Zdjecia ok, ale z przyjemnością bym poczytał...
Wyjazd na Litwę (do Litwy
) zaproponował mi Jurek, po czym poprosił o ułożenie trasy.
Jako, że Litwa nie kojarzyła mi się z super ciekawym terenem do eksploracji, zacząłem szukać informacji nt ichnich parków narodowych i regionalnych, a trochę ich mają.
Pierwsza wersja trasy była na ponad 700km, ale stopniowo ją odchudzałem, aby ostatecznie osiągnąć 575km terenów ciekawych, osobliwości przyrody i oczywiście grodzisk do których mam dziwną słabość
Dojechaliśmy do Sejn samochodem, Ania i Remi już na nas czekali, aczkolwiek byli wykończeni, więc po wstępnym ustaleniu w którą stronę jedziemy poszliśmy spać.
Spaliśmy w domu parafialnym (polecam, choć wstępna cena odstraszała), ze wspaniałym śniadaniem.
Trasę którą planowałem jechać na północ, aby Ania z Remim mieli bliżej do celu i lepszą jakość dróg ostatecznie odwróciliśmy i pojechaliśmy na południowy wschód i dalej na wschód.
Rano po przekroczeniu granicy jechaliśmy leśnym duktem, który trochę podkopał nasze morale, bo było nudno i piaszczyście. Na wysokości Ivoskai AiR pojechali asfaltem w lewo, a my dalej w las.
Ostatecznie spotkaliśmy się w Paliepis aby poszukać miejsca na nocleg i w ten sposób trafiliśmy nad zalew Seira.
Dzień drugi to było przede wszystkim leczenie skutków jedzenia kebaba w Druskiennikach, na szczęście ognisko i napój rozgrzewający pomógł.
Kolejny dzień to dwie przyprawy przez Meryks po wiszących zdezelowanych mostkach pieszych i nocleg na klifie zakola rzeki.
W drodze do Trok pogada nam się trochę popsuła, więc postanowiliśmy podciągnąć km drogą międzymiastową 220 i to był zdecydowanie dobry wybór, bo w Trokach lunęło konkretnie, a nocleg mieliśmy zaplanowany niedaleko, na polu biwakowym w Varnikai.
Piąty dzień to był hałas, górki i oddech w cieniu nagrobków. Chcąc przekroczyć Ner, musieliśmy dojechać wzdłuż hałaśliwych obwodnic do skrajów Wilna, aby po przekroczeniu rzeki zagłębić się w ciszę szutrowej drogi wzdłuż Neru. Podreperowawszy morale w przycmentarnej kafejce zdecydowaliśmy się jechać dalej asfaltami na nocleg nad malutkim jeziorkiem śródleśnym.
Tam przy ognisku pożegnaliśmy się z Anią i Remim, aby na drugi dzień już tylko w dwójkę wracać do kraju.
Niestety czasu zostało mało więc nastąpiła kolejna modyfikacja trasy, aby ją bardziej "wyprostować" w kierunku granicy. Na moje szczęście udało się tak poprowadzić ślad, abym mógł odwiedzić najważniejsze na Litwie skupisko grodzisk w Kernave, wpisanych na listę dziedzictwa UNESCO. Jest to imponujący teren w dolinie Neru dostępny do zwiedzenia za darmo (obiekty muzealne i skansenowe płatne 3EURO). Potem dolinkami dopływów Neru dojechaliśmy do przeprawy promowej w Čiobiškis, prowadzonej przez rozmownego pana mówiącego bardzo dobrze po polsku. Był to trochę męczący dzień ze względu na wiatr i chęć nadrobienia drogi, aby w sobotę wylądować znów w Sejnach.
Droga powrotna była trochę nużąca, ale i tak udało mi się wyrwać "skoki w bok" aby odwiedzić pobliskie grodziska wczesnośredniowieczne, a jest ich na Litwie mnóstwo.
Ostatni nocleg spędziliśmy na jeziorem Metelys, bardzo blisko granicy z Polską.
Ogólnie polecam. Litwa jest mocno wyludniona, drogi w większości szutrowe tylko w granicach wioski asfalt i to nie zawsze, drogi leśne przejezdne, aczkolwiek latem mogą być bardziej piaszczyste. Termin majowy jest również korzystnym rozwiązaniem ze względu na pustki w miejscach biwakowania i oczywiście brak robactwa latającego i kłująco-gryzącego. Jeśli chodzi o mój rowerowy „konik” czyli eksplorowanie grodzisk wczesnośredniowiecznych oraz innych, starszych nawet kurhanów itp. to Litwa mi zaimponowała. Tam nawet zagubiony w leśnej głuszy kopiec jest oznakowany, często wykarczowane są krzaki a w znaczących miejscach jest tablica z opisem, mapką przekrojową i schody aby nie niszczyć układu obwarowania.