W minioną niedziele, wiedziony sensownymi prognozami pogody, oraz pragmatyczną chęcią usunięcia się z zasięgu wzroku, w czasie szykowania się na Sylwestra córek i żony... ach to doświadczenie życiowe... postanowiłem zrobić sobie mała pętelkę. Plan zakładał ruszenie z Uniejowa, wzdłuż doliny Warty do Koła a następnie doliną Neru i Warty, ale po jej drugiej, wschodniej, stronie wrócić do Uniejowa.
Liczyłem, że wysokie stany wód spowodują, ze dna dolinne będą zawierać liczne rozlewiska, podnosząc ich walory krajobrazowe. Teren też dawał kilka ciekawych atrakcji krajoznawczych.
Rano, koło 8.00 ruszam sobie sprzed zamku w Uniejowie. Stary znajomy, miałem nawet przyjemność w nim nocować. Zatem fotka bardziej dokumentacyjna.
Chciałem zaraz z rana mieć co wrzucić na FB, aby wkurzyć tych co pogrążeni będą w sylwestrowych przygotowaniach zamiast się relaksować. Czysty altruizm.
Początek wałami przeciwpowodziowymi Warty.
Mijam wiatę, pod którą nocowaliśmy kiedyś, na jakiejś wyprawce forumowej. fajne czasy. Wojtek powiedział wtedy, że mój nowo zakupiony Spider, to fajny namiot a będzie fajniejszy jak nauczę się go rozstawiać. Nie to, żebym był pamiętliwy, ale to była Ta wyprawka właśnie
Jadę rozległą terasą nadzalewową Warty. Płasko. Nawet pół ornych brak to terasa plejstoceńska, więc piaski, piaski i żwiry. Pośrodku tego, w pewnym sensie Nic wyrasta wzgórze. To pozostałości grodziska Smulska Góra na wschodnim trawersie wsi Ewinów. Grodzisko ma bardzo ciekawą historię, ponieważ najprawdopodobniej zostało już zniszczone, zanim je "oddano do użytku", a zniszczył do najazd Pomorzan. O grodzisku
można poczytać sobie m.in tutajW sumie fajna miejscówka, tylko wody brak na miejscu.
Na skraju terasy zalewowoej i nadzalewowej resztki wiatraka w miejscowości Posoka. Dzisiaj to niemal całkowita ruina. szkoda. ostatnio miałem przyjemność odwiedzić taki, poddany modernizacji z możliwością zwiedzania. taka mała lokalna atrakcja. Tutaj idzie to w drugą stronę.
Lokalizacja nieprzypadkowa. Wyraźna krawędź morfologiczna zapewne obfituje w zmorzoną ilość energii wietrznej.
W lesie mijam wiatę. Zboczenie turystyczne każe mi zapisać jej lokalizację, z naiwną wiarą, że uzupełnię o nią bazę POI Grupy Biwakowej lub/i OSM.
Akcję zapisu punktu przeprowadzam na swoim nowym nabytku Garmin1030. Odnoszę wciąż to samo wrażenie, ze Garmin jest jak socjalizm. Sam tworzy problemy, które dzielnie następnie przezwycięża. Funkcjonalność, w porównaniu np. z Locusem pod Androidem...funkcjionalność 'Pod zdechłym Azorkiem'. Tak sobie myślę, ze uparcie z nich próbuję korzystać bo cierpienie uszlachetnia. taki rodzaj turystycznej pokuty. Ale jest sukces i cyba coś tam zapisałem. Zobaczymy, czy uda się wydłubać, bo to też duża niewiadoma. Ten 1030 zdecydowanie bardziej przyjazny od GPSmap ale ten drugi już trochę poznałem i wygląda bardziej czadowo. Kojarzy się machinerią do obsługi stacji kosmicznej... a ten 1030 taki trochę bez wyrazu
Pośród lasów pomnik/mogiłą Powstańców Styczniowych, którzy polegli w bitwie pod Krwonami. Niestety było w plecy w tym starciu z Kozakami. Pomnik jednak całkiem elegancki.
Spotykam dwóch młodych mężczyzn. Z przykrością muszę stwierdzić, ze obserwuję peną taką dziwną prawidłowość, ze młodych jest coraz więcej
. Jeden strasznie gadatliwy. Cały w moro. Męczy mnie to jego gadanie, ale jako człowiek bardzo kulturalny uśmiecham się i odpowiadam zdawkowo, myśląc jednocześnie jak tu grzecznie wsiąść na rower i się ulotnić. To chyba był jakiś kumpel ultrasów rowerowych, bo ciągle gadał o planowanej trasie z Koła do Częstochowy jednym ciągiem i wymieniał kto to przejechał, w ile godzin i ile on powinien zrobić, żeby obciny na wiosce nie było. W sumie miły chłopak, ale strasznie zakłócał ciszę i zmuszał do koncentrowania uwagi na tej paplaninie. W końcu mówi do drugiego "Wyjmujemy sprzęt i idziemy". No zmroziło mnie. Myśliwskie łajno, a ja tak blisko stałem. Na pewno się zarażę jakąś parchawicą. Na szczęście chłopaki wyjmują wykrywacze metalu. Nawet sympatia do tego gadulca mi wróciła.
A w Janiszewie zajeżdżam przed remizę OSP druhów, którzy w 2019 roku ustanowili Rekord Polski w konkurencji bojowej
No wiecie. Biegniemy do podestu, motopompa, zassanie, linia bojowa, strumiennica, strącenie pachołków, odwrócenie tarczy. Wszystko to chłopaki zrobili w 29, 97 s. Szacun, a jak będziecie mogli to na "bojówkę" sobie kiedyś popatrzcie, bo to bardzo widowiskowa konkurencja.
To już gmina Brudzew. Brudzew. Mieścina brzydka, jak mało która. Owalnica w założeniu. Zwraca uwagę bardzo duży, wręcz karykaturalnie duży rynek. Co z tego skoro w pierzejach paskudne kwadraty. Pstrokate do bólu. Dodatkowo brak pełnej zabudowy pierzejowej. Na środku jakieś post gieesowskie magazyny. Widać, ze mieli więcej miejsca niż pomysłów. Uff. Jedna z brzydszych miejscowości jakie ostatnio nawiedziłem. O dynamicznym rozwoju Brudzewa najlepiej świadczy jego historia spisana na oficjalnej stronie urzędu gminy. Kończy się na 1944 roku
ale był tam ładny krzak. Z takimi żółtymi kulkami. Wyróżniał się swoim pięknem w tym otoczeniu.
Ale sam Brudzew miał jednak dziejowego farta. A mianowicie urodził się tam Wojciech z Brudzewa.
A ten Wojciech miał farta, bo okazało się, ze był nauczycielem Mikołaja Kopernika. Tego od wstrzymania słońca i puszczenia Ziemii. I tak Brudzew przeszedł do historii. Przy okazji można dużym muralem przykryć paskudny magazyn w samym centrum miasta
Pokonuję wiadukt nad A-2. Mój Garmin dzielnie pokazuje nachylenie podjazdu. Wspominam Route des Grandes Alpes. Nie mam jednak tego zielonego trójkącika z ClimbPro? Biały ekran pozostaje. A miał być. Smuteczek. W Białkowie ładny, drewniany kościółek.
Rozpościera się tam piękny widok, z krawędzi wysoczyzny, na ostrodze której stoi też kościół, na Pradolinę Warszawsko - Berlińską. Tutaj, przy południowej krawędzi odwadnia go rzeka/kanał o romantycznej nazwie Kiełbaska. Jak widać Kiełbaska wyjątkowo obrodziła w tym momencie i dno pradoliny zajęte jest licznymi rozlewiskami
Mocnym punktem miała być kolejna miejscowość Kościelec. Gwóźdź programu, to eklektyczny pałac rodu von Kreutz wybudowany przez syna jednego z rosyjskich generałów, któzy wybitnie przyczynili się do klęski Powstania Listopadowego. Jednak karma wraca i po zaledwie 20 latach od wybudowania rodzina musiała uciekać po wybuchu I ws do Petersburga a pałac w 1918 został znacjonalizowany
Pozostały też liczne elementy, które wcześniej stanowiły otoczenie pałacu
Pałac obecnie jest własnością Liceum Plastycznego. Największym problemem w liceum jest w bieżących czasach opieranie rowerów o ogrodzenie. Z tym dekadenckim zwyczajem dyrekcja walczy licznymi zakazami.
Bardzo się sgtrasując tym zakazem, nie wypuszczałem roweru spomiędzy nóg i zjechałem do położonego obok, a jakże eklektycznego parku. No cóż. w założeniu miał to być park nawiązujący do swych założeń do nutki romantyzmu włoskiego, pełen ruin i miejsc odosobnienia. Z parku, w sensie założeń ogrodniczych, to nie pozostało właściwie nic. Ok. Jest drodny drzewostan. Pozstała jednak świątynia.
Odbijająca się romantycznie w zmarszczonej tafli wody, która oczywiście być musiała i była. Oraz pseudo-zamek, zwieńczający działo przestrzenne
Bezpośrednio przy pałacu zapewne w latach świetności był ogród francuski, sądząc po resztkach małej architektury, do którego monumentalnie opadały schody wiodące do samego pałacu
Odnoszę, niczym nieodparte wrażenie, ze mogło tam być całkiem pięknie i jakaś Daisy z von Kreutz, włożyła pewnie trochę serducha w tą kompozycję.
Wjeżdżam w obręb terasy zalowowej Pradoliny Warszawsko - Berlińskiej. Powiedzieć, ze płasko, to nic nie powiedzieć.
Jeden z głównych punktów programu. Zamek Kazimierzowski w Kole.
Pierwotnie miał strzec brodu i pilnować poboru cła. Najpierw stanowił wieżę rezydencjonalno-obronną. Następnie został dobudowany właściwy zamek na sztucznie usypanym terpie. Pięknie widać jego walory obronne. Ustuowany w poziomie samego dna dolinnego, blisko koryta Warty, otoczony był najpewniej przez liczne rozlewiska.
Cud, ze mam te zdjęcia. Otworzony w tle Locus w aparacie spowodował jakieś turbo zwarcie i bateria telefonu w ciągu 0,5 h została całkowicie rozładowana. Przezornie miałem z sobą mały powerbank. Ale okazało się, ze na powerbanku telefon się nie uruchomi. minimum 3% potrzeba do sukcesu. I jeszcze trzeba zrobić zdjęcie. Uff. Trochę czasu zmitrężyłem i nerwów tudzież. Wycieczka bez focenia to pół wycieczki. Ale jak widać w nerwie i stresie, jednak zdjęcia w końcu udało się zrobić. Muszę się jednak pilnować z tym Locusem, bo to już nie pierwsza sytuacja takiego dziwnego zachowania telefonu w takich sytuacjach.
Dobra. Na dzisiaj koniec. Idę spać. Reszta relacji ... Bez zbędnej zwłoki (art. 12 kpa,)