Ja kiedyś jadąc majówkę miałem cały czas wiatr północny. Wszystkie dni pod wiatr, do tego jeszcze zamieć śnieżna czasem. Niestety tak bywa, nie zawsze jest południowy
eee z Hiszpanią to różnie bywa.Ja 3 lata temu jechałem na Gibraltar to wiało mi tylko w mordę w Polsce, potem Niemcy to z wiatrem albo nijak, a we Francji od Strassburga aż po Nimes z wiaterkiem.A potem to głównie bokiem. Newralgiczna jest Langwedocja jako korytarz między Alpami, a Pirenejami i tam wiaterki hulają w te i nazad. Tam trzeba uważać zawsze
Ja z Połągi do Bartoszyc, przez Lipawę, Jurbork, Wiżajny (6 dni, ca. 630km) miałem cały czas pod wiatr.Jechałem na Pn, skręciłem na Wsch, Pd-Wsch, Pd i w końcu na Zachód, tyle że wiatr skręcał tak samo.Kraje nadbałtyckie mają w sobie to coś
Ja z Połągi do Bartoszyc, przez Lipawę, Jurbork, Wiżajny (6 dni, ca. 630km) miałem cały czas pod wiatr. Jechałem na Pn, skręciłem na Wsch, Pd-Wsch, Pd i w końcu na Zachód, tyle że wiatr skręcał tak samo.Kraje nadbałtyckie mają w sobie to coś
Jedna z dłuższych i bardziej szczegółowych relacji jakie czytałem w kontekście rowerów Rozumiem irytację, ale w sumie będąc gotowymi/spakowanymi na dość faliste tereny mogliście te same kartony z rowerami wrzucić w jakiś losowy samolot do kraju, który nie wymaga formalności - albo nawet tego flixbusa tylko np. na Bałkany. Ja bym tak pewnie poczynił
Z pewną niechęcią biorę się za spisywanie relacji z ubiegłorocznej rowerowej wyprawy. Nie wiem, czy będzie ona ciekawa, czy zdołam przemycić w niej jakieś pozytywy. Kilka miesięcy temu, krótko po tym, jak się odbyła, myślałem, że chcę o niej jak najszybciej zapomnieć, że nie będę w stanie sklecić paru zdań. Zimowe wieczory skłaniają wszakże do uspokojenia i zebrania myśli. Czas daje też możliwość spojrzenia z innej perspektywy na to, co wydawało się nieatrakcyjne i pozbawione uroku. A więc dobrze, coś napiszę. Mając na uwadze te dziwne wynurzenia, posłuchajcie, co się wydarzyło.Wczesną wiosną, obrabiając jakieś nieciekawe pisma w pracy, w radiu usłyszałem program o nowych kierunkach lotów uruchomionych przez naszego narodowego przewoźnika. Audycja ledwo docierała do moich zmysłów, bo byłem pochłonięty czymś innym, ale kątem ucha przyswajałem sobie owe informacje. Mówiono między innymi, że LOT rozpoczyna penetrację środkowej Azji, a konkretnie otwiera kierunek do Uzbekistanu. Jakoś mało mnie to obeszło, ale widocznie moja podświadomość czuwała, bo gdzieś w swym umyśle zapisałem tę wiadomość. Po kilku dniach ten ulotny sygnał zaczął mocniej pulsować w mym wnętrzu i przekształcać się w obraz możliwych przyszłych rowerowych wojaży. Ale czy nie za bardzo przesadziłem? Czy odpowiednio dobrałem zamiary do sił? Czy tak dalekie kraje są właściwe do odwiedzin dla rowerzysty o słabnącym potencjale? Czy wreszcie w Darku, moim rowerowym kompanie, znajdę akceptację dla tych planów? Wielkim plusem dla uzbeckiego przedsięwzięcia był oczywiście lot bezpośredni. Kilka godzin i jesteśmy na miejscu, bez przesiadek i tracenia czasu na obijanie się na obcych lotniskach. Dla nas to niezmiernie ważne, bowiem nie dysponujemy dużą liczbą wolnych dni. Zwłaszcza Darek, ojciec kilkuletnich dzieci, musi liczyć je dokładnie i uzgadniać wolne na rower ze swoją żoną. Zadzwoniłem do mego kolegi, by mu przedstawić moją propozycję. Spodobała mu się. Mogliśmy zatem zacząć planować szczegóły.Termin wyjazdu był niezbyt oczywisty. O ile ja właściwie mogłem ruszać o dowolnej porze, to Darek musiał szczegółowo opracować swoje plany, w których uwzględniał przede wszystkim rodzinne obowiązki. Po naszych konsultacjach wypadło, że optymalny był początek lipca. Niby trochę gorąco, ale nasze organizmy przywykły do prażenia się na słońcu. Z kolei praktycznie gwarantowany brak opadów wzbudzał w nas entuzjazm. Zarys planowanej trasy szybko został opracowany. Zatem lądujemy w Taszkiencie i nocnym pociągiem przemieszczany się ponad tysiąc kilometrów na zachód, by wystartować z Chiwy, odwiedzić Bucharę i Samarkandę oraz tadżycki Pamir, i z powrotem dobrnąć do stolicy Uzbekistanu. Zaiste chwalebne zamiary! Bardzo istotnym elementem tych planów był fakt, że zarówno Uzbekistan jak i Tadżykistan nie wymaga wiz od obywateli naszego kraju. To upraszczało sprawę i dawało szansę na bezbolesne podróżowanie, pozbawione siatki biurokratycznych trudności. Przez krótką chwilę analizowaliśmy też przecięcie Turkmenistanu w okolicach Chiwy, ale kraj ten stworzył tak absurdalne zasady odwiedzin, że rychło zrezygnowaliśmy z tej opcji. Poza wizą, której uzyskanie było żmudne, należało zorganizować sobie miejscowego przewodnika, który miałby nam towarzyszyć na każdym kroku. Nie mieliśmy czasu i elementarnej ochoty, by próbować sprostać tym zasadom. Po tych wstępnych ustaleniach zabraliśmy się za kupowanie biletów lotniczych. Zwykle robimy to wisząc na telefonach oraz wspólnie i równolegle pokonując kolejne fazy tej czynności. Tu warto zaznaczyć, że ja mieszkam w Wałbrzychu, a Darek w Warszawie, zatem jest to dość ciekawe przedsięwzięcie. W końcu dopięliśmy swego, bilety kupione, ja miąłem swój na trasie Wrocław-Warszawa-Taszkient, a Darek już tylko między stolicami Polski i Uzbekistanu. Z pewnym zdziwieniem odkryliśmy, że ja zapłaciłem mniej, chociaż miałem przemieszać się z przesiadką w Warszawie. Jak się potem okazało, ten niby mało ważny element – mój pierwszy lot - zaważył o fiasku całego przedsięwzięcia. Cena biletu z uwzględnieniem przewozu roweru wyniosła dla mnie około 2 800 zł, Darek wybulił stówkę więcej.Ciekawą kwestią był zakup biletów na pocprzeczytałem co prawda w dwóch etapach , ale w każdym z równym zaciekawieniem..fajnie się czytało..chciałbym tak umieć napisać
Po chwili w udo złapał mnie potężny skurcz. Wiłem się na łóżku, krzyczałem bezgłośnie i jednocześnie gorączkowo próbowałem tak napiąć nogę, by skontrować paroksyzm
W sumie lekcja na przyszłość, żeby lecieć razem z tego samego lotniska. Wtedy obie osoby mają zwrot kasy, no i można kombinować od razu, chociażby pociąg czy autobus. W sezonie w weekend bardzo trudno o wolne 2 miejsca w samolocie na cito, kilka razy tak sprawdzałem i z Poznania było ponad 2 tysiące za lot, który normalnie kosztuje 150-200 zł, a przecież jeszcze rower. Na szybko to można Islandię ogarnąć bo tam 3 drogi na krzyż. Alpy już wymagają trochę więcej planowania, ale są dostępne bez ograniczeń koleją.
Cytat: RODDOS w 5 Lut 2025, 18:17Po chwili w udo złapał mnie potężny skurcz. Wiłem się na łóżku, krzyczałem bezgłośnie i jednocześnie gorączkowo próbowałem tak napiąć nogę, by skontrować paroksyzm Gdy mnie łapie skurcz, pomocne mi bywa wbijanie w miejsce boleści, paznokcia, długopisu czy innego punktowego (lecz nie ostrego, coby się nie zranić) przyrządu, jaki jest do dyspozycji.