Mam jaką-taką technikę i daję sobie radę na takich drogach, a te w Dolomitach (mimo, że znacznie wyższe) są utrzymane zimą dużo lepiej niż to dziadostwo jakie jest w Czechach czy na Słowacji, które nawet Polsce do pięt nie dorastają. Problemy mogą być tylko w razie dużych opadów śniegu, czy jazdy nocą, gdy to zamarznie, a jeszcze nie ma pługów. Ale te wyjeżdżają już wczesnym rankiem, a przy opadach śniegu to pewnie i nocą pracują. Cały ten rejon żyje z narciarstwa i są dobrze przygotowani pod tym kątem.
Ta linia kolejowa to biegnie północnym krańcem Dolomitów. Od takiego Pordoi albo Sella to kawalek jest. Co byś zrobil w razie komoletnej awarii w takiej Bosni albo właśnie w sercu Dolomitów? Stop na jakiegoś vana czy jakies autobusy licząc ze rower zabiorą.
W najgorszym wypadku demontujesz rower na maksa, owijasz :gitarę: namiotem (wpierw sypialnią, potem tropikiem, żeby nie dziurawić tropiku) i wsiadasz do autobusu. Jak pozdejmujesz oba koła, widelec, kierownicę, siodło itd. to pakunek robi się naprawę mały.
W Szwajcarii to wszedzie jest albo kolej albo autobus pocztowy
Oczywiście demontaż na przystanku. Wcześniej z buta
Co byś zrobil w razie komoletnej awarii w takiej Bosni albo właśnie w sercu Dolomitów? Stop na jakiegoś vana czy jakies autobusy licząc ze rower zabiorą.
W Bośni nie powinno być problemu.Jak czekałem na stopa (z rozwalonym rowerem) coś koło godziny.No i autobusy rejsowe zabierają rowery bez problemu (za dopłatą)
Żaden bilet.Kasa dla kierowcy, za zniszczoną wykładzinę w luku - to jest standardowa śpiewka - że pedały niszczą luk Targowałem się, że niby odkręcę pedały, no to wywalił mi rower z luku - musiałem zapłacić.
No tak, ale w takiej sytuacji nie ma gwarancji, że zabiorą. Przyjedzie służbista i zgodnie z literą prawa nie zabierze. No i jednak łapówka jest nielegalna, jakieś ryzyko wpadki jest.
Ta linia kolejowa to biegnie północnym krańcem Dolomitów. Od takiego Pordoi albo Sella to kawalek jest.
A swoją drogą orientuje się ktoś, jakie sklepy w Warszawie są dystrybutorami Shimano?