Nie używałem jakiś czas szosy z oponami bezdętkowymi, zeszło powietrze i opona nieco zdeformowała się. Nie mogłem jej osadzić zwykłą pompka, co mi zazwyczaj wychodziło, pewnie przez odkształcenie opony.
Sięgnąłem po naboje co2 i... Dopiero przy czwartym się udało, 24 zł w błoto. Opona kompletnie nie chciała się ułożyć. Nie miałem wcześniej takiej sytuacji, a to nie jedyny rower na tubeless jaki mam. Jak jadę w drogę biorę tylko dwa naboje i pewnie musiałbym założyć dętkę.
Anyways, jak to mówi Jordan Peterson, chce kupić zbiornik na sprężone powietrze żeby nie musieć zużywać naboi co2 na takie wpadki. Widziałem, że są już rozwiązania próbujące zastąpić jednorazowe naboje na trasie.
Są to zbiorniki wielkości bidonu pojemności 600 ml z Alu, ważące 200-300gram. Sks RideAir oraz Milkit Booster, pewnie są też inne, cena ok 200zl.
Czy ktoś z Was stosuje takie rozwiązanie w trasie i to się sprawdza? Zdaje się, że szanse na poprawne osadzenie opony są większe niż w przypadki dwóch małych nabojów 16gr i chyba można próbować to jeszcze na trasie dopompować pompka ręczna, nie da docelowego ciśnienia, ale może wystarczy na kolejną próbę i nie trzeba będzie zakładać dętki awaryjnej.
Jesli te kompaktowe rozwiązania zbiorników 'w trase' nie mają sensu to który że stacjonarnych, większych zbiorników polecacie lub pompek z wbudowanym zbiornikiem?