Autor Wątek: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.  (Przeczytany 38878 razy)

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Z wątku Maraton Podróżnika.

Warunki to wtórna sprawa.
Jak zapragnę jechać pod wiatr, w zaspach, przy -15st. to poinformuję. Sam przykładasz do tego duże znaczenie, bo układasz trasę z wiatrem np. Warunki trzeba wykorzystać na plus.
Dla mnie problemem jest dystans, pochodna mojej kondycji, która jest pod psem. Przymiarka będzie najpierw do 150km. Dystans dwukrotnie dłuższy zostawiam na zamknięcie sezonu zimowego o ile się zdecyduję/przygotuję.

Nie sądziłem, że mogę być źródłem inspiracji...
Tego roku na Helu byliśmy dwa razy.
Z Elbląga to 360 km (bez noclegu, wyjazd najczęściej w piątek wieczorem, w nocy).
Planując dłuższą wycieczkę, dobrze jest wybrać w miarę uczęszczane miejsce.
Hel zimą, to czarna dupa (tak było w 2015 r.).
Będąc tam rano ok. 7 nie możesz liczyć na żaden popas. Nawet spożywczak może być zamknięty. Ratunkiem są stacje benzynowe (Władysławowo).
Ważne jest z Kim jedziesz.
Wycieczkę w pojedynkę odradzam.
Wszystko się może zdarzyć (nie wszystko da się zaplanować).
No i głowa.
Najważniejsza jest głowa.
Dupa może spuchnąć.
Głowa - nie.
Problemem może być brak snu.
Dlatego warto poćwiczyć w porach roku, które są bardziej przyjazne niż zima (jak by nie była).
Ponieważ zdobyłem już Swój Księżyc, nie mam parcia na takie pomysły (Hel zimą).
Jeśli chciałbyś dołączyć, a ja zmontuję Ekipę, to zapraszam.
Raz się nie udało, kiedy zaprosiłem Marka, a ja się wycofałem.
Drugi raz jednak udało się zmontować Ekipę i Marek dołączył.
Sam raczej nie pojadę, bo Mój Skarb, obawia się że coś może się zdarzyć (jazda nocą, po terenie, w niedających się przewidzieć warunkach - to spore wyzwanie).
PS.
Sorry, za wrzutkę w tym wątku, ale widzę, że dyskusja przeniosła się właśnie tu.
Statystyka lutego 2015 (za bs)
Dystans całkowity: 1732.39 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu: 94:02
Średnia prędkość: 18.42 km/h
Maksymalna prędkość: 53.20 km/h
Liczba aktywności: 12
Średnio na aktywność: 144.37 km i 7h 50m

Dzięki za komentarz.
Wilk z zacną sforą odebrali moje komentarze, jakobym lekceważył warunki a tak nie jest. Na razie nie mogę przyjąć zaproszenia z powodów wspomnianych w wątku Maraton Podróżnika.
Tym powodem jest brak kondycji ale od jakiegoś czasu nad nią pracuję.

W ramach dygresji, opowiem kolejną historię:)
Kondycję stawiam przed warunkami (mróz, przeciwny wiatr, ogólne pogorszenie warunków jazdy ze względu na stan nawierzchni itd.), bo to jest warunek a`priori.
Swój organizm znam bardzo dobrze ale jedno w nim mnie zaskoczyło (choć nie powinno).
W styczniu wkroczyłem w wiek seniorski i moje jestestwo elegancko zakomunikowało mi:

Cześć Kolego!
Zwróć łaskawie uwagę na moje możliwości (w tym chęć do życia), bo za kilka lat możesz obudzić się z ręką w nocniku.

Prosty przekaz.

"Nagle" się okazało, że nie mogę bazować na wrodzonych zdolnościach. Znaczy nie mogę leżeć do góry brzuchem i tylko gromadzić zapasy.
Lenistwo, to nie jest nic złego. To pozostałość z czasów człowieka, kiedy szanował on energię, bo musiał zamęczyć mini king konga czy innego gagatka nadającego się do jedzenia. Lenistwo nie może jednak tworzyć pierwszego planu. Może być słodkim tłem dla czynów wielkich:)

To, co napisałeś sierra ma głęboki sens i powinno być przynajmniej małym drogowskazem dla potencjalnego amatora. Ja to już wszystko przerabiałem na własnej skórze i ZAWSZE lepiej na tym wychodziłem, kiedy stosowałem odpowiedni scenariusz.
Tylko... ja mam grupę krwi, w prostej linii wywodzącą się z najbardziej prymitywnych plemion ale nie żyjących w izolacji.
Pokaż mi swoją grupę krwi a powiem ci, do czego się nadajesz. Ja się nadaję do wszystkiego.

Tak, do wszystkiego.
Do wszystkiego... po trochu. Tłumacząc z greckiego: zagram na gitarze: Wspomnienie z Alhambry i przebiegnę maraton. Ale ani w biegach ani w grze na gitarze nie będę mistrzem. Mogę być za to dobrym średniakiem.
Szczerze pisząc, chujowo jest być - średnim średniakiem. Dobrym, trochę lepiej ale jest niedosyt. Znaczy był, dopóki poziom testosteronu był wysoki. Do niedawna jeszcze był! Kobiece cycki dalej wzbudzają mój entuzjazm... Bardziej większe niż mniejsze.

Do brzegu.
Kiedy widzisz, że możesz wszystko, to próbujesz po kolei z nadzieją, że w końcu trafisz i zostaniesz mistrzem. Bo ja chciałem być mistrzem "w czymś".
Najpierw uciekłem z przedszkola. To była pierwsza manifestacja. Nie chciałem być ostatnim. W sensie tym ostatnim - odbieranym z przedszkola. Pewnego, listopadowego dnia uciekam.
http://renowacjaposadzek.pl/blog/category/puzatek-opowiesc-o-malym-czlowieczku/

To będzie długa opowieść,z zanim... pokonam 300km zimą:)

P.S.
Zauważyłem, że by obejrzeć swoje filmy na vimeo, muszę się zalogować a tu wstawiony link robi.
To wstawię kolejny.





Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna sierra

  • Wiadomości: 1035
  • Miasto: Elbląg
  • Na forum od: 06.09.2017
Z wątku Maraton Podróżnika.

Mogę być za to dobrym średniakiem.

Tyle wystarczy by popedałować na Hel (nawet zimą).
Liczy się nastawienie.
Trochę Ci brakuje pewności siebie, ale myślę że spokojnie dałbyś radę.
To żadne czary.
Z Trójmiasta, to trudno zrobić 300, ale może spróbuj pojechać wzdłuż Wisły (do Grudziądza); wrócić drugim brzegiem.
Nie jest to pustynia (Tczew, Gniew, Kwidzyn)

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Na razie będę jeździł coraz dłuższe dystanse z oporządzeniem biwakowym, realizując przy okazji zimowo tytułowy program.
Będę to robił na ciężkim bullsie z szerokimi oponami, który się tu już przewijał w relacjach.
Do dystansów stricte ultra (dla mnie) przewidziany jest ten pojazd:



Tiagra 3x9
Korba  Fc-4404 (52/42/30)
Przerzutka przód FD-4403
Przerzutka tył LX RD-M590
Koła 28 cali.

Chyba trochę przesadziłem ale z góry poleci. Osprzęt jest praktycznie nowy. Rower był mało jeżdżony. Rama alu. Zmienię mu tylko opony na bardziej "gravelowe".
Na razie mam problem z regulacją przedniej przerzutki, o co jeszcze dopytam przy okazji.

Tymczasem podrzucam kolejny film (bardziej dla siebie).



P.S.
Warto zwrócić uwagę, na pewną procedurę, która udało mi się ująć w kadrze. W sensie dostałem zgodę, by ją sfilmować. Nie wiem, czy komuś się to jeszcze udało...

I drugi, bardziej zimowy:



« Ostatnia zmiana: 8 Gru 2023, 11:51 Elwood »
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Dorzucam jeszcze te.



Wspominałem o powodzi w Indiach, którą wywołał ten monsum. Na powrocie krajobraz zmienił się nie do poznania a finał na samym wylocie z doliny Wachanu, zarwała się za nami droga... Dosłownie pod kołami... Widząc jak woda na naszych oczach zabiera kawałek po kawałku tej drogi, ekipa wysiadła z Toyoty i przeszła te 10m na piechotę. Ja ruszyłem za nimi z duszą na ramieniu.
Zwierzak miał mnie nakierować i dać znać jakby coś się działo, bym przybucił. Odjęło mu mowę ale po jego oczach skumałem, że jest źle już powoli jadąc. Przyczepka jednym kołem wisiała już w powietrzu, na szczęście toyota była już za...

Wysiadłem z auta... Staliśmy w milczeniu.



Jeszcze patrolowej wycieczki do Chin.
Tu już było rowerowo, bo zabraliśmy ze sobą dwa rowery ale nam zamknęli granice, przez która mieliśmy na nich przejechać:)
W ogóle, co rusz coś lub kogoś zamykano:D



W ogóle to była niesamowita wyrypa, bo byliśmy na misji.
Wieźliśmy... chrzcięlnicę do polskiej misji katolickiej w Dżalalabad. Całe 70kg wycięte z dębu. Zlecenie z zakonu Jezuitów w Warszawie.
Do pokonania mieliśmy 7 granic. 2,5 "chrześcijańskich", reszta muzułmańskie. Jak myślicie, na jakiej granicy mieliśmy największe problemy?
Na PL/UA i UA/RUS. Tylko z Ukraińcami.

W Krościenku na zakusy jednego gamonia (by nie napisać chama) użyłem ostatecznego argumentu.
-...ok gigancie. Spójrz łaskawie w niebo i zastanów się, Kto z góry się twoim zabiegom przygląda? Ja umywam ręce. Jestem małym problemem ale ty chcesz mieć poważny...
I powiedziałem to całkiem poważnie:)
Mogliśmy jechać.

Na rosyjskiej granicy było podobnie ale łagodniej, za to ciekawie potraktowali nas Rosjanie. Naturalnie celnik zapytał: co to?
- Chrzścielnica. Wieziemy ją do polskiej misji katolickiej. To nie zabytek itd. Pokazaliśmy papiery z zakonu.
Z czego ten kupel?
- Z dębu.
Ok. Bez cła można przewieźć towar do 20kg... Ile waży...?
Pytając patrzy mi w oczy...
- Nie waży 20kg.
...patrzy mi dalej w te moje oczy, lekko się uśmiecha... Wsio w pariadkie. Nie ma prabliema.

Na pozostałych prowadził już nas Allah. On był konkretny. Działy się na tych granicach istne cuda. Na KAZ/UZ w Beyneu Uzbecy mnie po prostu aresztowali.
Ale nie za dębowy przybytek, tylko za... filmowanie zamieszek na zamkniętej granicy:) Po akcie zrobił się taki rwetes, że musieli mnie z honorami wypuścić. Allah akbar!
Przez chwilę byłem bohaterem narodowym wszystkich, kiblujących dziesiątki godzin na granicy nacji. Co za akcja! My tam spędziliśmy tylko 14h.

Na UZ/TJK aresztowano... zamachowca:) Nasza odprawa na pustym przejściu trwała 5 minut.

To w ramach pauzy:)

Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline EASYRIDER77

  • Wiadomości: 4856
  • Miasto: INOWROCŁAW
  • Na forum od: 27.07.2010
mały nie jesteś, więc się trochę z Tobą liczyli... :lol:

Offline Mężczyzna rufiano

  • Wiadomości: 1996
  • Miasto:
  • Na forum od: 03.02.2014
elwood ! czy chodziło o procedurę palenia opium ?
tez mi się kiedyś udało uczestniczyć  ;)choć nie było tak kolorowo


Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
W rzeczy samej.
Zdarzało się mi bytować w wielu miejscach, gdzie palono opiaty ale ta procedura (z filmu) była zabiegiem higienicznym, że się tak wyrażę. Jedyna formą leczenia bólów kręgosłupa, których wcześniej czy później doświadczają tam kobiety. Zabieg dwa razy dziennie.

Pytanie z czterech liter teraz: czemu dając linka z vimeo mogę oglądac na forum filmy bez logowania do vimeo?
Szczerze pisząc, głównie dlatego je wstawiłem. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz oglądałem a z dysku gdzieś mi uleciały.
Jutro wrócę do ipwieści.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Psychy nigdy mi nie brakowało. Potrafiłem się nakręcić do fizycznego tematu i realizować krok po kroku "program" dojścia do celu.
Nie będę wracał do dalekiej przeszłości. Drugą wycieczkę do AFG wspominam tu nie bez kozery. Pomogłem ją ogarnąć logistycznie i w zasadzie miałem sobie po AFG pojeździć na... simsonie.
Simson nie przeżył transportu, zostałem więc bez pomysłu na 4 tyg. bytowania na tym afgańskim końcu świata, nie tylko z nazwy (Sarhad, to w dari granica).

Po dwóch dniach oglądania 5-ciotysięczników, spadających prosto w dolinę tonami piargów, skorzystałem z zaproszenia ekipy, by im towarzyszyć i robić cokolwiek, byle z nimi być np. jako kucharz. Tyle, że oni już trzecią dobę byli w drodze.
Finał mego "pójścia" za nimi był taki, że f-cznie stało się o mnie głośno w Dolinie Małego Pamiru o czym wspomniał Kuba, kiedy po czterech tygodniach spotkaliśmy się ponownie w Sarhad. W filmie (prezentowanym wyz ej) artykułuje sympatycznie:
- Daleko żeś chłopie zaszedł... Legendy o tobie chodzą.

Wic w tym, że ja na taką wycieczkę w ogóle nie byłem przygotowany fizycznie ani mentalnie. Ale... miałem 47 lat. Ledwo 5 lat wcześniej postanowiłem siebie doprowadzić do formy z czasów "najlepszego" AWF (studiowałem na nim 10 lat). Wystarczyło pół roku na siłowni i biegania w terenie, by pobić osobiste rekordy sprzed lat.
Kiedy w końcu zapakowałem wszystko do plecaka i próbowałem wstać z murku okalającego posterunek musiałem zrezygnować z... skórzanej ramoneski. Wykonanej z ciężkiej, świńskiej skóry. Ta ramoneska towarzyszyła mi od zawsze. Nigdy jej nie ważyłem ale w końcu to zrobię.

Ta ramoneska była symbolem mojej niezależności. Kupując ją pod koniec lat 90-tych, stała się z czasem moją druga skórą i osobistą wizytówką. Zostawiając ją na posterunku, jakbym kawałek duszy tam zostawił...
Do tego presja na samym posterunku na mnie. Że nie mogę iść sam, że muszę mieć ochronę jak Bartek Tofel, który po mnie jako drugi robił Korytarz Wachański po tamtej stronie. Jemu rok wcześniej towarzyszyło dwóch Kirgizów z kałachami i dodatkowo sam zabezpieczył się trzema granatami. Tylko Bartek miał kasę a ja nie.

Ja nigdy nie mam kasy. W sensie nigdy nie udało mi się "dopiąć" budżetu Zasadniczo jest mi ona potrzebna na dojazd "gdzieś" i ewentualnie powrót ale niekoniecznie. Ważne dla mnie było dojechać a powrót się jakoś zawsze "zorganizuje". Sytuację wiele razy komplikował fakt, że ja wszędzie docierałem na własnych, czterech kołach.
Być może dlatego, kiedy widzę te "zbrojenia" rowerowe to... powinienem stoicko odpuścić komentarz:)
Na szlak wyszedłem nic o nim nie wiedząc, poza historycznymi wspomnieniami Grąbczewskiego, Bonvalota czy rosyjskich klasyków. ja miałem na simsonie pojechać na zachód z Sarhad a nie z buta maszerować na wschód.

Z buta... Po "pokonaniu" pierwszego poważnego strumienia, okazało się, że dalej to ja, jeżeli chcę dalej, to muszę maszerować w klapkach za 16zł... Poważny, górski strumień to taki, który bezpiecznie możesz pokonać brodząc w nim do kolan.
Ja, próbując go "przeskakać" po kamieniach, z plecakiem, który razem z zapasem wody ważył blisko 45% mojej masy ciała...
W samym jego środku pośliznąłem się, wpadłem do pół uda i popłynąłem z całym majdanem (na filmach widać, co dzierżyłem w dłoniach np.) w... piździec.
Strumień "piździeć, to nachylenie min. 5%. Co się działo z tymi wszystkimi strumieniami kilka dni później, trudno sobie to wyobrazić komuś, kto wysokie góry kojarzy tylko z ładnymi widokami.
Dość powiedzieć, że jedna karawana dokonała w takim żywota, korzystając przy tym z koni. Może lepiej, że o tym dowiedziałem się kończąc wycieczkę.

Uratowałem się, hamując desperacko wyprostowanymi nogami na jakimś głazie. Tak nieszczęśliwie jednak, że czubem prawego "meindla" tak wykurwiłem w kamień, że skutkiem aktu było poważne pęknięcie skóry na paluchu. Nie zaciecie a pęknięcie. W ferworze walki (i adrenaliny) nie zauważyłem tego, rozbierając się w słońcu do gatek i susząc wszystko na kamieniach łącznie z butami. zauważyłem kilka godzin później, sądząc, że to, co chlupocze w bucie, to pozostałości wody. Zmieniłem zdanie, wylewając z tegoż dobrą 50-tkę czystej krwi, resztę wyciskając ze skarpety.
Stało się jasnym, że dalej w butach maszerować nie mogę...

Do tego ogromny wysiłek fizyczny, kompletnie nie przygotowanego do tego ciała. Można by go porównać z wnoszeniem na plecach lekkiej dziewczyny po schodach w wieżowcu. Tylko wieżowiec nie ma 10-ciu pięter a 50 i tak kilka razy dziennie... A zdarzały się w ciągu jednego dnia "wieżowce" po pięter 100!
To było coś niewyobrażalnego. Dlatego w połowie szlaku zdecydowałem się zakopać kilka kg zapasów, by sobie ulżyć. W końcu mijały mnie karawany kupców i w razie W mogłem na nich liczyć, poza tym z każdym kolejnym dniem mojego cierpienia, moja "sława" wśród nich rosła.

Skoro miałem simsonem przemieszczać się po okolicy w trybie lat 80-tych, to z buta...? Dlatego nie miałem telefonu satelitarnego a to znaczy, że nie miałem ŻADNEJ łączności z cywilizowanym światem. Miałem, co prawda gps ale bez wgranej mapy. Do jazdy simsonem mapy nie potrzebowałem.
Na szlaku przezywałem fizyczne katusze, mierząc pokonywany dystans tip topami a nie czasem. To, co wprawnemu, afgańskiemu kuliusowi zajmowało 45 minut, mi... 8h!
Sławny musiałem się stać, kiedy pierwszy nocleg zaplanowałem na... wąskiej ścieżce trawersującej stok o nachyleniu min. 60st. W nocy nikt tym szlakiem się nie przemieszcza. Z powodów bezpieczeństwa ale rozumianego inaczej.

Kto chodzi w nocy, może być złodziejem. Kradnie się tam to, co stanowi wartość a tą jest bydło i szeroko pojęta trzoda. Kirgiz, u którego w Dolinie Małego Pamiru miałem okazję przetrwać załamanie pogody posiadał na stanie np. 3000szt. jaków. Jeden jak, to min. 3000$. Pasuje?
Gościu, mieszkający na skrajnym zadupiu ma w trzodzie kilka milionów dolarów... Kradną nie Afgańcy a Tadżycy. Złodziejskim szlakiem są przełęcze, łączące Wielki Pamir z Małym.
W nocy jesteś na 100% intruzem, do którego będą strzelać bez ostrzeżenia.
Kiedy dwa lata wcześniej pojawiłem się w sąsiedniej dolinie (Wielkiego Pamiru), byłem trzecim Polakiem, który tego dokonał, po Grąbczewskim i Toeplitz-Mrozowskiej. Pierwszym, który wdarł się tak daleko w Korytarz Wachański po afgańskiej mańce po wspomnianej dwójce. Do tego pierwszym "zmotoryzowanym".

Owej pierwszej nocy, nad ranem minęła mnie mini karawana złożona ze stada jaków, prowadzona przez ojca i syna. Dopiero po wschodzie słońca oceniłem stopień trudności... Poprzedniego wieczora byłem tak zmęczony, że w ogóle nie zwróciłem uwagi na taki "detal". Jedne potknięcie jaka...
Jeszcze coś o moim trybie. Oczywista zarzucono mi, że ściemniam. Że niemożliwym było zabranie ze sobą ponad 40kg bagażu... tak, tylko mój tryb "wymuszał" na mnie zabranie np. Trzech puszek... groszku konserwowego, 5 bodaj puszek ze śledziami, paprykarzu szczecińskiego, pasztetów, 3kg smalcu ze skwarkami specjalnie dla mnie zrobionym przez kochaną babcię. Ryż, makaron, zupy winiary... Krzesełko, gitara... Wierzcie mi, że uzbierało się tego. Same meindle to blisko 2,5kg było a w drugiej połowie szlaku bezwzględnie dyndały podwieszone do plecaka.
Tylko buty, śpiwór i zapas wody, dawały 10kg. Nieważne.

I teraz wyobraźcie sobie takiego gościa jak ja, tam i teraz... Znakiem rozpoznawczym dla wszystkich był żółty namiot. Rytuałem było granie dla każdej karawany. Nie więcej niż kwadrans ale to wystarczało, by naprawdę cieszyć z ich strony dużą sympatią.
Zasadniczo byłem tam w jakiś sposób - nietykalny. Odbierano mnie po postu jak kogoś, kto najwyraźniej zżyty jest z piąta klepką a takich osób islam zabrania "tykać". Zrobić krzywdę niepełnosprawnemu po prostu nie wypada, pomijając fakt, że jest to grzechem.
Byłem ogromnym kontrastem dla komercyjnych karawan, które raz na dwa tygodnie lub rzadziej, sunęły tym szlakiem a organizator zapewnia nie tylko transport ale i wychodek np.
Mój wizerunek został nawet wykorzystany dla reklamy agencji, których ekipa mijała mnie pod koniec wycieczki:) Niech im będzie:D

Dreptałem więc w tych klapakach, po woli ale do przodu.

Kiedy po dwóch m-cach wylądowałem w domu, ważyłem równo 25kg cierpienia mniej. Wyjeżdżając na wyrypę nie byłem wstanie wbiec na 10 piętro wieżowca babci. Po powrocie tętno spoczynkowe rano, miałem na poziomie 50 uderzeń (w czasach młodości/sprawności - 40) a na 10-te piętro wbiegałem bez zadyszki niemal w tempie windy.

cdn...
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Kto mnie odnajdzie?



Później dokręcili dłuższy obraz...



Ta sama pora, te same warunki, ja extra zrobiłem najbardziej niebezpieczny odcinek tego szlaku.
Żaden biały go solo nie zrobił.


Przed wyjściem musiałem złożyć oświadczenie, że idę sam, na własną odpowiedzialność, które poszło w akta posterunku granicznego.


Chcieli, bym napisał w farsi. Ostatecznie przyjęli po polsku.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna rufiano

  • Wiadomości: 1996
  • Miasto:
  • Na forum od: 03.02.2014
no napewno przygody godne pozazdroszczenia !

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Wyrypa obfitowała w spektakularne historie, też w jedną bardzo smutną niestety.

Spektakularnie ukręciłem szpilki tylnej prawej piasty przez Atyrau. Elwood (bo pseudo moje, w zasadzie najpierw auta było) opuścił renomowany serwis 4x4 i taki finał był tej renomy. To był drugi, konkretny test ekipy. Pamiętajmy, że tam same orły niemal były:)

Wyrypa miała status "narodowej". Jeżeli ktoś kojarzy Kukuczkę, Wielickiego, Bieleckiego, Bargiela... to ten poziom organizacji narodowej wyprawy. Ta była pierwszą od 32 lat (wtedy) w afgański Hindukusz.
Pomysł na logistykę był mój. Sam w sobie już spełniający wymóg.
Pomysłodawca samej imprezy - Bartek Tofel liczył na Kolosa (wyrypa nominowała była) i moim nieskromnym zdaniem, gdyby relacja uwzględniała dojazd i powrót miała by większe szanse, bo była kilka epickich zdarzeń a to ludzie lubią słuchać.

Sama przyczepka napisała tu swój rozdział ale ją pominę z małą wariacją. Nomen omen nigdy nie popełniłem w tym zakresie, relacji w "moim stylu". Ok.
Pierwsze wyróżnienie - granice.
Są tu ludzie i  kobiety na forum, którzy naprzekraczali różnych granic ale nie da się tego porównać z "maszyną", jako głównym środkiem lokomocji. To jest przepaść.
Jadąc do Azji Centralnej, dochodzi ruski sznyt. Jadąc jeszcze dalej temat sie jeszcze lepiej rozwija i dla sprawnego przemieszczania wymaga obycia. Wizy są tylko wierzchołkiem góry potencjalnych problemów.

Nie bez kozery podzielił się z nami swoimi uwagami biskup Janusz, kiedy wylądowaliśmy (awaria) w polskiej misji katolickiej w Atyrau.



Ruski tryb, to słynne ograniczenie: jeden człowiek, jedna maszyna. "Moja" maszyna składała się z maszyn trzech (toyota/przyczepka/simson). Szczególną opieką służb granicznych są leki. A jeżeli masz tych leków trzy... beczki , 55l każda?

Granica KAZ/UZ Beyneu.
Cieszy się złą sławą, jak każda uzbecka. W moim rankingu zajmuje drugie miejsce, po KAZ/UZ (Szymkiet - Taszkient). Już wspomniałem o aresztowaniu na tej pierwszej (o drugiej wspomnę przy okazji innej wyrypy) ale... to było dwa lata później:)
Lądujemy na tej granicy meldujemy się nad ranem. Zamknięta (klasycznie) na cztery spusty. Oczekujących - kilkadziesiąt aut, w sumie kilkaset osób.
Idziemy z Bartkiem do szlabanu. Za zamkniętą bramą widać jakąś postać, maszerujacą tam i nazad...
Przywołuję gościa.
- Powiadam komendanta, że na granicę wjechała "nacjonalna kamanda z Polszy"! Mówię to tonem: służbowo, na statek!
Strażnik robi oczy i... znika. Po 5-ciu minutach wraca, otwiera bramę, podnosi szlaban i wpuszcza tylko nas.  Na granicy wymiana uprzejmości i odprawa migiem. Wszyscy są w szoku, łącznie ze mną.

UZ/TJK - kierunek najkrótszy z Samarkandy do Pandżakentu.
Mamy już za sobą wszystkie perły jedwabnego szlaku (Chiwa, Buchara i Samrkanda - ta ostatnia tylko przelotem) i nieznośny upał, który przed Bucharą  osiągnął 50st. w cieniu.
Moja toyota, to piękny klasyk. Kultowa seria ale nie dla pedałów. Nie miałem w niej klimatyzacji. Mimo to, wszyscy chcieli jechać ze mną a nie w drugiej maszynie.
Na tej granicy lądujemy o 2-giej w nocy.
Pierwsze skojarzenie, to wymiana... szpiegów na słynnym moście. CIEMNO JAK W DUPIE. Granica zamknięta na cztery spusty.

I tu przywołuję żołnierza. Tylko nikogo nie ma a napisać: granica zamknięta na cztery spusty, to jak wyczuć bąka w huraganie. Jeszcze nie wiemy, że to przejście dla innostrańców nie funguje.
Wisienką na torcie jest fakt, że kończy się wszystkim właśnie wiza tranzytowa a konsekwencjach jej przekroczenia, nawet nie chce uświadamiać moich współtowarzyszy.
- Mirmił, włączamy długie światła!
Tak robimy i po chwili pojawia się jakiś żołnierz. Powtarzam śpiewkę z poprzedniej granicy najbardziej służbowym tonem, na jaki mnie stać, głęboką intonacją Tony`ego Casha.
Znika...
Wtem!! (cytat z Tytusa) ktoś uruchamia światła, jakbys otworzył ogromną lodówkę po środku pustyni. Jedna brama się otwiera, wjeżdżamy w ogrodzeniowy tunel. Zasieki... zaraz odbęzie sie wymiana szpiegów.
Brama za nami się zamyka, po 100m otwiera druga... W toyocie cisza, jak makiem zasiał... W eter wpada czyjeś:
- O kurwaaa...
Ponieważ jadę pierwszy mam (jako waditiel) wysiąść i żołnierz prowadzi mnie do budynku odpraw. I tu zapalają się światła, otwierają drzwi i...
...na  światło nocne wychodzi, upychający rozchłestaną koszulę w gacie, dopinający niezbornie i nie w szyku guziki, wyraźnie starszyna posterunku. Żołnierz oddaje mu honory i stajemy na przeciwko siebie...
- Serdecznie witam towarzysza komendanta, w imieniu... itd. Na koniec powitalnej tyrady... salutuję!
Komendant, bo to f-cznie komendant był, z trudem łapie równowagę ale wzywa żołnierza, by przyniósł mu bystro... czapkę, celem dopełnienia honorów komendanta posterunku, na poczet należytego powitania "naczialnika nacjonalnej kamandy z Polszy"!
Chłopaki i nasz rodzynek - Wandzia wybułaszają oczy i nie dowierzając temu, co się dzieje, bo to są kurwa jaja do sześcianu!:)

Ponownie sobie salutujemy i komendant, celem podniesienia rangi powitania, zwraca się do mnie... po niemiecku. Ku jego zdumieniu, odpowiadam w echt dojczu ale nie nadużywam gościnności, proponując przejść na rosyjski.
Proponuję, by nie umniejszyć wagi spotkania, bo ponieważ komendant po niemiecku potrafił porozumieć się jak Franek Dolas.
To wszystko na oczach ekipy, która siedzi w autach i czeka, co dalej.

Dopięty guzikami komendant z dalszymi honorami zaprasza mnie do środka. Niezwykle uprzejmie zwracam mu uwagę, że nie jestem sam, bo komendant upojony nieźle alkoholem miał ciut ograniczoną percepcję.
- Kanieszna! Zachadzicie!
Po czym każe budzić obsługę celem naszej obsługi. Cyrk, kino, dobry stand up... co chcecie. Ja jestem obsłużony osobiście, bez żadnych ceregieli. Paszport, pieczątka i... czułe pożegnanie.
Strzelamy niedźwiedzia, po niedźwiedziu we dwoje, przy okazji ponagleń komendanta do bardzo bystrej obsługi reszty nacjonalnej kamandy z Polszy.
Ekipa pakuje się do aut, jak ostatniego niedźwiedzia z niemal pocałunkiem Breżniewa i ze łzami w oczach... odjeżdżamy ku granicy TJK. Za nami gaśnie światło, spada kurtyna...

Granica TJK/AFG.
Na niej ostatecznie zyskuję szacunek mojej załogi.
Stanowią ją: Wandzia (Ela w istocie:) ), Szpilberg (nasz filmowiec), Zwierzak i Karpiu. Bartek przesiadł się w Duszanbe do wynajętej dodatkowo terenówki a jego miejsce uzupełniła ostatnia dwójka. Niestety Bartek musiał się przesiąść z powodów organizacyjnych nad czym ubolewałem, bo zgraliśmy koncertowo jako dotychczasowa załoga.

Dygresja.
Za mną szła zła famma... Tak to w życiu bywa, że nie plusy a minusy determinuja obraz. Nawet, kiedy jest on częścią fikcji.
Dokładnie to, spotkało mnie tutaj. Wystarczyło wspomnieć, że popieram sporo postulatów Konfederacji i osobiście szanuję Brauna za jego uczciwość, by... szybko stać się ruską onucą. Nawet ten, którego nick ma mniej liter niż wyraz "nick" musiał strzelić we mnie "alkoholem":)
Nie przeczę, że niektóre moje niecne postępki dodawały pieprzu i soli pomieszanym z dziegciem, do mojego osobistego obrazu ale...
Zasadniczo olewam to. Jest nawet mi poświęcony "mural" na pustyni Kyzył Kum. Wystarczy wpisać w gógle hasło: elwood chuj.
http://www.byledalej.com/na-dnie-morza/
O ciekawe, obrócił się całkowicie przeciw... autorowi napisu. Zresztą, tak nawiasem... Być pierwzym chujem w google? Łechta moją próżność:D

No więc tak... Idzie ta famma, i dotarła do większości ekipy. No cóż... Postanowiłem być sobą a w środowisku kogutów zachować stoicki spokój. Opłaciło się ale wrodzona natura żartownisia nie pozwoliła tak łatwo oddać pola.
Po przylocie reszty drużyny mieliśmy okazję się poznać wszyscy ze sobą, bo nie wszyscy się tak naprawdę znali. Było nas 14 osób i osobówek. Wszyscy konkretni. To mogło pierdolnąć i... pierdolnęło w końcu. Na szczęście na moment i o dziwo, to ja byłem rozjemcą, ustawiając do pionu kierownika sportowego tej wyrypy. Zdziwienie jego było tym większe, że nikt go nie poparł, a większość mnie. Ale nie o tym.
Odczyt będzie o moim alkoholiźmie.



cdn...
« Ostatnia zmiana: 10 Gru 2023, 12:08 Elwood »
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Skompletowaliśmy załogę Elwooda.
Znam dobrze okolicę, więc proponuję wizytę na targu w Wahdat, bo "mam plan":)
Na targu rozdzielamy się ale ze mną zostaje Karpiu. Prowadzę go lokalnej rozlewni piwa i mówię:
- Słuchaj... czeka nas piekielnie trudna droga... przepaście, drogi na szerokość auta ledwie... Ogólnie bardzo niebezpiecznie. Muszę walnąć kielicha, by mieć pewny chwyt kierownicy, by mi ręce nie drżały... Karpiu patrzy na mnie a poważnie kontynuuję: muszę.
Mój nowy kolega otwiera szerzej oczy i prosi. No wiesz... Może odpuść, skoro tak jest niebezpiecznie i lekkie przerażenie widzę w jego oczach.
- No włśnie z tego powodu, wolę się porządnie napić. Dwa pifka, dwie sety i... będzie dobrze. Choć!
Zatroskany Karpiu nie wie, co powiedzieć, by mnie z jednej strony nie urazić, z drugiej powstrzymać.

Męczę go jeszcze chwilę i rzucam:
- Pewnie famma, żem pijak ma tu znaczenie?
No nie, nie... ale...
Wybucham śmiechem.
- Karpiu, nawet gdyby tak było, to umiar akurat teraz jest zasadny. Czy wypiłbym dwa, cztery a może i więcej piw, moja kondycja do prowadzenia Elwooda nie zmieniła by sie istotnie. Nie chciałbym jednakowoż wpływać na wasz komfort psychiczny, bo jeszcze nieraz mu się oberwie i to bez mojego udziału.
Święte słowa Elwoodzie i tak...
...był to pierwszy krok do naszej wspaniałej, przyszłej przyjaźni.
Kiedy dołączyła reszta kamandy mówię:
- Słuchajcie. Proponuję taki dill. Upał mamy pod 40st. w cieniu. Woda kosztuje jednego wariata za litr. Piwo w butelce 6 ale... razliwnyje też jednego warata. Spokojnie! Myślę o was, ne o sobie. Ja prowadzę ale macie jedną z ostatnich okazji do lekkiego pofolgowania.

Temat chycił jak sikora słoninę, szpon rybołowa rybę, dziób bociana żabę, gardła moich towarzyszy... piwo:)
- Tankujcie we wszystkie puste pety - browara z kija i nie pożałujecie tej decyzji.



Poprzedniego wieczora impreza na mieście miała taki wymiar, że propozycja została przyjęta, nawet z entuzjazmem.
Wspomnianego wieczora było bardzo zacnie. Udaliśmy się do pierwszej knajpy na degustację alkoholową. tam dosiadł się do nas młody, rodowity Afganiec i...
...nie pozwolił za siebie(w sensie my za siebie) - płacić.



Nie wszyscy wytrzymali narzucone samemu sobie tempo i polegli na hotelowym korytarzu zaraz po opuszczeniu lokalu. My ze Zwierzakiem zmieniliśmy lokal na taki na świezym powietrzu i tam z kolei dosiadł się do nas: poważny inteligent z teczką, który chyba się w ans zakochał.
Niczym w piosence:



I on nie pozwolił nam zapłacić za siebie. Całkiem poważnie zafascynowany naszym górskim celem.
Do tego stopnia, że zameldował się rankiem pod hotelem około 6-rej rano, by nas ponownie pożegnać.
Takie cuda.

Klasyczny dojazd do Chorog był zamknięty przez zarwany most na Surhob, więc musieliśmy objechać Tawildarę przez Kulob. W każdej mieścinie po drodze, gdzie to tylko możliwe było, załoga uzupełniała zapasy zamiennika, mi entuzjastycznie pozwalając na małe łyczki. W końcu coś pić musiałem:)

Z nastrojów:











Weszliśmy w...


...takie.

Kiedy słońce powoli zachodziło...


...uzupełniliśmy na maksa zapasy wszelakie a ja podjąłem się wyzwania zrobienia gulaszu z koźliny.



Biesiadowaliśmy, przy dźwiękach gitary, do trzeciej nad ranem.

Ale wracajmy do granic.
« Ostatnia zmiana: 10 Gru 2023, 14:13 Elwood »
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
2h "nocnej" jazdy po TPK. Super.







Na finał drążek, przedtem jeszcze w biedrze 3kg buraków i kefir do plecaczka.
Po finale zimny prysznic i ostatnie ćwiczenie. Ćwiczenie słabej, silnej woli czyli pazerne spoglądanie na 6-ściopak kasztelana niepasteryzowanego w promocji.
Kasztelan poczeka:)
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline EASYRIDER77

  • Wiadomości: 4856
  • Miasto: INOWROCŁAW
  • Na forum od: 27.07.2010
ale wypad tą toyotą!  końskie zdrowie masz

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Jurek, Ty tu mi frekwencję z Rufin robicie.
Elwoodem zrobiłem łącznie po/do Azji Centralnej blisko 50 000km.
A miałem jeszcze Jake'a - drugą, w wersji HJ60.
Obie poszły do odpowiednich ludzi. Elwood do jednego z nielicznych moich przyjaciół. Można by o tym grubą knige spisać.

W przerwie,
pedały mi dzisiaj w dupę weszły. Oczywista Twoim dzieckiem. Muszę z Twoją żoną pogadać;)
Wczoraj wieczorem tak miło hasałem  po naszym TPK, że dzisiaj...
Przypomniał mi się Transatlantyk z naszego krótkiego, wspólnego tropu po Pojezierzu Starogardzkim. Odwilż i walka z breją śniegową w Pradolinie Łeby i Redy...
A miałem dzisiaj zmierzyć się ze szlakiem Brdy na odcinku Rynkowo Wiadukt - Rytel i... całe szczęście, że nie wyrobiłem się z papierami rano a potem uciekło mi regio do Czerska.
Padło miast Wiaduktu ostatecznie, na Lęborskie Mosty.
Wejściowo miał być "atak" na Wysoką. Kulminację Wysoczyzny Choczewskiej. Poległem w Bożym Polu. Przegoniły mnie w czasie między żółwie, które dwa lata temu uciekły z lęborskiego zoo. Żółwie mnie goniły, psy podwórkowe ale jak ruszył na mnie - wypisz wymaluj Cywil (że słynnego serialu)...

Wyraz "kurwa" zyskał tu nowe znaczenie. Cywil odpuścił a ja zaraz potem wydechłem. Wjechałem na wojewódzką ale za Strzebielinem skusił mnie skrót przez las...
Mój kochany Strażnik Domowy, kiedy wspólnie podróżujemy, jak słyszy z mych ust hasło: pojedziemy skrótem, od razu wysiada i u celu zawsze jest pierwszą.

Może jutro wstawię zdjęcia kilku dębów, które się na mnie rzucały po drodze, tak goniłem...

Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum