Autor Wątek: Wycieczki czesko-metalowe  (Przeczytany 9106 razy)

Offline Mężczyzna Elwood

  • Od 2009-03-26
  • Wiadomości: 1580
  • Miasto: Przystanek Oliwa
  • Na forum od: 07.02.2023
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 5 Lis 2023, 16:15 »
Elegancko. Coraz krótsze dni, to dłuższe biwaki. Dobry czas na finał w jakiejś małej, zadupnej czeskiej knajpie.
Kto ma rację dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę.

Offline Mężczyzna łatośłętka

  • Skup i ubój. Rozbiór.
  • Wiadomości: 8908
  • Miasto: nie, wioska
  • Na forum od: 21.03.2013
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 6 Lis 2023, 10:00 »


https://pl.wikipedia.org/wiki/Burzum

https://kieruneknorwegia.pl/stavkirke-czyli-koscioly-klepkowe-w-norwegii/


O stavkirkach - założenie, architektura, symbolika, - lata temu myślałem przeczytać ciekawą kniżkę (jednak umkło).


Nie czeskie, historie przecież biorące.
tutaj jestem łatoś, odtąd łętka ... łatośłętka!

Offline Mężczyzna Iwo

  • leniwy południowiec
  • Wiadomości: 3469
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 20.09.2010
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 6 Lis 2023, 15:10 »
Coraz krótsze dni, to dłuższe biwaki

Na tym wyjeździe akurat dystanse - i czas spędzony na innych atrakcjach - niezbyt korespondowały z dłuższymi posiadówkami. Tym bardziej, że dwa pierwsze wieczory były deszczowe.


Burzum

Ale proszę mnie nie obrażać posądzeniami, że mam coś wspólnego ze smętami pana Vikernesa. Ostatni koncert to był prawilny thrash metalowy łomot, a nie mizantropiczne bąki puszczane z syntetyzatora.







O stavkirk

Z kirke to z dawnych czasów kiedy płyt słuchało się na CD mam takie (głośny koncert kiedyś w Krakowie  zagrali):


Offline Mężczyzna łatośłętka

  • Skup i ubój. Rozbiór.
  • Wiadomości: 8908
  • Miasto: nie, wioska
  • Na forum od: 21.03.2013
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 6 Lis 2023, 17:21 »
Ale proszę mnie nie obrażać posądzeniami, że mam coś wspólnego ze smętami pana Vikernesa. /.../

Skucha - ekskuzimua.

(mam jeszcze/zostały 2 szanse/życia)
tutaj jestem łatoś, odtąd łętka ... łatośłętka!

Offline Mężczyzna Iwo

  • leniwy południowiec
  • Wiadomości: 3469
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 20.09.2010
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 7 Lip 2024, 15:54 »
No i kolejny sezon.















Tym razem dojazd do Vizovic naokoło, przez opolskie i dolnośląskie. Start również nie z Krakowa a z Katowic (różnorakiego obowiązki mnie opóźniły i nadrobiłem pierwsze 80 km pociągiem). Jeszcze 3.5 dnia jazdy i troszkę ponad 300 km do zrobienia, ale będzie kilka ciekawych odcinków.


Offline Mężczyzna Iwo

  • leniwy południowiec
  • Wiadomości: 3469
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 20.09.2010
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 9 Lip 2024, 21:53 »
Ostatki gminne Opolskiego i dolnośląskiego. O tej porze roku praktycznie wymarłe









Arboretum Wojsławice za to działa na pełnych obrotach, polecam. Dłużej mógłbym siedzieć,  no ale trochę jeszcze było do przejechania





Chlubą Arboretum jest ponad 200 letni dąb o czerwonych liściach, niestety w stanie agonalnym



Trochę więcej zwiedzania było też w Nysie, trochę twierdzy i cmentarz garnizonowy




Pod samą granicą z Czechami odwiedzilem pewien obiekt o wartości historycznej; ktoś poznaje?


Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 4389
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 14 Lip 2024, 23:19 »
Pod samą granicą z Czechami odwiedzilem pewien obiekt o wartości historycznej; ktoś poznaje?

Tak, takie miejsce, gdzie wody było w bród, na bazie alkohol lał się strumieniami, a wycieczka na Pradziada nie należała do suchych. Tak trudnego pod względem pogody zlotu nie było wcześniej ani później.
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna Iwo

  • leniwy południowiec
  • Wiadomości: 3469
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 20.09.2010
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 1 Sie 2024, 11:24 »
wody było w bród, na bazie alkohol lał się strumieniami, a wycieczka na Pradziada nie należała do suchych

Ano, tak właśnie było.

Jakoś tak ociągałem się z dorzuceniem drugiej części, a dzisiaj znowu wyjeżdżam  ::)

Zaraz po drugiej stronie granicy trafiłem na przaśnego św. Floriana,



I na moją czeską kochankę



Dalej jechałem, przynajmniej w części, znanymi z poprzednich wyjazdów drogami leśnymi przez jeszcze niezregenerowane wymarłe lasy świerkowe. Warto jeździć póki las nie odrośnie, bo stracimy wtedy widoki.



Po drodze liczne tutaj schrony z lat 30' tzw. 'Ropiki'



Kąpiel w 'Czeskiej Solinie', zalewie Slezska Harta



Na koniec powtórka z okolic górnej doliny Odry, przez którą tak jak dwa lata temu (jadąc w drugą stronę) przeszedłem wpław



W nocy było ślisko - dosłownie, namiot i całość ekwipunku oblazły mi ślimaki. W nocy z sypialni strąciłem z 15, ale i tak rano znalazłem kolejne 10. Pierwszy raz taka sytuacja, poza śluzem pozostawiły niestety również cuchnące stolce.



Trzeci rok z rzędu odwiedziłem świetną widokową wieżę na Kelcskym Javorniku; tym razem przed, a nie po festiwalu

Tu jeszcze z dala



A stąd już tylko 30 km do celu; ale trochę terenu, dwie ścianki no i upał...



Po drodze jeszcze małe co nieco



To już dzień następny



Cztery dni festiwalu zleciały szybko i nie będę się o tym rozpisywał. Powrót 1.5 dniowy, z Vizovic na Vsetin, tam drugie śniadanie w kawiarni znanej mi z poprzednich wyjazdów



Dalej w większości wydzielonymi drogami rowerowymi na Valasske Mezirici i ładną drogą leśną na Frenstat pod Radhostem





Widząc wieżę kopalni zorientowałem się, że przecinam trasę wyjazdu z ubiegłego roku



Już byłem prawie w Polsce - pod Ostrawą, ale nie spieszyło mi się i zdecydowałem się na nocleg na hałdzie kopalni Paskov





Obok, z rana, trochę urbexu na nieczynnym taśmociągu







Reszta to dojazd drogami rowerowymi do granicy i pociąg z Chałupek.

Offline Mężczyzna Iwo

  • leniwy południowiec
  • Wiadomości: 3469
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 20.09.2010
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 1 Sie 2024, 11:28 »
Tymczasem




Offline Mężczyzna bzyk69

  • Wiadomości: 459
  • Miasto: Pszczyna
  • Na forum od: 27.08.2021
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 2 Sie 2024, 22:18 »


W nocy było ślisko - dosłownie, namiot i całość ekwipunku oblazły mi ślimaki. W nocy z sypialni strąciłem z 15, ale i tak rano znalazłem kolejne 10. Pierwszy raz taka sytuacja, poza śluzem pozostawiły niestety również cuchnące stolce.


Ja miałem ostatnio podobnie. Też namiot obśliniony przez ślimaki. No, może nie aż tak obsrany jak Twój, ale bardziej niż normalnie.

Jak to wyczyściłeś? Jakieś pranie namiotu, czy normalnie przetarłeś jakąś szmatą i się nie przejmujesz?

Zastanawia mnie jak mocno taki ślimaczy śluz degraduje materiał namiotu?

Offline Mężczyzna Iwo

  • leniwy południowiec
  • Wiadomości: 3469
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 20.09.2010
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 3 Sie 2024, 12:20 »
Sypialnię przeprałem, z tropiku tylko usunąłem stolce.

Offline Mężczyzna Iwo

  • leniwy południowiec
  • Wiadomości: 3469
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 20.09.2010
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 3 Wrz 2024, 10:49 »
Z trzytygodniowym opóźnieniem, no ale.

Kolejny, drugi już,festiwal Brutal Assault zaliczony w pełni – łącznie z krótkim dniem otwierającym. Z racji na zespoły dużo bardziej intensywny dla mnie niż rok temu. Szósty już festiwal w Czechach, na który dojechałem na rowerze. Powoli staje się to swego rodzaju rutyną; w kilku miejscach przeciąłem wcześniejsze trasy, pojawiają się odcinki przez mnie dublowane.

Można zauważyć, że przejechałem podnóżem Jesioników, nie wjeżdżając jednak na żaden większy szczyt - przejazd traktowałem dość rekreacyjnie i chciałem przyjechać na festiwal dobrze wypoczęty, wiedząc, jak będzie dla mnie intensywny. Do tego w zasadzie niedawno na serio zregenerowałem się (nie wiem w sumie, czemu tak długo to trwało). Z drugiej strony, dzięki temu przejechałem przez kilka ciekawych, wcześniej nieodwiedzonych odcinków.

W ubiegłym roku kupiłem sobie bojkę asekuracyjną i – nie mając wcześniej wielkiej styczności z tą aktywnością – zacząłem pływać. Okazjonalnie zatrzymuję przy zbiornikach wodnych i robię sobie krótkie przerwy na pływanie. Tym razem z rozeznanych 5 miejscówek po drodze skorzystałem tylko z jednej, choć popływałem również w miejscu wcześniej nieplanowanym. Pływanie dobrze mi robi na dawną kontuzję kostki, która czasem się odzywa.

Na początek falstart podwójny. Najpierw mocno padało, więc wyjechałem dopiero wczesnym popołudniem jedząc jeszcze obiad w domu, no ale to nic strasznego, w planie do zrobienia tylko 80 km. Odpadło tylko pływanie w okolicy Chrzanowa, ale i tak raczej bym tego nie robił w deszczu (choć w sumie czemu nie, skoro i tak jestem mokry?). Do tego zaraz po wyjeździe zorientowałem się, że coś opona trze o ramę. 'Rozcentrowane', pomyślałem, po drodze podciągnąłem szprychy – raz, nie pomogło, więc drugi. Przy trzecim zorientowałem się, że w koło jest proste, trze tylko pod obciążeniem - tym mocniej, im obciążenie większe. Objaw znałem z pękniętej osi w Kirgistanie, ale parę godzin mi zajęło zaakceptowanie tego faktu, bo to przecież zbyt absurdalne, żeby w odstępie 2 miesięcy, w dwóch różnych rowerach zaliczyć pęknięcie osi (gwoli sprawiedliwości, w innym miejscu). Do tego na kołach, które wcale nie były wielce eksploatowane.

Jakoś dotoczyłem się do Tychów, na szczęście było płasko, więc nie trzeba było mocno deptać, a przy normalnej jeździe nie było źle. Na krótkich terenowych odcinkach z podjazdami musiałem parę razy zejść, bo dynamiczne depnięcie żeby pokonać nierówności terenu powodowało już zbyt mocne szorowanie o ramę. Szczęśliwie byłem umówiony na nocleg u marg. Wspólnie zaczęliśmy kombinować, co zrobić z tym faktem (dziękuję) już wieczór, więc średnia pora na takie akcje jak załatwianie zapasowego koła. Ostatecznie zdecydowałem się na powrót do domu i zabranie innego koła (z roweru, na którym byłem w Azji Centralnej), które przełożyłem następnego dnia rano.



Po zamianie koła ruszyłem dalej, na Hałdę Krupiński






Znalazłem tam elegancką skamielinę (czy to są skrzypy?). Niestety, nie doceniłem jej kruchości i do domu dowiozłem w kawałkach.



Po obiedzie w Żorach w tanim barze mlecznym bez dłuższych przystanków dojechałem już do granicy



i na nocleg zatrzymałem się po czeskiej stronie pod niewielką wiatą, jako że spodziewałem się deszczu, a tak jednak wygodniej. Z rana dość późno, po odespaniu lekko zarwanej poprzedniej nocy na kursie Tychy – Kraków – Tychy, ruszyłem do Opawy, gdzie dojechałem szlakiem dość przyjemnymi wydzielonymi drogami rowerowymi wzdłuż rzeki. W Opawie klasyka,







Za Opawą trochę atrakcji - najpierw arboretum Novy Dvur; niezbyt mi zaimponowało, ale szklarnia w miarę ciekawa.





Potem trochę pływania w kamieniołomie łupka (wydobywanego kiedyś na dachówki), bardzo fajne miejsce, trochę biwakowiczów



Trochę szosą, trochę terenem, na koniec dnia dojechałem do miejscowości prawie festiwalowej. Na planowane mało co nieco było już niestety zbyt późno



Kolejnego dnia były góry, najpierw przejazd przez wieżę widokową Nova Ves,



A potem bocznymi drogami na przełęcz Skritek gdzie w schronisku zatrzymałem się na obiad, wcześniej niż planowałem, ale akurat solidnie lunęło. W sumie to zgrało się prawie idealnie.

W związku z ciągle niepewną pogodą (oraz obiadem w brzuchu) porzuciłem koncepcję przejazdu, a raczej podpychu, przez Kamenny Vrch, z wieży widokowej niewiele by było, bo Jesioniki i tak całe w chmurach. Na zjeździe do Sumperka w zasadzie góry się skończyły, ale było kilka pagórków, w tym nahledna Hajecek (jest jakaś różnica między nahledną a rozhledną?) gdzie posiedziałem przeczekując oczekiwaną ulewę. Nadciągające ciemne chmury straszyły solidną zlewą, a w końcu spadło z nich byle co, po parunastu minutach wcale nie tak intensywnej ulewy przejaśniło się i pojechałem dalej.









Nocleg na górce w polach wypadł z bardzo ładnym widokiem, zatrzymałem się tam trochę wcześniej, niż planowałem, ale było akurat dość przyjemnie



Następnego dnia z rana chciałem popływać w jeziorze Pastivny, niestety, jedyny dostęp na jaki trafiłem był na kempingu za wstępem bodaj 60 czk, więc trochę dla mnie bez sensu (z północnej strony chyba z tym lepiej, ale już nie chciałem nadkładać). Także jedyne co to niepotrzebnie nadłożyłem parę km i kilka stromych ścianek. Ale przyznam, że odcinek całkiem ładny.

Dalej wzdłuż Orlicy (tej samej, która nieco wyżej jest rzeką graniczną) zrobiłem ok. 35 km, mieszając szuter, asfalt, teren i wydzielone drogi rowerowe. Polecam. Dojechałem do Castolovic, w których na obiad zjadłem potężnego knedlika. Również polecam.





Z innych obserwacji, jako że wszystko w przyrodzie w tym roku ze 3 tygodnie wcześniej, również osy się nakręciły niczym na jesień, zaciekle poszukując wszędzie pożywienia. W czasie tego tygodnia w Czechach 2 próbowały się utopić w pitym przeze mnie piwie.

Ostatnie niespełna 40 km pustymi, bocznymi drogami, z widokami na niedalekie już Karkonosze i Góry Stołowe. Krótki postój przy wieży widokowej w Libnikovicach. Liczyłem, że dojrzę cel podróży, Josefov, ale niestety był schowany za pagórkiem a wieża niezbyt wyniesiona. Widać za to było Karkonosze



Na koniec wykonałem odbicie w bok pod Novym Plesem – w lesie jest tam nietypowy odcinek ślepej drogi, po układzie sądząc wybudowany na potrzeby magazynów wojskowych (obok jest podobny i baza wojskowa), ale niestety żadnego urbexu, zdaje się, że zbudowane trochę na wyrost. Może przez Armię Czerwoną, która w Josefowie stacjonowała. No i dojechane.













Powrót to tylko ok. 40 km do Pardubic, wzdłuż Łaby, przez urokliwy Hradec Kralove. Trafiłem tam na kolejną kolumnę maryjną ze Św. Wawrzyńcem.



Przed miastem zatrzymałem się żeby popływać. Wprawdzie spiętrzona niedaleką zaporą woda w Łabie nie budziła zaufania co do czystości, ale skoro miejscowi pływali, to czemuż by nie.



Zajechałem na chwilę do kawiarni na zamku



Z tego całego ociągania się na stację kolejową dojechałem dopiero o 16 i okazało się, że pociąg mam dopiero po 18. Posiedziałem na rynku przy pizzy oraz kawie



i do granicznego Bohumina dojechałem ostatecznie po 21, zrobiłem drobne zakupy w Kauflandzie i przespałem się przy wieży widokowej z mało interesującym widokiem tuż koło Chałupek nad zakolami Odry.



Z rana z Chałupek dojechałem do Tychów (ostatni wagon, do którego trafiłem z braku rowerowego zatrzymał się poza peronem i musiałem przeleźć przez cały wagon, co rusz zahaczając o coś sakwami, ale przynajmniej pani konduktor potrzymała mi drzwi) po pozostawione zepsute koło oraz narzędzia i po krótkim przejeździe na rowerze lasami do Katowic, skąd już miałem pociągi bezpośrednie, wróciłem do domu.

Offline Mężczyzna łatośłętka

  • Skup i ubój. Rozbiór.
  • Wiadomości: 8908
  • Miasto: nie, wioska
  • Na forum od: 21.03.2013
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 3 Wrz 2024, 11:38 »

Tak. Bardzo.
tutaj jestem łatoś, odtąd łętka ... łatośłętka!

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 4389
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 3 Wrz 2024, 11:46 »
Ta wieża w Chałupkach to dla mnie taka rezerwa, gdybym nie zdążył na ostatni pociąg z Bogumina w góry. Na razie się udawało. Zimą jak jest śnieg może być z niej fajny widok.
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna bzyk69

  • Wiadomości: 459
  • Miasto: Pszczyna
  • Na forum od: 27.08.2021
Odp: Wycieczki czesko-metalowe
« 3 Wrz 2024, 14:18 »
Jak się ogarnia pozostawianie roweru (i całego szpeju) na takim festiwalu?
No bo przecież nie siedzisz na polu namiotowym, tylko pewnikiem katujesz uszy pod sceną?

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum