Autor Wątek: Wieże widokowe Pogórza Przemyskiego, Gór Słonnych, Bieszczadów, Beskidu Niskiego  (Przeczytany 3959 razy)

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3970
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Na przełomie lata i jesieni ubiegłego roku rzutem na taśmę udało mi się wyrwać kilka dni wolnego podczas okna pogodowego, które wykorzystałem na wycieczkę po znanych i nieznanych punktach widokowych w południowo-wschodniej części Polski. Po pracy dojechałem ostatnim wieczornym połączeniem do Przemyśla, z przesiadką we Wrocławiu (na którą na szczęście zdążyłem). W pociągu tłumów nie było, widać, że już po sezonie.



W Przemyślu byłem po północy i od razu pojechałem dość stromym podjazdem ulicą Tatarską na tzw. Zniesienie, gdzie znajduje się Kopiec Tatarski. Na Kopcu delektowałem się wspaniałą nocną panoramą Przemyśla, który skąpany w morzu świateł powoli zachodził mgłą znad rzeki. Przed pierwszą w nocy zabrałem się jednak za rozstawianie namiotu, bo wyczuły mnie komary, które zaczęły atakować coraz zacieklej.



Przed szóstą rano, po krótkiej drzemce, wyszedłem z namiotu aby obejrzeć wschód słońca. Tenże było widać doskonale, ale nic więcej, bo poniżej rozpościerała się mgła aż po horyzont. Byłem sam w tym pięknym miejscu nad morzem chmur.



Postałem chwilę obserwując jak tarcza wyłania się coraz wyżej, po czym poszedłem dospać jeszcze półtorej godzinki. Potem drogą szutrową przez Wapielnicę, Iwanową i Helichę dojechałem do Gruszowej, gdzie urzekła mnie panorama Kopyśtanki. Byłem na niej kilkanaście lat temu, ale postanowiłem, że przy kolejnej okazji ją odwiedzę (co też nastąpiło w maju tego roku, ale o tym kiedy indziej).



Tymczasem zjechałem w dolinę Wiaru, przekroczyłem rzekę wybudowanym kilka lat temu mostem i w miarę nową wstążką szosy wjechałem na Kalwarię Pacławską. Z szosy również wybitna panorama Pogórza Przemyskiego, a zwłaszcza Kopyśtanki i Gruszowskiej, zaś nieco dalej – wieża widokowa, na którą za niewielką opłatą można było wejść i rzucić okiem w kierunku granicy polsko-ukraińskiej, która przebiega na prawo od stawów, przez pola.



W Kalwarii zajrzałem do Domu Pielgrzyma, gdzie za niewielkie pieniądze zjadłem pożywny, wczesny i sprawnie podany obiad. Dzięki temu mogłem skupić się na jeździe, a było gdzie pojeździć. Wpierw klasyka tego rejonu, czyli Połoninki Kalwaryjskie na grzbiecie Żytnego. Panorama stąd jest naprawdę wybitna, zwłaszcza na stronę ukraińską, w kierunku Radycza. Przez chwilę można poczuć się jak w dalekich górach (aczkolwiek dla poznaniaka to już są dalekie góry).



Z Żytnego panorama obejmuje 360 stopni, więcej zdjęć będzie oczywiście w galerii, której link znajdziecie na samym końcu tej opowieści, w ostatnim odcinku. Zjazd jest przyjemny, przez łąki, ale krótki. Na dole przedzieram się przez krzaki, aby zerknąć, czy na cmentarzu po wsi Paportno zostały jakieś artefakty. Generalnie pozostałości wsi zrównano z ziemią gdy instalowano ośrodek rządowy w Arłamowie, ale jednak coś się ostało. Nie wiem, czy było warte pokłucia jeżynami i poparzenia pokrzywami…



Mniej więcej od cmentarza zaczyna się wygodna szutrowa droga w masywie Suchego Obycza, wybudowana przez Lasy Państwowe do wywożenia drewna z lasu. Tego drewna leży tutaj dość sporo, widać że jeszcze trwa wywózka zapasów z zimowego i wiosennego rżnięcia. W kontekście planowanego parku narodowego



 mam nadzieję, że to już ostatnie akordy pił mechanicznych w tym terenie. Z szutrówki odbijam na Połoninki Arłamowskie, gdzie ucinam sobie drzemkę w oczekiwaniu na słońce. Nie chciałem robić zdjęcia taaakiej panoramy Bieszczadów w cieniu, bo wtedy nic nie widać.



Ogólnie droga na Połoninki tam i z powrotem się nie dłuży, bo to raptem 2 kilometry w jedną stronę, a klimat jest. W wyglądzie traw i zapachu łąk już ewidentnie króluje jesień, chociaż w lesie jeszcze późne lato.



Wkrótce dojeżdżam do szosy, którą przez grzbiety Jamnej i Braniowa (odcinek z zakazem ruchu pojazdów silnikowych) docieram do Jureczkowej. Tutaj oczywiście klasyka, czyli wpierw szuter, który niegdyś był szosą, a potem ścieżka dydaktyczna przez Rezerwat Przyrody Chwaniów. Już przy wjeździe na szuter umieszczono informację, ze tu mieszkają niedźwiedzie.



Szuter ciekawy, bo ma kilka górek. Jechałem nim już kilka razy, ale nigdy nie miałem jakoś weny na ten szlak dydaktyczny. Tym razem się skusiłem i odbiłem w nikłą ścieżynkę oznakowaną wyblakłymi kwadratami i wytartymi znakami szlaku pieszego. Jechać się dało, poza kilkoma wiatrołomami, ale to rezerwat buczyny i te wiatrołomy są trudne do ogarnięcia. Uwagę przykuła ogromna kupa niedźwiedzia, ale już wysuszona, czyli bardzo stara. Tym razem dieta była roślinna. Po otworze na górze widać, że już co smakowitsze kąski zostały wybrane przez ptaki lub zwierzynę leśną.



Dla jednych odchody, dla innych szwedzki stół… Na Chwaniowe ścieżka praktycznie nie istnieje, ale na szczęście nie było wiatrołomów. Niedźwiedzie można więc zapewne spotkać na samym szlaku turystycznym, skoro człowiek jest tu tak rzadko, że nawet nie wydepcze należycie zielska. Zaskoczył mnie za to widok z grzbietu, zgodnie z celem ochrony przyrody w tym rezerwacie spodziewałem się gęstej puszczy karpackiej i tak zazwyczaj było, ale w jednym miejscu wyraźnie musiały pracować pilarki. Na mapie w domu sprawdziłem, że to zaraz po wyjechaniu z rezerwatu; widocznie jakaś grupa starych buków nie była objęta rezerwatem i już cieszy mieszkania chińskich bogaczy.



Z grzbietu Chwaniowa zjechałem szosą przez Ropienkę, Wańkową i Olszanicę do Uherców Mineralnych, gdzie odbijam na szosę przez Myczkowce i Bóbrkę. Trochę dookoła, ale dzięki temu mogę obejrzeć dolinę Sanu ze Skałek Myczkowskich. Jest tu platforma widokowa, ale z kiepską panoramą. Kilkadziesiąt metrów dalej jednak widok jest wart tych dziesięciu kilometrów objazdu.



Na skałkach zdaję sobie sprawę, że w zasadzie zaczęła czasówka na zachód słońca, a po drodze jeszcze zakupy w sklepie. Z kolei z szosy za Bóbrką zaś widok na Zaporę w Solinie i nową inwestycję - kolej linową z wieżą widokową na stoku Jawora. Tę wieżę (wysokopłatną)



 zostawiam na inną okazję, zaś jadę na grzbiet Żukowa, a dokładniej na wieżę widokową na Holicy. 12 km od sklepu na wieżę zajmują mniej więcej godzinę (w tym niecałe 500 m sumy podjazdów). Czasówka zakończona sukcesem, co widać na załączonym zdjęciu.



Z wieży przepiękna 360-stopniowa panorama, widać między innymi połoniny Bieszczadzkie, sporo pasm górskich po ukraińskiej stronie, pasma Gór Sanocko-Turczańskich, wiele grzbietów Beskidu Niskiego, Pogórze Przemyskie i wiele, wiele innych. Wieczorem bardzo ładnie prezentują się Ustrzyki Dolne,



a także Ustianowa Górna. Zakładam biwak na środkowym tarasie, skąd już widać wiele świateł miejscowości, a prędkość wiatru mniejsza. Ponadto spodziewam się najazdu turystów rano, wszak to będzie sobota. I w sumie tak jest, o świcie przychodzą ludzie, ale nie przeszkadzają, bo od razu idą na najwyższy taras. Trudno się im dziwić przy taaakim warunie!



c.d.n.

Przy obecnej posusze mógłbym spokojnie ten wyjazd wrzucić do działu "Podróże i wyprawy", ale jednak dla podróży i wypraw staram się trzymać standard liczby dni, żeby było chociaż minimum 8-9, a zazwyczaj min. 2 tygodnie.
« Ostatnia zmiana: 16 Cze 2024, 03:46 podjazdy »
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna Thedio

  • Wiadomości: 245
  • Miasto: Łańcut
  • Na forum od: 26.02.2013
Ogólnie to całe pasmo Połoninek Arłamowskich jest do przejechania, nie trzeba się wracać. Wpierw trzeba trawą dojechać na Ralce, następnie kawałek lasem do jakiegoś bezimiennego szczyty z którego też jest świetny widok a potem zjazd do drogi szutrowej. Polecam następnym razem.

Offline Mężczyzna R_och

  • Talizman słońca 🌞
  • Wiadomości: 1764
  • Miasto: Rzeszów
  • Na forum od: 16.03.2015
Paweł wie co mówi.
Czekam na kolejne części. Zwłaszcza na końcową ze śladem i zdjęciami.
W życiu nie chodzi o to, by przeczekać burzę a o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu.
- Gandhi

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3970
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Ogólnie to całe pasmo Połoninek Arłamowskich jest do przejechania, nie trzeba się wracać. Wpierw trzeba trawą dojechać na Ralce, następnie kawałek lasem do jakiegoś bezimiennego szczyty z którego też jest świetny widok a potem zjazd do drogi szutrowej. Polecam następnym razem.

Tym razem pasowało mi się cofnąć, żeby nie zjeżdżać do Kwaszeniny, lecz grzbietem dojechać do Jureczkowej.

Ciąg dalszy nastąpił:


Uwielbiam oglądać mgły w dolinach o poranku. Mają w sobie coś tajemniczego. Oczywiście dlatego nocuję raczej na górze, niż na dole. Podczas tego wyjazdu wszystkie noclegi były „na górze”, w zasadzie wszystkie na punktach widokowych. Dla przykładu widok na ukraińską część Gór Sanocko-Turczańskich. W dole wsie Hoszów, Rabe (dolina potoku Rabe).



Z tej Ukrainy całkiem sporo gór widać. Więcej będzie w fotogalerii. Pod mgłą zniknęły zupełnie Ustrzyki Dolne. W nocy tak dumnie i efektownie rozświetlone, a teraz zupełnie nie zgadłoby się, gdzie one są:



Oglądam rozświetlone porannym brzaskiem połoniny, mgły snujące się nad Sanem, budzące się do życia grzbiety górskie Beskidu Niskiego. Proszę nawet obecnych tu ludzi o zdjęcie, niestety moja kurtka nawet po praniu nie prezentuje się najlepiej. To efekt wyprawy na Islandię, gdzie dostała dużo pyłu wulkanicznego, gdy oglądałem na żywo wybuch wulkaniu. Dwa lata minęły, a czarne nie schodzi… Oczywiście, jak ktoś mi robi fotę, to niemal nigdy nie mam ostrego zdjęcia, ani z telefonu, ani z aparatu.



Nie wiem czy wspomniałem, ale to kolejny wypad na fullu w systemie bikepacking. Na sobie nic nie wożę, nawet nie mam kieszeni, wszystko jest przy rowerze. Warto może zaprezentować maszynę jeszcze przed zejściem ze środkowego tarasu wieży widokowej.



Z Holicy jadę dalej grzbietem Żukowa w kierunku Przełęczy nad Żłobkiem. Jest to w miarę wygodna droga leśna, w końcowej części singiel przy płocie ograniczającym pastwiska. Na trasie kilka polan z sielankowym widokiem aż po Bieszczady. W tym kierunku w ogóle nie widać cywilizacji.



Droga grzbietowa ma zmienną nawierzchnię, chwilami jest błoto, ale mimo wrześniowej pory jeszcze mało agresywne. Są odcinki, gdzie rower śmiga po twardej i równej glinie, czasem żegluje nikłą dróżką przez łąki. Widać już zaczątki zrywki, więc pewnie złota jesień będzie tutaj przechlapana. Natomiast widoki wyborne, kolejna polana to jeszcze lepsze kadry na zachodnią część Bieszczadów.



Jest cicho i nastrojowo, ptaki już mało śpiewają, wiatru nie ma prawie wcale, więc siedzę na ławeczce w cieniu i nasłuchuję dźwięki z miejscowości w doline. A tu nagle warkot, jakby coraz bliżej, czy to jakiś rajd samochodowy na Wielkiej Obwodnicy Bieszczadzkiej? Wszak niesie się ogromny ryk silników, ale coraz bliżej, jakby w lesie. Nagle jeden za drugim wprost zza ławki wyskakują na polanę wozy terenowe i parkują na górskiej łące kończąc na ręcznym niczym na wiejskim parkingu. Zauważają mnie dopiero, gdy chowam aparat…



Potem jest jeszcze kilka polan widokowych, zdjęcia są w galerii. Nie ma co jednak ich tu załączać, bo widoki przecież są z nich do siebie bardzo podobne. Końcówka przed przełęczą mało uczęszczana, ale dobrze oznakowana. Ktoś się przyłożył do malowania, no i dobrze, bo mimo GPS można było chwilami zwątpić, która ścieżka wydeptana przez jelenie jest tą właściwą. W razie błędu wielkiej tragedii by nie było, co najwyżej jakiś bród na potoku i trochę błota przed szosą.



Od Żłobka odcinek szosowy, dobrze znany wszystkim jadącym maratony typu BBT i MRDP. Po drodze kolejny punkt widokowy - Kaczmarewka nad Lutowiskami, gdzie wchodzę na sam środek polany. Są tu oczywiście oklepane widoki w kierunku Halicza i Tarnicy,



ale także długi łańcuch na horyzoncie wschodnim, czyli Beskidy Skolskie na Ukrainie. W sumie widać kilka pasm, ale one się na siebie nieco nakładają z tej perspektywy.



Mam nadzieję, że nie zasrają tej polany domkami, jak to zrobili z pozostałymi punktami widokowymi w okolicy. W Lutowiskach jakoś mało co czynne, ale dalej w dolinie znajduję karczmę o interesującej nazwie – Wilcza Jama. Ładnie położona, z widokiem na góry i pobliski staw, do którego prowadzi pomost. Zamawiam w niej bigos myśliwski z pieczywem za 30 zł, niestety dostaję w zasadzie kapustę, a mięso zgodnie z nazwą muszę sobie chyba upolować. Największy niewypał tego wyjazdu. Mieli za to portera, Duch Sanu – Czarne Złoto. Smaczny.



Najedzony kapustą jadę dalej – szutrową drogą na Wilczą Górę, wzdłuż zakola Sanu. Są to tereny mało odwiedzane, tym bardziej zaskakuje mnie widok nowego deszczochronu na przełęczy między Czeresznią a Łysanią. Na biwak nie polecam, pełno niedźwiedzi. Co prawda żadnego nie widziałem, ale relacje z okolicy na to wskazują. Z podjazdu na Wilczą Górę ładny widok na polską końcówkę Bieszczadów.



Z Wilczej Góry zjeżdżam w dolinę Górnego Sanu. Doliną prowadzi droga wyłożona płytami betonowymi, która de facto – według mapy Compass - na pierwszym odcinku jest dozwolona tylko do ruchu pieszego i konnego. Jednak na granicy parku oznakowanie jest tak zarośnięte, że trudno się domyślić o co chodzi. Jadę więc dalej. Jest to niewątpliwie urokliwy odcinek, co prawda niedawno skosili łąki, ale muszą kosić aby nie zarosły. Za rzeką (Sanem) jest już Ukraina…



Przejazd tego fragmentu to delektowanie się przyrodą. Oczywiście latem, w środku sezonu, pewnie wrażenia byłyby inne. Dzisiaj jednak to natura w jej najprzyjemniejszym dla człowieka wydaniu.



Tutejsze tereny zostały całkowicie wysiedlone w wyniku zdarzeń podczas i po II Wojnie Światowej, zaś pozostałości wsi zlikwidowane. Bez ludzi, domostw, infrastruktury teren niewątpliwie wygląda pięknie, ale przerażająca jest myśl, że ludzie tu żyli setki lat, osiągając populację ponad 1500 mieszkańców. Zostało po nich tylko kilka nagrobków, również mocno zdewastowanych.



Granicę między Polską a Ukrainą stanowi rzeka San. Znajduje się tu eksklawa Bieszczadzkiego Parku Narodowego, o tak skomplikowanie poprowadzonej granicy, że pewnie dałoby się znaleźć widokowe miejsce na łąkach nie znajdujące się już w parku. Droga chwilami biegnie tuż nad Sanem, po drugiej stronie już Ukraina. Jakże inny świat, na szczęście tu nie słychać odgłosów wojny.



Zamiast trzaskać kilometry delektuje się przyrodą, na dodatek dokładam sobie 50 minut spaceru po kładkach Torfowiska Tarnawa. Nie ma problemu z rowerem, bo pan obsługujący bramkę właśnie wyciska sztangę i popilnuje rower. Kładka warta odwiedzenia, zwłaszcza przy dobrym świetle. Niby blisko szosy, ale niektóre miejsca robią wrażenie.



Jesień coraz bliżej, widać to wyraźnie na torfowisku. Drzewa zrzucają pierwsze liście, a rośliny zielne wydały już zaplanowane na ten sezon nasiona. Tylko pogoda nadal jakaś mało jesienna, sucho, gorąco i wyczuwa się w lesie to oczekiwanie na deszcz, który już dawno powinien nastąpić. Tymczasem wrześniowego dżdżu ni widu, ni słychu.



Nocleg zaplanowałem na wieży widokowej na Jeleniowatym. To wysoka konstrukcja, niedźwiedzie na takie nie wchodzą, zwłaszcza gdy wyczuwają ludzi. A trudno ich nie wyczuć, skoro to popularne miejsce wycieczek z Mucznego. W drodze na wieżę mijam jeszcze kolejny smutny symbol minionej epoki, a mianowicie resztki tablicy  „Igloopol”, milczący pomnik klasycznego przykładu jak władza potrafiła zniszczyć jedno z nielicznych przedsiębiorstw, które przygotowało się do transformacji ustrojowej i wykonało w czas (który liczył się wtedy w dniach, a niekiedy nawet w godzinach) odpowiednie działania, wraz z wejściem na giełdę. To temat na długą opowieść.



Mimo zainteresowania firm z połowy Europy potęga Igloopolu została zniszczona polskimi decyzjami administracyjnymi, co jednak dla przyrody miało w sumie pozytywny efekt. Część terenów zarządzanych przez tę firmę jest teraz objęta różnymi formami ochrony przyrody.

Na wieżę widokową na Jeleniowatym docieram o zmroku. W nocy nie było co fotografować, bo ciemność dookoła, tylko w dole nieliczne światła Mucznego. Tę ciemność wykorzystuje się do obserwacji ciekawostek astronomicznych, można sobie poszukać frazy pokazy astronomiczne w parku gwiezdnego nieba. Nie brałem udziału, ale mogą być ciekawe.

c.d.n.
« Ostatnia zmiana: 16 Cze 2024, 21:40 podjazdy »
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna qbotcenko

  • Wiadomości: 3037
  • Miasto: Tomprofa Gbórnicza
  • Na forum od: 17.03.2018
    • http://qbot.pro/
O zdaje się mam tę samą marmot'ową kurtę, tylko od wewnętrznej strony z białą podszewką ;P

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3970
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
O zdaje się mam tę samą marmot'ową kurtę, tylko od wewnętrznej strony z białą podszewką ;P
Przypuszczam, że jedyny wybuch "wulkanu" jaki widziała, to ten po otwarciu spienionego piwa na beskidzkim szlaku ;-)
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3970
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Ciąg dalszy nastąpił ...

Noc jest spokojna, poza odgłosami przyrody – tylko pohukujące sowy i wyjące wilki. Zaraz po wyjących wilkach odezwały się ujadające psy w Mucznem, potem znowu wyjące wilki, trochę psów i wilki w oddali, no i cisza resztę nocy.
O świcie dolina Górnego Sanu spowita malowniczymi mgłami, jeśli ktoś dokładnie tego poranka biwakował na łąkach nad Sanem, to wszystko zapewne ma mokre. Inne poranki mogą być podobne, zwłaszcza późnym latem/jesienią. Słońce wzeszło za Bukowską (998 m) w Beskidach Skolskich na Ukrainie.



Mimo bliskości miejscowości (40 minut pieszo z hotelu) na wschód słońca nikt nie przyszedł, więc mogłem delektować się widokiem w ciszy. A było co oglądać, bo z jednej strony Halicz, Kopa Bukowska, Krzemień, Połonina Wetliska, Połonina Caryńska i Pasmo Otrytu, a z drugiej Jaworniki, Żuków, pasmo Gór Sanocko-Turczańskich (jedno z kilku, stąd z małej litery, a Otryt jest jeden, niepowtarzalny i wyjątkowy).



Znad mgieł wystawała także Magura Łomniańska (1022 m), najwyższy szczyt tych gór. Słońce malowało na morzu mgieł malownicze pejzaże i aż żal byłoby chować się do namiotu tudzież ruszać w dalszą drogę. Efektownie prezentowała się na tym tle Kiczera Dźwiniacka (792 m) po stronie ukraińskiej Sanu.



Z gór udało mi się jeszcze rozpoznać Gorgany, w tym m.in. grzbiet Parenki (1737 m) oraz kulminację Kateryny (1030 m) za Przełęczą Użocką. Ogólnie było na co popatrzeć po obu stronach granicy. Więcej fotek w galerii, ja zaś po zjedzeniu widokowego, lecz bardzo skromnego śniadania (mając inne plany na główny posiłek poranny) zwinąłem namiot, zszedłem z wieży i zrobiłem jej jeszcze zdjęcie z dołu.



Zjeżdżając na dół zaglądam jeszcze do miejsca po leśniczówce, gdzie Ukraińcy wymordowali ukrywających się w niej Polaków. W nie byle jaki sposób – cytuję „Ze wspomnień Alozjego Wiluszyńskiego mieszkańca Tarnawy Wyżnej: Przyszedł dzień 15.08.1944 r. We dworze w Tarnawie Wyżnej kwaterował sztab UPA, a we wsi pancerna jednostka niemiecka. Kowpak (dowódca oddziału partyzantki radzieckiej) w tym dniu odszedł z całym oddziałem na południe. W Mucznem, w budynku, który nazywaliśmy "nadleśnictwo" zatrzymało się 74 osoby narodowości polskiej, które uchodziły przed zalewem represji i linią frontu. UPA czując się bezkarnie otoczyła budynek i wszyscy zostali zabici. Było tam dużo kobiet i dzieci. Pastwiono się nad oficerami. Wszyscy chyba mieli odrąbane głowy. Na koniec upowcy zapowiedzieli, że przez tydzień zwłoki mają leżeć nie pochowane - dla ostrzeżenia innych Lachów.".



Na pomniku świeże znicze, wieńce, warto o takich miejscach pamiętać. Szkoda, że leży kilkadziesiąt metrów obok szlaku, nie każdy tu zajrzy. Politycznie "niewygodny" temat, ale szlaki turystyczne można prowadzić jak nam się podoba. Chodzi o 70 metrów między pomnikiem, a szlakiem. A szlak idzie podmokłą polaną, więc praktyczniej zrobić obejście obok pomnika. Taka była zresztą droga na grzbiet przed Rzezią Wołyńską, obok leśniczówki ulokowanej na twardym gruncie. Tą drogą zresztą pojechałem, bo wpierw chciałem jechać szlakiem. Sama natura mnie skierowała w tam podczas dojazdu na wieżę o zmroku, a na powrocie obejrzałem sobie dokładniej miejsce kaźni.



Zjazd dość stromy, ale dałoby się objechać drogą dojazdową z Mucznego do wieży. Ja wybieram jednak wariant ze schodami, ten z wczorajszego wieczora, żeby obejrzeć wspomniane miejsce upamiętnienia mordu. Schody w dół, schody w górę i już Muczne. Wyznaczyłem trasę przez pokazową zagrodę żubrów, na  szczęście brama była otwarta. Dzięki temu zaoszczędziłem jedną przełęcz, a tych będzie jeszcze kilka. W zagrodzie żubry schowały się pod lasem, więc nawet nie wyciągam aparatu. Na ławeczce jem batona białkowego, zaś jadę, przez przełęcz między Widełkami a Działem Stuposiańskim, do Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej.



Droga jest bardzo wygodna, wysypana drobnym grysem. Na zjeździe trzeba więc nieco uważać. Przed szosą wojewódzką do Ustrzyk Górnych przejeżdżam mostem nad potokiem Wołosatym, miejsce skądinąd urokliwe. Tylko perspektywa jazdy szosą średnia, chociaż szosa uchodzi za widokową.



W Ustrzykach Górnych wpadam do Hotelu Górskiego PTTK na pożywną jajecznicę, to wielka zaleta obiektów PTTK, że prosta kuchnia jest czynna niemal non-stop i ceny posiłków poniżej cen rynkowych. Robię jeszcze zakupy w sklepie, po czym kręcę dalej szosą przez dwie przełęcze - Wyżniańską i Wyżną. Aby podbić walory widokowe Przełęczy Wyżniańskiej odbijam z niej jeszcze na Wierch Wyżniański, skąd oglądam panoramę Połoniny Wetlińskiej,



a także Połoniny Caryńskiej, Bukowego Berda, Halicza; ogólnie to jest wybitna panorama aż po Pikuj, najwyższy szczyt Bieszczadów! Uczta dla oka. Zjeżdżam na przełęcz, z niej na skrzyżowanie nad Nasiczniańskim Potokiem w Brzegach Górnych, skąd robię krótkie wahadło na drugą z wymienionych przełęczy. Po drodze ciekawa bacówka, a zwłaszcza wydrukowane memy. Memy spoko, a fakt faktem, zasięg kiedyś był tu tak tragiczny, że faktycznie lepiej było sobie ciekawsze fragmenty internetu wydrukować. Teraz jest znacznie lepiej niż powiedzmy 3 lata temu.



Szosa powinna być zawalona samochodami, ale ku mojemu zaskoczeniu nie ma wcale ruchu pomimo idealnej pogody, więc na kultowej patelni z Połoniną Caryńską w tle pięęękna panorama bez samochodów.



Co prawda nie miałbym nic przeciwko paradzie pojazdów retro, ale zazwyczaj to widuje się mało fotogeniczne puszki. Jak wyglądają te zdobycze motoryzacji mogę się zapoznać na samej przełęczy, która w zasadzie służy jako jeden wielki parking.



Zjeżdżam wzdłuż Nasiczniańskiego Potoku w Dolinę Sanu, a potem wzdłuż Sanu na zachód. San na tym odcinku słynie z licznych progów skalnych, które tworzą malowniczy wzór, zwłaszcza oglądane z góry lub boku. Woda w Sanie bardzo czysta, aczkolwiek ryby złapać w kadrze mi się nie udało.



W sumie jest niedziela, więc można by zajrzeć z przyzwyczajenia do kościoła. Nie byle jakiego kościoła, bo to cerkiew greckokatolicka pw. św. Mikołaja w Chmielu, obecnie używana jako kościół. Miała być spalona na planie filmowym w 1968 r., podczas realizacji filmu Pan Wołodyjowski, była nawet zgoda wojewódzkiego konserwatora zabytków w Rzeszowie (tak napisali w wikipedii). No, w każdym razie cerkiew stoi. Naukowcy się na coś przydali, bo zaprotestowali, a taki protest w tamtych czasach to było coś innego, niż dzisiaj post na fejsie z gwiazdkami.



Dalej jadę znanym i oklepanym szutrem przez rezerwaty przyrody Hulskie i Krywe, jest to ostoja największego polskiego drapieżnika, niedźwiedzia brunatnego. Jego populacja w Paśmie Otrytu osiągnęła już pojemność ekosystemu, spodziewałbym się pewnych regulacji (zwykle to brak pożywienia, choroby). Na razie wchodzi w konflikty z człowiekiem, ale czy odstrzał można nazwać regulacją naturalną? W sumie człowiek jest częścią ekosystemu i to dość istotną...



Na trasie wspaniałe widoki na progi Sanu, w zasadzie to nabrałem ochoty do kąpieli i wykąpałem się przy moście na Sanie, gdy dochodzi droga z Przełęczy Szczycisko, bo tam San jest najbardziej wygrzany, gdyż już zaliczył wszystkie progi, gdzie się leniwie sączył i wygrzewał w promieniach jesiennego słońca (i nieco studził w wąwozach). A progi tak wyglądały, naprawdę miały moc grzewczą. San miał grubo ponad 20 stopni przy moście.




Po krótkiej kąpieli w Sanie (koło mostu w Studennem było wystarczająco głęboko) jadę szutrówką do Terki. Polecam ten skrót, wygodny i szybki. Jechało ze mną kilku miejscowych, też z kąpieli - zajmowali miejscówkę pod mostem i zwinęli się w tym samym czasie. Mogliby się pluskać w Solince, ale wystąpiły pewne problemy techniczne, a mianowicie niski stan wody. No do opłukania wystarczy, ale nie popływasz raczej...



W Terce liczyłem na karczmę, ale jedyne co ugrałem, to nabicie wody z kranu pod korek. Dobre i to, nie narzekam. Karczma była czynna, a jakże, ale frekwencja ogromna, zaś zachód słońca blisko. Uwijali się jak w ukropie, więc ja też rozgrzałem korbę - podjazdem na Korbanię. Wybrałem planując trasę wygodny, ale dość stromy podjazd przez Dziurcz do czerwonego szlaku, na razie 100% w korbie.



Potem na czerwonym szlaku zaczęły się podejścia, ale niewielkie. Wyjątkowo łatwo jak na tak wybitny szczyt, zdążyłem idealnie, aby obejrzeć zachód słońca z wieży widokowej na Korbani!



Korbania, jakże fajnie byłoby ją zrobić 100% w korbie, nazwa góry super. Oczywiście widok z wieży jest dużo lepszy, tylko zachodni horyzont jest zasłonięty. O, dla przykładu Jezioro Solińskie podczas wrześniowej nocy.



Ogólnie miałem dylemat, czy nocować w pobliskiej chatce, czy na wieży, wybrałem wieżę. Jeszcze nie słyszałem o ataku niedźwiedzia brunatnego na wieży widokowej w Polsce, a w chatce tak. Pewnie próba mniejsza, ale zero to potężny argument :-)



c.d.n. ale nieprędko, bo fulla naprawiłem, więc będzie jeżdżenie, a nie pisanie.
« Ostatnia zmiana: 19 Cze 2024, 03:31 podjazdy »
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3970
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
W weekend mało jeżdżenia będzie, bo ognicho ze znajomymi, więc parę zdań.

Niedźwiedzie mnie nie zjadły, więc ciąg dalszy nastąpił. Ogólnie noc była tak spokojna, że niemal zaspałem na wschód słońca. W zasadzie wyszedłem z namiotu w momencie, gdy tarcza wynurzała się na lewo od Magury Łomniańskiej. W dolinie zalegały mgły, ale to nie dziwi, skoro znaczną część obniżenia zajmuje zbiornik zaporowy z licznymi odnogami.



Bieszczady widoczne jak na dłoni, od Bukowego Berda przez Połoninę Caryńską, Połoninę Wetlińską i Pasmo Wielkiej Rawki (częściowo zasłonięte przez Połoninę Wetlińską). To jednak oklepany temat, dużo ciekawsze jest wrażenie, gdy widzi się dwa poprzednie biwaki. To nieczęsto się zdarza, ale w worku bieszczadzkim jest całkiem możliwe, wpierw Jezioro Solińskie, a w tle - Pasmo Żukowa z wieżą widokową na Holicy (biwak nr 2).



Bardziej na prawo widzę Góry Sanocko-Turczańskie, a jeszcze bardziej po prawej Jaworniki. No i zgodnie z ruchem wskazówek zegara Dolina Górnego Sanu, nawet widać który zalesiony „kopiec” może być Jeleniowatym (biwak nr 3). W tle majaczą Beskidy Skolskie. Perła jesieni.



Po tych fotach położyłem się spać dalej, delektując się sauną w namiocie, w pełnym słońcu na górnej platformie wieży bez dachu. Jesienią najlepiej się wtedy śpi, zamiast +5 masz +25 stopni, a w porywach i +30 dociągnie. Pełen luksus. Dopiero o godzinie 9 się obudziłem, bo faktycznie było za ciepło. Zwinąłem manatki i zrobiłem jeszcze fotę wieży.



Zjazd do Radziejowej wygodny, ale dość stromy (20-30%). Trochę kamieni, korekta toru jazdy z fotami i już cywilizacja – Przełęcz Hyrcza




c.d.n.

"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna Borafu

  • Moderator Globalny
  • Wiadomości: 10704
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 02.04.2010

Offline Mężczyzna Felek

  • Wiadomości: 1300
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.11.2017
Ładnie, nostalgicznie... Teraz ciężej o zdjęcia wschodów... dla śpiochów.
Podróże z dziećmi www.tataimapa.pl

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3970
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Ciąg dalszy nastąpił

Z Przełęczy Hyrcza wygodny zjazd drogą z płyt przez łąkę, która pozostała po wsi Tyskowa. We wsi znajduje się cmentarz, nie zaglądam, ale jest opisane w internecie, że znajduje się na nim tablica o takiej oto treści: „"Wieś Tyskowa wyludniona kwiecień 1947. Ludność przesiedlona na ziemię
koszalińską i białogardzką. W tym miejscu spoczywają nasi przodkowie". To oczywiście w ramach Akcji Wisła. Takich miejsc na dzisiejszej trasie będzie więcej. Przy skrzyżowaniu z szosą tablica opisująca przebieg walk w rejonie Tyskowej podczas I Wojny Światowej. Ogólnie można powiedzieć, że region nie miał szczęścia…



Przy skrzyżowaniu są także czynne retorty do wypalania drewna drzewnego, akurat trwa proces przygotowania nowego wsadu. Kiedyś takie retorty były w wielu miejscach w Bieszczadach, ale z roku na rok ich ubywa. Cena czyni cuda, zapłacisz 2-5 razy więcej za polski węgiel drzewny?



Powoli opuszczam Ciśniańsko-Wetliński Park Krajobrazowy. Na przełęczy Radziejowej (szosa Wojtkowa-Baligród) niemiła niespodzianka, wszędzie nowe płoty i domki. Miejsce, gdzie kiedyś biwakowałem z piękną panoramą Bieszczadów odeszło, zostało skomercjalizowane, zaś cała przełęcz zasrana domkami. Koniec widoku, zniszczono jeden z najlepszych punktów widokowych w tej części Bieszczadów. Wielka strata, ale wiadomo – liczy się ka$a. Zjeżdżam szosą do Baligrodu, gdzie przy drodze do sklepu wzrok mój pada na ten oto pomnik, wystawiony w 1984 roku. Dopiero wtedy można było zacząć mówić prawdę o pewnej, bardzo niewygodnej sprawie.



Tablica na pomniku zawiera listę nazwisk Polaków pomordowanych przez bandy ukraińskie dnia 6 sierpnia 1944 roku w Baligrodzie. Wieczny pokój pomordowanym. Hańba mordercom. Jak widać po datach urodzenia, wiele osób przeżyło dwie wojny, ale nie przeżyło ataku UPA… W Baligrodzie zakupy,  a kilka kilometrów dalej kolejny pomnik, tym razem poświęcony żołnierzom poległym w walce z UPA. Miejsce znane jako zasadzka pod Łubnem. Żołnierza powinnością jest walczyć, natomiast o ile 21 żołnierzy faktycznie poległo w walce z bronią w ręku, to dziesięciu, którzy się poddali, Ukraińcy zabrali do lasu i tam zamordowali. To było 3 dni po śmierci generała Karola Świerczewskiego podczas starcia z UPA pod Jabłonkami i 2 dni po podjęciu decyzji o akcji „Wisła” przez Biuro Polityczne KC PPR. Ten mord dolał oliwy do ognia akcji wysiedleńczej. Pokazał, że nie ma już żadnych standardów, a pojęcie jeniec wojenny to wyświechtany frazes.



W okolicy znajdziemy jeszcze inne podobne tablice pamiątkowe. Akcję Wisła przeprowadzono z drobiazgową dokładnością, rozdzielając pieczołowicie społeczności, a nawet rodziny w różne, wówczas nieskomunikowane ze sobą tereny Polski. Odniosła pełen sukces zarówno w zakresie zlikwidowania problemu UPA, bo ZSRR 21 października 1947 przeprowadził podobną akcję na terenach ukraińskich, jak i wyeliminowania odrębności kulturowej (np. Łemków), co było zbieżne z ideą wykuwania człowieka socjalistycznego. Ogółem w ramach swoistej jak na owe czasy współpracy wysiedlono ponad 210 tysięcy ludzi, po jednej stronie granicy na zachód, a po drugiej na wschód, w tym i na Syberię. Domy spalono, mury wysadzano, pozostałości po wsiach zrównano ciężkim sprzętem.



Może jakiś przyjemniejszy akcent, mijam chatkę studencką Huczwice, trawnik wykoszony, wywieszona flaga PTTK, jak widać jeszcze działa. Przy obecnej komercjalizacji gór i cenach za nocleg w schronisku takie miejsca to skarb. Jadę na przełęcz między Chryszczatą a Morganią wygodną szutrówką. Po drodze urokliwe miejsce -Jeziorko Bobrowe. Przy jeziorku duża platforma widokowa, na której można zrobić sobie przerwę lub przeczekać deszczową pogodę. Na biwak nie polecam, bo są raporty (donosy) o niedźwiedziach.



Niedźwiedzi musi być sporo, skoro ule na przełęczy są za płotem z pastuchem elektrycznym, żeby niedźwiedzie nie wyjadały miodu. Zasilanie solarne, ciekawe na ile wystarcza. Na zjeździe mijam pojazd historyczny (u nas), czyli poczciwego UAZa. Wolę nie pytać, ile to pali... Nie wiem, czy rejestracja KUP 2296 oznacza cenę wywoławczą, no i w jakiej walucie. Jeśli w rublach, zapłaciłbym gotówką. Ale nie mam rubli. Nie moje klimaty. Kurs jednak dobry, samochód w cenie przejazdu pociągiem z Gdyni do Krakowa.



Kieruję się mniej więcej na zachód, przez tereny wysiedlone całkowicie podczas akcji Wisła, m.in. wsie Sukowate i Kamionki. Zabytkowe cerkwie spalono, zabudowę rozebrano, dzisiaj trudno rozpoznać, gdzie były wsie. Oczywiście w internecie można znaleźć opisy jak trafić do resztek piwnic, czy murów, ale na pierwszy rzut oka mało kto by się domyślił, że tu mieszkało kilkaset ludzi, było wiele domów, kościół, cerkiew, szkoła, młyn itd. Pozostały ładne widoki, na przykład na Suliłę.



Nota bene jakbyście jechali na Przełęcz pod Suliłą  z terenów dawnej wsi Kamionki, to miejscowi motorkami wyjeździli objazd potężnego terenu prywatnego, który zagrodził płotem istniejący szlak i drogę, jeszcze widoczna na starych zdjęciach satelitarnych google maps, podpisane 2024, ale pochodzą z 2018-2019. Od strony Kamionek ścieżka wyprowadza na objazd bezpośrednio, nie sposób się pomylić, ale z Przełęczy pod Suliłą trzeba pojechać w przeciwnym kierunku niż szlak. Tutaj mapka. Błąd nawigacyjny może kosztować około 1-2 godzin straty.



Ścieżka biegnie przez bardzo urokliwe tereny, więc w sumie jest lepiej. Podjechać się da całość. Przełęcz pod Suliłą to ostatnia bieszczadzka przełęcz podczas tego wyjazdu. Na przełęczy szosa, którą zjeżdżam przez Turzańsk do Rzepedzi, która leży już w Beskidzie Niskim. Zjazd szybki i nie wymaga hamowania, ale używam jednak hamulca, żeby obejrzeć z daleka cerkiew św. Michała Archanioła w Turzańsku, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, w grupie 16 drewnianych cerkwi z Polski i Ukrainy. Jestem w takim niedoczasie, że o zwiedzaniu nie ma mowy, zresztą zwykle cerkwie zwiedza się przez całowanie klamki, szkoda zużywać siły, opony i napęd.



Skład drewna w Rzepedzi robi wrażenie, stosy aż po horyzont. Przywożą tu surowiec z całego regionu, bo tuż obok jest duży kombinat drzewny. Z Rzepedzi jadę w kierunku Szczawnego, gdzie załapuję się na zakupy i jedzenie na stacji benzynowej. To swoista stacja benzynowa, czynna mniej więcej w godzinach pracy kombinatu, czyli do około godziny 17-18. Podczas kolejnego wyjazdu pocałowałem klamkę i musiałem jechać do stadniny po wodę. Tym razem jednak się udało i pełen sił jadę drogą z płyt, a później szutrem na Rzepedkę, jeden z najlepszych punktów widokowych w Beskidzie Niskim. Tak, Beskid Niski zaczynam z wysokiego C. Wspaniale prezentują się stąd Bieszczady, w tym Łopiennik, Połonina Wetlińska i Połonina Caryńska i Bukowe Berdo. Rzepedkę odwiedzam często, to moja ulubiona góra w Beskidzie Niskim, na dodatek dobrze drogowo skomunikowana.



Panorama obejmuje też Pasmo Graniczne w rejonie Wysokiego Gronia oraz okolice Przełęczy Radoszyckiej, przez którą przeprawiano się  przez Karpaty już w czasach starożytnych. Ogólnie solidna lekcja topografii, o ile wiemy gdzie w internecie szukać nazw szczytów, bo niestety off-line, czyli w realu, nie ma żadnej tabliczki z nazwami. Opuszczam szuter i wjeżdżam na leśną drogę, do górnej stacji wyciągu narciarskiego w Karlikowe. Przede mną Szeroki Łaz z panoramą sąsiedniego grzbietu Żurawinki z masztem radiowym i farmą ... wiatraków.



Ten odcinek trasy jest bardzo widokowy. Wpierw była Kamionka, potem Przełęcz pod Suliłą, następnie Rzepedka, a teraz Szeroki Łaz i Połoński Wierch, skąd jeszcze widok na Pohary i wieś Kulaszne przy szosie Szczawne – Czaszyn, a w tle Pasmo Żukowa z wieżą widokową na Holicy, na której spałem 3 dni temu. Niektórzy w takim samym czasie nawijają 1500 km :P Przede mną zaś … Tokarnia, kolejny grzbiet z widokami.



Na zjazd wykorzystuję zarastający stok narciarski w Karlikowie na Połońskim Wierchu. Przydają się oba systemy amortyzacji, przód i tył. Płynąc przez łąki oglądam plan przyszłej wycieczki, wykonanej w maju 2024 r., w tym dwie góry z wiatrakami - Patryja (Granice) i Wyższylas oraz Pogórze Strzyżowskie. Dolna część zjazdu przez łąkę porośniętą barszczem Sosnowskiego. Mam trochę cykora, bo liście nadal zielone, staram się skórą goleni nie dotykać niszczonej tkanki. Tym niemniej trochę na pewno olejków eterycznych dostałem, latem taki rajd zakończyłby się nocną wycieczką do pociągu i pełną izolacją od słońca przez 3 dni. Kwiatostanów nie ma, są dopiero w dole. Tam robię szybkie foty roślin i jadę dalej. Niedługo zachód słońca, promieniowanie o tej porze słabe we wrześniu, więc dzisiaj jestem w miarę bezpieczny. Na dole rośliny mają najlepsze warunki do rozwoju, ale na szczęście droga dojazdowa czysta.



c.d.n.
« Ostatnia zmiana: 22 Cze 2024, 02:41 podjazdy »
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3970
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Ciąg dalszy nastąpił.

Podjazd na Tokarnię niemal cały do zrobienia w siodle, a wydawało się, że będzie stromo. Z podjazdu ciekawy widok w kierunku Połońskiego Wierchu.



W miarę zdobywania wysokości zaczynają zza grzbietu Rzepedki wyłaniać najwyższe pasma Bieszczadów. Widoki są w zasadzie na cztery strony świata, zarówno w stronę Beskidu Niskiego, Bieszczadów, a także w kierunku pogórza. Panorama obejmuje także grzbiet Żurawinki (z wieżą widokową), a także Góry Słonne i Pasmo Chwaniowa.



Wspaniale prezentuje się stąd Bukowsko, położone pomiędzy dwoma wzgórzami z wiatrakami - Patryją po lewej, a Wyższymlasem po prawej. A na dole jeszcze do kompletu farma solarna. Idealne miejsce na nocne kadry, ale jednak nie zostaję. Szkoda dnia, poza tym tu też sporo niedźwiedzi nocą chodzi. Zjazd to festiwal światła, bo akurat idealnie pod słońce. Bezkres Beskidu Niskiego.



Można by dojechać tym grzbietem aż do Puław (ale nie tych nad Wisłą, lecz nad Wisłokiem), jednak ja na Przełęczy pod Tokarnią skręcam na południe, gdzie dość szybko osiągam nową leśną szosę, którą dojeżdżam do drogi wojewódzkiej w Wisłoku. Szosę tę wykorzystuję na szybki transfer na Przełęcz Szklarską, odwiedzając po drodze jeszcze sklep spożywczy w Jaśliskach. Z szosy też ładne widoki, zwłaszcza z podjazdu na Przełęcz Szklarską.



Biwak zakładam już o zmroku na widokowej polanie na grzbiecie Siwice. Noc była spokojna, słychać było tylko sowy i szczekające psy w oddalonym o 3 kilometry Króliku Polskim. Wschód słońca nie był może zbyt okazały, bo nad pobliskim nieco wyższym Jawornikiem, ale za to chmury dodały trochę uroku.



Po cyknięciu kilku fotek położyłem się dalej spać do namiotu. O poranku, gdy słońce delikatnie podgrzewa wnętrze namiotu śpi się najlepiej. Oczywiście około dziewiątej spać już się nie dało, więc zjadłem śniadanie, zwinąłem bagaż i o godzinie 9:44 pojechałem w trasę. W sumie miałem tej nocy spać na Cergowej, ale nawarstwiło się po drodze tyle opóźnień, że z Cergowej nic nie wyszło. Halami przez Kamińską jadę na Popową Polanę. To odcinek trasy o wybitnych walorach widokowych. Widać między innymi dawny PGR Abramów. Na jego terenie znajduje się największy w Polsce obszar porośnięty Barszczem Sosnowskiego.



Niżej w dolinie Abramowskiego Potoku, zwanego także Kamieńskim, leży Zawadka Rymanowska. W tle kilka pasm Beskidu Niskiego. Nie zjeżdżam jeszcze w dolinę, jadę grzbietem na Popową Polanę (Abramowską). Pięknie złocą się trawy, a zza Popowej Polany wyłania się już masyw Cergowej. Już wiem, że na te łąki będę zaglądał częściej. Ciekawie, jak tu jest jesienią, w październiku, gdy zaczerwienią się liście na drzewach?



Z Popowej Polany również piękne widoki, a na zjeździe przecinam linię 400 kV Krosno Iskrzynia – Lemešany, most łączący systemy energetyczne Polski i Słowacji. Cergową oglądam z dołu, ale ze względu na konieczność nadrobienia trasy zostawiam ją na kolejną okazję. Zjeżdżam szosą do Dukli, z ładną panoramą tego miasteczka.



Na dole mural „Cergowa witamy” oraz rozkopany totalnie rynek. Trwa wielki remont, więc nie zagrzewam długo miejsca. Kupuję prowiant na drogę i dalej też szosą do Łysej Góry (wsi), skąd duktem na ... Łysą Górę (grzbiet). Po drodze niespodzianka. Wilcza Kapliczka - postawiona w lesie na dawnym szlaku handlowym w miejscu, w którym według lokalnej legendy znaleziono rozszarpane przez wilki ciało kupca.



Wilków nie było, ale ludzi też nie. Łysa Góra. Prowadzi tędy Główny Szlak Beskidzki, to chyba jeden z rzadziej uczęszczanych odcinków. Łysa Góra wbrew nazwie dość mocno zarośnięta, ale są jeszcze łyse miejsca z daleką panoramą. Jedno z nich jest tuż pod szczytem, z widokiem na wschodnią część Beskidu Niskiego.



Im bliżej Grzywackiej Góry, tym więcej łąk, a mniej lasu. Panorama się mocno poszerza, sięga w kierunku Jaworzyny Konieczniańskiej, w tle Stebnicka Magura. Mincola w Górach Czerchowskich nie widać przy tej pogodzie, ale jest jak najbardziej do zobaczenia. Beskid Niski można opisać tezą, że im bliżej granicy państwa, tym więcej lasu. To widać w każdym kadrze tego wyjazdu.



W końcu zza drzew wyłania się charakterystyczny biały krzyż z platformą widokową – znak, że to już Grzywacka Góra. Już na dojeździe są widoki na wiele kilometrów, patrząc na północ widać tę ostrą granicę między Beskidem, a Pogórzem Karpackim. Z wieży panorama pogłębia się. Szosa na Przełęcz Hałbowską (Kąty-Krempna), Dolina Wisłoki, a nawet Liwocz, gdzie jest Sanktuarium Chrystusowego Krzyża i Matki Bożej Królowej Pokoju z tarasem widokowym. Planowane miejsce noclegu.



Północna krawędź Beskidu Niskiego ma miejscami pazur, na przykład ostre skłony górskie Perehyby i Cieklińskiej na zachodzie oraz Cergowej na wschodzie. Można by delektować się godzinami, ale na wieży są działające anteny rozsiewające promieniowanie elektromagnetyczne. Lepiej chyba zejść na dół, zresztą niedaleko kolejna wieża… Przed odjazdem jeszcze prezentacja maszyny.



Zjazd do Kątów kamienisty. Wiele sobie obiecywałem, że zjem w Kątach, tyle tu do wyboru, soczyste opisy na google, nowe opinie. Gówno prawda. W Kątach cała gastronomia nieczynna, błędne informacje w google, sprzed 5 lat. Jadę na głodniaka krajobrazową drogą polną przez Skałę. Podjazd krótki, bo i wysokość niewielka. Za to już ostrzę żeby na panoramę, bowiem na kolejnej górce widać wysoką wieżę widokową. Nota bene po wdrapaniu się na górę widać wieżę widokową na Grzywackiej Górze, na której byłem przed chwilą - ten biały krzyż na szczycie.



Biorąc pod uwagę, że widać też Liwocz, można tak jechać sobie od wieży do wieży, ciekawa sprawa. Dokoła sielankowy krajobraz, idylliczne zielone pastwiska, obawiam się tylko, że za kilka lat zostaną zasrane domkami jak Radziejowa. Pierwszy krok, czyli budowa drogi dojazdowej, właśnie się wykonuje. Walec wyrównuje nawierzchnię pod asfalt. Do Brzezowej zjeżdżam wspaniałym szutrem, który mam nadzieję nie zostanie zalany asfaltem.



Opuszczam Beskid Niski, zaś cel (Liwocz) widać doskonale przez całą drogę. Polami jadę do Pielgrzymki, skąd jeszcze taki pożegnalny kadr Beskidu Niskiego.



c.d.n.
« Ostatnia zmiana: 24 Cze 2024, 19:52 podjazdy »
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3970
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Czas teraz na perłę pogórzy karpackich, czyli Liwocz. Znalazłem fajną nową szosę, z widokiem na Beskid Niski. Idealnie na Jasło, na szczęście ruchu nie ma prawie wcale.



Jasło przejeżdżam bez zwiedzania, bo czasu mało. Tylko zakupy i jedno zdjęcie. Zależy mi na tym, żeby przed ciemnością zameldować się na wieży widokowej na Liwoczu. Podjazd na Liwocz jest przyjemny. Wybrałem co prawda stromy wariant, ale w większości szosowy, samochodów nie było, więc jechało się wygodnie. Końcówka podjazdu na Liwocz jest szutrowa, ale również komfortowa. Taki podjazd dla sakwiarzy.



Wieczorna panorama z Liwocza jest obłędna, ponieważ otaczające doliny są gęsto zaludnione, więc przy okazji też mocno oświetlone. Miejscowości przechodzą jedna w drugą, a w tle, czasem wiele kilometrów dalej, błyszczą wieże przekaźników radiowo-telewizyjnych. Przy dobrej pogodzie widać nawet światła obserwatorium astronomicznego na Łomnicy w Tatrach Wysokich. Dzisiaj takiego warunu nie ma, ale widać na przykład stawy Ujazd, wieś Kołaczyce, zaś w tle wprawne oko wypatrzy wieżę RTCN Sucha Góra koło Krosna (cztery światełka ustawione jedno nad drugim).



Doskonale wyłożone jest Pasmo Brzanki, które będzie areną jutrzejszego dojazdu na pociąg. Fenomenalnie prezentuje się wieś Brzyska oraz bardziej oddalony Brzostek. Oczywiście nie można pominąć Jasła….



Schodzę do namiotu, który rozbiłem pod wiatami przy szlaku na Brzankę, zaraz za platformą szczytową. To był dobry manewr, bo tych wiat nocą nie widać, a około północy wjechała na szczyt quadem grupa młodzieży. Byli bardzo głośni i wulgarni, więc na pewno lepiej, że nie spałem w zasięgu ich wzroku.  Na szczęście szybko pojechali na dół, zaś ja spałem do rana. Wschód słońca był nad Godowską Górą.



Na wieży spędzam trochę czasu, delektując się widokiem na morze mgieł jakie utworzyło się w dolinie Wisłoki. Pod promieniami słonecznymi mgły zaczynają falować i się unosić, jednocześnie powoli rozpraszając. Wyłaniają się poszczególne grzbiety, a wkrótce i pierwsze zabudowania.



Z Liwocza zjeżdżam szlakiem pieszym, który będzie mi towarzyszył aż do Brzanki. Nawijam całe pasmo, generalnie jazda jest przyjemna, w leśnym krajobrazie. Po drodze trafiają się osobliwości takie jak kamień z napisami (Rysowany Kamień), kilka borowików czy szyszkowiec łuskowaty, grzyb z czerwonej listy, w Polsce zagrożony wymarciem.



Nawierzchnia jest bardzo dobra, bo jest sucho, nie ma błota na szlaku. Dość szybko zdobywam Ostry Kamień, a potem już jest flow na Brzankę. Całą drogę liczyłem na jajecznicę w bacówce, niestety pocałowałem klamkę. Co to za schronisko, co jest czynne tylko w weekendy? Obiecująco wyglądał pobliski zamek, skądinąd niedawno wybudowany. Myślałem, że może to jakiś hotel z bufetem, ale nic z tego – chyba to posesja prywatna…



Na Brzance jest wieża widokowa, z której oglądam panoramę Tatr, ale tylko na barwnych tablicach, bo widzialność zdecydowanie zbyt słaba. Widać powiedzmy na 40-50 km, a mianowicie udaje się rozpoznać Maślaną Górę, Chełm i Pasmo Jaworzyny Krynickiej, Rosochatkę i Jodłową Górę, Pogórze Rożnowskie (Jamną, Rosulec, Majdan, Styr), zaś w tle fragmenty Beskidu Wyspowego, ale już ledwo widoczne.



Zjeżdżam na stronę północną wygodną drogą do Tuchowa. W Tuchowie już jazda szosą, przy okazji oglądam z zewnątrz Klasztor Redemptorystów i Bazylikę pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Tuchowie, ale bez zwiedzania wnętrza, bo mało czasu do pociągu. Szosami wracam do Tarnowa przez Granice Łękawickie. Po drodze z dwóch miejsc oglądam panoramę Tarnowa – wpierw z punktu widokowego na Górze Świętego Marcina w Zawadzie (słaby widok, bo druty w poprzek kadru), a następnie z ruin Zamku Tarnowskich (tu już znacznie lepiej). To już moja kolejna wizyta na tych ruinach, byłem kiedyś w nocy, no i teraz w dzień. W obu przypadkach panorama wybitna.



Poza starą częścią miasta można obejrzeć też Zakłady Azotowe w Tarnowie-Mościcach oraz tarnowskie blokowiska: Falklandy, Osiedla Niepodległości, Legionów i Zielone. Prezentują się bardzo dobrze z daleka, szkoda, że Poznań nie ma takiego punktu widokowego. Jest co prawda wieża widokowa na Dziewiczej Górze, ale trochę daleko od miasta. Tutaj odległość do miasta wydaje się być idealna.



Z Zamku zjeżdżam do pociągu (dworca kolejowego w Tarnowie), kończąc rowerową część tej wyprawy. Szybko i wygodnie, ze średnią prędkością 82 km/h w cenie 16 gr/km dojeżdżam do Poznania. A po powrocie do domu jeszcze szybkie użycie patelni i po kilku minutach delektuję się pożywnymi trzonami borowików smażonymi na maśle. Kapelusze zaś kroję na paski i odstawiam do suszenia. Jak się okazało, to były jedyne borowiki zebrane przeze mnie w tamtym sezonie…



Link do fotorelacji:
https://photos.app.goo.gl/5gpVsdzf9M6mCrR26
« Ostatnia zmiana: 26 Cze 2024, 02:37 podjazdy »
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna Trymer

  • Wiadomości: 3
  • Miasto: EU
  • Na forum od: 11.04.2018
Ale Panie Rigde, to nie tylko to co Piszesz - to Pogórze -Rożnowsko -Ciężkowickie, bądźmy rzetelni - Pozdrawiam i podziwiam.

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 3970
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Ale Panie Rigde, to nie tylko to co Piszesz - to Pogórze -Rożnowsko -Ciężkowickie, bądźmy rzetelni -
W tytule nie dało się już więcej napisać. Jest ograniczenie liczby znaków. W opisach zdjęć jest napisane, zresztą mezoregiony to Pogórze Ciężkowickie i Pogórze Rożnowskie - osobno.
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum