Autor Wątek: Rowery elektryczne - czyli tabu wśród rowerzystów  (Przeczytany 25924 razy)

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19871
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
A tu humorystycznie w podobnej tematyce, czyli czym się różni rowerzysta od kolarza:

Cytat: Blog Janusz Kolarstwa
Bardzo powszechnym problemem współczesnego kolarstwa jest rozróżnianie prawdziwego kolarza od zwykłego rowerzysty. Przeciętny zjadacz chleba myli te osoby i przez to krzywdzi jedną ze stron. Wiadomo, że nazwanie kolarza rowerzystą to dramat, a na odwrót – zaszczyt. Dziś Wam to wyjaśnię.

Podstawowym elementem wiedzy ogólnej nt. kolarstwa jest to, że kolarstwo uprawia się na szosie. Wiem, że wzbudza to kontrowersje i lament kolarzy górskich, ale takie jest życie – bezlitosne.

Kolejną rzeczą jest utożsamianie się z rowerem i tworzenie z nim jedności. Wśród kolarzy oczywistym jest gadanie na prawo i lewo o rowerach, wyścigach, nowinkach technologicznych i innych bzdurach, a rowerzyści kompletnie nie mają takiego nawyku. Dla nich rower to zwykły środek transportu. Dla Ciebie to najważniejszy członek rodziny, pamiętaj o tym.

Wygląd

Zobrazuje Wam to na przykładzie szosowca i gravelowca – jeden jest kolarzem, drugi udaje fajnego.

Kolarz Szosowy – prawdziwy samiec alfa wśród ludzi używających rowery. Zawsze czysty, zadbany z idealnie przyciętym zarostem i ogolonymi nogami. Człowiek pełen kultury, zasad ale także charyzmy – nikt nie będzie mu mówił, że dla niego jest ścieżka rowerowa. To on ustala zasady. Zazwyczaj na co dzień chodzi w garniturach, koszulach i jest po prostu wspaniały. Na rowerze zawsze w stylówce dobranej do fazy księżyca i ruchów tektonicznych.

Gravelowiec – zazwyczaj gość z nałogami, który ma problem i otwartą wojnę z prysznicem, którą demonstruje na wyprawach rowerowych. Zaniedbaną brodę przysłania “wyglądem drwala”, a jedyny drwal jakiego widział to ten w Mc’Donald’s, bo ma też sporą nadwagę. Nie mieści się w kolarskie ciuchy, więc używa luźnych koszul w kratę, a brak pralki tłumaczy tym, że rowerzysta ma być brudny.

Taka to mniej więcej różnica.
Kup se rowerek

Zachowanie

Szeroko pojęte zachowanie też rozróżnia kolarza od rowerzysty.

Kiedy kolarz jedzie na podwójne latte na sojowym bez tłuszczu do fancy kawiarni, to rowerzysta jedzie na rozpuszczalną wyżebraną od rolnika w Krasnymstawie. Kiedy kolarz zamawia bezglutenowe, bezcukrowe i bezsmakowe ciasto to rowerzysta żre chipsy na przystanku autobusowym i popija tanim winem z biedronki. Kiedy kolarz umawia się na ustawkę rowerową to wraca czysty, szczęśliwy i zbawiony. Ustawki rowerzystów zazwyczaj kończą się taplaniem w błocie jak prosiaki.

Czym różni się kolarz od ro*erzysty?

Oczywistym jest, że najważniejszą różnicą jest używany rower – kolarze jeżdżą na szosach, a rowerzyści na każdym innym (pod)rowerze. Nie jest tajemnicą, że i na szosach możemy spotkać rowerzystów, ale są oni w mniejszości.

Drugą sprawą jest kultura kolarska, która ma swoje określone reguły. Kolarze te zasady znają i respektują, a rowerzystów możemy spotkać na przykład na ścieżkach rowerowych, a nie obok nich. To niedopuszczalne, ale jest to tylko jeden z przykładów. Wchodząc w środowisko kolarskie akceptujesz jego zasady. Jest wiele takich przykładów. Kolarz wieczorem wypije drogie wytrawne wino, a rowerzysta Amarenę.
:P

Offline Mężczyzna Król Julian

  • Wiadomości: 7320
  • Miasto: Pabianice
  • Na forum od: 14.02.2017
Ten wstawiony tekst byłby śmieszny, gdyby  nie był tak tendencyjny. Bo rzeczywiście jest różnica między kolarzem a rowerzysta.

A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie!

Offline Mężczyzna jgkmarcin

  • Wiadomości: 1111
  • Miasto: Jelenia Góra
  • Na forum od: 01.04.2015
Dodałbym jeszcze, że kolarz powinien mieć blizny po szlifach na łokciach kolanach i biodrach.
Ja byłem kolarzem torowym (KKS Hellena Kalisz), a torowcy,  jak powszechnie wiadomo, są nad- kolarzami. Ubrani w kombinezony i przyjęci podwójnymi paskami do roweru, z 11 bar w oponie.  :)


"..z tylu różnych dróg przez życie,
Każdy ma prawo wybrać źle..."

Offline Mężczyzna skaut

  • Wiadomości: 1212
  • Miasto: Józefów - Emilianów
  • Na forum od: 30.11.2014
Dla mnie jest śmieszny właśnie dlatego, że tendencyjny.
Nakłuwa balon rozdętęgo ego niektórych kolarzy.

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19871
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Ten wstawiony tekst byłby śmieszny, gdyby  nie był tak tendencyjny. Bo rzeczywiście jest różnica między kolarzem a rowerzysta.

Ty tak serio? :lol:
Przecież ten tekst jest z pełną premedytacją tendencyjny i skrajnie przerysowany. Nie dlatego, ze autor tak rzeczywiście myśli, a że taką konwencję przekłucia tego balonika wybrał.

Offline Kobieta kasia96

  • Wiadomości: 10
  • Miasto: Derry
  • Na forum od: 20.04.2022
Ależ ciekawie temat się rozwinął i podzielił na kilka wątków.  Od dyskusji czy rower elektryczny to prawdziwy rower czy może bardziej motorynka, kto jeździ „elektrykiem” i dlaczego to jest leń, poprzez kulturę zachowań na drogach rowerowych i szlakach turystycznych, aż do żartobliwej definicji prawdziwego kolarza. Postaram się trochę napisać jak wygląda to z mojego punktu widzenia.
Może najpierw parę słów o sobie, bo nie miałam okazji się przedstawić. Obecnie mieszkam i pracuję w Irlandii Północnej, mam 27 lat. Na rowerze jeździłam od dziecka, ale zawsze były to krótkie wycieczki oraz dojazdy do pracy (2 mile w jedną stronę). Na rower elektryczny przesiadłam się dwa lata temu, gdy nastąpił tu boom na ten środek transportu. Wcześniej, aby jeździć tutaj rowerem elektrycznym należało go zarejestrować i ubezpieczyć jak motocykl. Po pandemii to się zmieniło i rower elektryczny w świetle prawa jest teraz takim samym pojazdem jak zwykły rower. W moim osobistym odczuciu również. Nie mam możliwości jazdy, jeżeli nie pedałuję, nie mam manetki „gazu”. Silnik elektryczny zwiększa tylko moją moc pedałowania, jak przestanę pedałować, to nie jadę. Przerzutki w rowerze to też rodzaj wspomagania, bo zwiększają lub zmniejszają moment obrotowy napędu (to podpowiedział mi mój chłopak i nie wiem czy to do końca prawda  :icon_smile:  )
W rowerze elektrycznym zakochałam się od pierwszej przejażdżki. Za miesiąc miałam już przerobiony swój rower na elektryka. Zaczęłam poważniej myśleć o dłuższych wyprawach. W tym roku wybraliśmy się na tydzień do Szkocji. Nie wiem, czy na zwykłym rowerze też bym się na to zdecydowała. Być może kiedyś tak. Nie mam ograniczeń fizycznych, jestem osobą szczupłą i raczej wysportowaną i wytrzymałą. Nie wiem tylko dlaczego część osób uważa, że wyprawa elektrykiem ma niewiele wspólnego z tą na rowerze tradycyjnym. Czy poziom satysfakcji miałabym większy, gdybym podjechała na górę bez wspomagania, jak uważa kolega Wilk? Nie sądzę. Rower nigdy nie był i nie będzie środkiem do udowadniania komukolwiek, tym bardziej sobie samej mojej wartości. To mogę robić na dziesiątki innych sposobów. Rower służy mi tylko do odkrywania „nieskończonego piękna tego świata” (jak mawia mój tato), poznawania nowych ludzi. Co w tym złego, że tym samym nakładem sił mogę zobaczyć więcej, mniej się zmęczyć na podjazdach lub wjechać tam, gdzie zwykłym rowerem pewnie nie dałabym rady?
Kolega Ślimak pisze, że „Nie interesuje mnie, gdzie się ktoś szczęśliwie podładował, w którym momencie zabrakło zasięgu i jak niewymagające są podjazdy.” Zapewniam kolegę, że problem ładowania i zasięgu w naszym wypadku nie istniał. Nie martwiliśmy się tym wcale, w co pewnie trudno będzie niektórym uwierzyć. Jak była okazja (a zwykle była), to ładowaliśmy baterie. Trochę ponad jeden dzień w całości przejechaliśmy bez wspomagania. Przecież to nadal były rowery i nie jest tak, że jak bateria się rozładuje to nie da się jechać. Da się, tylko się jedzie wtedy jakby się miało dużo więcej bagażu. Zamiast 80 mil zrobiliśmy wtedy 45.
Co do kultury zachowania na drogach i szlakach turystycznych, to uważam, że nie zależy to od roweru na jakim się jeździ, ale od człowieka. Ten wątek tylko to potwierdza. Każdy z nas jest inny, każdy z nas inaczej podchodzi do szeroko rozumianego kolarstwa i miejsca w nim dla rowerów elektrycznych.
Myślę, że Księgowy zakładając ten wątek prosił tylko o zdjęcie tabu z rowerów elektrycznych, jako czegoś gorszego i nie licującego z „prawdziwym” rowerem. Mimo iż tego problemu nie doświadczyłam tutaj w Irlandii Pn., nigdy nie dano mi do zrozumienia, że skoro jeżdżę elektrykiem to muszę być leniwa, słaba lub schorowana, to wyczuwałam, że na tym forum, które bardzo polubiłam, może być inaczej. Sądząc po wpisach niektórych osób chyba się nie myliłam. Kończąc ten mój długi wpis proszę o trochę więcej wyrozumiałości do nas, „zelektryfikowanych” pasjonatów podróży rowerowych. Nie robimy przecież nic złego, tylko trochę inaczej jak inni, (niekoniecznie) prawdziwi rowerzyści.
« Ostatnia zmiana: 9 Lis 2023, 13:08 kasia96 »

Offline Mężczyzna Markus

  • Wiadomości: 81
  • Miasto: Łomża
  • Na forum od: 13.06.2018
W sumie fajnie napisałaś Kasia.
Niektóre teksty z tego forum najlepiej jednym uchem wpuścić a drugim wypuścić.
Co do mojego podejścia do elektryka, to nie mam i w najbliższej przyszłości nie planuję, natomiast mam dużą radochę jak uda mi się jakiegoś elektryka wyprzedzić od czasu do czasu, jak włóczę się gdzieś rowerem.
A jak będę miał elektryka to nadal będę się czuł stuprocentowym rowerzystą.
Rower ma duszę. Jeśli go pokochasz da ci emocje, których nigdy nie zapomnisz.

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19871
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Przerzutki w rowerze to też rodzaj wspomagania, bo zwiększają lub zmniejszają moment obrotowy napędu
To jedynie zwiększa zakres jazdy z wygodną kadencją. Ale nic nie wspomaga "silnika", czyli rowerzysty, nie zwiększa drastycznie jego mocy jak robi to mechanizm silnika w elektryku. Więc porównanie od czapy.

Nie wiem, czy na zwykłym rowerze też bym się na to zdecydowała. Być może kiedyś tak. Nie mam ograniczeń fizycznych, jestem osobą szczupłą i raczej wysportowaną i wytrzymałą.
To powiedz czego się obawiasz? Nawet nie spróbowałaś takiej jazdy wyprawy na prawdziwym rowerze, nawet nie masz porównania - a od razu sięgnęłaś po łatwiejszą i wygodniejszą opcję. Ręczę Ci, że naprawdę nie trzeba mieć żadnych nadludzkich zdolności i przeciętnie wysportowana osoba spokojnie te 100km dziennie przejedzie.
Co w tym złego, że tym samym nakładem sił mogę zobaczyć więcej, mniej się zmęczyć na podjazdach lub wjechać tam, gdzie zwykłym rowerem pewnie nie dałabym rady?

Nie ma nic złego, ale w ten sposób tracisz możliwość poznania tego czym jest prawdziwy wysiłek, tracisz większość aspektu fizycznego jaki daje wyprawa rowerowa. Dla Ciebie wyprawa jest jedynie ograniczona do poznawania świata, a tracisz znaczną część aspektu fizycznego i sportowego, bo wyprawa przez duże "W" doskonale łączy te dwie kwestie. Prawdziwy rower jest jak narkotyk - wielu ludzi dzięki niemu zaczyna pracować nad swoim rozwojem fizycznym, nad budowaniem formy, nad szukaniem coraz nowych i ciekawszych wyzwań, nad coraz ciekawszymi trasami. Bo ta teza jest całkowicie nieprawdziwa:
Piszą tu np ultrasi, a przecież nie ma to z turystyką nic wspólnego. Nikt ich nie wyrzuca. Nikt nie wyrzuci też elektrycznych.
Tak piszą ludzie z minimalnym doświadczeniem z bardzo długimi trasami, ludzie bazujący na stereotypach. Przejrzyj sobie moje galerie z ostatnich jesiennych tras 300-500km - ile tam ciekawych miejsc odwiedziliśmy, ile pięknych widoków widzieliśmy. Długie dystanse jak najbardziej można pogodzić z turystyką.
http://wilk.bikestats.pl/
I zwróć uwagę, że wszystkie te trasy robiłem z dziewczyną, która zaczęła na poważniej jeździć ledwie 2 lata temu, a teraz robi ponad 30tys rocznie, tak się w to wkręciła. To nie jest tak, że trasy wymagające fizycznie są tylko dla mocnych facetów - to jest w zasięgu każdego, może się stać swoistym stylem życia. Ale to może dac tylko prawdziwy rower, nie elektryk:

Ponadto elektryk ogranicza Cię tylko do wyjazdów w mocno skomercjalizowane rejony, gdzie jest lekko, łatwo i przyjemnie; do tego nie można go przewozić samolotem co też jest dużym problemem jak się chce pojechać dalej od miejsca zamieszkania.
Zapewniam kolegę, że problem ładowania i zasięgu w naszym wypadku nie istniał. Nie martwiliśmy się tym wcale, w co pewnie trudno będzie niektórym uwierzyć.

Nie istniał bo byliście w bardzo zamożnym kraju z szeroko rozwiniętą infrastrukturą i pewnie często spaliście pod dachem. Na wyprawie w bardziej egzotyczny rejon, z noclegami pod namiotem - już to ładowanie byłoby bardzo dużym wyzwaniem. Oczyiście można jakiś kawałek pojechać rozładowanym elektrykiem - ale to jest już męczarnia, do tego możliwa do zrealizowania na stosunkowo łatwej trasie, bo przy większych górach skończy się na pchaniu.
Mimo iż tego problemu nie doświadczyłam tutaj w Irlandii Pn., nigdy nie dano mi do zrozumienia, że skoro jeżdżę elektrykiem to muszę być leniwa, słaba lub schorowana, to wyczuwałam, że na tym forum, które bardzo polubiłam, może być inaczej.

Bo Polska to nie zniewieściały Zachód :lol:
Że zacytuję tu Henryka Sienkiewicza:
Cytuj
Siłą członków ciała, wytrwałością na głód, zimno i trudy przewyższali nawet ci dziedzice z Wielko- i Małopolski bardziej dbałych o wygody wojowników z Zachodu. Obyczaj ich był prostszy, pancerze grubiej kowane, ale hart większy, a ich pogardę śmierci i niezmierną w boju uporczywość podziwiali już swego czasu nieraz przybyli z daleka francuscy i angielscy rycerze.

Nie poddawaj się więc tak łatwo, zdaj sie na zew polskiej krwi, którą masz w żyłach, tego emigracja tak łatwo nie pozbawia. Zamiast się bać czy dasz radę na zwykłym rowerze - poddaj się ułańskiej fantazji jak Twoi przodkowie  :P I jak zaryzykujesz to szybko zobaczysz, że prawdziwy rower nie jest taki straszny jak go malują.
« Ostatnia zmiana: 9 Lis 2023, 13:37 Wilk »

Offline Kobieta kasia96

  • Wiadomości: 10
  • Miasto: Derry
  • Na forum od: 20.04.2022
Wilku, bardzo dziękuję, że próbujesz zarazić mnie swoją pasją, którą podziwiam, ale raczej nie uda się to Tobie :icon_biggrin:  Nie jestem typem sportowca, co lubi nowe wyzwania i rywalizację. Lubię biegać, sprawia mi to sporo satysfakcji, robię to kilka razy w tygodniu w trosce o zdrowie, a nie żeby się ścigać, więc nie obcy jest mi wysiłek fizyczny. Rower jest tylko jedną z metod jaką chciałabym poznawać świat. Nie jestem na jego punkcie "zakręcona" jak Ty, uważam, że mam raczej trzeźwe i racjonalne spojrzenie na życie, nie mam ortodoksyjnych ani fnatycznych przekonań i właśnie dlatego jeżdżę "elektrykiem"  :icon_razz:  Poza tym ciekawe, czy dałbyś radę "nabijać" tyle kilometrów co obecnie w klimacie Irlandii Północnej, gdzie pogoda jest strasznie paskudna. Tu naprawdę czasami trudno o motywację, aby wyjść z domu i zmusić się do jakiejkolwiek aktywności fizycznej na świeżym powietrzu.

Offline Mężczyzna skaut

  • Wiadomości: 1212
  • Miasto: Józefów - Emilianów
  • Na forum od: 30.11.2014
Kasiu, ciekawie piszesz.
Zgadzam się prawie ze wszystkim jednakże to:

(...)
Przerzutki w rowerze to też rodzaj wspomagania, bo zwiększają lub zmniejszają moment obrotowy napędu (to podpowiedział mi mój chłopak i nie wiem czy to do końca prawda  :icon_smile:  )
(...)
wymaga sprostowania.
Przerzutki to nie to samo, co silnik (wspomagający).
Przerzutki to tzw. maszyny proste znane i stosowane przez ludzkość od niepamiętnych czasów, a opisane przez Archimedesa jeszcze w starożytności. Maszyny proste opierają się na zasadzie zachowania energii: praca wykonana przez mniejszą siłę napędzającą na dłuższej drodze jest równa pracy większej siły użytecznej na krótszej drodze.
Używając silnika korzystasz z cudzej energii - nie pochodzącej od Ciebie.
Nie dezawuuje różnych form turystyki. Sam też z nich korzystam. Ale to są inne dziedziny.
Jak już, ktoś napisał wjeżdżając na Kasprowy kolejką i wchodząc pieszo osiąga się to samo. Ale nie tak samo.
Różnica właśnie leży w sposobie.
Wjeżdżając na legendarne Stelvio, czy nasze poczciwe Krowiarki na rowerze dostaję od swojego ciała informację zwrotną - na ile dobrze się czuję, czy mam dość siły, na ile wiek wpływa na moją wydolność itd. I nie ukrywam satysfakcji, że może kiedyś szło mi z tym szybciej, ale ciągle "stary człowiek i może!".
Element wysiłku fizycznego, pracy jakby powiedzieli fizycy jest w mojej ocenie istotny w turystyce kwalifikowanej, w tym rowerowej.
Nie mogę pojąć uporu e-rowerzystów próbujących wykazać, że są tacy sami jak rowerzyści nie korzystający ze wspomagania.
Tak, jakby silnik był elementem pomijalnym.
Jeżeli jest pomijalny, to dlaczego z niego korzystacie?
Jeszcze raz pozdrawiam i do zobaczenia na szlaku.

Offline Kobieta kasia96

  • Wiadomości: 10
  • Miasto: Derry
  • Na forum od: 20.04.2022
Skaucie, ja doskonale rozumiem co chcesz mi przekazać. Ja nie zrównuję obu typów rowerów, bo są to różne, ale równoprawne środki do podróżowania. Podobieństw jest  jednak między nimi więcej niż różnic. Nie zabrałam w tym wątku głosu, aby wychwalać lub zrównywać elektryki z rowerami trdycyjnymi. Czułam, podobnie jak autor tego wątku Księgowy, że rower elektryczny to nie jest coś, co na tym forum ma dobrą opinię, że jest on raczej wyśmiewany i lekceważony. Chciałam to po prostu zmienić.

PS. Byłam na różnych forach rowerowych, tych polsko- i  angielskojęzycznych. To wydaje mi się najciekawsze i najwięcej z niego mogę się dowiedzieć. Tym bardziej było mi głupio tu się odezwać, widząc, że rowery elektryczne to temat tabu.

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19871
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Wilku, bardzo dziękuję, że próbujesz zarazić mnie swoją pasją, którą podziwiam, ale raczej nie uda się to Tobie :icon_biggrin:  Nie jestem typem sportowca, co lubi nowe wyzwania i rywalizację.

Ale to nie jest żaden sport, chodzi o aktywność, o nie banie się podejęcia wyzwania, nie banie się zmierzenia z trudnościami z wysiłkiem. Bo silnik się zabiera właśnie po to by tego wszystkiego uniknąć, by było sporo łatwiej. Taka fajna relacja, która mi dzisiaj wpadła w oko:
Cytuj
Alina Kłos z Łabiszynka pod Gnieznem:
Lubię jeździć na rowerze, więc chciałam pojechać w Bieszczady, ale w końcu zmieniłam zdanie i objechałam Polskę dookoła.
Na rowerze jeżdżę od dziecka. I do sklepu, i wszędzie. Gdy zmarł mój brat, pojechałam czterysta kilometrów do Katowic. Chciałam sobie to jakoś  poukładać.
Byłam też na Mazurach i nad morzem. W końcu chciałam wybrać się w Bieszczady. Ale najpierw ta pandemia, potem wojna na Ukrainie i tak to odkładałam i odkładałam. I miałam już pojechać w tym roku, ale myślę sobie, że to już poważna wyprawa, ponad siedemset kilometrów, a to sporo. To skoro tak, to pomyślałam, że może już dookoła Polski pojadę? To było moje marzenie, a marzenia trzeba spełniać.
I pojechałam. Jechałam rowerem aż sześćdziesiąt dni. Ale cała podróż trwała o siedem dłużej, bo jak burze szły to przerwy sobie robiłam.
Bardzo pomagała mi córka. Z domu przez telefon wyszukiwała noclegi, więc miałam to dobrze zorganizowane.
Poznałam wspaniałych ludzi. A że jestem wierząca, to pojechałam  do Jezusa w Świebodzinie. Robiłam dziennie po pięćdziesiąt, a czasem sześćdziesiąt kilometrów.
Jeszcze o rowerze powiem, bo się o niego często pytali. Nie mam przerzutek, bo to się może popsuć. Wyprawę odbyłam na zwyczajnym rowerze, tym samym, którym jeżdżę na zakupy do sklepu.





Kobieta już niemłoda, na sprzęcie sprzed 50 lat, na rowerze bez przerzutek objechała dookoła całą Polskę. Nie bała się podjąć wyzwania, choć był to wielki przeskok od jej wcześniejszych aktywności. I nie szukała sztucznych ułatwień, podjęła wyzwanie. I coś takiego to jest coś co naprawdę imponuje, budzi podziw i entuzjazm mnóstwa osób co o tym przeczytają. Ale jak młodzi ludzie wybierają jazdę elektrykiem - to pierwsze pytanie jakie się nasuwa przy czytaniu takiej relacji to - dlaczego???

Poza tym ciekawe, czy dałbyś radę "nabijać" tyle kilometrów co obecnie w klimacie Irlandii Północnej, gdzie pogoda jest strasznie paskudna. Tu naprawdę czasami trudno o motywację, aby wyjść z domu i zmusić się do jakiejkolwiek aktywności fizycznej na świeżym powietrzu.

Na ostatniej trasie na Westerplatte jechaliśmy przez 150km z 375km w solidnym deszczu i przy 5 stopniach, tydzień wcześniej robiliśmy na Litwie 500km, z czego przez 200km mieliśmy mróz, a najwyższa temperatura to było 5 stopnie, które trzymały ledwie przez parę minut. Do tego to jest późna jesień, wiec w ciemnościach jedzie się 14h. Tak więc nie bój żaby, Irlandia to by mi jadła z ręki, nie ma złej pofgody na rower, są tylko źle ubrani rowerzyści :lol:

Motywacja to zależy tylko od głowy. A takie myślenie "trudno się zmusić do aktywności na powietrzu" to jest własnie gotowe usprawiedliwienie, dokładnie na tej zasadzie później latem się mówi "trudno sie zmusić do jazdy rowerem, jak można wsiąść na elektryka". Z takim myśleniem to przegrywasz już na starcie, od razu się poddajesz, wybierasz łatwiejszą opcję, nawet bez spróbowania tej trudniejszej. A obecnie w dobie interaktywnych trenażerów - można zimę "przejeździć" w domu, nie jest to oczywiście prawdziwa jazda, ale regularne kręcenie na róznych aplikacjach pozwala utrzymywać bardzo sensowny poziom przygotowania fizycznego także tym, którym z zimnem, deszczem i ciemnościami nie jest po drodze.

Tym bardziej było mi głupio tu się odezwać, widząc, że rowery elektryczne to temat tabu.

Nie są tematami tabu, ale tu praktycznie nie ma użytkowników takich rowerów; jak ktoś to używa to na zasadzie dojazdów do pracy, a do rekreacji ma normalny rower. To jednak jest forum rowerowe, grupujące wielu fanatyków roweru i dlatego nie dziw się, że elektryki nie budzą tu wielkiego entuzjazmu. I dlatego właśnie jako fanatyk roweru - namawiam Cię do spróbowania swoich sił na rowerze, jednocześnie pokazując, że wcale to nie jest taki trudne. Jak ta pani z wrzuconej przeze mnie relacji, pewnie już powyżej 60 lat dała radę objechać całą Polske dookoła na przedpotowym rowerze - to doskonale pokazuje to jak egalitarnym środkiem transportu jest rower. Nie trzeba ani wielkich pieniędzy, ani wielkiego przygotowania, ani super mocnej nogi. Natomiast niezbędna jest motywacja, bo jak głowa będzie chciała - to cała reszta za nią bez problemu nadąży ;)

Online Mężczyzna qbotcenko

  • Wiadomości: 3038
  • Miasto: Tomprofa Gbórnicza
  • Na forum od: 17.03.2018
    • http://qbot.pro/
Poza tym ciekawe, czy dałbyś radę "nabijać" tyle kilometrów co obecnie w klimacie Irlandii Północnej, gdzie pogoda jest strasznie paskudna. Tu naprawdę czasami trudno o motywację, aby wyjść z domu i zmusić się do jakiejkolwiek aktywności fizycznej na świeżym powietrzu.

Akurat Wilk jest klimatoodporny, jego napędy w rowerach też, więc spokojna głowa, dałby se radę w Irlandii po dziesięciu Guinessach  ;)

BTW. Jeśli biegasz, to swego czasu pamiętam w mediach wykłócano się o starty w sprintach Pistorius'a z protezami nóg, które lepiej sprężynowały - jakie masz zdanie na temat stosowania ułatwień podczas biegów?
Albo jakby ktoś założył np. egzoszkielet na swoje dolne kończyny i Cię wyprzedził bez wysiłku na podbiegu, to by Cię nie zirytowało?


Offline Mężczyzna skaut

  • Wiadomości: 1212
  • Miasto: Józefów - Emilianów
  • Na forum od: 30.11.2014
Nie no. Wilku tak nie można.
Jak już wrzuciłeś tekst o Pani Alinie (szacun!) to nie wyjścia. Trzeba ubrać się „w obcisłe” i wyjść na rower. ;-)
Ps.
A „Chrystus ze Świebodzina” nie jest synem cieśli, ale właśnie kolarza. Inicjatorem budowy tej statui był Wacek Żurakowski, świetny kolarz i wieloletni sędzia główny Bałtyk Bieszczady Tour. Świebodziński radny od wielu kadencji.

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3985
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
BTW. Jeśli biegasz, to swego czasu pamiętam w mediach wykłócano się o starty w sprintach Pistorius'a z protezami nóg, które lepiej sprężynowały - jakie masz zdanie na temat stosowania ułatwień podczas biegów?
Albo jakby ktoś założył np. egzoszkielet na swoje dolne kończyny i Cię wyprzedził bez wysiłku na podbiegu, to by Cię nie zirytowało?
W Poznaniu bardzo dużo biegaczy ostatnio trenuje do paraolimpiady. Rozpoznasz ich po czarnych strojach bez elementów odblaskowych, treningu wieczorną porą jak jest całkiem ciemno, zawracaniu na tzw. podbiegach (nieoświetlone, kręte i wąskie odcinki asfaltowe), jednym słowem robią wszystko, aby zdobyć przepustkę na paraolimpiadę. Szkoda tylko, że przy okazji ktoś oberwie paragrafem za niezauważenie czarnego na czarnym. Dlatego od pewnego czasu jeżdżę na powrotach z pracy na maksymalnej mocy Convoy S2+. Po kilku niemiłych spotkaniach z biegactwem nie widzę innej możliwości jak robić z nocy dzień, aby wypatrywać z nosem przy kierownicy, czy gdzieś się ktoś nie pełza za zakrętem na tzw. infrastrukturze współdzielonej. No bo jak ustąpić pierwszeństwa, jeśli kogoś nie widać?
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum