Autor Wątek: Wyprawa zastępcza, czyli 1000 km pod wiatr  (Przeczytany 4977 razy)

Offline Mężczyzna quiros

  • Wiadomości: 61
  • Miasto: Kato
  • Na forum od: 28.01.2022
Hej,

Przeczytalem relacje i oczywiscie podisuje sie tutaj pod postami tych osob, ktore chwala za jakosc  tekstu. Aczkolwiek, bardziej odpowiadaja mi opisy  np. PODJAZDY, ktory to przegotowywuje galerie zdjec okraszone komentarzami. Jednak zdjecie, w pryzpadku relacji z podrozy, ma oczywiscie swoja "sile".

A co do kolegi, to niespecjalnie rozumiem taki spoosb jezdzenia: maonowiscie, decydujac sie na tandem, zdaje sobie sprawe z ograniczen. DLa mnie oczywitym jest,  ze w takiej sytuacji poruszamy sie z tempem najwolniejszego...

Ja, w przeciwienstwe do przeszlosci, ostatnimi czasy poruszam sie solo, bowiem daje mi  taka opcja wolnosc, ktorej rowniez szukam podczas rowerowych eskapad.
Aczkolwiiek robilem  wypady z kumplem i wtedy to, kazdy motywowal kazdego w chwilach slabosci.

Brawo za opis, szanuje bardzo! :) Czytalem z przyjemnoscia!
Zdrowia, zdrowia, zdrowia oraz kolejnych  wypraw, zycze!

Offline Mężczyzna sierra

  • Wiadomości: 1052
  • Miasto: Elbląg
  • Na forum od: 06.09.2017
Pozwolę się nie zgodzić w kolegą z poprzedzającego mój wpis zdania.
Pamiętam
http://sierra.bikestats.pl/1160908,Trzy-siodemki-Mareckiego-z-Krzysiem-i-Leszkiem-zrobione.html
Pamiętam
"Wybrzeżem do domu..."
Pamiętam:
http://sierra.bikestats.pl/1670224,Sladem-MRDP-2017-Bartoszyce.html
Pamiętam:
http://sierra.bikestats.pl/2401062,Dla-Macka-CLXXIII.html

W każdym z tych przypadków i wielu innych, Ktoś musiał motywować.
Pojawiają się tarcia i tylko od Nas zależy czy się złamiemy, czy przetrwamy i przetrwa nasza przyjaźń, związek.
Najgorszym z rozwiązań w takim przypadku jest "dostosowanie do tempa najwolniejszego".
Oczywiście, trzeba pytać jak forma (jeśli jeden na dziesięć), to nie jest łatwo.
Nie można też dać partnerowi/partnerce przekazu, że jest ciężarem, dla tego szybszego, lepiej przygotowanego.
Wiele razy Krzyś nas zostawiał w środku lasu, bo zdawał sobie sprawę że takie postępowanie (będzie zwalniał, czekał na nas) zakończy "wycieczkę" i powrót "na tarczy".
Moim zdaniem kumpel zdał egzamin na piątkę, bo mając ograniczony czas zapewnił realizację celu.
Taki kumpel, to skarb.
Napisałeś, to tak obrazowo (używając porównań, metafor), wplatając wątki historyczne, ze gdybym był wydawcą, to zaproponował współpracę.
Tak trzymaj.
Zdrowia
 
 
 

Offline Mężczyzna RODDOS

  • Odwiedzone miejscowości: 16 358
  • Wiadomości: 731
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 25.02.2013
Hej,

Przeczytalem relacje i oczywiscie podisuje sie tutaj pod postami tych osob, ktore chwala za jakosc  tekstu. Aczkolwiek, bardziej odpowiadaja mi opisy  np. PODJAZDY, ktory to przegotowywuje galerie zdjec okraszone komentarzami. Jednak zdjecie, w pryzpadku relacji z podrozy, ma oczywiscie swoja "sile".

A co do kolegi, to niespecjalnie rozumiem taki spoosb jezdzenia: maonowiscie, decydujac sie na tandem, zdaje sobie sprawe z ograniczen. DLa mnie oczywitym jest,  ze w takiej sytuacji poruszamy sie z tempem najwolniejszego...

Ja, w przeciwienstwe do przeszlosci, ostatnimi czasy poruszam sie solo, bowiem daje mi  taka opcja wolnosc, ktorej rowniez szukam podczas rowerowych eskapad.
Aczkolwiiek robilem  wypady z kumplem i wtedy to, kazdy motywowal kazdego w chwilach slabosci.

Brawo za opis, szanuje bardzo! :) Czytalem z przyjemnoscia!
Zdrowia, zdrowia, zdrowia oraz kolejnych  wypraw, zycze!

Dzięki, zdrowie się przyda. Jak chyba każdemu.

Z Darkiem znamy się od 2008r., kiedy wspólnie przejechaliśmy całe Pireneje. W kolejnych latach wybieraliśmy się na następne wyjazdy. W ostatnim czasie jazdy odbywały się dwa-trzy razy do roku. Razem pokonaliśmy 20 tysięcy kilometrów. Z tych prostych danych można wysnuć słuszny wniosek, że znamy się raczej dobrze. Do tej pory kręciliśmy dość równo. Moją opinię na temat bieżącej jazdy i przyczyn naszego rozjechania się wyraziłem w relacji. Ja podupadłem (m. in. ze względu na zdrowie), on mocno potrenował. I tyle. Jaka będzie przyszłość, tego nie wiem. Na dłuższą metę jazda rozdzielna nie ma sensu, tyle do mnie dociera.
Nie zgodzę się z Tobą, że w parze powinno się jeździć tempem słabszego. Wtedy ten silniejszy nie ma żadnej przyjemności z jazdy, wlecze się i zdycha z nudów. Lepiej nich już goni, a ten słabszy będzie dojeżdżał na postojach. Być może ktoś czytając relację zrozumiał, że mam do Darka jakiś żal. Nic bardziej mylnego! Nawet sam go motywowałem do folgowania swoim chęciom i możliwościom.

Poza zwrotem pieniędzy należy Ci się prawdopodobnie odszkodowanie od Lotu.
Sprawa się toczy...



Offline Wilk

  • Wiadomości: 20267
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
A co do kolegi, to niespecjalnie rozumiem taki spoosb jezdzenia: maonowiscie, decydujac sie na tandem, zdaje sobie sprawe z ograniczen. DLa mnie oczywitym jest,  ze w takiej sytuacji poruszamy sie z tempem najwolniejszego...

Trudno tu o jakies reguły w tym zakresie, bo wszystko zależy od konkretnych ludzi. Jeździłem z różnymi osobami, jedni własnie oczekują, że będzie się jechać tempem najwolniejszego i jak osoba szybsza tego nie robi to ich to wkurza i uznają to za formę rowerowego egoizmu. A inna grupa ludzi z kolei nie znosi jak ktoś zwalnia by jechać ich tempem, bo mają wyrzuty sumienia, że ktoś poświęca dla nich swoją frajdę z jazdy i że robi przy nich za niańkę, a oni nie cierpią być dla kogos ciężarem.

Tak więc wszystko w tym zakresie zależy od podejścia konkretnych rowerzystów, obie postawy (jechanie tempem najwolniejszego oraz jechanie osobno własnym tempem, spotykając się co pewien czas) mają swoje plusy i minusy. Ale generalnie optymalny układ to taki, gdzie jadą ludzie o podobnych możliwościach fizycznych, bo przy dużych rozbieżnościach to prędzej czy później doprowadzi do konfliktów, szczególnie w terenie górzystym, gdzie różnice zaczynają być liczone w godzinach.

Z moich obserwacji - wiek oczywiście gra rolę, ale do tych (przy zdrowym człowieku prowadzącym aktywny tryb życia) mniej więcej 65 lat to jeszcze nie są duże różnice jeśli chodzi o jazdę typu wyprawowego, później zjazd z formą niestety szybko następuje. Natomiast wiek z reguły wpływa też na wiekszą liczbę chorób, a gdy zdrowie nie jest w pełni to wtedy już nie ma szans na tę samą formę co młodsi zawodnicy w pełni zdrowia.

IMO jeśli zależy nam na sensownej formie warto zainwestować w trenażer, bo wiele osób odpuszcza zimę i później trudno o podobny poziom formy co ludzie regularnie jeżdżący. Zimą wielu osobom trudno się zmobilizować do wyjścia na dwór, a wsiąść na trenażer jest sporo łatwiej. I trenażer wymaga też mniejszej objętości czasowej, godzinka solidnych interwałów to da tyle co 3h spokojnej jazdy na powietrzu. To szczególnie dobre rozwiązanie dla ludzi co zimą nie lubią jeździć. Jest na rynku ileś platform trnażerowych typu Zwift czy Rouvy, które są sensownie pomyslane i zmniejszają nudę jazdy na chomiku. 

Online Lester

  • Wiadomości: 261
  • Miasto:
  • Na forum od: 11.01.2024
Zarys planowanej trasy szybko został opracowany. Zatem lądujemy w Taszkiencie i nocnym pociągiem przemieszczany się ponad tysiąc kilometrów na zachód, by wystartować z Chiwy, odwiedzić Bucharę i Samarkandę oraz tadżycki Pamir, i z powrotem dobrnąć do stolicy Uzbekistanu.

Jasne, można było tak zrobić. Ja nawet proponowałem Cypr, ale propozycja ta nie przeszła. Poza tym wyjazd z dwóch tygodni skrócił się do dziewięciu dni, a to też stanowiło wyraźne ograniczenie.

Ty RODDOS lepiej podziękuj Opatrzności za ten odwołany lot z Wrocławia. W dwa tygodnie tak zaplanowanej trasy to nawet samochodem byście nie zrobili, jeżeli przy okazji chcielibyście coś jeszcze zobaczyć. I do tego ten lipiec! Dwa tygodnie to zajęłoby by Wam pokonanie rowerem trasy z Chiwy do Buchary - po pierwszych kilkudziesięciu kilometrach albo byście dostali pierdolca (płasko, monotonnie, 200 km bez żadnego zakrętu), albo udaru słonecznego, albo odwodnienia, albo wszystkiego naraz jednocześnie i resztę wyprawy spędzilibyście w szpitalu (w Chiwie lub Bucharze, zależy skąd zabrała by Was karetka, obstawiam Chiwę). Chociaż jakiś Hugh jechał tam rowerem w lipcu  2022 roku, ale nie wiadomo, jak nieszczęśnik skończył. Byliśmy tam z żoną na początku maja zeszłego roku i trasę Taszkient->Nukus->Chiwa->Buchara->Samarkanda->Dolina Siedmiu Jezior w Tadżykistanie->Taszkient zajęła nam równo 8 dni, a poruszaliśmy się samolotem (Taszkient->Nukus), wynajętą taksówką (Samarkanda->Siedem Jezior i Nukus->Chiwa) i pociągami na pozostałej trasie. Ostatnią rzeczą jaką bym chciał zrobić w życiu, to wyprawa rowerowa do Uzbekistanu i to w lipcu, gdy już w maju upał był nieznośny (przynajmniej dla mnie).
A poza tym to gratuluję pióra i życzę powodzenia na dalszych wyprawach (tylko błagam nie do Uzbekistanu ;))

Offline Mężczyzna TripRider

  • Wiadomości: 498
  • Miasto: Pomorze Środkowe
  • Na forum od: 29.07.2019
Rewelacyjna relacja! Przeczytałem na razie do Tartu i przerwałem, bo czasami trzeba spać.  :) Powoli sobie przeczytam dalej, bo, naprawdę, pióro masz niezłe. Szkoda, że nie opakowałeś tego w jakiegoś fajnego ebooka lub coś w tym stylu.

Offline Mężczyzna Felek

  • Wiadomości: 1362
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.11.2017
Ciekawa relacja. Trudno się oderwać, raz że dobrze piszesz, dwa że łatwo się potem zgubić... Gdybyś przed każdym dniem dał krótką wzmiankę, wytłuszczoną czcionką Dzień X można by łatwiej się odnaleźć (z tego powodu moje opisy podróży rowerowych zamieszczam na własnej stronie - tu na forum, nie bardzo jest jak to dobrze zaprezentować).

Startowaliście z Marymontu, toż to rzut beretem ode mnie... pewnie nieraz widziałem kolegę Darka na rowerze, sam jeżdżę codziennie. Odnośnie samej wyprawy, nie mnie oceniać destynację bo w żadnej z dwóch możliwych jeszcze nie byłem, chociaż do koła Bałtyku pewnie się kiedyś wybiorę. Czytałem już kilka Twoich wcześniejszych relacji - w tym tę do Szwecji. Trochę już z kolegą jeździłeś a biorąc pod uwagę, jak piszesz, że na co dzień więcej jeździsz na rowerze niż kolega, myślę, że kłopoty mogą się wiązać jednak z chorobą.

Co do dojazdu (dolotu), do Warszawy, ja pewnie wybrałbym pociąg lub auto. Ktoś już napisał, że nieduży uzysk, a ryzyko jednak większe. Ale raz na blisko 20 lat wyjazdów może się przydarzyć. Nie będę oceniał kolegi Darka odnośnie kompana rowerowego. Sam jeżdżę z rodziną (żona, trójka dzieci), na wyprawy rowerowe i mimo, że mój rower jest najcięższy nie mogę jechać tempem jakim bym chciał. Trzeba motywować dzieci i zwolnić. Tu dużo zależy od tego jak się kto dogada. Zastanowiła mnie jednak kwestia namiotu. Pisałeś, że wieźliście go na zmianę. Taka rzecz może nie jest ciężka, ale jednak generuje pewne opory powietrza co przy wietrze w 'twarz' jaki Wam niemal do końca towarzyszył, ma znaczenie. Osobiście na miejscu Darka, w Waszej sytuacji przejąłbym go na stałe, a może nawet zabrał części klamotów od Ciebie. Wtedy Darek nie musiałby rezygnować z 'ciśnięcia' i jazdy na swoich możliwościach jadąc wolniej, a Ty zapewne  mógłbyś pedałować trochę szybciej.

Zrobiłem podobnie na zeszłorocznym, 3 dniowym wyjeździe z żoną (pierwszy raz we dwoje bez dzieci). Ja wziąłem wszystkie bagaże a żona jechała na letko. Dzięki temu byliśmy w stanie przejechać średnio 130 km na dzień w pagórkowatym terenie. Tak poza tym, uważam że przy turystycznym wyjeździe z sakwami, dzienne dystanse jakie pokonywaliście były całkiem ok. Taki rozkład pozwala zrobić całkiem sporą trasę, ale i zobaczyć nieco więcej, nie tylko z punktu widzenia rowerzysty.

No i nie wiem czy coś przeoczyłem, ale nie widziałem linku do zdjęć, chyba że dopiero będziesz załączał. Chętnie zobaczyłbym jak realnie te krajobrazy wyglądają, bo z opowiadania to widok trochę smętnie się prezentuje... chmury, deszcz i wiatr.

Na koniec życzę zdrowia, głowa do góry. Oby za rok udało się ponownie wyruszyć gdzieś na rowerach razem z kolegą!
Podróże z dziećmi www.tataimapa.pl

Offline Wilk

  • Wiadomości: 20267
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
No i nie wiem czy coś przeoczyłem, ale nie widziałem linku do zdjęć, chyba że dopiero będziesz załączał. Chętnie zobaczyłbym jak realnie te krajobrazy wyglądają, bo z opowiadania to widok trochę smętnie się prezentuje... chmury, deszcz i wiatr.

Zdjęcia z tej wyprawy Roddosa i Darka są w pierwszym poście:
https://photos.google.com/share/AF1QipOwbVedQkncRdEbraUsw_SZa9th7Yv0O5YXDl8q5dwNuGhpg9xD1s_tQ0XvUY911g?key=RFNOV0dZX2YxWEJiaHpnZ2d1bmRoY09RTU9BakNn

Offline Mężczyzna RODDOS

  • Odwiedzone miejscowości: 16 358
  • Wiadomości: 731
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 25.02.2013
Dzięki za kolejne pochwały. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Moja pisanina powstała głównie dla mnie, bo mogłem jeszcze raz się przejechać po tej „zastępczej” bałtyckiej trasie, no i dla Darka, który nie wiedzieć dlaczego, nieraz wręcz wymusza na mnie płodzenie tych rowerowych opowieści. Może dlatego w niektórych miejscach relacja była trochę zbyt osobista. A skoro już ją napisałem, to można było ją wrzucić w eter.
Nie będę cytował wypowiedzi poprzedników, bo szkoda forumowych megabajtów. Odniosę się do nich w po kolei.
Wilk analizuje jazdę osób o różnych kondycjach. Trudno się z nim nie zgodzić (jak zwykle). Ja dodałbym tylko jedno. Zupełnie inaczej to wygląda, gdy jedzie się w parze, a inaczej, gdy większą grupą. Para, która się dobrze zna (jak ja z Darkiem), nie musi nic ustalać, wszystko dzieje się samo. Dla nieznajomych, którzy pierwszy raz wyruszają ze sobą w drogę taka różnica doprowadzi w szybkim tempie do rozstania, może nawet w nerwowej atmosferze. W pierwszym przypadku oprócz roweru ludzi łączy wieź na innej płaszczyźnie, w drugiej nie łączy nic. W większej grupie (dobranej na chybcika) to już może być sodoma i gomora, a na pewno dojedzie do gwałtownego rozpadu („promieniotwórczego”), gdy takie kłopoty się pojawią. Z Darkiem w zeszłym roku byliśmy też w Budapeszcie i Berlinie, oprócz nas jechało kilku innych kolegów. Zwłaszcza ten pierwszy wyjazd był obrazem ucieczek, pogoni, zamieszania i dramatycznych zdarzeń. Do jakiś wielkich konfliktów nie doszło, bo była to tylko czterodniówka.
Ten nasz sposób jazdy opowiadał nam obu. W latach poprzednich zdarzało się różnie. Bywało i tak, że ja na niego czekałem. Na bałtyckiej wyprawie nie umawialiśmy się na niego od razu, bo naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że on jest aż w tak świetnej formie. Jazdę planowaliśmy na 5-kilometrowe zmiany, co mamy ustalone od lat. Już początek trasy uświadomił nam, że to się nie uda. Nikt z tego nie robił problemu, nikt do nikogo nie miał żalu. Szczerze mówiąc nie męczyłem się jakoś katorżniczo, po prostu jechałem wolniej, swoim tempem. Źle by się dla mnie skończyło, gdybym za wszelką cenę chciał utrzymać koło. Najbardziej martwiły mnie te skurcze, które dwa razy się pojawiły, bo z bólem nie da się jechać. Na szczęście były to tylko epizody. O przekazaniu Darkowi części bagażu nie było mowy. Takie mamy zasady. Zresztą chyba nie miało to znaczenia. Namiot waży tylko 1,1 kg, a więc tyle co pełny bidon. Na etapach, na których to Darek taszczył nasz domek, nie było żadnej różnicy – dla mnie i dla niego. To nawiązanie do postu Felka. Dzięki za życzenia, akurat teraz się przydadzą. Na jednym ze zdjęć (chyba pierwszym) jest adres, spod którego startowaliśmy z Warszawy.
Na deser zostawiłem sobie Lestera. Drogi Kolego, dzięki serdeczne za słowa troski. Jak byłoby w Uzbekistanie, naprawdę nie wiem. Może byśmy płakali rzewnymi łzami, które byłyby jedyną wilgocią w promieniu stu kilometrów, może kości nasze dokładnie ogryzione przez dzikie zwierzęta walałby się po półpustyniach. Wszystko się mogło zdarzyć. Wiem tylko o dwóch sprawach: zakładany tysiąc kilometrów (z małym haczykiem) w dwa tygodnie, to fraszka, a uzbeckiego upału też się nie baliśmy. Jakoś tak lubimy ciepło, nawet pod 50 stopni. Doświadczyliśmy go w Omanie i suchej Andaluzji. Dla mnie wyzwaniem byłaby końcówka planowanej trasy, Pamir, ale jakoś bym się może wdrapał. A tak na serio, zgodnie z sugestią zawartą w Twoim ostatnim zdaniu, do Uzbekistanu na razie się nie wybieram (się nie wybieramy – z Darkiem). Przynajmniej w tym roku. Pozdrawiam i odwzajemniam życzenia udanych rowerowych wyjazdów.



Offline Mężczyzna quiros

  • Wiadomości: 61
  • Miasto: Kato
  • Na forum od: 28.01.2022

Zdjęcia z tej wyprawy Roddosa i Darka są w pierwszym poście:
https://photos.google.com/share/AF1QipOwbVedQkncRdEbraUsw_SZa9th7Yv0O5YXDl8q5dwNuGhpg9xD1s_tQ0XvUY911g?key=RFNOV0dZX2YxWEJiaHpnZ2d1bmRoY09RTU9BakNn

Wielkie dziekuje!

Ja rowniez nie zauwazylem  linka do tych zdjec!

Milego weekendu!

Online Lester

  • Wiadomości: 261
  • Miasto:
  • Na forum od: 11.01.2024
Może byśmy płakali rzewnymi łzami, które byłyby jedyną wilgocią w promieniu stu kilometrów, może kości nasze dokładnie ogryzione przez dzikie zwierzęta walałby się po półpustyniach...
Dokładnie tak to sobie wyobrażałem. A wariant z karetką co Was zabiera do szpitala to wariant najbardziej optymistyczny ;) A już zupełnie poważnie. Uzbekistan jest zdecydowanie wart odwiedzenia. Czy rowerem? - to sprawa mocno dyskusyjna. Ja bym się na to nie zdecydował. Jeżeli już, to darowałbym sobie odcinek Chiwa-Buchara. Dalej, na wschodzie, już zaczyna się coś dziać, co nie znaczy, że jest ładnie i ciekawie. Do Uzbekistanu jeździ się dla zabytków Samarkandy, Buchary i Chiwy (ta ostatnia, najmniej znana, najbardziej przypadła mi do gustu). Niektórzy wyruszają jeszcze nad brzegi Jeziora Aralskiego, ale nie wiem, czy warto. Gdybyś chciał zobaczyć, czego nie zobaczyłeś, to pod tym linkiem masz zdjęcia z naszego wyjazdu (mojego, żony i jej siostry). Zdjęcia nie są opisane, ale można się domyślić, gdzie były zrobione, bo trasę, którą zrobiliśmy podałem w poprzednim moim poście. Ostatnie zdjęcia w albumie to okolice jeziora zaporowego Charvak.

Offline Kobieta Weronika

  • Wiadomości: 373
  • Miasto: Wychódźc
  • Na forum od: 26.01.2020
    • Dawne podróże - pamiętnik z początku XXI wieku
Na wyjazdy rowerowe zawsze biorę ze sobą specjalny kajecik, w którym na bieżąco odnotowuję przebieg trasy i parametry jazdy. Przed śniadaniem go uzupełniłem wpisując przebyty poprzedniego dnia dystans 138 km oraz żenującą średnią 18,5 km/h.
Ja mam średnią wieloletnią ok. 16 km/h  :lol:

Offline Mężczyzna RODDOS

  • Odwiedzone miejscowości: 16 358
  • Wiadomości: 731
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 25.02.2013
Na wyjazdy rowerowe zawsze biorę ze sobą specjalny kajecik, w którym na bieżąco odnotowuję przebieg trasy i parametry jazdy. Przed śniadaniem go uzupełniłem wpisując przebyty poprzedniego dnia dystans 138 km oraz żenującą średnią 18,5 km/h.
Ja mam średnią wieloletnią ok. 16 km/h  :lol:

No tak, przekonałaś mnie, wcale nie była żenująca.

Lester, dzięki, może skorzystam z Twoich podpowiedzi. Oczywiście jeśli zdecyduję się na pozostawienie kości w Uzbekistanie.



Offline Mężczyzna aard

  • Wiadomości: 6167
  • Miasto: Wiedeń
  • Na forum od: 15.08.2007
    • Moje wyprawy
Miewałem problemy ze skurczami na początku sezonu, jak za zbyt mocna trasę sobie dowaliłem (pozostawmy niedomówienie, jaka trasa jest dla mnie "zbyt mocna" ;) ). Od dwóch lat problemów nie mam. Patent? Przez pierwszy tydzień wyprawy codziennie jeden bidon Isostaru (ok 15g proszku na bidon). Polecam.
A na rowerze zawsze jest miejsce siedzące... chyba że jesteś bikepackerem :p

 

Offline Mężczyzna RODDOS

  • Odwiedzone miejscowości: 16 358
  • Wiadomości: 731
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 25.02.2013
Miewałem problemy ze skurczami na początku sezonu, jak za zbyt mocna trasę sobie dowaliłem (pozostawmy niedomówienie, jaka trasa jest dla mnie "zbyt mocna" ;) ). Od dwóch lat problemów nie mam. Patent? Przez pierwszy tydzień wyprawy codziennie jeden bidon Isostaru (ok 15g proszku na bidon). Polecam.

Dzięki za poradę. Te skurcze aż tak często mnie nie łapią. W każdym razie zapamiętam, choć prawdę mówiąc nie mam przekonania do używania izotoników.



Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum