Autor Wątek: Powtórka z geografii Polski czyli Korona Gór i Depresji Planety PL.  (Przeczytany 38860 razy)

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Elegancko kolego!
Plus za rozkminkę "mojego" kaszubskiego.
Powinienem napisać: scyrz. Tak czy owak Andrzej Nowak albo... Tusk.
Tusków jak psów na Kaszubach można powiedzieć ale to by było po polskiemu;)
Bo jak mówić: psów jak psów?
Nie o byłym premierze tu mowa a o nazwisku, bo i w mojej, szeroko rozumianej rodzinie sporo kaszubskich Tusków da się "uzbierać". Nie łączą nas więzy krwi a... łańcuch, że się taká metaforą podeprę:)

Pogoda dzisiaj spłatała figla i zatrzymała mnie w domu. Za oknem puch śnieżny kusi a moje rowerowe fanty akurat wyprane. Kusi jak ten Jar Raduni...:)
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Pitt35

  • Wiadomości: 116
  • Miasto: Puck
  • Na forum od: 21.04.2017
Elegancko kolego!
Plus za rozkminkę "mojego" kaszubskiego.
Powinienem napisać: scyrz.

U mnie mówią na  psa scyrz ale u szwagra już mówią klatok.
A co do nauki kaszubskiego to możemy podzielić go na dwie grupy z których można wyodrębnić 5 narzeczy, a w każdym narzeczu wyodrębniamy jeszcze dialekty (np. narzecze południowokaszubskie ma ich 7) a w każdym  dialekcie jest jeszcze szereg gwar. Ogólnie naliczono ich 76. Żeby było bardziej skomplikowane to gwary możemy podzielić na grupy i tak  np. w  gwarze kartusko-goręczyńskiej dialektu środkowokaszubskiego narzecza południowokaszubskiego grupy południowopomorskiej da się wyliczyć aż 12 grup z jednej gwary. Temat niezmiernie ciekawy ale bardzo skomplikowany.
« Ostatnia zmiana: 28 Mar 2023, 13:06 Pitt35 »

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Patrz jaka zgodność w liczbie eyodrębnionych przez Kistowskiego mikroregionów w mezoregionie - Pojezierze Kaszubskie. A Kaszubi "wychodzą" poza ten mezoregion. Trzeba by ując Pobrzeże Kaszubskie (mezoregion, z podziałem na mikroregionu) i co najmniej jeszcze dwa mezoregionu.
Zadajmy sobie pytanie: z czego wynika wyodrębnienie tyłu form/odmian języka? Np. że słabej komunikacji danej grupy z sąsiadami. Zauważalne to było w wysokich górach, kiedy to mieszkańcy jednej doliny nigdy nie byli w sąsiedniej. Jednym słowem ukształtowanie terenu, rzekii itp.
Podobnie jest fizycznogeograficznych cechami, pozwalającymi danemu obszarowi przypisać dane cechy. Są przecież Kaszubi z półwyspu i np. okolic Pucka. To dwa różne regiony i różne dialekty, bo o tym mówiła mi kiedyś znajoma Kaszubską z Kużnicy.
Może to jest jakiś trop? Zaintrygowało mnie to i spróbuję dzięki Twoim uwagom, za tematem pochodzić.

Tymczasem w ramach dzisiejszego wolnego  doszło do spektakularnej ekspedycji. Kusiła pogoda, kusiła swoimi zmiennymi warunkami i wykusiła!
Sam już nie wiem, co zasygnalizować? Rozwój uczuć między baronową de Vier Liter i Panem Witkusem z iście balzakowską egzaltacją, no prawie balzakowską.
Czy też charakter sportowy ekspedycji podkreślić (trawers niezwykły grani Kępy Oksywskiej między dwoma jej skrajnymi kulminacjami). Spotkanie niezwykle rzadkiego ptaka - kondora kaszubskiego. Krótka pogawędka z inżynierami: Kwiatkowskim i Wendą czy romantyczne spotkanie z kobietą, której nie ma.
I to nie wszystko.
A zaczęło się skromnie:
- Dzień dobry, poproszę bilet dla seniora do Redy.

Cdn.
Mało tego
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Właściwie, to zaczęło się od śniadania.
Unikając pieczywa, dokonałem wczoraj aktu zbrodni na diecie, konsumując cztery (CZTERY) kromki zwykłego, pszennego chleba... Nie ważne, że ubogacone należytą treścią. Wpierniczyłem jednym słowem - ponad 1000kcal...
Zapotrzebowanie na energię rośnie ale ja mam uruchamiać lipolizę i produkcję ciał ketonowych a nie dostarczać w zamian pustych węglowodanów. To w wyniku przemian ciał ketonowych mam odtwarzać glikogen w mięśniach, kosztem otłuszczenia wątroby (tu już jest spokój) i przede wszystkim trzustki. Tłuszczu z około tej drugiej w taki sposób ja się nie pozbędę.

Kara musiała mieć miejsce
Stąd (lukając na radarową mapę pogody) decyzja spalić te kalorie w trakcie - najlepiej heroicznego aktu.
Jak się okazało, było spektakularnie! Ale od początku.
Początek był pod Lenino. Ów dowiedział się z gazetki ściennej w jednostce wojskowej, której odbywał zasadniczą służbę, że był... pod Lenino. Stał przy tej gazetce przy mnie i czytał, co napisane było w nagłówku dużymi literami: POCZĄTEK BYŁ POD LENINO.
Ów żołnierz nazywał się "Początek" (imienia nie pamiętam) i był tym faktem mocno zdziwiony.
Podobnie jak ja zresztą. Zastanawiałem się długo: jak to możliwe, by z taki poziomem emocjalnego IQ ktoś mógł trafić w ogóle do służby wojskowej. Nie ważne, że akurat w tej jednostce (w której ostatecznie wylądowałem po degradacji z kaprala) żołnierze na poligonie biegali z drewnianymi karabinami.
Biegali na szczęście rzadko, bo (nie wyrażając się ładnie) zapier... w Hucie Skawina a ja... z nimi.

Co to ma wspólnego z tematem ekspedycji...? Ano to, że ja byłem żołnierzem niezłomnym. I charakter żołnierza niezłomnego w połączeniu z witaminami, pomogło mi stworzyć doskonały profil: Podróżnika Witaminowego.
Podróżnik Witaminowy ma jeszcze jedną cechę - jest artystą. Artystą o duszy, może nie tak wrażliwej jak artyści szerzej znani ale zawsze, kiedy po raz enty oglądam Krzyżaków (raz czytałem) czy Potop (raz czytałem) wzruszam się do łez przy: tyś Jurand! i jam nie Babinicz... jam Kmicic...

Artystycznie moją ekspedycję ujmując, była ona zrealizowana w trybie iście balzakowskim. No... prawie balzakowskim. Otóż Honore de Balzac zasłynął z powiedzenia, określającego trzy przykłady prawdziwego piękna: piękna kobieta w tańcu, koń pełnej krwi w galopie i fregata pod pełnymi żaglami.
Prawie udało mi się oddać te trzy zjawiskowe zjawiska:


Prawie - piękna kobieta w tańcu (do tego w bieli).


Prawie - koń pełnej krwi w galopie.


Prawie - fregata pod pełnymi żaglami.

Może nie wszyscy znają kim był cytowany autor, to kilka uwag dodaję doskonałego recenzenta, który sam w sobie powinien przypaść do gustu lewicowym czytelnikom.

Za znakomitym tłumaczem jego (Balzaca) powieści

Nazwisko Balzaka budzi dziś w naszym pojęciu obraz głębokiego, surowego niemal myśliciela, człowieka, który, jak nikt przed nim ani po nim, zważył, osądził i opisał całokształt życia społecznego, układ i stosunek jego grup, mechanizm walk i namiętności, i zaklął je w nieśmiertelną galerię typów Komedii ludzkiej.
Balzac jest dziś lekturą, w której smakują raczej mężczyźni. Inaczej rzecz się miała w epoce, w której wielki pisarz żył i działał. Nazwisko Balzaka dla współczesnych było przede wszystkim mianem spowiednika serc i dusz kobiecych, człowieka, który, znowuż jak nikt przed nim, zrozumiał i zanalizował kobietę, podchwycił ją i uwiecznił w jej wielkości i małostkach, jej prawdzie i kłamstwach, i stworzył cały orszak niezapomnianych postaci kobiecych.

Każdy nowy romans Balzaka budził echo w rzeczypospolitej kobiecej daleko poza granicami Francji, znajdował odzew aż gdzieś w szlacheckim dworze na zapadłej Ukrainie; z całej Europy szły doń poufne listy, prośby o radę, zwierzenia, poza którymi kryły się nieraz aspiracje tkliwszej i bardziej osobistej natury.
Dziś jeszcze, dla znacznej części publiczności obeznanej jedynie ze słuchu z jego dziełem, Balzac jest przede wszystkim autorem Kobiety trzydziestoletniej, mimo że ten tak szczęśliwie poczęty tytuł kryje jeden z jego wyjątkowo lichych romansów, właściwie zlepek kilku opowiadań powstałych w różnych epokach.

Ta pozorna sprzeczność jest jednakże bardzo logiczna i zrozumiała. Balzac, wielki obserwator i analityk życia społecznego, zajęty odmierzaniem i wykreślaniem linii sił poruszających społeczeństwem, a zarazem zdający sobie sprawę z całej wagi imponderabiliów życiowych, nie mógł, jako Francuz zwłaszcza, nie spostrzec, jak olbrzymi motor dynamiki społecznej stanowi kobieta, w wyższym pojęciu typu; jak potężną sprężyną wszelkiego ruchu jest światek kobiecej zalotności — a, z drugiej strony, czym jest ta narkotyczna atmosfera buduaru i sypialni, w której gnie się i topi najtęższa nieraz stal charakterów.
Przejrzał on i ogarnął w mnóstwie przekrojów fenomen nazwany miłością, który życie społeczne uczyniło tak złożonym i tak odbiegającym od pierwotnego instynktu. Zawsze zajmował go głęboko problem małżeństwa, ta kwadratura koła współżycia dwojga istot: Fizjologia małżeństwa rozpoczyna z ogromnym hałasem jego wielką karierę pisarską; — w Małych niedolach pożycia małżeńskiego Balzac powraca do tego samego tematu na jej schyłku.

Miłość w pojęciu Balzaka bardzo jest odmienna niż w całej poprzedzającej go literaturze. Omawiając, w swoim czasie, utwory Marivaux, miałem sposobność zaznaczyć, jakim krokiem naprzód, w stosunku do dawnej komedii, jest subtelna analiza tego pisarza, rozszczepiająca ów rzekomy pierwiastek na cały szereg składników; ale terenem obserwacji Marivaux było wnętrze duszy ludzkiej, izolowane poniekąd od zewnętrznego życia, tak jak społeczeństwo, które służyło mu za materiał, było od tego życia izolowane swoim wyjątkowo uprzywilejowanym położeniem. Przypomnijmy sobie Niebezpieczne związki Laclosa, ten późny kwiat cieplarniany skazanego na rychłą zagładę ancien régime'u!
Ale Balzac staje się poetą nowo tworzącego się demokratycznego świata, w którym dominującą cechą jest obalenie wszystkich barier, otwarcie wszystkim wszelkich możliwości i dostępu, a co za tym idzie, kolosalne napięcie ambicji, woli i ludzkiego wysiłku. Fałszem byłoby pojmować w tym społeczeństwie miłość w rozumieniu dawnych map Krainy czułości; wyzbywa się ona najzupełniej swojej arystokratycznej wyłączności; jest najściślej związaną z całokształtem nowoczesnego życia, jego walk, wysiłków i ambicji, których godłem staje się symboliczny skrót całego tego zmagania — pieniądz. Miłość, aż nazbyt często, z celu — staje się środkiem. Równocześnie obserwator, który za zadanie postawił sobie odmalowanie wiernego i całkowitego obrazu społeczeństwa, musiał uświadomić sobie, że zdolność do prawdziwej, bezwzględnej miłości, ten geniusz serca, jest równie rzadkim jak wszelki inny geniusz[1], a to, co w świecie ma obieg pod mianem miłości, to tylko gruby i mniej lub więcej zanieczyszczony aliaż.
Ten świat uczuć mieszanych, złożonych, jest światem, który z niezrównanym mistrzostwem i prawdą kreśli Balzac; a nieustanna gra tych trzech elementów: zmysłów, próżności i pieniądza, występujących we wszystkich możebnych kombinacjach i splatających się wciąż niby w ironiczne triolety, nadaje jego dziełu jemu tylko właściwy i osobliwie niepokojący charakter. Jeżeli, tu i ówdzie, na łamach tych głęboko mądrych i przenikliwych książek, wykwitnie uroczy kwiat prawdziwej miłości, zdolnej zapomnieć o sobie i roztopić się w bezwzględnym, depcącym wszelkie kombinacje życiowe oddaniu, to najczęściej wyrasta on nie wśród subtelnych i rafinowanych dam wielkiego świata ani w środowisku spokojnej mieszczańskiej cnoty, ale w sercu tych nieszczęśliwych wyrobnic miłości, w których uczucie to, tylekroć sponiewierane, gromadzi bezcenne skarby dla tego, komu się odda z własnej woli i wyboru. Taką jest Ester w Blaskach i nędzach życia kurtyzany, taka Koralia w Straconych złudzeniach. Jest w tym zapewne coś z panującej mody Romantyzmu, lubującego się w tym typie „jawnogrzesznicy odrodzonej przez miłość”, typie, który tyle łez wycisnął z oczu czytelnikom i widzom, powtórzony raz jeszcze w najgłośniejszym swym egzemplarzu, słynnej Damie kameliowej; ale jest niewątpliwie i świadoma intencja myśliciela, który śmielej niż kto bądź inny miał odwagę spojrzeć w oczy brutalnym paradoksom życia.

Balzac był rasowym powieściopisarzem, zatem epikiem; większość dzieł jego nie ma nic z osobistych wylewów owych dość częstych powieści „lirycznych”, w których jedyną istniejącą naprawdę osobą jest sam autor, przeglądający się w różnych pozach i różnych zwierciadłach, inne zaś postacie dają jedynie usłużną replikę jego monologom. Mimo to potężna indywidualność Balzaka wkłada w każdy utwór dużo z niego samego; — i nie mogło być inaczej. Bardzo interesującym jest, znając epizody życia samego autora, śledzić, jak odbijają się one w jego dziele; ile i co z siebie lub swego otoczenia włożył w tę lub ową figurę.
Omawiając w swoim czasie Kawalerskie gospodarstwo, wskazałem, iż figura Józefa Bridau — która zresztą wieloma szczegółami pokrywa się z karierą słynnego malarza Delacroix — mieści sporo przeżyć i rysów samego Balzaka. Tym bardziej może nas to interesować w tych dwóch opowiadaniach, których bohaterami są dwaj wybitni pisarze, dwaj wielcy ludzie — jeden fałszywy, drugi prawdziwy — zajmujący zresztą miejsce i w innych utworach z cyklu Komedii Ludzkiej: Natan i d'Arthez.

Młodość Balzaka przypada na lata Restauracji monarchicznej; lata, w których świetne arystokratyczne towarzystwo Francji skupia — mimo zmienionych warunków społecznych i tylko na krótki czas — wszystkie środki, pokusy i wpływy. Młodociany głód pełni życia oraz wrażliwość artysty na wszystko, co jest blaskiem i pięknem, ściągnęły oczy ambitnego chłopca w tę stronę. Przydomek de, który wcześnie zaczyna dodawać do nazwiska (bez żadnego uprawnienia w tej mierze: jeszcze dziadek Balzaka zapisany jest w metrykach pod nazwiskiem Balssa i był prostym rolnikiem), ma służyć za pomost do tego świata, wyobrażającego dlań realizację wszystkich pragnień i ambicji.
Toruje mu doń drogę sława, tym bardziej, że pierwsze lata rozgłosu Balzaka przypadają na początki nowej „lipcowej” monarchii, pod której berłem następuje znaczne wymieszanie warstw społecznych i zdemokratyzowanie nawet tego tak wyłącznego światka. Pośród mnóstwa bezimiennych wielbicielek, próbujących nawiązać korespondencję z głośnym pisarzem, znalazła się i margrabina (później księżna) de Castries, młoda, piękna, należąca do „śmietanki” towarzystwa, zarazem — jak się zdaje — osoba zalotna, próżna i zimna. Z czasem pani de Castries odsłoniła anonim, otwierając Balzakowi drzwi swego pałacu, a co za tym idzie, wszystkie prawdziwe salony Paryża.
I oto Balzac, najmniej przez naturę przeznaczony do zawodu dandysa i światowca (był krępy, niezręczny, rubaszny, pospolity, ale — wedle świadectwa współczesnych — zapominało się o tym pod wpływem wspaniałego blasku jego oczu i porywającej rozmowy), sili się, na krótki czas zresztą, przedzierzgnąć w lwa salonowego, rozwija przepych fantazyjnych kamizelek[3], ugania w kabriolecie po Lasku Bulońskim, wciąż nadskakując pięknej margrabinie i prowadząc z nią podjazdową wojnę miłosną.
Balzac przeszedł na własnej skórze wszystkie problemy tego konfliktu, który skreślił w Córce Ewy: konfliktu między stylem miłości, tkwiącym jeszcze w epoce, kiedy bohaterowie pięknego świata nie mieli prócz miłości innego zatrudnienia, a straszliwymi warunkami nowoczesnego życia, w którym czynny i ambitny człowiek zaledwie ma dość sił, aby nastarczyć wszystkim koniecznym wydatkom energii. Okres ten w życiu pisarza trwał niedługo; z jednej strony, nieubłagana kwestia czasu i rozbieżność pomiędzy olbrzymimi pracami, jakie go wołały, a tym światowym rozprószeniem, z drugiej poczucie nierównej stawki, jaką obie strony wnosiły w grę, kazały mu się wyrwać, mimo iż z krwawiącym sercem, z tej pajęczej sieci, aby się oddać już niepodzielnie twardym wymaganiom życia artysty-pracownika.

Interesującym jest, w jaki sposób samozachowawczy instynkt geniuszu Balzaka potrafił pogodzić marzenia jego o wytwornej miłości „hrabiny” z pochłaniającą wszystek czas pracą. Po prostu, przerzucając ideał — mimo iż realny — w świat prawie że czystej wyobraźni. Pośród korespondencji licznych „nieznajomych”, szczególną uwagę pisarza zwrócił list datowany z Odessy, 28 lutego 1832. Autorką jego była pani Hańska, z domu hr. Rzewuska (siostra powieściopisarza, autora Listopada), zamieszkała w majątku Wierzchowni na Ukrainie. Po tym liście nastąpiła wymiana dalszych, potem pierwsze spotkanie i poznanie się w Szwajcarii, gdzie pani Hańska bawiła z mężem i rodziną, i stosunek quasi-miłosny, z wzajemnymi obietnicami małżeństwa, ciągnący się przez lat 17 na przestrzeń kilkuset mil, z przerwami czasem po 7 lat pomiędzy jednym widzeniem a drugim, wreszcie, na kilka miesięcy przed śmiercią pisarza, zakończony małżeństwem, którego harmonia nie przetrwała ani tych kilku miesięcy.
Dzięki tej „fincie” geniusz Balzaka nie tylko nie pozwolił sobie odkraść ani litery z dzieła, jakie miał do wydania na świat, ale jeszcze dorzucił doń paręset listów, ogłoszonych niedawno pt. Lettres a l'Étrangère. Ta odległa, tak „dekoracyjna” miłość, której promień przyświecał mu przez kilkanaście lat życia, pozwoliła Balzakowi obronić się ponętom świata i wytrwać w swojej celi pustelnika przy pracy pochłaniającej stale po kilkanaście godzin na dobę. W jaki sposób ten wielki samotnik potrafił w przelotnych skokach nurka w społeczeństwo wyłowić te arcydzieła przenikliwej, wszechstronnej i w każdym słowie nowej obserwacji, pozostaje tajemnicą osobliwych darów istoty twórczości.

Każda zatem z dwu figur Balzaka, będących bohaterami tych opowiadań, zawiera coś z niego samego. W intencjach autora Natan, ze swoim fałszywym i krótkotrwałym blaskiem, jest przeciwieństwem wytrwałego i świadomego siebie geniuszu Balzaka, d'Arthez zaś jego — może nieco chłodnym, jak zwykle u „dodatnich” typów Balzaka — urzeczywistnieniem. Ale w zewnętrzne koleje Natana wchodzi bardzo dużo z przejść samego autora, który przez całe życie tańczył pomiędzy kaprysami zbytku a grozą pozwów i komornika, i który w gorączce zdobycia „silnej pozycji” niejednokrotnie próbował się rzucać to w teatr, to w politykę, to wreszcie w awanturnicze przedsięwzięcia, które nieodmiennie kończyły się katastrofą.
Bezład finansowego życia Balzaka stanął na przeszkodzie i jego ambicjom politycznym, i nawet wejściu do Akademii; niejednokrotnie — odbił się ujemnie na jego dziele, zmuszając do zbyt pospiesznego tworzenia i wypruwania sobie z wnętrzności niedonoszonych płodów. Co do wielu innych figur tych opowiadań, pamiętać należy, że wszystkie te postacie, jak pani d'Espard, Rastignac, Blondet, Lousteau, etc., to galeria Balzakowskiego świata, powtarzająca się w szeregu powieści, i że, tym samym, autor nie zadaje sobie trudu ponownego ich charakteryzowania.

Powtarzam zatem jeszcze raz to, na co zwracałem uwagę na innym miejscu, iż dzieło Balzaka trzeba brać jako całość; im bardziej czytelnik się w nie zagłębi, tym więcej znajdzie w nim zadowolenia, które hojnie opłaci poniesione trudy. Zatem, cierpliwości!

Tadeusz Boy-Żeleński.
Kraków, w listopadzie 1918.

Cdn.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Dzisiaj, to ja bym chyba Boya nie lubił:D
Ale... Podobała mi się jego rozmowa z synem, kiedy ten przyszedł do ojca z problemem: tato, co mam robić? Wpadłem!
- Skoro nie uważałeś, jak robiłeś - to rób jak uważasz.

Tymczasem,
do artystycznych wątków w wątku jeszcze wrócę, tymczasem  w trakcie mej ekspedycji niezwykłej zauważyłem znane zjawisko natury społecznej. Młody Pan Witkus coraz śmielej sobie poczynał z niemłodą już baronową de Vier Liter. Rzekłbym zgodnie z przysłowiem: młody ułan ćwiczy na starej piczy. No i nie powiem... Używali sobie nieźle! Baronowa śmiało traktowana przez Pana Witkusa dostawała chwilami... egzaltacji.
- Och, panie Witkusie! Może chwila przerwy?
By po odbyciu chwili, dawaj na Pana Witkusa znowu!

W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że ja tu chyba tylko dodatkiem jestem? Bo mianowicie Pan Witkus zagaja:
- Wielki (cfaniak z tego Pana Witkusa) Podróżniku Witaminowy... jak tu się lepiej zaprezentować wobec pani baronowej?
Mogę ci zaproponować Panie Witkusie małą sesję zdjęciową w pięknych okolicznościach przyrody. Zaprezentujesz wtedy w pełni swoją klasę. Mam jednakowoż małą prośbę... Nie bądź tak agresywny (jeszcze) wobec baronowej. Ona poważnie związana była z Fotelem, starym prykiem... Rozumiesz... Stopniowo...
- Tak jest! Zameldował Pan Witkus. Świetny pomysł Wielki Podróżniku Witaminowy!

Okazji było kilka ale wyróżniłbym tą sesję.







Baronowa była tą sesją zachwycona.

Skupmy się jednak na celu sportowym.
Nie ukrywam, że marzeniem wielu rowerowych alpinistów jest Kępa Oksywska. W jej objęciach kwitną dwie wspaniałe kulminacje.

Wyższa - południowa,
tu kontemplowana w towarzystwie dwóch budowniczych IIRP, inżynierów: Kwiatkowskiego i Wendy.


Autorzy dwuskrzydłowego okna, które wspólnie otworzyli nam na świat...


...pozwalając go morzem zdobywać.

Druga - północna...
Z racji położenia bardziej mroźna. Jest na tyle wysoka, że o nią rozbijają się prądy strumieniowe, powodując erozję, która stanowi bezpośrednie zagrożenie życia nielicznych śmiałków. Wyrasta nagle, jak Nanga Parbat - będącą najpiękniejszą facjatą świata. Tkwi wbita w Pradolinę Kaszubską a jej strzelista, płn. zach. ekspozycja, nie została dotąd zdobyta...


Ta potężna lipa wydaje się na jej tle wielka ale nieliczni ci, którzy widzieli ją ze szczytu, z trudem ją dostrzegają. Ginie ona w panoramie pradoliny jak kiosk ruchu przy WCT.


Piękna i groźna...

W pradolinie od pradziejów szaleją wiatry, których prędkość dochodzi. Dochodzi do każdego zakątka ciała śmiałka. Okolica surowa, dzika, niezamieszkana...


Jakaż musi być ich siła, której nie potrafią się oprzeć nielicznie przetrwałe w tych warunkach drzewa, chyląc się w stałym pokłonie...

By ten północny występek zdobyć, trzeba mieć sporo szczęścia.
Pierwsze, to nabyć bilet do parku. Są one ściśle limitowane. Ja to szczęście miałem, bo warunki od dwóch dni były najpaskudniejsze z możliwych. Nikt o zdrowych zmysłach w takich, nie porywa się na cel, praktycznie niemożliwy do osiągnięcia.
Nikt... poza mną...

P.S.
Czy to nie znamienne, że w chwili gdy piszę tą relację, równo rok temu mój Golf 2 złamał na liczniku 500 000km?





Jakby to kpt. Pawłow z Pancernych skomentował?
- Czietyre minuty do cziasa.

Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Nabywam bilet.


Zinwentaryzowany po powrocie. Wspaniala pamiątka. Oprawię w ramkę.

Rad jadę do bazy w Redzie.
Są dwie bazy, z których można się gramolić w kierunku KKON1 (oznaczenie prawilne skarpy w Kazimierzu). Musze pomyśleć nad nazwą własną. W każdym razie to Reda lub Rumia, Z Rumi można podjechać ulicą Kazimierską, która nie zmieniła swej formy od XVIIIw. Od ponad 200 lat wygląda tak samo. Jedyne, co mogło się zmienić to drzewa, którymi obsadzona jest ta kośława gruntówka.

Po analizie wiatrów (w tym prądów strumieniowych) postanowiłem wybrać dla siebie bazę korzystniejszą. Przede wszystkim - późna pora, stricte zachodni wiatr skręcający ciut na południe.
Towarzysz moich pleców.
W bazie przywitała mnie zamieć. Na rogatkach ustała po zdrowaśce w intencji.




Po jednej chwili i trzech monetach wyrosła niczym... Kępa Oksywska widziana z Pradoliny Kaszubskiej.

Solo, wiadomo...

...ale bez pomocy Szerpów Kaszubskich daleko nie zajedziesz.

No, bo potem trzeba...

...sprzęta pchać.


A jak już się dopchasz, to...


...to ledwie do drzwi a za nimi...


...do kasy trzeba ale nie tej.



W końcu docieram i...

...panoramimy się.

W dali pięknie się wcina między Kępę Pucką (po prawej) i Strefę Krawędziową Wysoczyzny -Pradolina Redy i Łeby.
Panoramuję jeszcze ciut, by mieć dowód na dowód, że idealnie wstrzeliłem się w okno pogodowe.


Centralnie przed wami drodzy i tani - XVIIIwieczny trakt z Rumi do Kazimerza, którego zabudowę na pierwszym planie po Redzisławie, widzicie.

Jeszcze tylko...

...krótka prezentacja Pana Witkusa na tle kulminacji KKON1, do której we czwórkę (Redzisław, baronowa, Pan Witkus i ja) docieramy kręcąc pedałami.


Kulminacja dojechana... Radość zespołu niesłychana.

Zaraz potem nastąpiło załamanie pogody a wiadomo, że o sukcesie zasadniczo decyduje udany powrót, by nie był pyrrusowym. Ostrożnie zatem to zjeżdżam, to sprowadzam dyliżans z moim zacnym trio.




Dostrzegam ślady po Szerpie Kaszubskim. Bardzo łatwo je rozpoznać, bo... są.

No ta zjeżdżam do cywilizacji.
Coraz bardziej odważnym się robię a co ważniejsze, błędnik też zaczyna pełnić swoją zaniedbaną rolę. Coraz pewnie się czuję, nawet wpadam w rutynę i nagle...

...rutynowo wypada mi linka, z tego pierdolnika nad nią, gdzie jest rowek stabilizujący położenie linki. Muszę zagadnienie rozkminić.

Jednym ze sposobów, który na to widzę, to zrzucanie na zjeździe (w sensie przed) łańcucha na mniejsze koronki, w pozycji bardziej "złamanego" wózka. Wtedy na wyjebach jest stabilniej ułożona rzeczona. Czytałem, że sram nx naciąg łańcucha jest w ogóle problematyczny przy zjazdach ale ja mam inny problem. Zasadniczo masakrauje to linkę w miejscu jej skręcenia przy wózku.
No... ale Podróżnik Witaminowy oprócz witamin wozi już trochę warsztatu rowerowego ze sobą i sobie radzi.

Tymczasem zjechałem z gór w obszar pustynny i szukam Kaszubów Stepowych.


Powinni mieć obóz rozbity na cyplu, gdzie od wieków polują na Kondory Kaszubskie. Właśnie taka - mroźna, wieczna, sypiąca śniegiem po oczach kondorów pogoda, otumania ja i czyni łatwiejszymi w upolowaniu.
Najpierw jednak...


...jak ich zaopatrzenie.

W latach 10-13 byłem samotnym eksploratorem okolic zamieszkania. Z Placu Kaszubskiego (a jakże) w Gdyni jedzie 146 przez Obłuże do tej wysuniętej placówki Kaszubów Stepowych. Korzystałem z tego transportu, który 50 lat temu realizowany był Jelczem Ogórkiem z Przyczepą PO1. To już była daleka trasa i etatowo przypisany do zestawu przypisany był konduktor płci żeńskiej. Musiała wyglądać groźnie i taka była. Przez nią bałem się samej linii ale ciekawość i chęć poznawania świata była silniejsza.
Jadąc w przyczepie, nie musiałem oglądać konduktor...

Tymczasem na cyplu...

...przygotowania do polowania na Kondory Kaszubskie!

Nie mogę uwierzyć w swe szczęście. Ale fart! Krzątają się Kaszubi Stepowi, widzę ich podekscytowanie, które i mi się udziela!

Koniec odcinka pierwszego.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Odcinek drugi - polowanie na Kondora Kaszubskiego.

Nie jest to łatwe zadanie.
O ile nie ma kłopotu z jego namierzeniem (ale trzeba wiedzieć kiedy), bo jego rozpiętość skrzydeł jest ogromna, o tyle upolować...? To już nie taka prosta sprawa.
W każdym razie polowanie na Kondora samo w sobie jest spektakularne.

O polowaniu na niego nawet napisano książkę, która stała się bestsellerem, którą następnie zekranizowano. Książka pt.: 6 dni kondora. Ekranizacja to już tylko: 3 dni kondora. Okno na polowanie ograniczono do trzech dni, celem ochrony gatunku. Na tym tle dochodzi do konfliktów. Silna tradycja polowania a ochrona środowiska... Znaleziono kompromis.
Obecnie kondory się łapie i potem wypuszcza na wolność.

Wszystko to pięknie wygląda ale jak trafić w te trzy dni? O tym wiedzą Kaszubi Stepowi ale tajemnicą się nie dzielą, bo wiadomo. Fciul reporterów zaraz by było i coś gorszego jeszcze. Kłusownicy. Jest ich tutaj mnóstwo. Oficjalnie trenują niby ale... już sama nazwa wiele sugeruje: katesurfing (z akcentem na kate - katować).
Tym niemniej mnie dopisało szczęście, podziwiajcie więc i wy.
 
Przyjrzyjmy się najpierw bezpośredniemu otoczeniu Kaszubów Stepowych.


Nie wiele tu rośnie. Stepowa klasyka. Chcesz poczuć klasykę? Klasyka ma kolce.


Jednym z warunków egzystencji Kaszubów Stepowych było zamknięcie ich w rezerwacie...

Przykre to. Podobna sytuacja jak z Aborygenami z jednej strony. Rząd australijski poszedł jednak inną ścieżką. Zdecydował się w poczuciu winy wypędzenia Aborygenów z ich naturalnych siedlisk, na finansowanie ich egzystencji kasy podatników. Do czego to doprowadziło...? M.in. do powszechnego alkoholizmu, otyłości wynikającej z siedzenia na tyłku.
Podobna sytuacja ma miejsce w kaszubskim rezerwacie...


Zamknięci Kaszubi piją.

Na szczęście to planeta PL i antysystemowość mamy wyssaną z mlekiem ojca. Nawet nakręcona o polskim podziemiu film pt: Seksmisja.


Próżno podziemia szukać na otwartym terenie.



Trzeba wjechać w chaszcze, w które cywilizacja i tak sukcesywnie wdziera...


W końcu po wielu trudach...

...docieram na miejsce i moim oczom...


...to cudo natury! Oniemiałem...

Za lecącym kondorem podąża myśliwy na krześle.

Następnie, skracając dystans...

...wstaje z krzesła i...


...rzuca się za kondorem by posadzić go na desce!

Prawda, że spektakularne?


No niestety, nie tym razem:)


Kondorów naliczyłem trzy sztuki bodajże.

Piękna przygoda...
Oddalam się w kierunku Kępy.


Jeszcze tylko krótka sesja z Panem Witkusem na potrzebę zaspokojenia chuci pani baronowej.
Profil lewy i...


...profil lewy. Tym razem służbowo - na statek.

Po drodze...

...kilka akcentów morskich w architekturze.


Czas tymczasem nagli i mknę wykorzystując kolejne...


...okno pogodowe. A po kondorach już tylko wspomnienie.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Spieszę na południe.
Za chwilę prawdopodobnie osiągnę najwyższy punkt Kępy Oksywskiej. Bo na pewno nim nie są kulminacje północna i południowa, do której zmierzam.
Zasadniczo jadę sprawdzić moje dwie dobre miejscówki na biwak "w środku miasta". Własnie opuściłem słynny (wśród modelarzy) klif w Mechelinkach. Wdziera się na niego cywilizacja z mocnym przytupem. Właśnie zrównano podjazd i zaraz będzie tam biegła autostrada dla... rowerzystów (?) czy być może przedłużenie ulicy Klifowej...
W każdym razie klif w Mechelinkach był jedną z nielicznych miejscówek, gdzie mogłeś spokojnie zostać na noc, rozpalić ognicho w fajnych okolicznościach przyrody.

Być może zostanie zagospodarowany jak te "miejscówki", do których zmierzam obecnie?
Tymczasem za metrów parę...

...przejadę "centralną" kulminację Kępy Oksywskiej - jaka by nie była.



Kolejnym tymczasem...

..deżawi... W niedzielę Babi Dół, teraz Babie Doły...?

Ja się w jar do Zatoki nie będę pchał.

Tym bardziej tędy. Nawet mnie kusi:D


Przystanąłem i podivam.


A tuż za plecami miejsce "odpoczynku" ładnie zaospodarowane. Np. w taki sposób, że nie wjedziesz już tu samochodem. Jest duża wiata, miejsce na ogień, wiata na opał, ławeczki itp.
We wiacie na opał akurat rybacy spożywali piwo. Tutaj, bo nie wiało i nie na widoku zapewne.

Pogoda zrobiła się jak dobry schabowy na zimno.

Objechałem więc zatem dawną kolonię rybacką Kaszubów Stepowych.

Dalej udałem się...
...opłotkami - unikając utwardzonych ścieżek do...


kolejnego, dawniej dzikiego miejsca odpoczynku. I tu już autem nie dojedziesz.

Postanowiłem jednak z powodu dowitaminizowania się,...

...miejsce zdokumentować.
Niewidoczne wiaty ja w poprzednim wydaniu. Z tym, że tutaj zamiast "rybaków" we wiacie na opał, całkiem sporo drewna złożonego.


Kolejna kolonia odwiedzona.

Tu wciągano wyniku połowów. Obecnie murowane schodki wzdłuż wyciągu prowadzą do bulwaru, który odwiedzę przy kolejnej okazji.
Słońce już chyli się ku zachodowi więc mknę bez oglądania się by je złapać na kulminacji północnej a czasu mało, króca bomba!

Wpadłem, że tak skontastuję...

...na styk!

I styka. Cele zrealizowane poza jednym - romantycznym. Pan Witkus nalegał...

Po drodze do celu wpadłem na...

...rondo, by zrobić ujęcie nr 1...


... nr 2 i o te jedno ujęcie było przegięciem.

Albowiem zatrzymałem się po środku ruchliwego ronda w miejscu wybitnie nieprzeznaczonym do realizowania ujęcia. Przy drugim usłyszałem buą, buą, łiłu łiłu...*
Akurat przejeżdżał patrol interwencyjny. panowie zatrzymali się w miejscu bardziej odpowiednim, wstrzymali ruch i zaprosili mnie do siebie.
- Co pan tu wyprawia?
Proszę szanownego pana władzy - ja dokumentuję!
- Co pan dokumentuje?
Ulotne, stare czasy. Czasy, w których nie było tu ronda, a na tej ulicy, która zwie się Bosmańska ja jako 10 letni, świeżo upieczony właściciel Ukrainy, ćwiczyłem zapamiętale podjazdy!
- Ooo... A miał pan jakiegoś idola? Zapytał starszy z dwójki panów.
A jakże! Zza kurtyny - Eddy Merxc a przed kurtyną Szozda i Hanusik.
- A Szurkowski?
Szurkowski jakoś nie... Nie wiem czemu. Ale tu niedaleko mieszkała Mytnik (nie wiem, czy mieszka jeszcze) i kiedyś odwiedził nas w 6stce, do której tu chodziłem, do podstawówki. Pamiętam jak dziś, kiedy na sali gimnastycznej prezentował swój rower mistrza świata jazdy drużynowej na czas i ten rower ważył 11kg!
Ech... piękne to były czasy... Nie wiem, czy pan (zwracam się do starszego) pamięta jeszcze te, w których w tym budynku (za rondem) mieściło się kino Marynarz?
- Ja trochę przez mglę ale moja mama na 100%! Bo była tu bileterką. I śmiech:)

No widzicie panowie... To ja jeszcze coś panom opowiem. Otóż w trakcie pamiętnym MŚ w 1974-tym w grupie został nam do rozegrania jeszcze jeden mecz - z Włochami. Mieliśmy już zapewniony awans po zwycięstwie z Argentyną i Haiti. Wyobraźcie sobie, że ja wpadłem na pomysł, by w trakcie tego meczu pójść do... kina:) Wiedziałem, że będzie powtórka (i była) i na bank wolne miejsca a to było istotne, bo grali wtedy Winnetou.
Niech pan sobie wyobrazi, jak musiała (zapewne) czuć się pana mama, kiedy mi kasował bilet. jedynemu klientowi kina:) Nie wiem, co wtedy o mnie pomyślała. Puste kino, puste ulice... To była prawdziwa pandemia. Żywej duszy... Tylko ja i pana mama:)

I już kończąc. Po filmie pomaszerowałem wymarłym miastem do domu. Kiedy miałem już mój blok w zasięgu wzroku nagle wszystko się zatrzęsło! jak by ktoś za naciśnięciem guzika uruchomi tysiące gardeł!
Moment złapałem w cziom dzieło. Musiała paść dla naszych bramka! Puściłęm się pędem do domu, wpadam na klatkę, co drugi stopień po schodach, wpadam do mieszkania. Odpalam telewizor rubin i... jest Replay! Deyna strzela z pierwszej piłki po podaniu Kacperczaka. Zoff jak struna wyciągnięty w locie, tylko odprowadza piłkę wzrokiem, ta ląduje w bramce. Coś pięknego!
- Ale bramka Szarmacha ciut piękniejsza!
Zgadzam się z panem!

No dobra... Pora się z ronda zbierać. Panowie przybijają mi piątkę i odjeżdżam...



* - cała ta historia z policją, to bujda na resorach;D Pozostałe z nią związane fakty, to czysta prawda:)
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Zostały mi jeszcze tylko dwa zadania do wykonania. Pan Witkus chciał jeszcze pobalzaczyć przed baronową a ja spojrzeć przez okno na świat z perspektywy panów Kwiatkowskiego i Wendy.


Tu akurat plecami do okna.

Trwa załadunek Steny Line.
brałem udział w końcówce jej budowy, na etapie wyposażenia - pracując jak student w Stoczni im. komuny Paryskiej, bo taką nazwę nosiła wtedy obecna Stocznia Gdynia.
Zatrudniała blisko 10 000 pracowników. Akurat w przypadku Seny kierownik naszej placówki Technoservice dogadał się na jej sprzątanie. Wynegocjował stawkę 2$ za godzinę pracy a nam płacił o połowę mniej. Oczywista wszystko na nielegalu;D

I tu mala uwaga dla komunistów tęczowych, lewicowych zwolenników równości.
Sam fakt, ze załapałem się na tę fuchę był docenieniem mojego zapierdolu wcześniejszego. W sensie, że potrafiłem pracować fizycznie. To była połowa lat 80tych i moja mama - jak sobie wyliczyłem, jako nauczyciel akademicki zarabiała wtedy 19$ m-cznie ciężko harując na dwóch etatach.
Ja wciągu dwóch dób, zarobiłem 48$. taie miałem parcie na dolary, że pracowałem 48h non stop;D
Ale... nieszanowni tęczowi komuniści, zaglądający z lubością do cudzych kieszeni, szukający tam środków na bzdurne programy socjalne, jako złoty środek bycia lepszym. No więc, już po dobie sprawa się rypła i wierchuszka brygadzistów, do roli której ja powoli aspirowałem się zbuntowała.
No, bo ten kapitalista, nasz kierownik... I zaczęło się liczenie.
Pracował nas równo 100. Zlecenie na dwie doby. 100x48... No k... chłop przytula "za nic" 4800$ a nam zostają ochłapy!

Co robi kapitalista Wojtek? Wzywa po kolei wszystkich, łącznie z brygadzistami i pyta, czy satysfakcjonuje nas kwota 1$/h. Wchodzę do biura ja. Pada rzeczowe pytanie.
- Mnie satysfakcjonuje, na tyle się umówiliśmy i jest ok ale... gdybyś zaproponował mi podwyżkę, nie powiem nie:)
Wracaj do roboty.
- Ok.
Wszyscy brygadziści, którzy brali udział w buncie jak jeden zostali wywaleni ze swoich stanowisk, no i ze Steny. Oczywista mogli dalej pracować ale na normalnych zasadach. Podobnie wszyscy, którzy strzelali fochy.
Po    robocie - wypłata. Wchodzę do biura.
- Siadaj Darek, przepracowałeś 48h, należy się 48, dostajesz 50. Pasuje?
Super!
- I coś jeszcze. Od jutra zostajesz brygadzistą. Dostajesz W8. Wiem... wydział chujowy ale tam się najlepiej sprawdzisz, sam wiesz, jak jest. jak się sprawdzisz, pomyślimy co dalej. Babcia (tu Wojtek zwrócił się do Lucyny, naszej sekretarki) daj kopertę Darkowi i od jutra nowy angaż.

To był mega skok jakościowy. Przede wszystkim miałem gwarantowane dwie zmiany i mogłem sobie dobierać ekipę do pracy. Życie powoli stawało się lżejsze:D
Z czasem trafiłem na najlepsze wydziały, potem dostałem własne solo. To znaczy takie, na których w ciągu np. 2h zaliczałem całą "zmianę". Kiedy urodził sie pierworodny przszedłem do Wojtka i mówię:
- Wojtek, potrzebuje kasy, muszę zapier... ale jednocześnie chodzić na studia.
Ok. Dostaniesz K-1, W-3 i dwie zmiany na tereny zewnętrzne.

Od tej pory moje zycie toczyło się wg jednego schematu. Wstawałem o 5-tej rano, prałem 16 pieluch "z nocy" (tetrowych oczywista). O 5.45 byłem już na pierwszej zmianie na K-1. Akurat tutaj na narzędziówce pracę zaczynali o 6.00 ale kadra (budowniczy) przychodziła na 8-mą.
Formalnie powinienem sprzątać po 15-tej ale...
Ugadałem się z z brygadzistą. Pierwsze, czy mogę wg mojego schematu. Po tygodniu próby wszyscy byli zadowoleni. Pierwsze sprzątałem porządnie i to od razu doceniono. Robiłem więcej niż oczekiwano. 1000m2 kwadratowych warsztatów opylałem w 45minut, łącznie z wywiezieniem opiłków.
Potem w SKM i na AWF. To uczelnia sportowa. Tu się też ćwiczy przypominam. jakby nie patrzeć - fizyka to podstawa.
Po uczelni w SKM i do stoczni. Najpierw W-3. Małe warsztaty ale też pełna zmiana. Mimo, że mniejsze - schodziła godzina. Potem taczka i dwie zmiany na terenech zewnętrznych. Do moich obowiązków należało zamieść całą pętle trolejbusową. Głównie z petów. Akurat wchodziłem do akcji jak I zmiana schodziła a II wchodziła. Czekając na trolejbusy i autobusy wszyscy palili a pety rzucali na glebę. Kilka tysięcy petów na glebie. Potem zamiecenie chodnika i ulicy do Pomnika poległych stoczniowców... Po tych, co na SKM.
Tu się nie wyrabiałem... Zwłaszcza jesienią, kiedy liście leciały z topoli a tez były w moim zakresie.
Dlatego bardzo często przyjeżdżałem w niedzielę i przez bite 8/10h sprzątałem wszystko na sicher mimo, ze za to juz nie miałem płacone ale nie chciałem stracić tak dobrej fuchy.

W domu lądowałem po 20-tej. Prałem 16 pieluch "z dnia" i padałem do wyra. Obiady wykupowałem sobie w stoczni. Stoczniowa stołówka była dotowana i do dzisiaj pamiętam moje menu. Jadłem ekspresowo i niestety weszło mi to w nawyk. Po prostu nie było czasu. Ponieważ praktycznie nie miałem kiedy ćwiczyć, opracowałem sobie program po zakończeniu pracy przed kapielą (w stoczni).

Takie to moje "kapitalistyczne dossier" było za czasów głębokiej komuny. A, że powoli upadała musiałem dbać o narzędzia swojej pracy. Głównym narzędziem była szczotka ryżowa i miękka. DO dzisiaj mnie mierzwi, jak ktoś miękką szczotką zamiata pod włos:D Ooo... tym to mnie można wk... ;D


Jadąc do inżynierów na chwilę przycupnąłem w zadumie...

Pozostaje mi jeszcze zaliczyć dla pana Witkusa skwer:)

Po drodze Dworzec Morski.

Z Pomnikiem Ludzi Morza zdaje się albo to ten na Skwerze... Zawsze mi się mylą.


Na tyłach skweru portowe czworaki.


W abordażu ze stylem gdyńskim.

Przed Darem, na pustym skwerze...

...pani mi weszła nieopacznie w kadr. jak weszła, to zapozowała ładnie:)


No miał na tym zdjęciu trochę lepiej ale zginął w ogromie Daru Pomorza.

Na Kamiennej Górze...

...krzyż wszystkim na drogę jak latarnia wskazującą rzeczona, płonie...

40 minut później zameldowałem się na Przystanku Oliwa.

Podsumowanie.
Z małą, nieujętą w "sprawozdaniu" pętlą pokonałem spektakularne 77km w 7h.
Kępa Oksywska zaliczona na mojej mapie mikroregionów.



Trzeba będzie te liźnięte mikroregiony na północy powtórzyć z jakimś konkretniejszym planem poszerzonym o Wysoczyznę Żarnowiecką?

Dziękuję za ófagę.





Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Taka agitacja z rana?:D



Pobudza do działania!



Słońce jeszcze nie wzeszło, szkoda czasu. Ruszam na przybój Wisły!
Niedziela Palmowa.
Dzień dobry.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Dzisiaj zbiegły się dwie rocznicę. Śmierci Karola Wojtyły i wjazd Jezusa do Jerozolimy.
Pogoda rokowała, by zaliczyć Gniew. Od ujcia Wisły Martwej, wzdłuz Motławy przez Żuławy Gdańskie zaliczając po drodze kulminację Żuław jako mezoregionu (dzieli się na gdańskie, malborskie i najmniejsze - elbląskie).
Z Przystanku Oliwa ocierając się o Al. Jana Pawła II wpadłem do Parku Reagana, by "zaliczyć" dwóch wielkich, co obalili komunizm planety PL. Ładnie motywację tego drugiego oddał piórem Mackiewicza.

Oczywista nie byli tak wielcy jak mistrz zakonu L. Wałęsa. Jadąc wzdłuż Motławy nie sposób "nie dotknąć" upadłej Stoczni Gdańskiej. Zabudowa w stylu wolności i równości... Jakim cudem gdańska starówka została odbudowana w takim kształcie jak możemy ją oglądać dzisiaj...? Nie wiem ale włodarze miasta licząc od Adamowicza mają inną koncepcję łatania starych lub wybitych "zębów" Gdańska. Dodam kilka fotek na koniec.
Byłem pewien, że przy takich warunkach i tak ułożonej trasie, pęknie dzisiaj pierwsza setka od dobrych 5ciu lat (tyle lat przerwy rowerowej było).
Pękła... Guma i to nawet dwie:) Gniewu nie było za cudne panoramy ze szczytu wszystko wynagrodziły. 14m różnicy może robić i to niezły kipisz w przestrzeni.

Wisłę właściwą dopadłem w Koźlinie. Za Tczewem przebiłem zapas i nastąpil odwrót z buta. Nie wziąłem dwóch istotnych rzeczy. Przede wszystkim łyżek do opon. Miałem zapasową detkę ale nie miałem łatek.
Dętkę wymieniłem z pomocą imbusów miast łyżek i drugi raz tego nie powtórzę. Łatki i łyżki zapomniałem przełożyc z drugiego plecaka. Dzisiaj wziąłem mniejszy. Błąd, który mógł mieć ooważniejsze konsekwencje.
No, jeszcze jedna konsekwencją wyszła. Cebula w skarpecie. Przedreptałem z Redzisławem około 5km. Cały Tczew i z Oliwy na chatę. Jeszcze kilometr i miałbym obtartą stopę.
Wszystkiego było więc ile należy.
70km + 5 z buta i niezwykła moc podjazdów.
Jutro wrzucę trochę fotek z opisem.

P.S.
Wczoraj oglądałem opony i są do wymiany. Na pewno slick z tyłu. Miałem dopytać w "kołach" czy jest jakaś alternatywa lepsza (w podobnej cenie) do schwalbe rapid to 29x2,10 ale pewnie nie foczekalbym się odpowiedzi, bo tu budżetowa opona.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 4138
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Dzisiaj zbiegły się dwie rocznicę. Śmierci Karola Wojtyły i wjazd Jezusa do Jerozolimy.
Szybko go odjaniepawliłeś.
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Podjazdy, czy aby nie szukasz dziury w całym? Niestety nie pomogę.


Świtem już mocno niebladym wstało słońce.

Dało mi akurat tyle czasu, by ostatecznie wybrać temat i trasę wycieczki. Porywisty wiatr zaś nie skłaniał do robienia kółek i zasadniczo determinował kierunek. Stąd optymalnie było się zabrać za niezwykłą wyniosłość całych Żuław i stanąć w obliczu Gniewu, zamykając niejako Żuławy od południa.
Te same w sobie - jako mezoregion nie stanowią żadnego problemu w identyfikacji na mapie i w terenie.


Naszą "depresję" otaczają wysoczyzny, które przemierzając Żuławy są wyraźnie widoczne. Może mniej oczywista Mierzeja Wiślana.

Łatwo też wydzielić Żuławy Gdańskie, Malborskie i Elbląskie.
W obszarze mojego teraźniejszego zainteresowania okazały się te pierwsze, których granicę wyznaczają Wisła Martwa, Wisła od północy i wschodu. Dolina Kwidzyńska od południa, od zachodu skraj dwóch pojezierzy: Starogardzkiego (bardziej na południu) i Kaszubskiego.
Stricte od strony północno-zachodniej końcówka Mierzei Wiślanej i Pobrzeża Kaszubskiego z terasem Sopocko-Wrzeszczańskim (mikroregion Pobrzeża), który ja zamieszkuję.

Żuławy mimo, że są płaskie jak stół skrywają ciekawe zabytki architektury z najbardziej znanym, zamkiem krzyżackim w Malborku i dawnymi zabudowaniami gospodarskimi "rzucającymi cień".
Tym razem wszystko to będę brał bokiem.
Ale zaprawdę warto poświęci Żuławom duuużo więcej czasu, co tez jeszcze uczynię.
Tymczasem polecę znakomitą stronę ku temu, prowadzoną przez pasjonata rzeczonych, do tego eksplorującego je również na rowerze.
https://zulawy.infopl.info/

Tymczasem ja zostawiając za sobą Al. Jana Pawła II i Park Reagana wpadłem z terasu na Zachodni skraj Mierzei Wiślanej. O tym, że fizyczno-geograficznie takie miejsce plaży w Brzeźnie jest przypisane, dowiedziałem się dopiero niedawno.


Wstrzeliłem się w okno pogodowe z chmurami ustępującymi na południe.
Na Bałtyku sztorm. Prawdziwie wiosenna pogoda. Nic, tylko wylec na plaże i zbierać bursztyn.

Na ten czas jednak przewidziałem sobie przelot do Wisłoujścia śladami starej, rybackiej zabudowy. Godnego miejsca do zamieszkania w Gdańsku o ile ktoś dysponuje kasą, by mieć niemal w centrum rzeczonego ciszę i spokój. To nic, że skrajem prowadzi deptak z mocno eksploatowaną ścieżką rowerową i dużą plażą. Dlatego, że jest duża jakoś jej zgiełk w "zagrody" nie dociera w sezonie a rowerzyści po bruku tonie bardzo.







Na granicy Brzeźna i Nowego Portu dawny dom zdrojowy.


I tu jest jakaś przestrzeń do rozmowy - podjazdy.
O ile dyskusja o hierarchizacji kościoła łatwo sprowadza na manowce, bo zawsze znajdzie się ateista, który będzie mówił hierarchom jak się mają zachować w czas upałów, kiedy ci drudzy biegają na golasa, to z "rewitalizacją" Gdańska jest ciut prościej.

Ładnych naście lat temu pozwoliłem sobie nawet - za namową kolegi, wziąć udział w konsultacjach społecznych dotyczących zabudowy Wyspy Spichrzów i Ołowianki (wysp w ścisłym centrum Gdańska). Zjechało się sporo architektów i potencjalnych inwestorów w tym m.in. z Holandii.
Przysłuchiwałem się dyskusjom i włos mi się jeżył chwilami na głowie. Przeważała koncepcja... teraźniejszej zabudowy.
Pozwoliłem sobie wtedy zabrać głos i wskazać alternatywę jaką miałem okazję doświadczyć np. w Amsterdamie. W obecnym projekcie dominuje zabudowa z wykorzystaniem parteru na biura, co powoduje, że w weekendy takie obszary zamierają i hula po nich wiatr jak po Mierzei Helskiej poza sezonem. Apartamenty, jako inwestycje dopełniają obrazu. Jakoś mi to nie licowało z obrazem hanzeatyckiego miasta. Lokalnie dałem przykład ulicy Mariackiej. Zaś jako nietrafioną podałem zabudowę Monachium z współczesnymi plombami, które bardziej są nowoczesną "próchnicą".
Moje trele wzbudziły zainteresowanie Holendrów i zostałem przez nich zaproszony do pogawędki. Od razu uprzedziłem, że jestem zwykłym "nikim" i raczej dla nikogo partnerem z racji słabej wiedzy 'zabudowy przestrzennej" nie będę ale tak mi podpowiada intuicja. Panie i panowie przybili mi piątkę, wyrażając podobne obawy.

Szerzej temat podejmuje koleżanka prowadząca Gdańską Strefę Prestiż, będącą w silnej opozycji do polityki władz miasta w tym zakresie od czasów prezydenta Adamowicza. Ale to tyko jeden z elementów przejawów dbałości szarych mieszkańców Gdańska, na sercu których leży dbałość o zachowanie starej formy, możliwie bliskiej historycznej.
https://www.gdanskstrefa.com/
Strona ma poza tym walor wybitnie edukacyjny i jest ciekawym przewodnikiem po samym Gdańsku.

No to kilka przykładów z gdańskiej wędrówki mej.


Przecinam Park i zmierzam ku kapitanatu portu i latarni morskiej. Gdybym pojechał "prosto", znalazłbym się na ciut bardziej na północ ale musiałbym wracać, bo na przeszkodzie stoi portowy basen Władysława IV.


Zatem podjeżdżam od południa i raczę widokiem Westerplatte.

W ten sposób zaliczam ujście Wisły Martwej. Kawałek dalej...

...Twierdza Wisłoujście.

Dopóki nie wybudowano tunelu, na druga stronę kursował tu prom, jak ten w Mikoszewie. Skracał on wybitnie drogę na Westerplatte będąc przy okazji atrakcją turystyczną. Trochę szkoda...


...a już na pewno Dworu Fischera w Nowym Porcie z Muzeum Sybiru Pro Memento obok.

Dwór był zamieszkany jeszcze do 2014-tego, do czasu pożaru. Od tej pory niszczeje. Cały teren wokoło jest wizytówką anty Gdańska. Przypomina =- wypisz wymaluj obraz skutków rosyjskiego miru.
W ogóle warto się przyjrzeć historii pozostałych, oliwskich dworów by ten obraz dopełnić. Większość z nich ocalała ale sposób zagospodarowania (zawłaszcza tych w rękach gminy czy władz rządowych) budzi spore wątpliwości.


Letnica. Kolejne miejsce dobre do zamieszkania.


Dodatkowym atutem ochrona ultrasów z Lechii;)

Lechia rozgrywa obecnie mecze na Polsat Arenie, jednym z 5-ciu "europejskich" stadionów planety PL. Kolejny przykład marnotrawstwa kasy o tragicznego zagospodarowania stadionu z przyległym, ogromnym parkingiem. No... ale jak nie stać na restaurację dworu czy domu zdrojowego, to tym bardziej na utrzymanie stadionu.
Dalej zjeżdżam do Wisły, jadąc jej lewym nabrzeżem wzdłuż Stoczni Remontowej (ta się finansowo trzyma dobrze) ku Gdańskiej.
Stadion dostępny na końcu ulicy niemalże, w każdym razie o rzut kapeluszem.


Ta się już nie ma w ogóle.


Mijam ul. Elektryków. Musi dobrze chronioną onegdaj, w stylu albańskim:) Stocznia była na tyle dużym "miastem", że miała swoje ulice, adekwatne do zawodów: monterów, rurarzy, traserów, niterów, spawaczy, piaskarzy, narzędziowców, malarzy, stolarzy...
Monter Kadłubów - to ten, który ciężkim, 10-cio kilowym młotem prostował kadłuby statku.

I tak sobie z Redzisławem, Panem Witkusem i baronową spodzieramy...

...na Zieleniak (pierwszy gdański drapacz chmur - miałem okazję wisieć na jego elewacji), stoczniowe krzyże - ze stoczniowego zaplecza.


jak się dowiedziałem, metaloplastyka widoczna symbolizuje rozbitków. Dlaczego akurat w stoczni a nie w porcie...? Nie ważne. Przy okazji wznieście toast: za tych, co na morzu.

No i dotarło nam się...

...do ujścia Motławy. I tak już do końca wycieczki będzie pod prąd.


Innowacyjna gospodarka gdańskich developerów. Jakieś uwagi?

A za moimi plecami tuż...

...chwila zadumy... Co tu jest "plombą"...?


Sheraton jeszcze jakoś wygląda.


Mariacka się broni.

Powoli opłotkami Motławy...

...opuszczamy stary Gdańsk, kierując się ku Bramie Nizinnej.

Tą biorę bokiem, wbijając się między bastiony...

...Żubr (po prawej) i Wilk. Bardzo popularne na rogatkach miasta zwierzęta. Zwłaszcza w miejscu, gdzie Motława tworzy swój Opływ:)

Objeżdżając Wilka wjechałem na Żuławy, ustawiając się baksztagiem, pożeglowałem Motławą na południe.

Cdn.

« Ostatnia zmiana: 3 Kwi 2023, 15:29 Darek Elwood »
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Na Żuławach sielsko.













No i tak sobie sielsko pomyślałem, zbliżając się do Grabiny Zameczek, że jak zdobędę szczyt, to ta setka mimo  ociągania plenerem całkiem, całkiem...
...no i wtedy zgasło światło w dętce. Fart w niefarcie, że wiata przystankowa akurat i do tego ustawiona zadkiem do wiatru, który rozwichurzył się na dobre.
Powalczyłem chwilę z zaworem ale po dopompowaniu powietrze cały czas schodziło. No więc wykorzystując przerwę, sięgnąłem najpierw po witaminy.
I to był mały błąd. Bo akurat pojawiła się znikąd ekipa gravelowa, jadąca przeciwpołożnie dość mocno złorzecąca w osobie kierownika wycieczki - na brak zmian ale nie o to. Bo jak sobie pojechali i ja sięgnąłem po dętkę zapaśną, imbusy, to nie sięgnąłem po łyżki...

Te wraz z łatkami zostały w drugim plecaku, któen to miałem w trakcie zdobywania Wieżycy ze sobą... Już raz mocowałem się z oponą w przednim kole, przy wymianie dętki ale skorzystałem z łyżek na stacji serwisowej przy dworcu gł. w Poznaniu. Tu stacja Grabina Zameczek, bez stacji serwisowej i bez kolarzy, którzy odjechali.


Trudno... Będę sobie radził bez łyżek... imbusami.

Skutkowało to delikatnym porysowaniem rantu felgi ale dętkę wymieniłem. Tym niemniej zajęło mi to dobre pół godziny plus przerwa konsumpcyjna.
Ale plan trza realizować z opóźnieniem, bo opóźnieniem ale trza. Skręciłem więc ku Motławie  celem wypatrzenia góry i zamku. No i tak wypatrywałem góry, że o zamku zapomniałem...

No to bez zdjęcia zacytuję z netu o jaki zamek się rozchodzi:
Pierwsze wzmianki o osadzie pojawiły się w 1273 roku. Zamek powstał na przełomie XIV i XV wieku jako siedziba wójta krzyżackiego od trzech stron otoczona fosą i był ośrodkiem zarządzającym całymi Żuławami Steblewskimi. Według przekazów w podziemnych stajniach, w razie potrzeby, na rycerzy zakonu czekało sto osiodłanych koni. Założenie miało kształt prostokątnego podwórza, otoczonego murami obronnymi z basztą, skrzydłem mieszkalnym i zabudowaniami gospodarczymi. Budowla popadała w ruinę po kolejnych konfliktach zbrojnych. W 1459 roku budynek został zniszczony przez gdańszczan.
Odbudowany w latach 1514-1518 z inicjatywy burmistrza Gdańska Eberharda Ferbera, gościł króla Stefana Batorego (w latach 1576-77) czy króla Szwecji Gustawa Adolfa. Obiekt był wielokrotnie przebudowywany – rozbudowano skrzydło mieszkalne, powstały nowe zabudowania gospodarcze, a w jednej z dawnych izb czeladnych w 1643 roku urządzono kaplicę pw. Trójcy Świętej. W kaplicy można obejrzeć ołtarz z 1644 roku. Przy narożniku budynku mieszkalnego można zauważyć herb Gdańska, który jest ulokowany na ceglanej bramie. Zespół zabudowań stał się po II wojnie światowej własnością
Państwowego Gospodarstwa Rolnego. W okolicy znajduje się park ze stawami i starodrzewem, pośród których rośnie ponad 700-letni dąb.

Szczerze pisząc, tego dębu mi najbardziej pożałowania zaniemania. W ramach dębowych destynacji ustaliłem, że tak się w czasie cofnę o niecały tydzień, że kulminacja północna Kępy Oksywskiej KKPO1 ma nazwę Dębowe Wzgórze. Zapewne od Dębogórza a te zapewne od dębów na górze nazwę wzięło lub odwrotnie.

No więc przeleciałem gruntową drogą obok zamku i przed moimi oczyma wyrósł batorowy ostaniec. Czy to po Batorym, co to miejsce wizytował czy... Nie wiem ale drogi ku niemu już nie było więc mozolnie pedałowałem wysokiej, kępiastej trawie, no bo jak...? Na depresji góry z buta zdobywać...?
Wg pomiarów cudzych "góra" ma całe 14,3m.n.p.m. Pozostaje pytanie czy rośnie...? Czy też może zapada się?


Fizycznie, proszę ja kogo, znajduje się (chyba) tu.


W każdym razie panoramę oferuje wspaniale rozległą.


Tylko wydostać się z oceanu iłów należy a do tego...


...szybka konwersja na fatbajka Redzisława - konieczna była.

Jeszcze tylko rzut na...

...rozległą grań Batorowego Ostańca i w drogę!

Dalej już nie ociągając się minąłem Suchy Dąb (nie namierzyłem) i ruszyłem na Krzywe Koło. Zastanawiając się jak krzywe, przystanąłem przy częściowym pogorzelisku domu podcieniowego, którymi okazami całe Żuławy stoją. W ten sposób zaspokoiłem potrzebę eksploracji rzeczonych na tej wycieczce.



W głowie coraz bardziej rozwijał się plan złamania owej setki, ponieważ wszystko mi po drodze sprzyjało mimo upływającego czasu. Chwilowo co prawda powstrzymał mnie lewy bajdewind ale tylko na krótkim odcinku. Później znowu baksztag lub pełny wiatr do spotkania z Wisłą w Czartkowach (wych?) dokładnie.



Ale do Wisły ciągło tak jak duło w plecy.


I zaciągło.


Potem pierwszy raz w życiu zaliczyłem rynek w Tczewie.

Tamże...

...spotkałem wiosnę. Czy tej wiośnie radośnie?

Ja radośnie zjechałem do Wisły, by z poziomu tczewskiej promenady zdokumencić zabytkowy, tczewski most kolejowy z prądem Wisły tym razem.



Po zdokumenceniu ruszyłem z kopyta dwóch pedałów na spotkanie z Gniewem. W zasadzie byłem pewien w tym momencie, że ta setka pęknie. Miałem w tym samym momencie 2,5h zapasu i wsparcie z tyłu. Zabrakło jednak tego pode mną. Jak pomyślałem, tak Redzisław dał cynka, żeby się z jego "nogami" bardziej liczyć.
Dał rzeczonego w idealnym momencie, kiedy mijałem "teren zabudowany" bez zabudowy już. W sensie tej zabudowy ostatki.
Więc nerwu nie było, tym bardziej Gniewu. Zresztą w trakcie montażu zapaśnej dętki taśma zabezpieczająca otwory pod nyple, latała jak Żyd po pustym sklepie i miałem problem by ją w ogóle ułożyć. Drugie, zawór Presta wyraźnie ułożył się pod kątem...

Będę organoleptycznie oceniał najpierw oponę. Może coś tam w nią wlazło. To schwalbe rapid rob. Ma jakąś wkładkę antyprzebiciową. Zasadniczo tylna opona coraz bardziej przypomina slika ale da się jechać i kumpel rowerowiec sugeruje mi, by ją spokojnie dojechać do końca.

Tymczasem czas i miejsce "awarii" pozwalało mi w ciągu godziny dotrzeć do dworca w Tczewie i w ten sposób zakończyć ekskursję, tak czy owak udaną.


W tym miejscu miałem zapasu jeszcze 40 minut.


Bilet seniorski - 16zł z rowerem.


Redzisław do elektrycznego kolegi, wypiął się zadkiem przedniego koła.

Na koniec wycieczki ostatnia sesja nad Stawem Młyńskim przy dawnej zajezdni tramwajowej. Też lata niszczeje, palona kilkukrotnie (na tyłach odnowionego domu) ale stoi i czeka na lepsze (dla niej) czasy.



Dziękuję za uwagę.
« Ostatnia zmiana: 3 Kwi 2023, 15:41 Darek Elwood »
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Ten seniorczy brak koncentracji...
Dzisiaj wypadł mi dzień wolny, bo żołądkowa zrobiła kipisz w jelitach (wirusówka) i przez noc wypraszała do toalety. Ale jest już ok, więc ściągnąłem oponę i od razu znalazłem opiłek metalowy, którego na wycieczce nie wyczułem...
W dętce "pierwszej" w ogóle nie znalazłem "wycieku" (na wycieczce), dopiero zanurzenie w wodzie teraz przyniosło efekt. Stąd podejrzenie zaworu, który wcześniej puszczał ale jest ok.
W zapaśnej dziura już była konkretna. Za obie odpowiadał ten sam opiłek...

Specyfikacja Redzisława (kross level b7) świadczy o tym, że to rower górski. Nie chcę się doktoryzować z ram ale zastanawiam się czy podniesienia mostka uczyni z niego rower bardziej turystyczny? Można nawet taki adapter wozić ze sobą i jego podmiana, to chwila plus moment.
Drugie rozważanie, to bagażnik. Ten mój, to taki mały erzatz ale widzę prostą metodę na jego wzmocnienie. Skoro ma już ustaloną pozycję, to wymienię na stalowe dwie jego podpory do ramy - co powinno załatwić sprawę. Tym bardziej, że jedną rurkę zdążyłem już połamać.

Idea bikepackingu jest fajna ale nie jest to opcja budżetowa. Niektóre rozwiązania spróbuję zaadotptować do moich potrzeb.
Znalazłem też worek z pvc z paskami na kierownicę i w nim mógłbym targać śpiwór. Wolałbym go jednak przymierzyć. Alternatywą są worki kompresyjne ale nie są wytrzymałe, dobre do trzymania fantow na łodzi. Jeden do dziś mi służy jako odzienie dla śpiwora. Przemyślę jeszcze sposób jego montażu do kiery jakimiś pasami montażowymi, bo go w końcu mam.

Takie przymiarki, bo coś kusi...


Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum