(To - waga - właśnie jest powodem, dla którego wciąż jeżdżę starodawną nibykolarką o wadze grizla w db. wersji.)
nie da się pogodzić maksymalnej wytrzymałości z szybkością.
Czy waga ramy ma jakieś istotne znaczenie? Czy to nie jest pomijalne w stosunku do sztywności, geometrii, kół, opon, mleka/dętek?
Rama stalowa (mój Hultaj) - 1.7 kgRama karbonowa (moja szosa) - 1 kgTak że różnica w wadze to aż ... 1 bidon wody. No masakra ...
Dla mnie jednak priorytetem jest maksymalna wytrzymałość. Na szybkości mi tak bardzo nie zależy. Jak mi zacznie zależeć to wtedy pójdę w jakieś szosy, karbony, łańcuchy-fuj, kapcie-ble ble. Narazie jednak popróbuje podwyzszyc osiagi o jakieś pewnie 2km/h i wiecej nie da rady i trudno.
akurat większość to są jazdy wielodniowe z sakwami po Czechosłowacji (tamtejsze gminy) i Alpach (podjazdy). Raz na rok mam ze 2 tygodniowe wypady plus jedną-dwie dwutygodniową, gdzie swoje wożę i chce mieć święty spokój, a nie jak kiedyś martwić się a to łancuchem, kasetą, szprychami, flakami....
Pedały z pomiarem mocy kupilem pod trenazer, a ten po to by nie tracic formy/zyskać wagi przez zime. 256W to była spoko baza.
To co ty nazywasz mitami, ja nazwę osobistym doświadczeniem. Jeździłem bez sakw przed 2015 rokiem i było to ciężkie i niestabilne. Sprawdziało się za to lepiej na takich akcjach jak wypad nad morze, na Mazury czy do Pragi z Łodzi w 1 dzień. Ale już przejażdżka po r10 była bardzo niewygodna. To, że spotkałeś gdzieś jakiegoś sakwiarza, który ma problemy to mnie nie nie dziwi. Bardzo dużo rowerowych podróżników jeździ sobie bez wielkiego przygotowania.
Ja np w życiu nie wybrałbym się w góry gdzie leży śnieg. Kiedyś tam próbowałem z kolcami nawet przygodę i nic to nie dawało, a co dopiero bez.
I oczywiście, że napiszesz, że na szosie się da. Ale tam się tak nie zapakuję jak lubię z tymi całymi ciuchami, elektroniką, bo takim surwiwalowcem jak ty to nie jestem.
szosa?? - a dlaczego nie gravel albo jakaś szosa endurance z sporym miejscem na opone typu 40mm ?? To też szybko jeździ i będzie jeszcze bardziej uniwersalne...
Przed 2015 to bikepacking praktycznie nie istniał.
Sam musisz być do takiej zmiany przekonany, sam chcieć spróbować czegoś nowego, być gotowym na wyjście z pewnych schematów.
Szczęśliwi ludzie to tacy, którzy nie są świadomi lepszych i większych możliwości, żyją we własnych światach odpowiednio skrojonych do ich predyspozycji.
A teraz? Wsiadam w niesamowicie ponury i brzydki dzień, noc mega długa, trasa znana bez rewelacji jakiś, wiatr mocny z boku na początku i pod koniec i jedyna radocha, że nie zasnąłem i noc pokonałem. Z rowerem wszystko git, ze mną też. No to kurde po co mi coś lepszego, skoro mam niezawodny sprzęt, na którym robię to, co kiedyś na innym setupie bywało chwiejne?