To jeszcze na momencik do Hilluxa;)
Jak ściąłem szpilki w swojej, dalej pojechaliśmy do Atyrau na zdemontowanej osi, tylko na przednim napędzie. To jest własnie zaleta wersji HD z piastą w pełni odciążoną. Ta trafiliśmy do polskiej misji katolickiej.
Weź teraz znajdź szpilki, kiedy akurat jest święto narodowe, urodziny Nursułtana. A jak urodziny, to zabawa trwa trzy dni. Dzisiaj pierwszy a nam się spieszy.
Nomen omen w drodze do Atyrau spotkaliśmy dwójkę Polaków na... rowerach. Teraz nie pamiętam ale była to chyba para mieszana. Jechali w nocy, bo nie wyrabiali w dzień. Po tej stronie Wołgi za Achtubą mówimy praktycznie o pustyni.
Jeżeli kto nie był w Afryce, bo się Afryki i dzikiego buszu, z dżunglą boi a przy okazji chciałby zaliczyć połowę stref klimatycznych, niech sobie zafunduje wycieczkę wzdłuż Wołgi i Achtuby. W skrócie taki obrazek: dżungla, woda, pustynia.
Na misji zaopiekował się mną i toyotą biskup Janusz. Zanim znaleźliśmy ostateczne rozwiązanie, zwróciłem uwagę na toyotę stojącą w "kącie" podwórza misji. Ksiądz biskup widzi, co widzę i pyta:
- A z tej toyoty nie dałoby się szpilek wykręcić?
A czyja to toyota?
- Hm... Można powiedzieć, że właściciela ma ale on, raczej... a raczej graniczy z pewnością, tej toyoty nie odbierze.
??
- To auto znanego, polskiego biznesmena, który w Kazachstanie szukał ropy...
Hm... a co na to... i tu skierowałem wzrok do góry?
Ksiądz również spojrzał i odpowiedział:
- Dzisiaj ma wolne więc...
Ja w ten moment pędu do misyjnego internetu i przez skype skontaktowałem się z szefem serwisu, który tak pięknie rychtował Elwooda - Tomaszem T.
- Trasek, szpilki od Hilluxa będą pasować?
Niestety nie.
Wracając do wczorajszej wycieczki...
Tytuł.
Psy Baskerville’ów - cdn. wersji mono Doyla, co już wydechł.
Mijam Gdynię, która jak wiadomo, była naszym oknem na świat.
Następnie wysiadłem w Lęborskich Mostach.
Lęborskie Mosty to klasyczny przykład megalomanii kaszubskiej. Mosty... Jeden mostek na kanale Łeby i żeby go przejechać, praktycznie wjeżdżasz do Lęborka.
No więc mostek pokonałem.
Spojrzałem przed siebie i nie wiadomo dlaczego pomyślałem: my tu sie chyba z "celem" nie pokochamy...
Najpierw kontrola ciśnienia w dętkach. Coś za mało mimo wszystko. Co prawda przyczepność lepsza ale jak stoję, to na ch... mi przyczepność? Z podeszw butów powietrza nie spuszczę. Wybieraj! Idziesz, czy jedziesz?
Zasadniczo, to mógłbym w dalszej opowieści skupić się na kilka próbach. Teraz miała miejsce pierwsza. Próba dopompowania powietrza. Co ja pompuje, to powietrza w dętce coraz niej...
Stoicy słusznie twierdzą, że jak nie masz wpływu na skutki swej pracy, to nie rzucaj kurwami.
ja rzucam, bo mam nadzieję na pozytywne skutki.
Nic z tego ale... w niedzielę na drążku i na chacie dojechałem swoje bicepsy ręczne w taki sposób, że czuję je teraz, jak ból zęba, który ci borują bez znieczulenia. No, żesz k... mać!
Wstaję z przykucu. Biorę kilka głębszych wdechów by siebie dopompować. Skutek jest taki, że jakby wracam do punktu wyjścia ale nic lepiej. To znaczy na przodzie lepiej.
Szkic do książki pt: Psy...
Zasadniczo jest klimatycznie jak pierun. To znaczy byłoby, gdyby nie pewne zjawisko, które rzuca mi się na uszy ale jeszcze nie kojarzę źródła.
Tu już mi 26-ścio calowe koło w Izydorze konkretnie stanęło dęba.
Pomnikowi odpadła ręka. Taki zrzut poroża niby.
Tymczasem ja...
...czuję się jak na Wycieczce do dupy.
To tytuł naszej pierwszej wycieczki z serii Cziesky Pedal Ekspedition. Wycieczki do Czech z założeniem: od baru do baru.
Tak, znowu pomysłodawcą byłem ja. Wiem, że to irytujące, to ciągłe podkreślanie:
JA, JA, JA...
Ale... był z nami w końcu polsko-opolski Niemiec - dr Honzik,
JA wohl! Poza nim prof. Kocur i DoCent El czyli
JA.
JA dbałem o niskie koszty wycieczki.
Idea była taka, że po przekroczeniu granicy (a jak nazwa wskazuje - była to wycieczka rowerowa) W każdym po drodze napotkanym barze, restauracji, wyszynku itp., serwującym piwo z kija, zatrzymujemy się i walimy po jednym kuflu... No... po dwa.
Trafiamy do pierwszego bardzo szybko! Bar ma wszystko, co potrzebujemy i nie musimy za długo szukać. Ma piwo, ma kelnerkę. Bardzo ładną, do tego mówiącą po polsku. Bo wiecie... Można się na czeskim języku przejechać, zwłaszcza jak czegoś szukasz np.
Profesor Kocur zachwycony widokiem baru i kelnerki rzuca:
- 20 piw proszę!
Pani przytomnie, z humorem odpowiada: ale 20 nie dzieli się na trzy:)
- To 60!
Co to ma wspólnego z aktualnie moją wycieczką? Ano to, że na Wycieczce do dupy mieliśmy w planie trochę km zrobić po tych Czechach. Wyszło jednak tak, że lepiej nam to wychodziło w pokonanych metrach. Kiedy jednego wieczora podsumowaliśmy pokonany dystans, profesor Kocur podsumował: do dupy taka wycieczka. Stąd roboczy tytuł.
Na mojej obecnej brakowało tylko baru.
Tu stanąłem, ze niby fajny kadr będzie.
Nic nie jedzie przez godzinę a tu nagle, dwa auta spotkały by się ze mną, gdybym nie stanął.
Cudownie...
Pośród pomników przyrody, mój ogrodowy.
Wtem!!!...
Łeba High Way!!
Nie wspomniałem, że jestem spocony jak szczur, mimo zrzuconia pośredniego merino z grzbietu. Lecę tylko na krótkim plus polar, plus wiatrołap najtańszy z oferty dk. W relacjach poprzednich ta szmata za 50zł się przewijała już.
Rozpędzam się do szaleńczych 15km/h i włączam chłodzenie. Uff...
Drugim tymczasem...
...parkuje na obiad w stylu keto.
Trzy jajka na twardo plus kefir. W Łęczycach chciałem kupić mineralną ale "delikatesy" były w remoncie. Tam też w końcu (pod delikatesami) udało mi się dobić tylną oponę do akceptowalnego baru, żeby wycieczka aż tak do dupy nie była.
Zaraz potem było Kaczkowo, znaczy jego rogatki i tu zachwycę językoznawców. Czy wiecie jak jest po kaszubsku "kaczyński"? Odpowiadam: Tusk.
Kręcąc esy floresy w Chmieleńcu ostatecznie porzuciłem zdobycie Wysokiej. Chodzi o tempo wycieczki. Po prostu planowałem jeszcze tego dnia wrócić do domu. Zatem poległem w Bożym Polu i to jeszcze po stronie niemieckiej. Po przekroczeniu granicy IIRP wymyśliłem skrót przez las...
Zanim mnie dopadły psy (o których pisanie zaraz będzie) najpierw zaatakowała mnie powalona sosna.
Do tej pory jechałem w skąpym, żółtym świetle dynama. Mocno skąpym przy prędkości marszu w niedopompowanych podeszwach. Włączyłem czołówkę.
Wróciłem...
...na pierwszy skrót a tu zaraz propozycja kolejnego... No więc poraz kolejny skrócłem i...
...dokręciłem w finale ostatnie kadry Psów Baskervill`ów. W okolicach Źródeł Jadwigi to było. Cywila już miałem dawno za sobą, na co poświęciłem duszę z jednego ramienia. Miałem jeszcze jedną ale za mną biegła sfora...
Jestem bez szans. Moje tempo, to dostojny krok konia pociągowego.
Pierwszy atakuje mnie brytan. Albo co najmniej brytan, bo bydle było większe ode mnie, dopadło i obaliło z rowerem w głębokim śniegu. Na szczęście szarpie za grubą podeszwę moich wojskowych meindli ale...
Zanim do gardła mojego rzuca się bydle mniejsze. Na drugie szczęście chyta tą drugą duszę z drugiego ramienia. Ja zaś jego paszczę, którą jednym szarpnięciem rozrywam.
Rozlega się taki skowyt, że brytan puszcza buta. Wcale nie jestem uratowany, akcja się dopiero rozkręca jak lewy pedał na ukrainie w Pamirze.
Po chwili w kadrze mojej czołówki pojawia się... chłop z widłami...
Ja pierdolę...
Ale teraz...
...budzi się we mnie podwórkowy lew. Brytan ujada, chłop próbuje na ślepo atakować widłami. Co ja robię? Nie uwierzycie.
Sięgam dłonią do czołówki i podwajam natężenie światła, zaraz potem gaszę i włączam po raz kolejny. Chłop oślepiony stoi jak wryty więc dostaje plombę a w moim dłoniach lądują widły. Chłopem się już nie interesuję, jeszcze tylko brytan.
Tego, oślepionego przebijam widłami... kolejny, krótki skowyt...
Zapada cisza...
Słyszę wyraźnie bijące serce moje, własny, krótki oddech i coś jeszcze... To "coś", co stale mi towarzyszyło i nie dawało podświadomie spokoju... To coś, to jednostajny szum drogi S6...