy organizowałem sobie sam czas wolny w trakcie zajęć teoretycznych. Kiedy zorientowałem się, że nikt tam nie sprawdza obecności, jak odłączałem sie od kolumny maszerujacej na zajęcia i udawałem się w ustronne miejsca. Na wiosnę, lub jesień takim miejscem był np. stadion, na którym od pewnego momentu nie koszono trawy.
Kiedy więc zaległem na glebie, byłem niewidoczny. Leżąc tak uczyłem się m.in. regulaminów na pamięć i kombinowałem jak przetrwać.

Tak też wykombinowałem jak przetrwać zimowo na warcie:)
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline EASYRIDER77

  • Wiadomości: 4856
  • Miasto: INOWROCŁAW
  • Na forum od: 27.07.2010
uśmiałem się, co do Twojej nadgorliwości na warcie

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
uśmiałem się, co do Twojej nadgorliwości na warcie
Ano.
Regulamin Służby Wewnętrznej to był, nie wojskowej a komendy te pierwsze, dokladniej zdaje się:
1. Stój służba wartownicza, kto idzie.
2. Stój, kto idzie...
Czy jakoś tak:)
Ogólnie dramat.

Wracamy do warty.
Mróz taki, że aż w oczy szczypie. Moją zmiana wypada o 4.00 więc jeszcze tej nocy nie zmrużyłem oka. No wię w trakcie czuwania wykoncypowałem tak.
U osram się we wszystko na cebulę, co mam i coś jeszcze. No więc pod koniec czuwania ubieram się po kolei:
1. Pidżama
2. Owijam nogi i tułów gazetami ile wlezie. Trybuna Ludu i Żolnierzem Polskim.
3. Na ten miszung dres (bluza i spodnie).
4. Dalej motto (bluza i dres).
5. Finał kożuch i kominiarka.
Stopy.
1. Onuce:)
2. Gazety
3. Skarpety dwie pary
4. Trampki. Dobrze czytacie:)
5. Największe walonki jakie były.
Głowa
1. Czapa z futerkiem.
Ręce
1. Rękawiczki.
2. Łapawice.
Ostatni zestaw był najsłabszym ale w planie było schowanie dłoni w kieszenie kożucha.

Byłem jak rycerz w zbroi.

Rozprowadzony przez z-cę d-cy warty, jak tylko się oddalili, wstępnie polożyłem się na glebie w możliwie największym cieniu. Wszędzie kurwa lampy.
Tak leżę i jest mi ciepło. Przymknąłem oczy, ręce do kieszeni kożucha i...
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
...minęły 2h.
Maszeruje moją zmiana i mnie nie widzą. Ja w tym czasie kimam jak wojskowy, młody Bóg:)
Rozglądają się i nagle widzą kogoś leżącego. Szybko podchodzą i konsternacja. Ja normalnie śpię jak mysz pod miotłą a tu, w życiu nie było mi tak wygodnie jak na znrożonym betonie. Leżę jak sztywny. Rozprowadzający przerażony, próbuje mnie ocucić, szarpie delikatnie a ja nic. Trup.
Budzę ale udaję zemdlonego. Nagle otwieram oczy i pytań:
- Co się dzieje?
Rozprowadzający, że leżę.
- Chyba zemdlałem... Nic nie pamiętam... Gdzie ja jestem?
Chłopaki mnie podnoszą. Już miałem extra plan ekstra ale to był początek lat 80-ych. Żołnierz żyje, to nic mu nie jest:)

Tak, że ten. Termometr pokazał o 4.15 minus 22st. a ja już miałem gotowy patent. Jeszcze raz go wykorzystałem ale odkryłem przy okazji coś na kształt drewutni, do której od zewnątrz można się było dostać jak do psiej budy.
Jak zaległem w trocinach w moim rynsztunku, to w ogóle nie mogli mnie znaleźć!
Cud, że się obudziłem, bo mogła być niezla afera, łącznie z hipotetyczna dezercja. Wykorzystałem zamieszanie i wydostałem się z drewutni cały w trocinach ale już nikt nie pytał dlaczego tak wyglądam:)

Od tamtej pory wiem, że na cebulę jest najlepiej.
« Ostatnia zmiana: 7 Gru 2023, 07:15 Elwood »
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Romal

  • Wiadomości: 853
  • Miasto: Szczecin
  • Na forum od: 05.06.2006
Extrema...

-15 na zboczach Babiej Góry. W podartym namiocie (zamek w tropiku się nie zamykał, zamknąć można było tylko sypialnię). Namiot dwuosobowy, w środku cztery osoby. Te dwie nadmiarowe to parka "turystów", która chciała spędzić Sylwestra na szczycie (my zresztą też). Wiało okrutnie, do tego to zimno. My wymiękliśmy i rozbiliśmy namiot poniżej, w kosówce. Oni poszli. Godzinę później wrócili. Ona się jeszcze jakoś trzymała, ale on był tak słaby, że można go było palcem pchnąć i by się wywrócił. Okazało się, że nie mają żadnego pomysłu na nocleg. Nie mają namiotu i sprzętu. Nawet wody nie mieli, bo przecież śniegu wszędzie pełno. Mieli tylko szamana i dwa kieliszki. Dawno to było, ale do dziś to pamiętam i zastanawiam się co by się z nimi stało, gdyby nie spotkali nas na podejściu i potem do nas nie wrócili.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Elegancko Romal. Dzięki za wpis.
Temperatura to nie wszystko. Dlatego tyle emocji dostarczają wszelkie zimowe, pokonywania wzniesień zwłaszcza tych, o które ocierają się prądy strumieniowe.
W górach dwa razy doświadczyłem osobiście radykalnej zmiany pogody. Ostatnie doświadczenie okazało się największym kataklizmem od 100 lat (2010) w zachodniej części gór wysokich, kiedy to monsum przetoczył się przez Hindukusz.
Co ciekawe nie dotyczyło to spadku temperatury ale jej wzrostu, co zaowocowało opadem deszczu powyżej 4000m i ogromnym wzrostem wilgotności powietrza.
Nie byłem na to przygotowany. Szedłem solo, w starym stylu, targając ze sobą ponad 40kg fantów ale nie uwzględniłem takiej okoliczności. Do tego w tych okolicznościach pokonałem najbardziej niebezpieczny odcinek szlaku, przy takiej pogodzie omijany szerokim łukiem (dosłownie, + 10km).
Ale t był już taki "rodzynek", o którym dowiedziałem się, jak już było po wszystkim.

Mój błąd polegał na tym, że oparłem się o średnią stanu pogody. Ledwie 6 dni opadów w roku albo wcale. Górski obszar półpustynny, w którym wodę czerpiesz z topniejącego śniegu lub lodowców.
Duże, dobowe wahania temp. rzędu nawet 50st. Jesteś na szerokości geograficznej Cypru, więc w słońcu temp. Potrafi wzrosnąć do 40st w dzień, w nocy spaść do -10. Poruszamy się w  amplitudzie 3000/5000m.
Zabieram więc bieliznę na zmianę (wszystko krótkie + zestaw "długi" do spania), polar setkę, dżinsy i cieniutką przeciwdeszczową kurteczkę. Spadku temp. w suchym powietrzu się nie boję. Od tego mam śpiwór z komfortem -2st (syntetyk). W ciągu dnia na niebie operują chmurki baranki dające zbawczy cień. W cieniu maks. jak w lodówce na górnej półce.

Zanim wyszedłem na szlak, kilka dni już w takich warunkach spędziłem, adaptując się do niższych temperatur.
Na szlaku pewnego dnia spotykam Duńczyka, biologa, który wraz z ekipą przez dwa m-ce coś tam badał ale został zmuszony się wycofać, bo sponiewierał go jakiś wirus. Dwa różne światy.
On ciepło ubrany z czapką i kitą z jenota, ja w klapkach w bosych stopach, krótkim rękawku, w podartych dźinsach, stojąc po kostki w wodzie (topniejąca wieczna zmarzlina). Na wirusa zaproponowałem mu czosnek.

Kilka dni później monsum przetoczył się przez Hindukusz, kondensacja pary w namiocie ogromna. Namiot jednopowłokowy. Ciepło ale dla mnie tragiczna perspektywa.



Dlatego najgorsze warunki dla rowerowego podróżnika, to nasza klasyczna, późna jesień. Moimi uwagami się podzielę, tymczasem dawajcie swoje "extremy".
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum